Kiedyś, kiedy byłem piękny (ekhm) i młody grałem praktycznie we wszystkie gatunki gier. Oczywiście miałem jakieś preferencje, ale właściwie trudno powiedzieć, żebym ograniczał się do jednego czy dwóch typów. Jednym słowem w tym samym czasie potrafiłem ścigać się w Test Drive, mordować w Doomie i bawić się w budowanie miasta w SimCity. A wszystko to przeplatać partyjkami w wirtualną piłkę kopaną czy też „basketa”.
Niestety im więcej kresek pojawia się na moim biologicznym zegarku tym bardziej zaczynam odczuwać… ograniczenia. Jeśli właśnie pomyśleliście, że staremu Niebieskiemu Łosiowi nie starcza już refleksu czy ducha walki to jesteście w wielkim błędzie. Wciąż na równych prawach mogę konkurować z żądnymi krwi 12-latkami na serwerach Call of Duty. No, może nie znam tylu przekleństw, ale staram się jak mogę…
Problemem jest jednak czas. Ta prozaiczna składowa naszej rzeczywistości o ile w wieku szkolnym czy też studenckim nie odgrywała tak istotnej roli, o tyle od kiedy zacząłem dorosłe życie determinuje moje „być albo nie być”, a zatem też „grać albo nie grać”. Przypuszczam, że nie jestem jedynym na Ziemi, który cały czas na swoich plecach czuje oddech Wielkiego Tykacza. Niestety, nawet najsilniejsza chęć i potrzeba nie wygra z codziennymi obowiązkami dorosłego człowieka. Bo przecież pracować trzeba, nie wspominając już o rodzinie, domowych obowiązkach i całej gamie atrakcji tzw. dorosłego życia.
Oczywiście w tej sytuacji gracz musi się odnaleźć niejako na nowo i w jakiś psiejski-czarodziejski (że zacytuję mojego bohatera z czasów dzieciństwa) sposób wygospodarować czas na swoją pasję. Problem w tym, że owa sytuacja ma swoje ograniczenia. A te niestety odbijają się na naszych wyborach. Niedawno pisałem, że od lat darzę wielkim sentymentem gry strategiczne. Niestety, ostatnio faktycznie sporo w nie grając dochodzę do wniosku, że ten gatunek gier nie jest już dla mnie. Po prostu nie starcza mi na nie czasu!
Co z tego, że chętnie odpalę sobie Sins of a Solar Empire, kiedy jedna (!) partia w porządnej wielkości układzie może trwać kilkadziesiąt godzin?! Wczoraj przesiedziałem praktycznie cały dzień nad Space Empires V. I co? Można powiedzieć, że dopiero zacząłem grać, moje imperium raczkuje. No może już nauczyło się siedzieć. Nie zmienia to jednak faktu, że to dopiero początek zabawy, a przecież siedziałem dobre 10h! I jak w tej sytuacji grać w strategie kiedy w ciągu tygodnia na gry jestem w stanie wygospodarować maksymalnie godzinę dziennie? Nie pomogą tutaj moje gorliwe deklaracje, że kocham strategie, że uwielbiam patrzeć jak gromadzą się moje wojska, jak rośnie w siłę moje imperium i jak ostatecznie miażdżę przeciwnika (tudzież on mnie…). Wielki Tykacz jest nieubłagany, a wyrok zawsze ten sam.
Pewnie, mogę grać sobie w strategię odpalając ją na godzinkę dziennie. Ale w tej sytuacji mógłbym w jeden tytuł grać okrągły rok, a raczej nie o to mi chodzi. Nie w sytuacji kiedy do końca roku ma się ukazać co najmniej 4-5 gorących pozycji, w które bezwarunkowo będę musiał zagrać.
Inaczej sprawa ma się z wszelkiej maści strzelankami czy nawet przygodówkami, których ukończenie zajmuje kilka, kilkanaście, maksymalnie kilkadziesiąt godzin. Na przejście całej gry, a nie rozegranie jednej partii! Nawet jeśli mogę im poświęcić godzinę dziennie robię to ze świadomością, że w przeciągu tygodnia, góra dwóch gra padnie. Wszak są jeszcze weekendy gdzie czasu jest nieco więcej.
Wniosek – jedynym momentem kiedy na poważnie można bawić się strategiami jest okres szkolny lub… emerytalny. Pozostałe wydają się niezwykle nieprzyjazne ze względu na deficyt koniecznego do strategii czasu. Jak więc robią to maniacy gatunku? Przecież nie wmówicie mi, że grają w nie tylko dzieciaki i emeryci.
Brak czasu dla strategii w moim przypadku pociąga za sobą dodatkowe konsekwencje. Choć bardzo logicznie to sobie wytłumaczyłem nie potrafię zagłuszyć swojego pociągu do tego gatunku. Skutkuje to tym, że rozpoczynam kolejne tytuły i nigdy ich nie kończę. Tych, które zacząłem i nigdy nie skończyłem mógłbym wymienić dziesiątki – poczynając od Panzer Generala, przez Close Combat, Combat Missions, Battles In Normandy, na Company of Heroes kończąc. Oczywiście większość z nich trzymam na dysku oszukując się, że „kiedyś znajdę czas i dokończę rozpoczętą kampanię”…
A wy znajdujecie czas na granie w takie tasiemce? Jak godzicie obowiązki życia dorosłego i pasję grania w czasochłonne gry? Jest jakiś kompromis?
Witam!Jestem nowym użytkownikiem Vallhalli co prawda obserwowałem już serwis, lecz do zarejestrowania skusił mnie autor tekstu. Mam 17 lat i można powiedzieć, że jestem jeszcze „g*****em” lecz odczuwam podobny kryzys w stosunku do strategii i podobnych czasochłonnych gier. . . kiedys potrafiłem godzinami siedzieć przy moich ulubionych strategiach i kiedy mnie wciągneło to tak jakby czas się zatrzymał ;). Jednak z czasem zaczełem odczuwać, że mam coraz mniej czasu z powodu różnych obowiązków itp. siadałem przed moim CRT i nie mogłem się zrelaksować ponieważ miałem uczucie goniącego mnie czasu trzeba zrobić tu, to, tam, a to słońce oślepia moje oczy, to se myślę pogram sobie pod wieczór a tu zonk puźno i trzeba być jutro wypoczętym. Wkońcu doszedłem do wniosku, że strategie nie są dla mnie. . . to samo właściwie z RPG’ami już nie potrafie w nie grać jade na pałę, żeby tylko przejść ;/ i zająć się swoimi sprawami. . . obecnie gram tylko w FPS’y (głównie szybki szpil w sieci), gry wyścigowe itp tylko, aby się odpreżyć i wrócić do obowiązków. Pozdrawiam!
Hmm. . . jakoś znajduję. Staram się wyskubać czas na hobby pt. „gry komputerowe”. Raz wychodzi to lepiej, innym razem gorzej, czasem w ogóle nie chce wyjść 😉 ale w ogólnym rozrachunku nie jest źle. Dużo w tym zasługi mojej żonki, która dzielnie znosi zasypianie w samotności, gdy ja do 2-3h w nocy kolejny raz szturmuję jakiś zamek lub próbuję nie dopuścić do załamania ekonomi po kolejnej stracie cennego źródła surowców. Patrząc na zagadnienie z większej perspektywy, mniejsza ilość czasu wpływa korzystnie na radość z gry – dłużej się w nią gra mając do dyspozycji np. kilka a nie kilkanaście godzin dziennie. To trochę tak jak z jedzeniem tortu małą łyżeczką po to by dłużej cieszyć się jego smakiem. Aktualnie gram w „Wiedźmina” – dostałem go w grudniu pod choinkę od żonki :)Najpierw czekał kilka miesięcy nim „zmęczyłem” „Crysisa” i zakończyłem przygodę z „WoW”. Zastanawiam się tylko co to będzie gdy w końcu pojawi się StarCraft II 😀
ja bym sie jednak zastanowil drugi raz nad tym czy to rzeczywiscie kwestia tylko czasu. bo ja uwazam ze nie. pisal kiedys o tym malacar (nie tak dawno) – i on afair napisal wlasnie ze wyrosl z pewnych gatunkow. ja jak kazdy z mojego pokolenia lupalem kiedys we wszystko – doslownie. teraz nie przez braki czasowe ale z wlasnej woli zawezilem gatunki w ktore gram (tylko) do crpg/mmrpg, fps oraz scigalek. musze jednak nadmienic ze nawet w kwestii ww gatunkow dokladnie sobie wybieram w co chce zagrac – bo srednio mnie juz rajcuja bezmyslne fpsy tudziez niewydarzone scigalki 😉
Niestety artykuł to prawda pełną gębą. Moje ulubione strategie : Civilization IV i Football Manager – ileż czasu one kradną. I mając 22 lata i studia niemal skończone (obrona tuż tuż) znajduje czas aby pograć. Nie są to godziny, bite kilka godzin jakie siedziałem będąc młodszy o studia i parę lat – ale godzinka nikomu nie zaszkodzi. I jest to równie przyjemne, choć ciężko się oderwać – jeszcze jeden mecz obiecuję 😛 – ale frajda ta sama. Bo czy przesiedzenie całego dnia na graniu to taka przyjemność ? To raczej męczące . . no chyba , że nie należę do maniaków gier i moje odczucia są ciut inne.
nie mam czasu na półce kurzy się ME a ja nie mam czasu w niego grać. Aby była satysfakcja trzeba przynajmniej godzinkę na „rozruch” gry, by wczuć się w klimat a potem następnych 3-4 na grę, no po prostu się nie da :). Co do strategii to widzę, że robi się nisza na prostą grę (nie ogame) gdzie czas będzie płynął sobie sam a my od czasu do czasu grę doglądniemy zmieniając to i owo i wtedy dałoby radę grać jakoś po godzince na tydzień (w sumie).
lovebeer —> wiek i jego wpływ na dobór gatunków to swoją drogą. Zauważyłem że zupełnie nie kręcą mnie już gry pokroju Doom, Quake czy tego typu wynalazki. choć kiedyś nie ukrywam że lubiłem sobie w takie rzeczy pograć. Jednak strategie wciąz wywołują szybsze bicie serca jednak po prostu nie starcza mi na nie czasu 🙁
A ja się ostatnio przeprosiłem ze strategiami. Odkurzyłem Total War, pościągałem różne mody, i grając godzinkę dziennie przeżywam drugą młodość. A też już miałem wątpliwości co do tego czy uda mi się zaangażować w jakąś co bardziej wymagającą grę. Nie tylko związane z czasem. Również zaczęło brakować mi zdolności koncentracji. I cierpliwości. Chyba zmieniło mi się to gdy zacząłem traktować gry strategiczne jako ćwiczenie na szare komórki. A jako że wykonuję ostatnio pracę dość nudnawą i stereotypową, potrzebuję takiego mózgowego ruchu przy monitorze. Nawet chwilkę dziennie.
Niektóre strategie są przecież dość „żywe” i nie trzeba siedziec przy nich po kilka godzin, zeby zobaczyć jakiś efekt swoich działań. Chociaż, gdy przypomnę sobie czasy mojego pierwszego klikania i gre Knights and Merchants (czy jakoś tak) to w 100% zgadzam się z autorem tekstu, na strategię czas mają tylko emeryci, czasem dzieci w wakacje. Pozdro
mam to samo! :Dja co prawda mam 16 lat, ale to już się wtedy powoli zaczyna ;P Chociaż to jeszcze zależy od podejścia do spraw takich jak szkoła. Gra 1 – Warcraft – niegdyś moja ulubiona gra, w której samo tworzenie mapy z detalami od A do Z to była robota na tydzień, dziś. . nawet nie mam jej zainstalowanej? Dlaczego? Żeby mnie nie pochłaniała. Bo jak pochłonie, to porzucę wszystkie inne obowiązki, a na to sobie nie mogę pozwolić i nie mam czasu :(Gra 2 – Rise of Nations – kiedyś ustawiłem 8 graczy, poziom normalny, mapa big huge. Skończyłem 30min później bo mnie zniszczyli doszczętnie 😀 Powtórzyłem schemat, z tym że na easy – kilka godzin później pokonałem Niemców i zdobyłem Berlin – ale nie mniej jednak, gdybym się uparł i chciał przejść tą mapę na normal – to wpierw musiałbym poćwiczyć, przejrzeć taktyki komputera i ostatecznie zagrać – znacznie więcej czasu. W RoN’a gram jeszcze, ale są to mapy na max. 4 graczy ;)Gra 3 – The Sims – w simsy gram właściwie tylko w wakacje – bo tam nawet nie ma wyraźnego końca gry, trzeba sobie ustawić godzinę o której powinieneś skończyć, bo inaczej się nie da. No, chyba że padnie ci cała rodzina. Nie mniej jednak, moim koszmarem jest, jeśli chodzi o strategie, jeżeli ja będę budował imperium przez kilkanaście godzin, a później stracę wszystkie miasta bo wróg mnie pokona – tyle czasu zmarnowanego!! Koszmar.
Ale to jest właśnie urok gier strategicznych. Jedna niewłaściwa decyzja i tyle godzin spędzonych przed komputerem można spisać na straty. . . Napisałem straty – a to przecież istota giercowania 🙂 raz się wygrywa, raz przegrywa. . . Pozdrawiam wszystkich „maniaków” ograniczonych czasem.
Ja im starszy – tym bardziej prymitywne gry mnie rajcują. gdy na codzień dookoła tysiące problemów do rozwiązania, rozwiązywanie kolejnych, sztucznych, w ramach rozrywki. . . przestaje być rozrywka. Podobnie z RPG. Eksploracja świata, poznawanie postaci itd. Fajnie, ale skoro już mnie stać to wole eksplorować świat w realu. Co prawda bez miecza, ale i bez ryzyka miecza w brzuchu 😉 Za to grafika bardziej realistyczna 🙂