Przez ostatnie dni przedstawiliśmy wam przegląd informacji z minionego już roku. Postanowiliśmy jednak poświęcić oddzielny artykuł na wydarzenia (czy też zjawiska), które zdominowały AD 2009. Zobaczcie jakie są nasze typy!
Poniżej przedstawiamy dziesięć zagadnień, które przewijały się przez ostatni rok. Zachęcamy też do dyskusji i przedstawienia własnych opinii na temat sytuacji w naszej branży.
Miliony za DLC
Downloadable Content – te dwa magiczne słowa chyba już na stałe wpisały się w obraz rynku elektronicznej rozrywki. I o ile zjawisko to było zauważalne już znacznie wcześniej – Xbox Live Marketplace wystartował przecież razem z X360, a Steam jest jeszcze starszy, o tyle trzeba zauważyć, że nigdy nie był to tak istotny element branży jak w tym roku. Doszło już do tego, że w przypadku niektórych gier, twórcy jeszcze na długo przed ich debiutem zapowiadają wsparcie właśnie w postaci DLC, a zdarza się też, że mini-dodatki w wersji elektronicznej dostępne są już w dniu premiery – tak było choćby z bardzo dobrym Dragon Age. Praktyka to ze strony wydawców o tyle nieprzyjemna, że życzą sobie dodatkowych pieniędzy za elementy, jakie spokojnie mogłyby, a nawet powinny od razu znaleźć się w pierwotnej wersji produktu. Mimo to, czasem warto przełknąć tę gorzką pigułkę, jaką jest to ewidentne dojenie graczy (Valhalla pozdrawia Bethesdę, która przy okazji dodatkowej zawartości do trzeciego Fallouta dalej trzyma poziom słynnej zbroi dla konia), byleby od czasu do czasu dostać DLC naprawdę godne uwagi. Za przykład dla wszystkich deweloperów powinno tu posłużyć fenomenalne Episodes from Liberty City – dwa dodatki do Grand Theft Auto IV, bezdyskusyjnie warte fortuny, którą za ich ekskluzywność dla Xboksa zapłacił Microsoft.
Motion control
Sukcesu Nintendo Wii nie spodziewał się prawie nikt, tymczasem konsola Wielkiego N, na tle konkurencji mogąca pochwalić się tylko niezwykłym kontrolerem z czujnikiem ruchu i dwiema tonami kiepskich składanek mini-gier okazała się najszybciej sprzedającym się tego typu urządzeniem w historii. I podczas gdy Wii osiąga wyniki lepsze niż Xbox 360 i PlayStation 3 razem wzięte, producenci tych ostatnich próbują wymyślić jakiś sposób by odmienić te upokarzającą sytuację.
Zarówno Sony, jak i Microsoft postanowiły pójść tą samą drogą co Nintendo i wykorzystać potencjał czujników ruchu. Na tegorocznym Electronic Entertainment Expo Gigant z Redmond uderzył z potencjalnie rewolucyjnym Natalem i Piotrkiem Molyneux prezentującym program Mylo, ale nie trzeba było długo czekać na kontratak ze strony dalekowschodnich konkurentów. Zaraz na drugi dzień Sony zaprezentowało światu swoją Różdżkę. Efekty uboczne? Wojny fanboyów wkroczyły teraz na zupełnie nowy grunt. Na głębsze wnioski poczekamy przynajmniej do momentu, gdy pierwszy z tych gadżetów zadebiutuje na rynku.
O nich wiemy wszystko
Za dużo!
Zgodnie ze znanym powiedzeniem nie ważne co mówią, byleby mówili, kluczem do popularności jest rozgłos w każdej formie. Najwyraźniej świetnie czują się z tym najwięksi wydawcy gier wideo: Activision i Electronic Arts, którzy zadbali o to, by tej jesieni nikt nie zapomniał o ich największych hitach. Call of Duty: Modern Warfare 2 zasłynęło przede wszystkim edycją kolekcjonerską z noktowizorem w składzie, ale to oczywiście nie wszystko.
By nie spotkać się z szumnymi zapowiedziami Activision albo którymś z około czternastu tysięcy materiałów filmowych z MW 2 trzeba było chyba cały rok mieszkać w jaskini. Pierwszy poziom (a grę można przejść w pięć godzin bez zbędnego pośpiechu, tak swoją drogą) to chyba wszyscy znali na pamięć jeszcze na długo przed zagraniem w nowe Modern Warfare.
Smoka ty widział?!
W tej kwestii kroku największemu wydawcy gier wideo na świecie dotrzymywali przede wszystkim Elektronicy. EA nie chciało być gorsze z reklamą swojego hitu – Dragon Age: Origins i od rewelacyjnych, bardzo klimatycznych materiałów filmowych (trailer z This is the New Shit Mansona to absolutne mistrzostwo świata) szybko przeszło do multimedialnego omawiania poszczególnych szczegółów Smoczej Ery, także przy okazji premiery gry, jej świat krył przed nami znacznie mniej tajemnic, niż by mógł. Dobrej reklamie mówimy oczywiście głośne Tak, ale na Litość Boską, drodzy wydawcy, opamiętajcie się trochę, bo jak tak dalej pójdzie, to będziemy gry przechodzić na YouTube i GameTrailers.
OnLive
Ten mały gadżet, ale za to poparty wielką technologią, którego póki co i tak próżno szukać na jakichkolwiek sklepowych półkach, bo do ewentualnej premiery wciąż jeszcze bardzo daleko, na dobrych kilka tygodni, dzięki samej zapowiedzi zatrząsł posadami rynku elektronicznej rozrywki. Oto Microsoft, Sony i Nintendo na samym szczycie łańcucha pokarmowego walczą o to, kto będzie wiódł prym w branży przez następne kilka lat, a tu podczas Game Developers Conference przychodzi Steve Perlman (skądinąd były pracownik między innymi właśnie MS), pokazuje OnLive MicroConsole, urządzenie niewiele większe od pilota do telewizora i twierdzi, że dzięki technologii Cloud Computing, mając dostęp do odpowiednio szybkiego łącza internetowego, ten niewielki gadżecik umożliwi nam natychmiastowe uruchomienie dowolnej gry objętej zakresem tej usługi. Brzmi to niemal jak fragment powieści science fiction, ale już w tej chwili trwają beta-testy OnLive. I kto wie, może właśnie dzięki temu urządzeniu staniemy na progu zupełnie nowej ery gier wideo – ery Games on Demand oraz niemal całkowitego zdigitalizowania rynku. Póki co to oczywiście odległe, może trochę nierealnie marzenia… ale jaka technologiczna rewolucja była realna przed jej nadejściem?
Prasa do muzeum
Niestety, branżowe gazety znajdują się w coraz gorszej kondycji. Statyczny papier wyraźnie przegrywa z ruchomymi pikselami – w tym roku pożegnaliśmy drukowaną wersję jednego z największych miesięczników poświęconych grom wideo. Po ponad 15 latach, przeszło 200 wydanych numerach, na stałe w sieci zamieszkał brytyjski EDGE Magazine. W 2007 roku straciliśmy OPM, w zeszłym CGW, w tym EDGE… aż strach myśleć, jakie pismo zniknie z wydawniczego horyzontu u progu kolejnej dekady.
W naszym kraju branżowa prasa też cieniutko przędzie. Wiosną pożegnaliśmy takiego długodystansowca jak prawie dziesięcioletni Click oraz Engarde, które marzenia o podboju polskiego rynku musiało zakończyć po zaledwie pięciu numerach. Póki co nie widać, by w przyszłym roku sytuacja miała ulec jakiejkolwiek poprawie, ale można się pocieszać tylko tym, że gorzej to już chyba z branżową prasą być nie może. I obym tylko nie wykrakał.
Aleś przedstawił!!!Skąd to ściągnąłeś dzieciaku NEO.
Wkleję do swojego komentarza cytat kolegi, który właśnie się z nami pożegnał. Proponuję byś napił się Melisy a nie szpanował „łaciną”. Przy matce też tak mówisz? Zapewne nie, bo jako 13latek dostał byś od niej za to w pysk. Może zresztą tego ci potrzeba?Użytkownik asu napisał: