Na początku dla uspokojenia niepotrzebnych emocji zaznaczę, że nie mam absolutnie ambicji dowodzić ex catedra, że Dead Space jest grą złą. Bo nie jest. Moim zdaniem jest grą niezłą. Może nawet bardzo dobrą. Powiem więcej – rozumiem, że dla wielu może on być pozycją świetną. Dla mnie jednak nie jest i o tym właśnie ów tekst ma być.
Aby zrozumieć mój zawód Dead Space należy na początku wspomnieć, że lubię grać w gry, które mnie straszą. A że jestem stworzeniem wybrednym to byle straszenie mnie nie zadowala. Epatowanie krwią, rzucanie przeciwko mnie hord potworów szczerzących kły czy wyskakiwanie zza każdego rogu wygłodniałego monstrum jakoś niespecjalnie mnie wzrusza. Może właśnie dlatego w filmach grozy cenię sobie ponad wszystko pierwszego Obcego, a czwarta część jest dla mnie nudna i zupełnie niestrasząca?
Po materiałach reklamowych zapowiadających Dead Space spodziewałem się gry nawiązującej klimatem właśnie do „Ósmego pasażera Nostromo”. Po pierwsze liczyłem na ograniczoną przestrzeń – akcja rozgrywająca się na statku kosmicznym miała to zapewnić. I faktycznie pod tym względem nie zawiodłem się. Może wnętrze statku okazało się zbyt mało zróżnicowane, ale faktycznie dostałem wąskie korytarze, w których nie ma gdzie uciekać.
Tym co mnie zawiodło najbardziej w Dead Space to klimat. Liczyłem na mroczne wnętrza rozświetlane przez promień latarki. Zamiast tego dostałem całkiem nieźle oświetlone korytarze, w których rzadko kiedy ktoś był w stanie mnie zaskoczyć, nie mówiąc o przestraszeniu. A przecież aż prosi się o mrok i śmiertelną ciszę przerywaną przez szmery dochodzące zewsząd. Szmery podsuwające naszej wyobraźni najgorsze z możliwych scenariuszy. To właśnie ten lęk sprawia, że choć w Obcym pojawia się on może w trzech scenach (z czego w większości przez ułamek sekundy) wciąż oglądając ten film czuję napięcie od początku do samego końca. Lęk nie jest uczuciem wystudiowanym, wyreżyserowanym – jest irracjonalny. Dlatego tak wielką rolę odgrywa w nim niedopowiedzenie, sfera, którą autorzy filmu czy gry powinni pozostawić nam.
Czy naprawdę twórcom gier tak trudno zrozumieć, że ich najpotężniejszym sprzymierzeńcem jest wyobraźnie gracza? To nie wirtualne kły i krew budzą w nas lęk, ale to co drzemie w naszych głowach, gdzieś głęboko zakopane, zamknięte na cztery spusty. I otwarcia tych właśnie drzwi w moim umyśle spodziewałem się po Dead Space. Przemawiała za tym obietnica ograniczonej ilości broni, co skazywało nas raczej na rolę zwierzyny niż myśliwego. I w tej materii niestety, w moim przekonaniu twórcy zmarnowali olbrzymi potencjał. To fakt, fajnie strzelało się do potworów odcinając im kończyny, ale choć chciałem się bać najzwyczajniej w świecie po prostu nie mogłem. Bo po raz kolejny ktoś zdecydował się podać mi wszystko na tacy z wielkim napisem „To jest straszny potwór, obok przerażająco umazanych krwią ścian – a to jest chwila, w której masz się bać”. Niestety – nie kupuję takiego straszenia.
Dlaczego w czasie gry w F.E.A.R. po plecach przechodziły mi dreszcze? Co na mnie najmocniej oddziaływało? Dziewczynka, która nie robiła nic. Po prostu czasem przebiegała za plecami, a jej cień sprawiał, że włosy stawały mi dęba. Nie mówiąc o tupocie bosych stóp, który przyprawiał o zawał serca. Innym razem pojawiała się tuż przede mną w oknie czy na drabince gdzie przed chwilą jeszcze jej nie było. Nie rzucała mi się do gardła, nie szczerzyła zębów. Po prostu była i pozwalała działać mojej wyobraźni. Tak naprawdę to nie gra mnie straszyła, lecz ja sam.
Właśnie takich emocji oczekiwałem po Dead Space. I dlatego nie spełnił moich oczekiwań. Tytuł i materiały promocyjne sugerowały odosobnienie i potworną pustkę, która samym swoim istnieniem przeraża. Dostałem statek wypełniony po brzegi potworkami. Nie ten klimat, nie te środki.
Nie zrozumcie mnie źle. Dead Space to naprawdę solidny tytuł. Bardzo przyjemna strzelanka, która w moim przypadku jednak pozostanie tylko solidną strzelanką i niczym więcej. Nie neguję, że środki wyrazu użyte przez twórców nie mogą wystraszyć. Pewnie są tacy co aż trzęsą się na widok szarżującego potwora. Ja niestety do nich nie należę. Żeby się bać potrzebuję innych bodźców. W Dead Space niestety ich zabrakło. Dlatego właśnie nie jest on w mojej prywatnej ocenie hitem.
A wy jak oceniacie ten kosmiczny horror? Zgadzacie się z naszą recenzją gry?
ej no przeciez, ale TAKIE gry sa lepsze 😉 doom3 sprzedaza miazdy feara, dead space zostaje hitem a wszyscy mowia ze pod wzgledem gier jest lepiej niz kiedykolwiek. po prostu dzisiejszy gracz nie chce sam sobie kminic klimatu – klimat ma mu skoczyc do gardla, keczup ma sie lac po ekranie a luski po nabojach latac we wszystkich kierunkach. alma jest nudna, stare residenty nie na czasie a gry pokroju f1/2 to rozrywka dla dziwakow. welcome to the real world ;)edit – oczywiscie podpisuje sie recami i nogami pod artem
Ech ech ech a mnie się DS bardziej podoba niż przereklamowany FEAR i czasem się nerwowo po korytarzach rozglądałem 😉 choć się zgodzę, że w DS od razu wszystko jak na tacy podano a jak już zauważyłem że jestem prawie małym czołgiem to huzia. . . ni ma stracha na Izaka 😉
Po drugim pojawieniu się Almy pomyślałem sobie „weź **. . . . idź stąd marna podróbko z The Ring i nie przeszkadzaj” w Fearze najstraszniejsze były wymagania sprzętowe jak na tamte czasy. Tratatata z pistoletu maszynowego a za chwilę „akuku” z płomieni wychodzi Alma. . . ziefff
Ja jak najbardziej zgadzam się z autorem co do straszenia podświadomością i wyobraźnią odbiorcy bo już dawno udowodniono że najbardziej boimy się tego czego nie znamy! I mnie osobiście właśnie gry takie jak FEAR czy filmy jak Ring, Klątwa Blair Witch Project straszyły najbardziej wręcz rozdzierały (oczywiście na moment) psychikę przez co czułem prawdziwy lęk i nieźle dawało mi do myślenia czego nie uraczymy w DS. Ale oczywiście gra jest jak najbardziej udana i dobra choć jak dal mnie ma jeszcze jedną bolączkę po ok 50% robi się bardzo monotonna z bardzo naciągana fabułą wręcz wkurzająco robi się gdy po wykonaniu jednego zadania okazuje się że znowu coś nawaliło i trzeba to sprostować i tak w kółko rozwiązujesz jeden problem na jego miejsce pojawia się inny prawie jak kolejny odcinek mody na sukces. Mnie pod koniec DS wogóle już nie straszył a wręcz męczył monotonnością.
Wszystko fajnie tylko to o czym piszesz czyt: pustka, mrok, niesamowity dźwiek potęgujący niepokój występyją właśnie w DS. Dla mnie to jest najstarszniejsza gra od czasów pierwszego Silent Hilla. Może poprostu miałes za jasno TV? Ja gram na słuchawkach 5. 1 więc moje doznania są jeszcze spotęgowane. Naprawdę ciężko byłoby zrobić tą grę jeszcze lepszą-może technicznie mogła być lepsza, bo szczytem osiągnięć dzisiejszych czasów nie jest, ale i tak nie spodziewałem się tak dobrej gry.
Mnie osobiście parę razy wystraszyła gra. . . „Tomb Raider” – najstarsza część. Człowiek spokojnie idzie sobie jakaś jaskinią, a tu nagle wyskakuje niedźwiedź, czy inny wilk 🙂 Takie niby proste, a zadziałało.
Niestety ten pseudo resident nie wyszedl tak jak powinien, ja tez tej gry nie skaczylem ,bo. . . w niej nie ma nic ciekawego oprucz intra
A wiecie co mnie najbardziej zawiodło w DS? Oczywiście po odkryciu faktu, że po 6h grania wieje nudą? – to że była, jakby to powiedzieć mało w klimatach SF. Zaraz pewnie powiecie wariat! W kaftan go i to szybko! Na swoje usprawiedliwienie mogę przytoczyć pewne spostrzeżenie. Mianowicie z DS sprawa ma się tak jak z kiepskimi filmami SF klasy „D”. Wszystko dookoła jest SF, jest statek kosmiczny, futurystyczne kombinezony, broń laserowa u boku, kosmos, itd itp. Niestety żadna z tych rzeczy nie uczyni filmu prawdziwym SF. Prawdziwe SF to umiejętne stworzenie klimatu, poczucia iż patrzy się na akcję rozgrywającą się w przyszłości. W DS jest podobnie. Zewsząd wieje plastikiem. W zasadzie to akcja gry mogła by się odbywać gdziekolwiek indziej. Np. na opuszczonym, zepsutym tankowcu – sama opowieść kompletnie nic by na tym nie straciła. To właśnie jest różnica między SF a sf. Zabrakło klimatu i tego czysto horrorowego i tego czysto SF. Powstała mieszanka, taki pudding, może i nawet smaczny, ale ja jakoś wolę SHabowe. 😉
A ja czegoś nie rozumiem. Praktycznie wszyscy piszą teraz, że w Dead Space brakowało im klimatu SF czy konkretnej ilości „strachów”, a jak to samo napisałem w recenzji to zostałem skrytykowany za wypisywanie bzdur. . .
Od dawna wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje. Pan autor chyba o tym zapomniał, albo to celowe bicie piany. To tak jak by posłuchać dyskusji w stylu: – czerwony jest do bani, – co ty gadasz, jak patrzę na czerwony to nic nie czuję ale za to zielony jest super. . . . . . . Od siebie dodam, że FEAR nie wywarł na mnie większego wrażenia, za to Dead Space jest bardzo dobrze skrojonym horrorem, ma dobre timingi, dobry dźwięk i nie ma się do czego przyczepić moim zdaniem. . . To tyle w kwestii koloru purpurowego. Z grami jak ze wszystkim innym, odbiór jest wypadkową wielu czynników. Z tego co czytam tutaj ostatnio dzisiaj już nie robi się dobrych gier, za to kiedyś. . . to dopiero były produkcje. . . i może takie rozumowanie powoduje zniekształcenia w odbiorze (oczywiście słuchawki i dobry monitor też mają znaczenie).
Ode mnie dodam tyle, ze w sluchawkach DeadSpace byl straszny – ale tylko na poczatku. Po chwili strzelanie do potworow nic a nic nie straszylo. Taki ala Alien ale bez tej dynamicznej akcji. Co do strasznych gier – juz lepsze jest forbiden Sirens, bo tam musisz pouciekac. Nie mowie ze Death Space jest zle – o co to to nie. Wrecz przeciwnie. Tylko ze moglo byc naprawde wielkim hitem, a tak jest po prostu kolejna fajna gra.
Radzę odpalić Dead Space na porządnym zstawie DD 5. 1 – efekt gwarantowany. Nawet dopakowaną postacią człowiek ma lęki się poruszać, tam gdzie wczśniej wiało nudą. No ale wczesniej dźwiek z TV mi przygrywał.
Dyskusja o gustach jest dla mnie zabawnym zjawiskiem, nie zrozumię, nie pojmę tego i kontynuować nie będę. Pomieszam tą naszą wspólną zupę dodając od siebie, że gra mi się niezmiernie podobała, co nie raz wyrażałem, a zdanie innych mi lata, o tak.
Jeśli podchodzić do DS jak do horroru to rzeczywiście można mieć pretensje, jeśli jednak podejść jak do gry akcji to DS daje naprawdę mnóstwo frajdy. FEAR owszem przerażał ale nudą, gra była tak niemiłosiernie nudna, że po prostu po pewnym czasie wręcz niegrywalna.
Jeśli ktoś obejrzał film animowany wprowadzający do fabuły to był prawdopodobnie podobnie jak ja bardzo zainteresowany grą. Ja bawiłem się przy niej genialnie, sek w tym że gra jest zrobiona tak jakby gracz filmu nie widział wiec wszystkie pierdoły są wytłumaczone w grze co mnie denerwowało. Denerwowało mnie też że film niema absolutnie po za zombie i „the Marker” nic wspólnego z filmem. Tak czy siak to właśnie film mocno mnie zmotywował do zakupu gry, a tu trochę inaczej niż myślałem, co w sumie w niczym mi nie przeszkodziło. Największym minusem gry było dla mnie sterowanie na PC, porażka pierwszej kategorii. Sterownie to był największy/najtrudniejszy przeciwnik w grze. Po z tym zawiodłem się zakończeniem, standardowo tępy motyw z jakimś „cosiem” wyskakującym zza rogu. ALE jeśli chodzi o cała grę bawiłem się świetnie, odstrzeliwanie kończyn to jest to co lubię :] szkoda że podobnego motywu Valve nie zaimplementowało do Left 4 Dead. . .
zgodzę się, niemożność skonfigurowania strzałek zamiast WSAD to czysty idiotyzm, to też punkt w którym zawiodłem się na gry-online, gdzie jak byk stoi że gracz może dowolnie „obłożyć” sobie klawiaturę, co jest bzdurą.
b4sh—> mylisz się. Nie tyle o gustach się nie dyskutuje, co gustów się nie krytykuje – bo nie ma do tego podstaw merytorycznych. Natomiast dyskutować o tym co mi się podobało lub nie i dlaczego dyskutować należy. Nie mówię nigdzie w tekście, że DS jest be i wszyscy powinni go wyrzucic do śmieci. Piszę dlaczego mnie i tylko mnie zawiódł. Możesz się z tym zgodzić bądź nie, ale nie odbieraj mi proszę prawa do takiej dyskusji – bo jak widać wiele osób chętnie się swoimi spostrzeżeniami odnośnie DS chce podzielić. Katmay—> i teraz widzisz kogo słuchają wikingowie. . . 😛 To się mój drogi nazywa AUTORYTET NIEBIESKIEGO ŁOSIA – LOL 🙂
de gustibus non est disputandum. . . . . . . . . .
O gustach sie nie dyskutuje, bo albo gust sie ma, albo nie. Jak dla mnie DS jest swietna gra, trzyma w napieciu i posiada swietny klimat, oprawe dzwiekowa i graficzna.
mam nadzieje ze nowy fear tez bedzie tak nudny i niegrywalny, bo jesli i z niego zrobia sieczke to chyba bedzie to znaczylo ze ‚na nas czas’ ;Dzreszta tak na marginesie – o ile trafilo mi sie dorastac z grami i widziec ich ewolucje, coraz bardziej sie w nich zatapiac, to teraz gry same dazac do jakiegos blizej nieokreslonego zrecznosciowo-wyscigowo-keczupowego punktu pomagaja mi wylezc z tego nalogu. w zasadzie z zaciekawieniem patrze na to jak coraz mniej mi sie chce ‚badac’ ten czy inny tytul. poki co przy kompie trzyma mnie kilka zelaznych tytulow i dlatego mowie ze i jesli one ulegna modzie to ochota na gre calkiem mi minie. oczywiscie – cytujac ‚de gustibus non est disputandum’ – nie mam do nikogo zalu etc wiec nie chce byc zle odebrany – ale widze ze z losiem dzielimy sporo przekonan odnosnie gier, a mam wrazenie ze gracze z takimi przekonaniami zaczynaja byc passe 😉