Gdy pierwszy raz ujrzałem listę piosenek, jaką przyjdzie nam zaśpiewać w najnowszym SingStarze, to zacząłem się zastanawiać czy mam się śmiać, czy może. Mezo, Ewa Sonnet, Gosia Andrzejewicz i inne, nie oszukujmy się, muzyczne „gwiazdy”. Sytuacje ratuje trochę Evanescence, no i oczywiście legendarne U2. Od biedy da się jeszcze znieść Oczy Szeroko Zamknięte polskiego zespołu Łzy. Ale są to tylko 3, z 30-tu utworów. W tym 18 to nasze rodzime kawałki, spośród których tylko wspomniane Łzy nie powodują natychmiastowego więdnięcia uszu. Jako fan SingStar Rocks soundtrackiem zawiedziony byłem strasznie, ale, z nieukrywaną obawą zaprosiłem do siebie kumpli, na swoisty koncert kociej muzyki. W końcu samotne śpiewanie jest tak żenująco anty-zabawowe, że aż wstyd próbować. Obyło się bez niespodzianki – zestaw utworów udostępnionych graczom przez London Studios wywołał u nich podobne reakcje jak u mnie – najpierw śmiech, a potem konsternacja. W końcu jednak chwyciliśmy za mikrofony i zaczęliśmy poddawać pozostałych domowników bezwzględnym torturom.
Spis treści
„…im bardziej kiczowe piosenki, tym lepiej się śpiewa z kumplami.”
Na pierwszy ogień poszła Gosia Andrzejewicz i, o zgrozo, bawiliśmy się przy niej świetnie, co tylko potwierdza przytoczoną wyżej, moją własną teorię. Podobnie było z Kasią Cerekwicką i Jennifer Lopez. Słuchać się tego nie da, ale gdy przychodzi do, wybaczcie kolokwializm, darcia japy w rytm muzyki – zabawa jest przednia. Niestety, nie aż tak dobra jak choćby przy nadmienionym już SingStar Rocks, ale w myśl przysłowia – jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Tym bardziej, że poza „hitami” trafiły na listę piosenek naprawdę świetne utwory, o których już pisałem. Są co prawda w zdecydowanej mniejszości, ale i tak bawią znakomicie. Przy żadnym innym utworze nie spędziliśmy wspólnie z kolegami tyle czasu, co przy Bring Me to Life, momentami zmuszającym płuca do ogromnego wysiłku. Bono ze swoim zespołem też nie zawiódł. Innymi słowy – Beautiful Day dał radę. I to w dwustu procentach. Ogólnie rzecz biorąc – jest na płytce z „Hitami na Czasie” kilka takich piosenek, które na popularności w najbliższym czasie nie stracą, w przeciwieństwie do większości sezonowych „hitów”, które dziś są „cool, jazzy i trendy”, a jutro nikt nawet nie będzie pamiętał o tym, że kiedyś powstały.
Są tu hity…
Nietrudno jest się domyślić, iż cała gra utrzymana jest w klimacie mocno popowym, z nielicznymi rapowymi wstawkami. Nie ukrywam, że w takiej muzyce nie gustuje. Brakuje mi tu trochę cięższego, ostrzejszego brzmienia. Jakiejś muzyki z prawdziwym, od razu wyczuwalną mocą. I nie mówię tu o piosenkach Vadera czy Behemotha – broń Boże, ale coś jeszcze w stylu tego Evanscence, które sobie tak upodobałem, byłoby bardzo satysfakcjonujące. Sam chętnie zaśpiewałbym Hero Nickelbacka albo jakiś kawałek z najnowszej płyty Linkin Park. Nie ma tam, że się tak wyrażę, darcia mordy w niebogłosy, ale jest zdecydowanie ciężej niż w przypadku chociażby Krzysztofa Kiljańskiego i Kayah.
Szybciej, szybciej, szybciej!
Niestety – twórcy SingStar Eska: Hity na Czasie przy produkowaniu tegoż tytułu nie zdołali uniknąć chyba najgorszej rzeczy, jaka może spotkać grę karaoke. Chodzi oczywiście o zbyt szybkie piosenki. Tekst śmiga na ekranie tak szybko, iż nie sposób przeczytać go w całości, o kolejnym wersie nawet nie wspominając. Jeśli ktoś jest w stanie poprawnie, bez zająknięcia zaśpiewać chociażby raperskie elementy Jenny from the Block, czy wszystkie zwrotki, miernej bo miernej, Mojej Panienki autorstwa Lerka i Nowatora to jest moim prywatnym bogiem.
Na nieszczęście podobny problem spotyka tak wychwalane przeze mnie Bring Me to Life. Nie ma tu co prawda zbyt wielu elementów tak szybkich, by nie dało się śpiewać, ale momentami przy refrenie człowiek dosłownie wypluwa płuca, a tu okazuje się, że jest dopiero w połowie wersu. Jest też kilka wolniejszych numerów, ale nie zmienia to faktu, iż duża część soundtracku w nowym SingStarze zamiast śpiewania, prowokuje tylko bezkształtne buczenie w rytm muzyki, bo śpiewać się najzwyczajniej w świecie momentami nie da.
Nie tak łatwo zostać raperem
Są rodzime gwiazdy
Zdarzyło mi się już w tym tekście wspomnieć o elementach rapowania. Jako zdeklarowany anty-fan niemal wszystkiego co z tym związane (pewnym sentymentem darzę tylko niektóre kawałki Paktofoniki) zmuszony jestem napisać, iż są one największą bolączką, z jaką dane mi było się zetknąć w mojej, wciąż jeszcze krótkiej, karierze gracza. Tekst, o czym było w paragrafie wyżej, leci tak szybko, że nie idzie go odczytać. Melodii też w zasadzie brak. I co gorsza, w momentach gdy trzeba rapować razem z wokalistą, na ekranie nie ma tych charakterystycznych pasków, pokazujących tonację głosu naszego i piosenkarza, więc „śpiewać” trzeba kompletnie na czuja. A punkty w tych momentach są chyba naliczane losowo – kompletnie nie rozumiem w jaki sposób konsola sprawdza to, jak sobie z danym fragmentem poradziliśmy. Podsumowując – najlepiej bym zrobił, jakbym elementy „ziomalsko-raperskie” skomentował milczeniem, ale jakoś nie mogłem sobie odpuścić tej przyjemności, jaką daje ich krytykowanie.
Poza rapometrem nie doczekaliśmy się niestety niczego, co mogłoby wprowadzić choć drobny powiew świeżości do skostniałej już nieco serii. Pass the Mic jest dokładnie taki sam jak był, ma te same konkurencje i jest ich tak samo mało. Ale to już żadna niespodzianka – London Studios nie przepada za wdrażaniem do kolejny SS-ów zbyt wielu nowości.
Fenomen
Jednym słowem dużo muzyki pop
Tym słowem najlepiej jest mi określić całą serię SingStar. W zasadzie z części na część jest coraz gorzej (z niewielkimi wyjątkami, jak na przykład genialny SS Rocks) pod względem zestawu piosenek, jakie serwują nam twórcy. Ale jednak – przy każdej kolejnej odsłonie bawić się można wyśmienicie, pod warunkiem, że zaprosi się znajomych – i to najlepiej takich, którzy z konsolami nie mają wiele do czynienia. Nie inaczej jest z Eska Hity na Czasie. Tracklista to żenada roku 2007. Kasia Cerekwicka? Gosia Andrzejewicz? Jeden Osiem L? Lerek i Nowator? Co to za szmira?! Po prostu kompletne muzyczne nieporozumienie. Paczka sezonowych hicików. A jednak – jest w tym coś takiego, że daje mnóstwo przedniej zabawy i kiedy się już zacznie śpiewać, to ciężko jest przestać.
Eska czy 80’s?
Na rynku dostępne są dwie części SingStara zawierające polskie piosenki. Jedną z nich jest recenzowana właśnie Eska, a drugą SS 80’s. Jeśli więc ktoś z Was koniecznie chce pośpiewać w swoim rodzimym języku i nie wie co wybrać, to pozwolę sobie podpowiedzieć. Zdecydowanie lepszym wyborem będą „osiemdziesiątki”. Te kilka ciekawych utworów z najnowszego SingStara z pewnością zastąpią nieco starsze, ale zdecydowanie ciekawsze kawałki z burzliwych lat osiemdziesiątych.
W całej, burzliwej historii ludzkości wymyślano najróżniejsze tortury. Chińczycy doprowadzali więźniów do załamania nerwowego, poprzez umieszczenie ich pod wciąż kapiącymi kropelkami wody. Średniowieczni Niemcy natomiast zakładali przestępcom „maski wstydu”, utrudniające mówienie, jedzenie, czy też picie. To jednak nic, w porównaniu z torturą jaką zafundowałem pozostałym domownikom. Otóż przyszło mi testować SingStar Eska: Hity na Czasie.
No jak ESKA jest w nazwie, to trzeba brac pod uwage hiphopolo i inne pseudo-artystyczne szmiry :/
Gdyby w tytule gry nie było zwrotu „Eska: Hity na Czasie” to może i bym był zainteresowany, ale niestety jestem strasznie sceptycznie nastawiony do tej komercyjnej rozgłośni.
Przy zapowiedzi tej gry powiedziałem, że lepiej by było jakby z polskiej sceny Myslovitz dali i Kazika hity. . . A tak nawet pan recenzent wskazuje. . . Szmira. . . Małolaci będą wniebowzięci. . . tylko jakiego małolata stać na grę. . . Życzę sprzedania 500 egzemplarzy;P
#3 owszem, powinni z muzyka celowac wlasnie w ludzi troche doroslejszych, ktorzy predzej skusza sie na tego typu rozrywke. Malolatom co innego w glowie.
Widać że to gra dla Mas. W sam raz dla tych którzy nie wiedzą kim byli Pink Floyd 😛
Widać, że z recki gry zrobiła się nam właściwie refleksja nad kondycją polskiej sceny muzycznej (w czym w 100% zgadzam się z autorem). Konstatacja Rybisia chyba najlepiej podsumowuje całość problemu. To kto to był teb Pink Floyd? To jakiś gość? Nowy hip-hoper na pewno 🙂 Niestety to przykre, ale prawdziwe – dzisiaj już większość konsumentów muzyki serwowanej nam przez media na hasło Pink Floyd, Deep Purple, Rolling Stones czy inne tym podobne filary muzyki robią wielkie oczy, którym ewentualnie towarzyszy ironiczny uśmiech. Wracając do gry – miałem przyjemność bodajże dwa latka temu podczas sylwestra ze znajomymi spotkać się pierwszy raz z SingStarem (niestety nie potrafię określić, którą częścią ale było tam sporo hitów z lat 80-tych z tego co pamiętam) i choć moje zdolności wokalne budzą we mnie i moich znajomych grozę bawiliśmy się po prostu rewelacyjnie. YMCA okazała się absolutnym hitem 🙂 I faktycznie, niezależnie od piosenki zawsze przy tego typu rozrywkach człowiek bawi się wyśmienicie. Opisywane wydanie jest ewidentnie kierowane do masowego odbiorcy – czyli potencjalnego słuchacza ESKI. Cóż, musimy się pogodzić z tym, że słuchający rocka i czegoś ambitniejszego to dinozaury, które należałoby odstawić do muzeum 🙂 Swoją drogą jeśli pozwolą mi do tego muzeum zabrać moje ukochane U2 to ja bardzo chętnie dam się tam zamknąć 🙂
Dzieki Jolo 🙂 nawet przypomniał mi sie pewien dialog który czytałem gdzieś w internecie. <Ufo> A który wykonawca zrobił najwięcej muzyki według ciebie?<Ania13> Chyba Rihanna, nie jestem pewna. . . . <Ufo> Wiesz, nie trzeba słuchać czy lubić takich zespołów jak Pink Floyd, ale trzeba umieć docenić ich wkład w historię muzyki. Znasz w ogóle Pink Floyd?<Ania13> Znam Pink, ale nie Pink Floyd. . . . <Ufo> Eeeee. . . . . <Ania13> No wiesz, nie każdy musi słuchać Twojej muzyki!<Ufo> Pewnie Elvisa i Beatlesów też znasz tylko z nazwy lub wcale?<Ania13> Ja tam ogólnie uważam, że ten twój cały metal to szmira!!!Sad But true. . . . BTW: W lipcu w Chorzowie będzie koncert Pearl Jam, Linkin Park i Comy wybiera się ktoś?
Mimo wszystko muszę przyznać, że SingStar jest świetnym patentem. Nieważna, jakie utwory zawiera to i tak w gronie przyjaciół zawsze jest przy nim świetna zabawa, a to podstawa.
To z Basha 🙂
Eska ma w sobie jednak jakas taka dziwna. . . nijakosc. Po partyjce w pierwszego SS-a, czy w Rocksa, do ktorego z uporem maniaka wracam, wszyscy spiewali nawet po wylaczeniu konsoli, a taki Song 2 Blura czy Wind of Change Scorpionsow wszyscy kumple znali na pamiec po pierwszych paru partyjkach. W przypadku Hitow na Czasie tego nie ma. . .