Pamiętacie jeszcze studio Frogwares? Ci sympatyczni Ukraińcy uparli się kiedyś na tworzenie gier przygodowych z udziałem najsłynniejszego detektywa wszechczasów, Sherlocka Holmesa. Zaczynali skromnie, bo o ich „The Mystery of the Mummy” (swoją drogą w grę nie grałem więc wciąż się zastanawiam, czy chodziło o Mumię, czy o Mamusię) nikt dziś nie pamięta. Później przyszła pora na „The Silver Earring”. Tytuł ten był całkiem sympatyczną odskocznią od oklepanych i sztampowych do bólu gier komputerowych, nic dziwnego więc, że znalazł sobie wierne grono fanów. Spodobał się on także i w Polsce, oto bowiem w przeciwieństwie do Mumii (Mamusi?), która nie miała tyle szczęścia, Kolczyk został spolonizowany i wydany w naszym kraju w przystępnej cenie. Nie była to jednak gra wybitna.
Przyszła wreszcie pora na „The Awakened”. To tę grę mamy dzisiaj na tapecie. Jako że Sherlock już puścił parę z gęby i wyjawił na samym początku, jakie jest moje ogólne zdanie na temat Przebudzenia, daruję sobie gradację napięcia i dodatkowe pompatyczne zdania planowanego wcześniej przeze mnie wstępu, bez zbędnego marnowania czasu przejdziemy więc do opisu samej gry. Zapraszam do lektury.
Spis treści
Jest krzepkim mężczyzną noszącym żelazne zelówki
Marzenie każdego dentysty
Od czego zaczniemy? Od tego, co najważniejsze. Prawdziwym trzonem każdej gry przygodowej jest historia opowiedziana w grze. W przypływie weny scenarzyści wmieszali do skryptu Przebudzenia tajemniczą sektę związaną z bogiem Cthulhu, a to oznacza, że nasz bohater spotka na swojej drodze dość sporo krwi, nie mniej trupów, a w dodatku niemało ludzi zwyczajnie zaginie. Muszę przyznać, że fabuła gry stoi na dość wysokim poziomie. Co prawda daleko jej do zapowiadanego na pudełku nieustannego trzymania odbiorcy w napięciu, jest to jednak dość składna opowieść z niezłą puentą. Dzięki dobremu scenariuszowi przez cały czas trwania zabawy aż chce się zobaczyć, co będzie dalej – nie ma momentów znudzenia albo rzucania gry w kąt, jak to czasami w innych grach tego typu bywa. Zresztą bezustanne napięcie wcale nie jest tu potrzebne. Jeśli masz ochotę na horror, to źle trafiłeś.
Z fabułą przygodówki nieodłącznie wiążą się zagadki i poziom trudności. Przebudzenie jest grą łatwą, momentami aż za bardzo. Przez większą część gry jesteś, drogi czytelniku, prowadzony jak po sznurku – gra aż nazbyt nachalnie podpowiada ci, co masz zrobić, nie pozostawiając miejsca na własną inicjatywę ani na myślenie. Co prawda zdarzają się momenty, w których trzeba poruszać komórką mózgową, jednak jest ich niewiele. Zresztą w przeważającej większości przypadków wynikają one z przeoczenia czegoś ważnego, o co tutaj nietrudno i wymagają nie ruszania mózgiem, a ekranem w poszukiwaniu elementów aktywnych. Czy to dobrze, czy źle, że gra jest taka łatwa, naprawdę trudno mi powiedzieć. Z jednej strony obawiam się, że swoją łatwością i niskim poziomem trudności łamigłówek gra może zrazić dość spore grono odbiorców, zwłaszcza tych graczy, którzy lubią hardcore, z drugiej jednak strony otwiera się furtka dla mniej doświadczonych fanów gatunku. Osobiście jednak oczekiwałem czegoś więcej.
Wspomniałem już w poprzednim akapicie, że łatwo jest w grze coś przeoczyć. Niestety to prawda. Chociaż doświadczonemu przygodówkowiczowi wystarczy tylko rzut oka na daną lokację w grze, żeby z dużym prawdopodobieństwem określić, co będzie dało się poruszyć albo wziąć, to jednak ogólny poziom trudności gry wskazuje, że jest ona zorientowana na odbiorcę mniej doświadczonego, a temu już nie będzie tak łatwo. Gracz taki będzie czasem zmuszony do drobiazgowego przesuwania ekranem po poszczególnych lokacjach. W grze zrezygnowano ze standardowego interfejsu typu point and click (pojawia się on jedynie w przypadku badania śladów i eksperymentów laboratoryjnych) na rzecz w pełni trójwymiarowego otoczenia, w którym poruszać się należy przy pomocy kursorów, a myszka służy jedynie do określania kierunku ruchu.
To trochę upraszcza sprawę, bo elementy aktywne w grze zostały wyróżnione specjalnymi ikonami (no bo jak inaczej bez kursora je dostrzec?). Fakt jednak pozostaje faktem, pixel huntingu trochę jest.
W środku jest ciało!
101 zastosowań łyżki
W grze pojawia się kilkadziesiąt postaci, z którymi trzeba porozmawiać. Co ciekawe o znanym z innych gier systemie prowadzenia dialogów możesz spokojnie zapomnieć. W Przebudzeniu pozwolono ci jedynie rozpocząć rozmowę z jakąś postacią, a Sherlock albo dr Watson, zależnie od tego, kim w danym momencie sterujesz, sam poprowadzi dialog. Jest to rozwiązanie, które mnie osobiście przypadło do gustu, bo dzięki niemu możesz uniknąć zbędnego i nużącego wypytywania przypadkiem napotkanych gości o to, co jedli na śniadanie i czy ma to jakiś związek z problemem. Teraz inni pytają, a ty tylko słuchasz. Inna sprawa, że mamy do czynienia z tytułem dość mocno przegadanym, a przerwanie dialogu często wiąże się z rezygnacją z oglądania całej sceny, co jest dość mocno nieopłacalne.
Gra jest liniowa i to bardzo. Na szczęście nie jest to mocno uciążliwe, bo Przebudzenie i tak prowadzi odbiorcę jak po sznurku. Tutaj się nie myśli, więc nie można wyimaginować sobie czegoś niestandardowego.
Długość gry nie odbiega od dzisiejszych standardów i myślę, że można sobie na nią zaplanować nieco ponad 10 godzin, a może i nawet więcej, zależnie od tempa, w jakim przechodzisz gry.
Przebudzenie prezentuje się słabo pod względem graficznym. Jeżeli już studio Frogwares zdecydowało się na stworzenie gry w pełni trójwymiarowej, to oczekiwałbym, że grafika będzie stała na wysokim poziomie. Niestety, w tytule tym w oczy rzuca się mnóstwo wielokątów, występują liczne błędy w wyświetlaniu grafiki (bo kto by się tam przejmował tym, że nagle wyskoczy jakiś zielony pasek na suficie albo pojawieniem się jakichś jasnych kresek na złączeniach elementów) oraz brak jakiegokolwiek cieniowania postaci (wiecznie jasny Watson w ciemnych dokach? On jada świetliki czy co). Szkoda, gra mogłaby sporo zyskać, gdyby nad tym elementem trochę popracowano.
Wyjęci spod prawa kończą jako przynęta dla aligatorów
Gdzie Chuck Norris?
Dźwiękowo jest nierówno. Główny motyw muzyczny jest przyjemny i dobrze komponuje się z całością, pozostała część ścieżki dźwiękowej niestety nie dorasta mu do pięt, a szkoda, bo w grach tego typu muzyka może pełnić ważną rolę. Dialogi są natomiast całkiem ok, chociaż osobiście obsadziłbym w roli Sherlocka kogoś obdarzonego nieco niższym głosem. Ale może się czepiam.
Polska wersja również jest nierówna. Tłumacze starali się wiernie oddać dialogi pojawiające się w grze, niestety nie ustrzegli się elementarnych błędów takich jak na przykład używanie formy „tą” zamiast „tę”. Na pochwałę zasługuje fakt, że przetłumaczono wszystkie listy i inne dokumenty pojawiające się w Przebudzeniu, co jest całkiem miłe, zważywszy, że w wielu grach są one pozostawiane bez zmian.
Pora na podsumowanie. Przebudzenie jest grą dobrą… zaledwie dobrą. Niestety, niezła fabuła, ciekawy system prowadzenia dialogów czy dobra cena (mniej niż 20 złotych) to trochę zbyt mało, żeby rzucić mnie na kolana. Osobiście polecam ten tytuł wszystkim, którzy lubią przygodówki i nie mają względem nich jakichś przesadnie wygórowanych wymagań. Zarówno Holmes jak i ja poczekamy jeszcze kilka miesięcy na kolejną grę Frogwares, w której zmierzy się on z Arsenem Lupinem. Może tym razem wreszcie będziemy całkowicie zadowoleni.
Holmes rozparł się w fotelu i rzekł: „Mój drogi Watsonie, jestem zawiedziony. Liczyłem na to, że studio Frogwares stworzy w końcu jakąś godną polecenia grę komputerową opowiadającą o naszych przygodach. Niestety, znowu wyszedł im produkt tylko trochę wyróżniający się ponad przeciętność”.
Krótko i na temat: czy będą recenzje innych, nowych przygodówek?
Na pewno będą recenzje gier przygodowych, które mają swoich dystrybutorów w Polsce. Na pierwszy ogień mam nadzieję już wkrótce pójdzie Runaway 2 i inne adventury od Nicolasa :).
O! Bardzo mnie to cieszy.