Przy okazji kolejnych, wydawanych DLC powraca spór o to, czy gry są warte swojej ceny i czy nie robią się skrajnie za krótkie. „Kiedyś to gra miała 60, a nawet 70 godzin gameplaya. Teraz producenci naciągają nas na każdym kroku i udają, że 15 godzin to sporo. Skandal.” – takie opinie pojawiają się na forach i artykułach, a recenzenci – nawet ci, którzy nie wierzą w tezę, że „gra dłuższa to gra lepsza”, czują się zobligowani do podania w recenzji „ilości godzin zabawy”. „Ta gra to 20 godzin świetnej rozrywki – dodatkowy plus”. „Ta gra jest bardzo krótka – zaledwie 10 godzin. Obcinamy 10% z wyniku”. A konsument czyta i wierzy. Zresztą takich informacji właśnie – o dziwo – oczekuje.
A tymczasem ja uważam, że tworzenie gigantycznych gier to zwyczajne marnotrawstwo, które w dodatku nie bardzo opłaca się samym producentom. Weźmy takie na przykład The Lost and Damned – genialny DLC do Grand Theft Auto IV. Wszyscy pieją na jego punkcie, ale wygląda na to, że (przynajmniej w porównaniu z podstawką) sprzedaż nie jest zatrważająco wysoka. Okej, z tego co wiem, wydawca nie podaje dokładnych danych, ale brak informacji prasowych, że oto Lost and Damned zostało pobrane już 20 milionów razy, świadczy najlepiej o sytuacji.
A dlaczego LaD nie cieszy się taką popularnością, jak oryginalne GTA IV? Dlatego, że mało kto ukończył tę gigantyczną grę. Rockstar w „waniliowym” GTA IV dał nam tyle misji, tyle zabawy i tyle „godzin rozrywki”, że mało kto dotarł do końca. A że pokutuje przekonanie, iż „nie ma co kupować DLC bez ukończenia podstawki”, to i ten fantastyczny pakiet umyka im sprzed nosa. Ja przyznaję szczerze, że LaD nie kupiłem, choć GTA IV to gra genialna. Dlaczego nie kupiłem? Bo ciągle gram w czwórkę. I pewnie – niestety – jej nie skończę, tak jak – wstyd się przyznać – nie skończyłem GTA: San Andreas. Te gry są niesamowite. Ale bardzo, bardzo długie, a ja już nie mam piętnastu lat i zbyt wiele czasu. Szkoda.
I boli mnie to marnotrawstwo i chyba wolałbym tylko 10 godzin, genialnej, niesamowitej i jeżącej włosy na głowie rozrywki, niż 40 godzin dobrej gry, z której i tak 30 godzin się zmarnuje. A nawet jeśli to 40 godzin czystego geniuszu, to ja nigdy nie dowiem się, jak ten geniusz się skończy. Nie mówiąc już o tym, że jeden łepek przechodzi poziom w godzinę, bo zagląda we wszystkie zakamarki, a drugi – leci przed siebie speedrunowo i kończy level w pięć minut. Więc wszystkie te wyliczenia można sobie wsadzić głęboko w Socket 1.
Są gry, w które gram i po 600 godzin, a są takie, które odrzucam z niesmakiem po piętnastu minutach. Są produkcje, które zaspokajają mój głód rozwałki już w darmowym demie. A są takie, że i pięć pakietów rozszerzających nie wystarczy. Po co mi 120 godzin zabawy w jakimś mega skomplikowanym RPG, jeśli to wcale nie jest zabawa, a więcej rozrywki to ja mam przy wynoszeniu śmieci?
I dlatego tak mi się podoba system downloadable contentu i to najlepiej w malutkich pakiecikach. Jeśli brakuje mi postaci, plansz, scenariuszy albo opon do Nissana… to je po prostu kupuję. Jeśli nie są mi one potrzebne – odpuszczam. Ale przynajmniej nie mam tego ciągłego wrażenia, że coś się marnuje, że czegoś nigdy nie zobaczę, że aby skończyć tę grę, musiałbym siedzieć tylko i wyłącznie nad nią i odpuścić sobie tak wiele, tak dobrych tytułów.
Nie wywierajmy presji na producentach, żeby koniecznie musieli robić grę na „ponad 20 godzin”. Nie domagajmy się dorabiania contentu na siłę, bo potem genialny, ostatni poziom może nam w ogóle umknąć, a my utkniemy na jakimś nędznym „levelu siódmym” i się nim znudzimy. Jeśli coś ma być dziełem sztuki, to może trwać i pięć godzin. Ważne, żebyśmy te pięć godzin zapamiętali do końca życia.
no nie wiem. . . jeśli w coś już gram, to chcę, żeby ten tytuł był jak najlepszy, a co za tym idzie, żeby jego ukończenie zajęło mi nieco więcej czasu niż 5h. . . nie zawsze musi być tak, że wszystko co dobre szybko się kończy. twórcy gier powinni wiedzieć, że świetnej rozgrywki nigdy dość i niektórzy wiedzą, więc powstają gry, które nie są na jedną posiaduchę. i jak dla mnie nie ma w tym ani ociupinki marnotrawstwa. że niby czasu? pieniędzy? jak każdy miałby tak patrzeć na sprawę, to zostalibyśmy zalani tytułami z oznaczeniem „<5h” z dopiskiem „nasze studio nie praktykuje marnotrawstwa, toteż masz 5h, a nie 40h grania. naciesz się!” dziwnie by to wyglądało. . .
oj malacarze akurat wyjatkowo sie z Toba nie zgadzam. twoje podejscie to podejscie ktore mam wrazenie wlozyli ci do glowy sami producenci. o jakimz ty bowiem marnotrastwie mowisz skoro za 100 pln mozesz miec 50 godzin zabawy, albo 10 ? ty mowisz o marnotrastwie contentu a ja mowie o marnotrastwie pieniedzy. ty mowisz ze ci szkoda ze nie masz czasu skonczyc tej czy innej gry a ja ci mowie ze przypomina mi twoje stwierdzenie psa ogrodnika. zreszta jest takie powiedzenie iz lepiej zeby zostalo niz braklo, wiec czemuz to wszystkich chcesz sprowadzic do swoich ram czasowych azeby tobie nie zostalo, skoro znakomitej wiekszosci innych wtedy braknie ? a mikrododatki sa zadnym rozwiazaniem, to jest rozwodnienie branzy i jej sensu, to takjakby sprzedawac samochody z bakiem 10 litrowym, ale potem na kazdym kilometrze drogi robic postoj taksowek. nonsens panie malacarze 🙂
Nie pozostaje mi nic innego jak zgodzić się z autorem. Im starszy jestem, tym czasu na granie mniej i rzeczywiście wolę 10 godzin „jazdy bez trzymanki” niż mozolne nabijanie statsów (choć nowe Diablo zapewne to zmieni hehe). Czasami jednak twórcy przeginają w drugą stronę. Ostatnio przeszedłem God of War na PSP i były to najlepsze 3 godziny elektronicznej rozrywki od dawna. Właśnie – 3 godziny??? Niedosyt miałem straszny i choć przechodzę grę znowu na najwyższym poziomie trudności, to już jednak nie to.
10h ok tylko że skoro na x360 GTA IV kosztowało na premierze 249PLN to gra która daję rozrywkę na 10h powinna kosztować 1/3 ceny i takie coś było by ok, a nie kupuję grę w którą gram 30h za 249 i taką która max starcza na 5h za 249 to jak tu się nie czuć oszukanym, jak wydałem 249pln i po niecałych 5h widzę THE END to czuję się jak by mi ktoś po twarzy dał. . .
Nie zgadzam się z tezą tego artykułu. Niestety skrócenie rozgrywki do kilku godzin zazwyczaj nie przekłada się na poprawę jej jakość. Najlepsze gry jakie w życiu przeszedłem były pozycjami bardzo długimi. Można odwrócić myśl autora i napisać że: wole 40 godzin, genialnej, niesamowitej i jeżącej włosy na głowie rozrywki, niż 10 godzin dobrej gry po przejściu której pozostanie niedosyt.
Skrócenie czasu rozgrywki to tani chwyt marketingowy, często tłumaczony dbaniem o jakość gry, a nie jej długość. Moim zdaniem gra zostaje po prostu pocięta i sprzedawana później jako kolejne części lub dodatki (najczęście nic lub niewiele wnoszące do pierwotnego tytułu). No, ale zawsze to lepiej sprzedać 4 gry po 100 zł, niż jedną za taką samą sumę. Dla wydawcy oczywiście 🙂 Dla gracza sprawa jest oczywista: lepiej więcej, niż mniej. Naturalnie z taką samą jakością.
Tu zdecydowanie musze się zgodzić z nie zgadzającymi się. To jest po porostu równanie w dół niestety obecne coraz częściej w grach. RPG za trudne? Wprowadzamy automatyczne kompasy, FPP za trudne? Wprowadzamy automatyczne leczenie itp itd. Niektóre usprawnienia faktycznie umilają życie, inne z kolei wywołują odruch ‚No nie, mają nas za jakiś idiotów chyba. . . „. Niemniej absolutnie każde takie usprawnienie ma na celu jedno – aby grało się łatwiej, szybciej, przyjemniej. Gdzieś po drodze gubiony jest gracz chcący zakosztować wyzwania, czyli najczęściej ten, któremu zależy na grze. Co do samej długości gier : nawet jeśli nie mam tyle czasu na granie ile chciałbym mieć, to i tak wolę długie produkcje. Przejście King’s Bounty zajęło mi dobrze ponad 2 miesiące, kiedy moi znajomi w tydzień przechodzili całość i nawet jeszcze zaczynali grę kolejną postacią 🙂 Czy byłbym zadowolony kiedy zabawa skończyła się po tygodniu dość spokojnego grania? Nie, zdecydowanie nie. Lubię gry, które są długie – dużo lepiej pozwalają zrozumieć świat gry, relacje między postaciami. . . Zdecydowanie wolę dłużej smakować jeden tytuł, niż skakać z kwiatka na kwiatek. Są gry, które mimo swej krótkości podobają mi się – tu dobrym przykładem jest Fable – ale kiedy zobaczyłem napisy końcowe to po prostu czułem niedosyt. Podsumowując : Idealna gra powinna być dobra i długa – jeden spełniony warunek to dla mnie za mało. Howgh. pozdrawiam
Nikt nie wywiera presji na producentach, dostajemy to co sami uważają za najlepsze. Oczywiście sam generalnie wolę gry dłuższe, w których można się rozsmakować. Niestety, patrząc na takie gry FPP dochodzę do wniosku że jest coraz gorzej. Czas przejścia skraca się dramatycznie. Wyjątkiem jest dla mnie Half Life 2, który potrafił dostarczyć dużo świetnych momentów, jednak nie był tak długi jak pierwowzór. Nie zmienia to faktu, że przeszedłem grę trzy razy. Pozostaje jeszcze Stalker. Oczywiście można dalej rozbijać to gatunkowo, sam nie mam oglądu na nie wszystkie, bo i fizycznie jest to dla mnie niemożliwe. Jednak jeżeli ludzie piszą o tendencji skracania gier przez wydawców, to coś musi być na rzeczy. Powody mogą być różne – brak koncepcji na daną chwilę, pozostawienie sobie furtki na kolejne odsłony (co łączy się często z pierwszym), wreszcie terminy i przykrycie wszystkiego grafiką. No i najważniejsze – linearność, aż do bólu wszystkich zębów i plomb. Choć to już nieco odbiega od meritum sporu. Zdarzają się świetne gry, których nie trzeba przechodzić tydzień bądź dłużej ( jak np. Mirror’s Edge), jednak są to tylko wyjątki.
Czyli podsumowując: nie liczy się długość, nie liczy się jakość. Liczy się długość i jakość razem wzięte.
A ja powoli zaczynam mieć mieszane uczucia. Zauważyłem ostatnio, iż większość długich gier leży odłogiem nie skończona. Nie jestem już tak do końca pewien, jak kiedyś, czy robienie gry na 50h grania ma sens, oczywiście w odniesieniu do mojej osoby. Fakt, czasu na granie coraz mniej, a ja, jako że zawsze należałem do osób włażących za każdy kamień, bo a nóż znajdę tam jakąś skrzynię z superhipertoporem +10, grę która powinna kończyć się po 50h, przechodzę w 75 lub dłużej. Oczywiście przechodzę jeżeli starczy mi sił. Nie potrafię biegnąć jak oszalały po łebkach, byle do przodu. To dopiero nie ma żadnego sensu. Zauważyłem dodatkowo, że większość gier długodystansowych (czyli w głównej mierze cRPG rozmaitej maści) nie posiada po prostu na tyle sensownego kontentu, aby zapełnić czasowo całą rozgrywkę. Wkleja się więc w główną linię scenariuszową rozmaite bzdetne questy pasujące do reszty niczym piernik do wiatraka. Takie typowe, mętne niczym nieświeży samogon zapchajdziury. (Tak, tak, tutaj właśnie kłania się w pas Pan Drakensang, ale o tym później)Do czego więc dążę. Otóż gra może sobie liczyć 70h gry, albo i 7h. Bez znaczenia. Tylko na Wielkiego Elektronika błagam, niech ten czas będzie czasem podczas którego będę się naprawdę dobrze bawił. Niech twórcy wreszcie zrozumieją, iż czas rozgrywki liczony w godzinach, MUSI być determinowany przez długość opowiadanej historii . Co z tego że kupiłem grę, której skończenie zajmie mi (hurrra!) 75 godzin, gdy 90% tego czasu okaże się nudne jak flaki z olejem. Naprawdę wolę kupić grę na 12 godzin grania, ale niech to będzie GRANIE przez duże G. Dlaczego wcześniej wspomniałem o Drakensangu? Otóż ta gra to doskonały przykład. Na początku cud-miód. Historia ciekawa, questy niestandardowe, dość rozbudowana itd itp. Niestety gierka ta, jest tak sprytnie pomyślana, że dopiero po dość długim czasie zorientowałem się że Hej! ktoś mnie tu robi w konia! Nawet nie zauważyłem, iż niepostrzeżenie questy przyjęły konsystencję, jakby to powiedzieć, rzadkiej kupy. Gra dosłownie z godziny na godzinę staje się coraz bardziej „rozciągnięta”, jak mawiał Bilbo Baggins, „. . . jak zbyt mało masła rozsmarowane na zbyt dużej kromce chleba”. Nie chcę takich gier. Chcę się dobrze bawić. Choćby przez te 10h, ale dobrze.
No i niniejszym dochodzimy do wniosku, że nie ma znaczenia, jak długa jest gra. Co natomiast ma znaczenie, to dopasować jej długość proporcjonalnie do contentu i umiejętnie rozłożyć to drugie na tym pierwszym 🙂 Gra krótka, ale pełna wrażeń, jest lepsza, niż kilkudziesięciogodzinna epopeja, w której dwa-trzy warte uwagi etapy przerwane są wielkimi dziurami dennej fabuły, mizernych dialogów i bezmyślnego gridnu.
Nie wiem skąd się bierze przekonanie, że skrócenie czasu przyniesie poprawę treści. . . Jak znam życie, popsuje się i jedno i drugie 🙁
powiedz d_c czy wyobrazasz sobie kotora albo baldura ktorego mozna skonczyc w 8 godzin ? pewno ze zawsze i wszedzie trafi sie zginle jablko (teraz wrecz trzeba szukac smacznego w kosztu zgnilych ;)) ale to tez nie jest argument iz gry nie moga byc dlugie bo jak sie trafi syf to tego syfu bedzie kilka razy wiecej niz w produkcji krotkiej – c’man, to jest blad logiczny 😉 swoja droga crpgowcy – przynajmniej mi sie tak zdaje – lubia takie paletanie sie i robienie durnych sidequestow, zbieranie przeroznej masci syfu, skladowanie, porownywanie, wymienianie itd – jaki bylby sens np bogatej itemizacji w krotkiej grze ? dokladnie zaden. a wyobrazasz sobie wczuc sie w klimat longest journey gdyby ten (ta ? ;)) mial 1 albo 2 rozdzialy ?imho tu nie wystarczy stwierdzenie ‚nie wazne jak dlugo, wazne zeby bylo dobrze’ bo czasem czas ma znaczenie – albo mowiac inaczej ‚dlugosc ma znaczenie’, choc zadna kobieta ci tego nie przyzna 😉
Oj chyba zostałem źle zrozumiany, choć starałem się jak mogłem;) Nie chodzi mi o to, żeby gry były krótkie, ani że skrócenie czasu przyniesie poprawę treści. Chodzi mi o to, żeby były ciekawe, niezależnie od ich długości, ponieważ przedkładam jakość ponad ilość. Jeżeli natomiast powstanie gra, powiedzmy taki Longest Journey Któryśtam, z 250cio godzinnym, zajmującym gameplayem, to siknę w nogawkę ze szczęścia i polecę w trymiga wydać na niego nawet 3 stówki. Co do KOTOR’a i Baldura, to przecież przykłady z epoki, kiedy dinozaury kroczyły po ziemi, a kosmici stawiali pomniki na Wyspie Wielkanocnej. Problem długości gier tyczy się współczesnych produkcji i o takich właśnie pisałem, w moim przydługawym i nieco nudnym wywodzie 😉
co do wspolczesnych produkcji to czasem mam wrazenie iz autorzy sadza ze minus z minusem da plus, tj gra krotka i slaba bedzie hitem. . . no i kurde wychodzi na to ze czesto maja racje ^^
Kiedys gry byly i dlugie i ciekawe, czemu wiec dzis tak byc nie moze ? GTA4 za dlugie ? Ja tego nie odczulem, a nawet przeciwnie, gra moglaby byc nieco dluzsza, choc czasu na granie dziennie poswiecam ok 2-3h. I nawet nie przeszkadzaloby mi to gdyby misje byly do siebie podobne, bo miejsce w jakim je osadzono jest na tyle wystarczajaco ciekawe i wciagajace, ze z przyjemnoscia wykonywaloby sie je nawet po kilka razy. Wydaje sie, ze z duchem czasu wszystko powinno toczyc sie do przodu, tymczasem w swiecie gier dlugo by doszukiwac sie tej tendencji. Owszem, grafika i inne cudotworstwa technologiczne majace na celu zblizenie gier do fotorealizmu wciaz ladowane sa tonami w najnowsze tytuly, kosztem oczywiscie naszych portfeli, z ktorych co rusz wyciagamy kolejnych martwych Wladkow po to by moc te graficzne cuda uruchomic. Tylko jakosc rozgrywki jakby zaczela sie cofac. Dostajemy coraz krotsze i coraz latwiejsze gry. I zeby chociaz ceny jakie producenci sobie wolaja za nie, byly odzwierciedleniem jakosci rozrywki jaka nam one oferuja, to czlowiek nie mialby sie do czego przyczepic. Ale nie. . a my sobie mozemy rozprawiac godzinami o tym jakie co powinno byc, a brutalna prawda jest taka, ze nie dostaniemy ani krotkich i ciekawych tytulow, ani dlugich i ciekawych tytulow – oczywiscie pozytywny margines stanowia wyjatki, ktore na szczescie poki co jeszcze czasami sie zdarzaja :-).
Tak, kiedyś gry były długie, a teraz już nie są. Dżizaz, przestańcie głosić te herezje. Zawsze był gry długie i takie do przejścia w <10h.
To prawda, tylko że proporcje pomiędzy nimi rozkładały się trochę inaczej.
no i zdaje sie ze to jest clue sprawy – widocznie teraz potrzeby graczy tez rozkladaja sie troche inaczej, a stare zgredy napewno nie sa grupa reprezentatywna graczy wiec ich potrzeby sa gdzies tam na samym koncu 😉
Jakby nikt nie powiedział rzeczy najważniejszej – otóż ten mityczny content jest rzeczą niemierzalną i poza jakimiś ewidentnymi wpadkami, każda gra komuś może się podobać bardziej, komuś mniej. Natomiast czas gry jest jak najbardziej mierzalny i odczuwalny. Dlatego wydając pieniądze na grę, chcę jak najdłuższego czasu – bo wtedy mam wrażenie, ze nawet jak gra nie do końca mi się spodoba, to jednak developerzy włożyli w nią trochę pracy. I za ta pracę im zapłaciłem. Natomiast jak gra mi się nie spodoba, a dodatkowo czas jest krótki, czuje się nabity w butelkę 🙁