Perseus Mandate odrobinę się bałem. Gdzieś tam w głowie szumiały informacje na temat kłótni o prawa do posługiwania się marką F.E.A.R. jej przejęciu, drugiej części gry, Project Origin i pieniądzach. Starym zwyczajem duzi gracze biją się o dolary. Ja – gracz trochę mniejszy – bić chciałem wirtualnych przeciwników. Sprawy finansowe i rozgrywki prawników niespecjalnie mnie interesowały. Mimo to przeczuwałem, że drugi dodatek będzie li tylko próbą wyciągnięcia banknotów z portfeli fanów elektronicznej rozrywki.
Spis treści
Lądujesz w kanale
Jest krwawo
Już sam początek gry utwierdził mnie w przekonaniu, że jest tak jak myślałem. Pierwsze plansze nie wzbudziły we mnie żadnych emocji. Giwery, które dostałem już znałem a lokacje były pustawe. Parłem naprzód w zasadzie tylko i wyłącznie z redaktorskiego obowiązku. A że przeciwnicy padali szybciej niż budynki pod ciężarem skaczącej Godzilli, to maszerowało się szybko i w miarę bezboleśnie. Ogólnie jednak było bardzo, bardzo przeciętnie.
Na całe szczęście jestem upartym baranem (zodiakalnym). Postanowiłem kontynuować zabawę z recenzowanym produktem a ten mi się odwdzięczył. Mniej więcej w połowie gry jesteśmy świadkiem metamorfozy Perseus Mandate. Wspomniane lokacje stają się ciekawsze, bardziej filmowe. Przeciwników jest więcej i trudniej ich pokonać. Sama akcja się ożywia a my powoli zaczynamy się interesować tym, co dzieje się na ekranie. Czasami zdarza się nawet, że po plecach przebiega nam znajomy dreszcz – tak, to ten tytułowy Strach.
Już teraz muszę więc powiedzieć, że przy drugim dodatku do FEAR (darujmy sobie kropki) warto posiedzieć . Nie tylko dla bullet-time, o którym jeszcze napiszę kilka słów.
Czerwone sukienki, czerwooone niczym wino
Jeden z „momentów”
Autorzy Perseus Mandate zdecydowali się rozwijać fabułę gry w oparciu o ciekawy pomysł. Wydarzenia, których byliśmy świadkiem w podstawce i pierwszym rozszerzeniu tym razem obserwujemy oczyma drugiej drużyny, wysłanej na wirtualny plac boju. Mimo to w trakcie zabawy nie odczujemy, że gdzieś tam obok nas dzieje się coś, w czym już wcześnie braliśmy udział (brzmi dziwnie nieprawdaż?). Może to wina niewielu „sekretarek” do odsłuchania, może winowajcą jest tu sam gatunek, który reprezentuje gra. W końcu w strzelankach fabuła nie jest najważniejsza. Niezależnie od przyczyny odrobinę żałuję, że nie „wstrzelono” nas bardziej w klimat pierwszych dwóch gier, że nie przedstawiono zbyt wielu momentów, w których przypomnimy sobie wydarzenia z FEAR i Extraction Point. Byłbym jednak kłamcą gdybym napisał, że takich chwil nie ma wcale. Jest kilka słabszych a jest i jedna bardzo mocna, kiedy to oglądając bardzo porządnie zrealizowany przerywnik powiemy „aha, pamiętam to”.
Podobnie jest z elementami horroru. Te, które zobaczymy w przeważającej części w żaden sposób nas nie wystraszą. Autorzy dodatku nadużywają znanych już zagrań przez co, zamiast podskakiwać w fotelu w głowie zazwyczaj pojawia nam się myśl „łee było, znam”. Oczywiście podobnie jak w przypadku wspomnianej przed chwilą fabuły, zdarzy się, że poczujemy na karku chłodny, mroczny powiew. Większa w tym jednak zasługa zabawy oświetleniem czy oprawą muzyczną niż „strasznych” nowości. W zasadzie to nie raz i nie dwa zastanawiałem się czy gra powinna się nazywać FEAR. Może i ma swoje momenty, ale przez większą część zabawy doskonale wiemy czego można się po niej spodziewać.
Nerwy ze stali
W budowaniu napięcia nie pomagają nasi towarzysze broni. Jak ma nam skoczyć adrenalina, jak mamy się przestraszyć kiedy jesteśmy świadkami totalnej obojętności tychże. Wyobraźcie sobie, że kiedy wróg ładuje w wiozący nas śmigłowiec rakietę za rakietą, jeden z członków naszego zespołu bez ruchu siedzi na składanym krzesełku. W głosie osób podkładających głosy pod postaci nie wyczuwamy stresu czy nerwów, a wspomniany już komandos pustym wzrokiem patrzy się przed siebie. Ja wiem o czym on myśli. Na pewno zastanawia się czemu do cholery wsadzili go do tej gry a nie do jakiegoś Crysisa czy nowego Call of Duty. Masz niefart chłopie. Co mam jednak powiedzieć ja – gracz zmuszony do oglądania takich scen?
Perseus Mandate ratuje dosłownie jeden element gry. Jest nim osławiony bullet-time. Ten mimo kilku lat na karku nie postarzał się ani trochę. Walka w tej produkcji to wciąż klasa sama w sobie. Kiedy w zwolnionym tempie wpadasz do pomieszczeń, słuchasz rozciągniętych głosów wroga czy obserwujesz, rozchodzącą się po wybuchu skaczącej miny falę uderzeniową, budujesz w sobie cierpliwość, która umożliwi dalszą zabawę tym tytułem. Z wielką przyjemnością patrzy się na ciała przeciwników, fruwające na tysiąc różnych sposobów po przyjęciu śmiertelnej porcji ołowiu. Wciąż chce się demolować pomieszczenia i klepać w przycisk CTRL, który sprawia, że stajemy się nadludzko szybcy. Akcja w tej grze zasługuje na to by pisać to słowo z dużej litery.
Szarobura destrukcja
Jest dużo akcji
Postarzała się natomiast grafika. Perseus Mandate raczej nie można porównywać z takimi gigantami jak wspomniany już Crysis czy Call of Duty. Na dokładkę większość gry wciąż jest utrzymana w nieciekawej kolorystyce. Powtarza się wiele elementów otoczenia, drobiazgów takich jak puszki, sprzęt elektroniczny czy meble. Zapewne jej twórcy myśleli, że nikt na to nie zwraca uwagi. A jednak. Zaletą tej produkcji są jej niezbyt duże wymagania sprzętowe. Kiedyś FEAR straszył nasze pecety. Dziś powinny sobie z nim bez problemu poradzić. Warto również pamiętać, że w Perseus Mandate zobaczymy bardzo dużo krwi. Niekoniecznie powinniście więc pokazywać go młodszemu bratu czy kupować dziecku pod choinkę.
Odrobinę lepiej jest z oprawą muzyczną. Część dźwięków i utworów muzycznych wyszła z działu recyclingu. Te, które są nowe, są jednak całkiem dobre. Podobnie rzecz ma się z odgłosami eksplozji – wszystkimi „hałasami” towarzyszącymi sianej przez nas destrukcji.
Weteran patrzy
Jest dobrze?
Produkcję tą mogę polecić fanom serii albo osobom, które myślą o zakupieniu FEAR z dwoma dodatkami w „złotej serii”. Drugie rozszerzenie nawet na wyśrubowanym poziomie trudności nie powinno być wyzwaniem dla wielbicieli strzelanek. Nie jest też przesadnie długie. Garść nowości takich jak przeciwnicy, broń a nawet dodatkowe misje, które odblokujecie po przejściu gry nie sprawiają, że ten dodatek jest lepszy od najciekawszych tegorocznych produkcji tego typu. Jeśli więc uwielbiasz FEAR i przeszedłeś już wszystkie znakomite shootery ostatnich miesięcy, to Perseus Mandate może zapewnić ci rozrywkę na parę wieczorów. Osoby, które nie są przywiązane do tej serii albo te, które jeszcze nie skończyły lepiej ocenianych tytułów powinny jeszcze raz spojrzeć na półkę z grami w swoim ulubionym sklepie. Prawie na pewno jest na niej coś, co sprawi im więcej przyjemności niż ten tytuł.
Pierwsza część FEAR do tej pory jest jednym z moich ulubionych shooterów. Bullet-time i towarzysząca mu rozwałka sprawiają mi wciąż mniej więcej tyle radości co poranna kawa i papieros (czyt. bardzo dużo). Pierwszy dodatek dawał jeszcze więcej tego samego i już nie był taki dobry. Teraz na rynku pojawiło się drugie rozszerzenie. Bliżej mu do oryginału czy średniego Extraction Point? Czytaj dalej. Obaj wiemy, że chcesz poznać odpowiedź na to pytanie.
Nie wiem czy F. E. A. R. Perseus Mandate to to samo co F. E. A. R. Files ale w to drugie miałem okazję zagrać, a konkretniej w demo i odczucia mam bardzo podobne, jak w recenzji powyżej. O ile można posiadać opinię po zagraniu w ledwie demko. Tak czy inaczej kotlet jak się patrzy. „Pierwsza” część to był klasyk, prawie kult wg. mnie. Bardzo mi to przypadło do gustu. Klimat mniamuśny, lubię grozę podaną „azjatycko”. Dodatek to powielanie bez polotu. Bardzo szybko się technologia starzeje a bez iskrzącej pomysłami panierki, kotleta się dobrze nie odgrzeje.
Cujo – FEAR Files to bodaj oba dodatki zebrane w jedną całość. Rzeczy pojawiła się tylko na białym pudełku Billa (może też na PS3). Zagrać można, ale raczej, że tak to ujmę „w cenie pecetowej”. CDP wydało teraz bardzo przyjemną złotą edycję. 250 PLN czy coś koło tego za konsolową wersję na pewno bym nie dał.
250PLN? To w Irlandii grę można kupić za 55Euro. Chyba trochę taniej niż w Polsce.
Na Xa można kupić w razem z pierwszym dodatkiem.
Szpynda – tak sobie strzelam. W zasadzie nie widziałem jeszcze konsolowych nowości w naszym kraju w cenie niższej niż jakieś 229-259 PLN. I jeszcze jedno przy okazji – edytuj posty.
W FEAR były ciekawe momenty ale czy straszył. Nie bardzo
niestety, dużo kotletów ostatnio otrzymujemy
ten kotlet jest znacznie lepszy niz extraction point. znaaaaacznie. mozna byc rzec ze fear zlapal drugi oddech – ja przynajmniej polecam 🙂