Jedną rzecz miejmy z głowy już na początku tekstu – nie będziemy musieli do niej później wracać. Recenzowany tytuł pomimo tego, że nie ma nic wspólnego z Star Wars przypomina mi Knights of the Old Republic. W grze da się wyczuć pozostałości Mocy zużytej przy tworzeniu „Gwiezdnego RPGa”. Ci, którzy go znają zauważą podobieństwa między jasną/ciemną strona Mocy a Mass Effectowym podziałem na dobro (paragon) i zło (renegade). Obeznani z grami RPG poczują znajomy dreszcz na karku kiedy będą eksplorowali świat gry. Rozmawiając z członkami drużyny, pogłębiając znajomość z nimi stanie im przed oczami plejada rozpoznawalnych postaci z KOTORa.
Oczywiście nie musicie się ze mną zgadzać. Mojej przygodzie w kosmosie towarzyszyła jednak wyczuwalna ilość magii znanej z wydanej w 2003 roku pozycji. Skoro tę małą dygresję mamy już za sobą, to możemy przejść do najważniejszej części recenzji. Uważajcie! Przed wami
Mały spoiler
Wróg czai się wszędzie
Nie chcę się zanadto rozpisywać na temat fabuły Mass Effect. Prawie wszyscy wiemy jednak, że prowadzona przez nas postać dołącza do elitarnego „oddziału” SPECTRE. Jesteśmy pierwszym przedstawicielem rasy ludzkiej, który dostąpił tego zaszczytu. Jako agent specjalny stoimy ponad prawem. Przepisy rządzące cywilizowaną częścią galaktyki nas nie dotyczą. Dzięki temu jesteśmy w stanie wykonać każdą, nawet najtrudniejszą robotę. Już nasze pierwsze zadanie będzie istnym „mission impossible”. Najmocniejszy SPECTRE właśnie doszedł do wniosku, że galaktykę trzeba oczyścić. Najszybciej można to osiągnąć poprzez wyrżnięcie w pień wszystkich inteligentnych form życia. Gracz wcielający się w postać Commandera Sheparda musi powstrzymać szaleńca, który nazywa się Saren.
Tak zaczyna się przygoda, która rzuci nas w najbardziej odległe zakątki znanego kosmosu. Kosmiczna awantura, po której zostanie wiele trupów do uprzątnięcia. Pogoń za Wielkim Złym. Historia, która będzie opowiadana przez setki lat.
Tak kończy się w mojej recenzji opis fabuły Mass Effect.
Zdziwieni?
Zapewne inni koledzy „po piórze” wytłumaczą wam w swoich tekstach czym jest Mass Effect. Opowiedzą co nieco o świecie gry i przygodzie, którą przeżyjemy. Ja jednak nie chce tego robić. Moim zdaniem to właśnie historia opowiedziana w grze, budowa wirtualnego świata są jej największymi atutami. Koniecznie trzeba więc odkrywać wszystko na własną rękę.
Mnie w trakcie zabawy cały czas towarzyszyło uczucie, które wywołują tylko bardzo dobre produkcje. Już miałem zapisać stan gry i odejść od konsoli, kiedy mówiłem sobie, że pogram jeszcze piętnaście minut. Przyklejony do fotela patrzyłem jednak jak mijają kolejne godziny. Bardzo duża w tym zasługa historii, którą będziesz chciał rozwinąć. Fabuły, której dalszy ciąg koniecznie będziesz chciał poznać. Opowiadania które potrafi zaskakiwać, zdenerwować i sprawić, że będziemy o nim myśleli jeszcze długo po ukończeniu dzieła Bioware. Ten element gry dobitnie pokazuje, że jej autorzy naprawdę doskonale znają się na tworzeniu tego typu produkcji.
Na dokładkę podano nam jeszcze rewelacyjny Codex, z którego dowiemy się wszystkiego co warto wiedzieć na temat wirtualnego świata zamkniętego na płycie DVD. Jest to w zasadzie rodzaj encyklopedii, do której możesz zajrzeć poszukując wiedzy, informacji. Nasze odkrycia stworzą istną skarbnicę tychże. Przynajmniej kilka godzin możemy w niej spędzić na słuchaniu i czytaniu o tytułowym Mass Effect i wielu dziedzinach życia, w których jest on wykorzystywany. Poznamy świetnie zaprojektowane obce rasy, zgłębimy historię galaktyki, dowiemy się czegoś o wojnach, biotyce, formach rządów, technologiach i o wszystkich rzeczach, które tworzą ciekawy, rozbudowany świat gry RPG. Świat przygniatający swą wielkością a zarazem niczym najlepsza kochanka, odsłaniający swe tajemnice i wdzięki kawałek po kawałku.
Podrywamy takie kobiety
Nie mógłbym sobie wybaczyć gdybym zdradził wam cokolwiek związanego z tymi dwoma, moim zdaniem najmocniejszymi elementami gry. Dlatego też wiedzcie, że w tej materii ludziom z Bioware udało się stworzyć coś naprawdę niesamowitego. Miłośnicy klimatów science-fiction powinni sięgnąć po grę choćby po to, by poznać świat stworzony na potrzeby pierwszej części kosmicznej trylogii.
Bezbłędnie
Jednocześnie dochodzimy do największej bolączki gry. Nie jestem w stanie ogarnąć umysłem w jaki sposób dopuszczono do tego, by wymienione przed chwilą fundamenty były osłabiane przez drobne, ale zauważalne i irytujące błędy.
Weźmy pierwszy przykład z brzegu. Wspomniane przed chwilą uniwersum gry jest naprawdę bardzo duże. Ilość miejsc, liczba planet, które odkryjemy może wręcz przerazić. Publikowane przed premierą gry materiały filmowe nie wprowadzały nas w błąd. Niestety prawie na żadnej z planet nie możemy wylądować. Do szczęścia muszą nam wystarczyć dość ciekawe opisy i możliwość przeszukiwania ciał niebieskich. Możemy na nich znaleźć przedmioty potrzebne do ukończenia kilku misji pobocznych.
Albo takie
Na nieszczęście im głębiej zanurzamy się w króliczej norze tym bardziej przygnębiający robi się obraz całości. Kiedy już wylądujemy na planecie (księżycu) zaczyna się kolejna wychwalana przez panów z Bioware część zabawy. Nasz bohater i jego drużyna pakują się do specjalnego łazika, którym przemieszczają się po jej powierzchni. Kiedy robimy to pierwszy, drugi albo trzeci raz zabawa jest przednia.
Szybko uświadamiamy sobie jednak, że jeżdżenie zaczyna nas męczyć. Na planetach prawie zawsze znajdujemy trzy powtarzające się lokacje. Łazik MAKO nieskończenie długo musi się wspinać po górach co znacznie wydłuża nudnawą podróż. Kamera czasami działa fatalnie (nie widać nic poza podłogą łazika) a kilka razy pojazd zacinał mi się między skałami. Coś, co miało być przyjemną odskocznią od nabijania punktów doświadczenia szybko zamienia się w przykry obowiązek.
Praktycznie cała recenzja to wypisanie wad gry. A szkoda. Bo po przeczytaniu można się zdziwić, że dostała „aż” 9. 0! Spodziewałem się konkretnej recenzji, a po tym tekście można się do gry tylko zniechęcić, nie dowiedziawszy się właściwie niczego sensownego.
i wreszcie
Rzeczywiście. Masz rację. Gra w recenzji została zmiażdżona.
To są wyjątki które moim zdaniem potwierdzają regułę. Mamy całe akapity poświęcone wymienianiu wad a pomiędzy nimi kilka zdań opisujących zalety. Takie odniosłem wrażenie. Aż przeczytam tę recenzję jeszcze raz. . .
Przeczytaj jeszcze raz i zwróć uwagę, że w tym dużym akapicie wymienione są drobiazgi, które nie powinny znaleźć się w takiej produkcji. Esencja typowego RPG (i oprawa audio/wideo) stoi tutaj na bardzo wysokim poziomie stąd ocena taka a nie inna.
Bardzo dobra recenzja. Każdy kto spędził przy tym tytule około 150 godzin czyli skończył grę trzy razy zapewne będzie miał takie samo zdanie jak autor recenzji. Wymienianie wad było potrzebne aby sobie samemu odpowiedzieć na pytanie czy te wady są poważne. Dla jednego pewnie źle zaprojektowany ekran ekwipunku i duzo zręcznościowej walki może przekreslić taki tytuł. Jednak od tego są recki aby mieć możliwość porównania swoich oczekiwań do stanu faktycznego. Nie wiem jak inni fani ME ale ja wręcz ubóstwiam uniwersum stworzone przez Bioware. Historia jest niesamowicie filmowa i jednocześnie bardzo przemyślana. To prawdziwa uczta dla miłosników RPG-ów.
Jak nie znoszę RPGów tak pzy tym straciłem wzrok(prawie dosłownie). Teraz nie mogę się doczekać kiedy znowu zasiądę przed TV. Podobno są jakieś „dodatkowe” planetki na XBL do ściągnięcia?
Co do uwagi Twilitekida, to troszkę się zgodzę – całość recenzji sprawia wrażenie głównie ostrego wytykania wad, trochę umiarkowanego 😉 zachwalania zalet i podsumowanie, które tak naprawdę pokazuje czemu gra, po dość negatywnym „wstępie” dostaje jednak ostatecznie ocenę 9. Ale to chyba taki styl Krzyśka. Pamiętam, że przy okazji recki (chyba) Bioshocka było bardzo podobnie. Nic w tym chyba złego. Jeden, recenzując sadzi same „ochy” i „achy” a o wadach ledwie wspomni, drugi je wyłuszcza i podkreśla ku przestrodze. Zresztą z recenzją się zgadzam praktycznie w całości, pomijając fakt, że owe wady przyjmowałem raczej ze zrozumieniem, niźli z frustracją. W grach realizowanych z takim rozmachem bardzo ciężko świetnie „zawiązać wszystkie końce”. I tak – monotonne misje na planetach musiały być zwykłym dopakowywaniem expów, bo inaczej gra zajmowała by 3 płyty, nie jedną. To, co mnie wkurzało to fakt, że w dialogach mieliśmy na przykład możliwości sześciu odpowiedzi z czego tak naprawdę różniących się od siebie było np. trzy. Reszta była zamaskowana innym ujęciem zdania. Nie lubię być tak oszukiwany.
etam, właśnie o to chodzi, żeby samemu decydować o stylu wypowiedzi głównego bohatera a tym samym decydować o jego charakterze. Jest spora różnica w odbiorze naszej postaci w zależności od tego czy jest grzeczny i ugodowy czy wyburza do wszystkich, bardzo fajna sprawa jak dla mnie.
Rondo, nie zrozumiałeś o co mi chodzi. W Mass Effect masz w konwersacji kilka odpowiedzi do wyboru. Tylko, że te kilka to tylko pozór. Spróbuj sobie zasejwować w jakimś momencie przed rozmową, wypróbuj kilka różnych odpowiedzi i zobaczysz, że mimo iż masz np. 5 różnych odpowiedzi (od „złej” poprzez „neutralne” do „dobrej”), to tak naprawdę różnych zdań wypowiedzianych przez Sheparda jest 3. Przykładowa (wymyślona) rozmowa:Barman:Nie mam pojęcia o kogo panu chodzi, nic nie wiem. Shepard (możliwe odpowiedzi):a) No cóż, jeśli tak, to do widzenia. b) Żadnego z was pożytku nie ma na tej śmierdzącej planecie. c) Powiesz mi albo się pogniewamy. d) Mów natychmiast bo ci odstrzelę łeb!To są pokazane na ekranie możliwe odpowiedzi, ale mówiona kwestia Sheparda to nie jest słowo w słowo to, co napisane, tylko jego „interpretacja” tegoż. Wyborów masz tutaj aż 4, ale tak naprawdę mówionych kwestii masz aż dwie – jedna dla odpowiedzi a lub b i druga dla c i d. Tym samym masz pozór olbrzymiej swobody w rozmowie a tak naprawdę to właśnie nic więcej jak pozór. Czasem oczywiście dialogi są obszerniejsze i wyborów jest więcej (pisanych i mówionych) ale to nie zmienia faktu najzwyczajniejszej w świecie ściemy.
A to przepraszam.
Cujo – cos takiego mi troche smierdzi Fahrenheitem, reklamowany jako pozycja nieliniowa, a tak na prawde sprawiala tylko wrazenie takiej i jakby sie glebiej przyjrzec, to nieliniowych fragmentow w niej praktycznie nie bylo. Co oczywiscie nie zmienia faktu, ze Fahrenheit jest swietny, a na Mass Effect napalam sie jak nigdy i jak tylko wpadnie troche kasy, to od razu kupuje 🙂
Tu się zgodzę. Zawiodła mnie ta gra pod tym względem. Ale. . .
Jakże by inaczej : )
Teraz od nieliniowości się odchodzi. Za dużo roboty, a casuale/mainstream i tak nie docenią, bo grę przejdą tylko raz. Jeśli w ogóle (vide ostatnie badania Valve). Tak samo jak nie ma co się wysilać, żeby stworzyć fabułę ambitniejszą niż „SAVE TEH UNIVERSE FROM TEH EVUL”! Znak czasów :P.
Prawda jest taka – z niedociągnięciami czy bez, jest wiele fragmentów, które zrywają gacie i dlatego tej grze należy się wysoka ocena.
Wczoraj skończyłem i już nie mogę się doczekać dodatku, który podobno niebawem ma pojawić się na Live. Nie zrobiłem tylko jednego sidequest’a, bo pozostałe zależne, wykonałem w złej kolejności (zgadnijcie który ;). Jak na razie najlepszy RPG w jaki grałem. To co odróżnia go od innych to częste podejmowanie decyzji, które naprawdę nie dają gwarancji czy postąpiliśmy słusznie czy nie, zwłaszcza, że większość niesie ze sobą nieodwracalne konsekwencje. W tej grze nic nie jest czarne albo białe. Uwierzcie, że trudno podjąć właściwy wybór, zwłaszcza pod koniec, gdy jesteśmy emocjonalnie związani ze swoją drużyną (yes I’m geek). Decyzja kogo wysłać na misję wiedząc, że może już z niej nie wrócić, czy też komu pomóc, gdy czas nie pozwala ocalić wszystkich. Czasami, zanim podjąłem decyzję musiałem ją naprawdę przemyśleć. Szedłem do kuchni, wstawiałem wodę na herbatę i myślałem (geek), a to przecież tylko gra. Podoba mi się to. Ostatni raz taką więź z postaciami czułem w Metal Gear Solid. Takie podejście wzbudza ciekawość: „Co by było gdybym postąpił inaczej?” zachęcając tym samym do ponownego przejścia tytułu – rewelacja. Teraz kilka niedociągnięć które mnie zaskoczyły potwornie. Misja na Feros. Jako że jestem perfekcjonistą i idealistą, chciałem zrobić wszystko idealnie, niestety nie wyszło, tak jak w życiu. A to tylko przez rażące zaniedbanie developerów. Nie wiem jak testerzy testowali grę. Musiałem wyrżnąć prawie w pień wszystkich kolonistów tylko dlatego, że nie mogłem podnieść usprawnienia do granatów (tego z gazem anty-Torianowym). Pokazał się ekran wyboru przedmiotów. Między innymi było tu usprawnienie. Niestety przekroczyłem limit 150 przedmiotów. Nie mogłem już zamknąć tego ekranu, aby cofnąć się do inventory i zredukować do omniżelu innych, aby zrobić miejsce na usprawnienie. Mogłem tylko po kolei redukować do omniżelu przedmioty (łącznie z usprawnieniem do granatów) które pokazane były na tym nie dającym się już zamknąć ekranie. Żenada, ponieważ musiałem zrobić quest nie po swojej myśli :-/ Wiem że miałem LOAD do wyboru, ale nie o to chodzi. Spróbujcie też wjechać Mako na jakąś wielką górę, wysiąść potem zbiec w dół i z powrotem wrócić do pojazdu? WTF? I co?? Dobrze że jest LOAD. Ponadto zdarzyło mi się kilka razy że jeden z członków oddziału gubił się gdzieś na mapie i blokował. Musiałem po niego wracać. Wkurzające. Najczęściej było tak, że utkwił gdzieś za automatycznie zamkniętymi za mną drzwiami. Programiści dali mu biotyczne moce, ale zapomnieli o dodaniu umiejętnośći otwierania drzwi. Mimo tych poważnych, jak dla mnie, niedociągnięć, nie są one w stanie zagrozić grze na tyle aby nie przejść jej kilka razy, rożnymi postaciami, na kilka sposobów. Zabieram się za grę jeszcze raz, tym razem na odblokowanym trudniejszym poziomie.
Ja poczekam na wersję PC. Ach wiosna będzie piękna w tym roku
Gra mi sie podoba ale czekam na wersje pc
Dzis nastapil ten piekny dzien i stalem sie dumnym posiadaczem tej gry 🙂 Juz nie moge sie doczekac kiedy opuszcze biuro i zanuze sie w tym nowym niezbadanym swiecie.
Nie zapomnij wrócić i napisać co myślisz o grze 🙂
Za krotki. . . za krotki. . . . za krotki. . . i jeszcze raz za krotki. . . . Dopiero co sie fabula rozkrecala a tam KONIEC!Myslalem, ze to jakos koniec pierwszego rozdzialu ale nie, ze koniec gry. Chyba Wiedzmin pod tym wzgledem mnie rozpiescil ;)Gra sie swietnie ale zdecydowanie za krotki. . . . Dobre to, ze mozna drugi raz przejsc gre ta sama postacia a przeciwnicy/przedmioty itp skaluja sie do levelu naszej postaci (Hardcore).
Czekać na wersja na PC, na konsolach granie w takie gry IMO nie ma sensu. . .
Czemu?
Jak to Cujo, nie wiesz? Konsole to ZUO! 😉
WTF?!!!11IMO LMAO!!11!!jeden!! konsole 1337 & ROXORRZ, pecety SUXORZ!!!1!;)
Panowie nie róbcie „siary”. Konsole was odmóżdżyły – widać, że za dużo graliście w gry, które nie mają na nich racji bytu 😛 tako rzecze b4rtaz