Wario to typowy przykład kompleksu młodszego rodzeństwa. Nintendo stara się coś wykrzesać z postaci złego bliźniaka Mario, ale przynajmniej w przypadku konsol stacjonarnych, podobne próby kończą się tragicznie. Tym razem Wario proponuje dwuwymiarową, staroszkolną platformówkę i przyznać należy, jest to chyba najlepsza propozycja, jaką od lat otrzymali jego fani.
Spis treści
Prawdziwa klasyka
Spać nie dają…
W przeciwieństwie do stareńkiej gry z Gamecube’a, Shake Dimension to czystej krwi platformówka 2d. Bez zbędnych udziwnień i rewolucji. Zawiązanie akcji przywodzi na myśl gry z Pegazusa. Wystarczy włożyć płytkę do konsoli, obejrzeć krótkie intro i oddać się nieskrępowanej zabawie w podskoki aż do napisów końcowych, czyli przez jakieś 6 godzin. Tradycyjne podejście do tematu sentymentalnym może się spodobać, gorzej z tymi, którzy przygodę z grami zaczęli w tym wieku od przygody chociażby z Super Mario Galaxy.
Shake, shake!
Shake Dimension to typowy przykład gry „maskotkowej”. To Wario buduje klimat całej przygody i jego charyzma ma przyciągać do ekranu. Faktycznie animacja i mimika tego sangwinicznego nieudacznika potrafi budzić sympatię. Wario porusza się z rubensowską gracją, postękuje i prycha natychmiastowo budząc sympatię każdego wzrokowca. Zresztą cała produkcja Nintendo jest zwyczajnie prześliczna. Ręcznie rysowane tła, nawet pomimo statyczności atakują feerią barw, jakich nie uświadczycie w żadnej grze 3d. Gra jest płynna jak masełko, a projekty przeciwników, obiektów i poziomów cieszą oko. Uroku Shake Dimension odmówić nie sposób. Płynna i kolorowa może się podobać, nawet w dobie produkcji w wysokiej rozdzielczości i nawet pomimo udawanego trybu 16:9, w którym zamiast większego obrazu dostajemy dwa monstrualne i zupełnie zbędne paski z informacjami o naszej partii. Subtelną ambiwalencję budzi koszmarna muzyka, ale na You Tubie słyszałem gorszą.
Na chłodno…
Boss?
Dobra prezentacja to nie wszystko, co buduje jakość gry. Platformówki zawsze zdobywały fanów dzięki projektom poziomów i możliwościom głównego bohatera. I w tym departamencie Wario: Shake Dimension świeci niestety światłem odbitym. Nie dość, że wachlarz ruchów postaci jest skromny i ostukany w każdej tego typu produkcji, to projekty poziomów są tak książkowe jak tylko mogą być. Liany, trochę wody, bloki do rozbicia głową – w dobie Little Big Planet, czy Mario Galaxy nie budzi to żadnego zainteresowania, przez co rozgrywka ma temperaturę i konsystencję pokojowego kisielu. Mechanizmy napędzające tą gierkę pamiętają jeszcze świetność 16-bitowców i myślę, że z niewielkimi cięciami Shake Dimension spokojnie śmignąłby na Super Nintendo. Sytuację próbuje ratować implementacja kilku ruchów wykonywanych za pomocą machania pilotem, jednak ich egzekwowanie pozostawia wiele do życzenia.
Samej fabuły nie ma się co czepiać – w przypadku tego typu produkcji historia o porwanej księżniczce i wielkim skarbie, jest jak najbardziej do zaakceptowania. Jednak deficyt narracji na modłę gier z poprzedniego stulecie, powoduje brak płynności gry. Poziomy nie są w żaden sposób powiązane; Wario przeskakuje z jednej lokacji w drugą, z pustyni pod wodę, z lasu, do kasyna. Taka różnorodność budzi może respekt, ale brakuje elementu, który spiąłby ten misz masz w logiczną całość. Latamy po planszach, zbieramy kasę na odblokowanie kolejnych poziomów, szukamy ukrytych skarbów, ale wszystko to jakieś takie płaskie i bezcelowe.
Jak na Gameboya
Jest i kasa
Autorzy postanowili w Shake Dimension wprowadzić dziwne urozmaicenie rozgrywki, znane z wydań na GameBoya, polegające na tym, że po dojściu do końca poziomu pokazuje się licznik i musimy przed upływem limitu czasu zdążyć dobiec do startu. Pomysł trochę chybiony jak na grę, w której główną zabawą ma być odnajdywanie pochowanych tu i ówdzie skarbów oraz zwiedzanie poziomów. Ścieżki powrotne bywają bardzo fajne – obowiązkowo z kilkoma rozwidleniami szlaku i sekretami do zdobycia. Gdyby nie fakt, że trzeba ścigać się z czasem można by czerpać z nich przyjemność. Zabieg twórców ma na celu nakłonienie graczy do kilkukrotnego przechodzenia plansz, ale skoro sama rozgrywka nie jest ciekawa, to i wracać się nie chce.
Gra dla casuali?
Jest i kaczka…
Główny wątek gry został skonstruowany tak, aby każdy niedzielny gracz był w stanie obejrzeć finał tej przygody. Bossowie mogą tu stanowić chwilowe wyzwanie, ale przez regularne plansze przelatuje się jak prezydent do Brukseli. Dla graczy, którym wyjściowy poziom trudności nie wystarcza Nintendo przygotowało kilka ukrytych plansz, których odnalezienie graniczy z cudem oraz specjalne zadania. Trzeba na przykład przejść planszę bez dotknięcia wody, załatwić konkretnego potwora, albo nie używać checkpointów. Zadania nie są proste więc hardcore’owa scena powinna być ukontentowana, nawet pomimo tego, że nagrodą za ich wykonanie będzie kubek gorącej satysfakcji. Nic więcej.
O dekadę za późno
Mocy przybywaj!
Trudno uznać Wario za grę nieudaną. Jej główną wadą jest bezduszność i brak osobowości. Autorzy jak ognia wystrzegają się nowych pomysłów, a stare z niechęcią dopasowują do wymogów naszych czasów. Gdyby Shake Dimension ukazał się 10 lat temu może wzbudziłby cieplejsze emocje, ale dzisiaj jest tylko średnią pozycją, jaka mogłaby powstać we flashu. Ładna grafika, pocieszny klimat na pewno przypadnie do gustu kobietom i dzieciom, ale archaiczne mechanizmy już się po prostu przejadły. Wario nadal czeka na swój wielki tytuł. Bo jak by się nie patrzyło Shake Dimension to gra, która choć chciałaby być fajna i cool, to fajna i cool po prostu nie jest.
Nintendo słucha swoich fanów. Ledwo co podniosły się głosy, że na Wii brakuje pozycji dla prawdziwych wymiataczy i konsolowych maniaków, a w odwodzie firma wypuszcza dwuwymiarowego platformera. I wszystko skończyłoby się dobrze, gdyby nie jeden problem. Gra jest średnia.
Podoba mi się artstyle. Na screenach gra wygląda naprawdę spoko.
Pomijając całą kwestię czy jest to dobra/grywalna gra (niegrałem – nie wiem) z tezą
to trochę przesada. Ewentualnie poproszę o jakies namiary na gry flashowe z taką grafiką/animamacją/efektami 😀
Służę. http://www.newsandentertainment. com/zfalienh.htmlJest naprawdę blisko. Jedynie animacja jest gorsza. 🙂
No moim zdaniem to zupełnie nie ta liga jakości. W AlienHominida grałem wczesniej – zresztą wystarczy porównać wersję flashową z wersją konsolową aby zobaczyć różnicę miedzy flashem a nieFlashem 😀 http://www.youtube. com/watch?v=4hX2bq2gyugMoim zdaniem różnica jakości (płynność animacją efekty itp. )jest duża. Z flashowych to polecam: http://www.nitrome. com/