Undisputed 2010 to kontynuacja przygody THQ z formułą MMA, zapoczątkowanej w maju zeszłego roku. I już debiut amerykańskiego wydawcy na tym polu okazał się udany. Zarówno prasa jak i gracze bardzo ciepło przyjęli Undisputed, opatrzony numerkiem 2009. Był to jasny znak, że można z tego wycisnąć całą górę zielonych banknotów. Oczywiście, jak to zwykle w przypadku rokrocznie ukazujących się sportówek bywa, fani mieszanych sztuk walki nie mają co oczekiwać wielkiej rewolucji. Studio Yuke’s poprawiło to i owo, tu pogrzebało, tam pokręciło, gdzie indziej coś dodało i oto dostaliśmy, w teorii, nowy produkt. A jak jest w praktyce? Cóż, ewolucja poszła w dobrą stronę, ale jej kroki ciężko nazwać susami.
W klatce
Z racji, że gra sygnowana jest logiem największej na świecie organizacji zajmującej się zawodami Mixed Martial Arts, czyliUltimate Fighting Championship, udostępnione nam zostały do prowadzenia w ringu największe gwiazdy, zatrudniane przez prezesa UFC, Danę White’a. Dzięki temu każdy, kto w choć niewielkim stopniu orientuje się w świecie sportów walki, od razu ujrzy i rozpozna znane w tych kręgach twarze. W „rosterze” Undisputed 2010 znalazło się miejsce dla zawodników, których kojarzy nawet laik. Swoim wyglądem postraszyć może potężny przybysz z Wysp Bahama, Kimbo Slice, a morderczymi high kickami przypomina o sobie chorwacka legenda MMA, Mirko Cro Cop. Z pośród wielkich gwiazd tej dyscypliny warto wymienić też Wanderleia Silvę, czy obecnego mistrza wagi ciężkiej, Brocka Lesnara. Ponadto, na liście dostępnych zawodników znajduje się jeszcze przeszło setka mniej, czy bardziej znanych nazwisk. Odwzorowani są oni w stopniu przynajmniej zadowalającym – zarówno pod względem aparycji, jak i stylu walki. Niestety, THQ nie dało nam przyjemności, by do boju przystąpić również tańczącym, śpiewającym, bijącym, wszechstronnie utalentowanym Mariuszem Pudzianowskim. Na pocieszenie, w zamian za popularnego Pudziana, do naszej dyspozycji został oddany inny Polak. Jedynym reprezentantem kraju nad Wisłą w UFC 2010 jest Krzysztof Soszyński, występujący w wadze półciężkiej.
Jeżeli jednak komuś nie odpowiada żaden z zaproponowanych przez studio Yuke’s zawodników, nic nie stoi na przeszkodzie, by stworzyć własnego i rzucić go w wir walki w najważniejszym trybie dla pojedynczego gracza, czyli karierze. Zbudowana jest ona według klasycznego, ale sprawdzonego schematu „od zera do bohatera”. Mając bardzo niewielką liczbę punktów do rozdysponowania pomiędzy atrybuty i umiejętności naszej przyszłej gwiazdy musimy skonstruować coś, czym będzie dało się walczyć chociaż z najsłabszymi. A potem przychodzi czas na rozwój, który choć dobrze pomyślany u podstaw, to w praktyce trochę zawodzi. Bardzo przypadł mi do gustu sposób rozwijania technik naszego zawodnika. Otóż podczas jego kreacji nie zostaje nam narzucony z góry żaden styl, w którym tenże sprawdza się najlepiej. W trakcie kariery trzeba jeździć na obozy treningowe i mozolnie uczyć się kolejnych ciosów, dzięki czemu sami kształtujemy wachlarz technik, czy to dla „strikerów”, czy dla zapaśników, którymi dysponował będzie nasz przyszły mistrz.
Misio – po przyjacielsku
Niestety, sama metoda treningu jest żmudna i nudna, podobnie zresztą jak w kwestii atrybutów, które liczbowo opisują poziom zawodnika. W przypadku tych drugich nie dość, że trzeba spędzać mnóstwo czasu po prostu na klikaniu w nazwy interesujących nas charakterystyk, to jeszcze trzeba uważnie śledzić poziom tych, które nie są nam w danej chwili szczególnie potrzebne. A to dlatego, że umiejętności zaniedbane w pewnym momencie zaczynają lecieć na łeb na szyję w stronę progu, poniżej którego spaść nie mogą. Powstrzymać to da się tylko wydawaniem na nie cennych punktów. Może i jest w tym faktycznie szczypta realizmu, ale nie da się ukryć, iż system ten czasem po prostu irytuje i znacząco spowalnia rozwój naszego wirtualnego podopiecznego.
Podobnie zmarnowanym potencjałem jest cała ta medialna otoczka wokół kariery nowego zawodnika. Są wywiady po kolejnych, coraz bardziej prestiżowych walkach, jest ceremonia ważenia zawodników przed starciem o pas danej kategorii, czasem dziennikarka z telewizji może przyjść filmować nasz trening albo poprosić nas o wytypowanie zwycięzców walk podczas najbliższej gali UFC. Swoją rolę dostali też sponsorzy, z każdą wygraną walką proponujący więcej pieniędzy za pojawienie się w ringu z ich logiem na koszulce… brzmi świetnie, prawda? W końcu jakaś kariera z prawdziwego zdarzenia! Niestety, tak może wydawać się tylko z początku, bowiem na samym dobrym pomyśle w tym przypadku się skończyło. Wykonanie tego jest po prostu miałkie i płytkie. Wywiady po walkach mają zdaje się tylko dwie, czy trzy opcje, stąd bez przerwy będziemy odpowiadać na te same pytania. Ważenie to wieczna powtórka z jednej animacji, a na występowanie w telewizji nie warto tracić czasu, bo zamiast tego można trenować. Miło, że Yuke’s próbowało jakoś nam urozmaicić czas pomiędzy jedną walką a drugą, ale same pomysły niestety nie wystarczą.
Też po przyjacielsku, ale nie napiszemy, co robią
Poza karierą jest jeszcze kilka trybów, w których można sprawdzić swoje umiejętności, ale ani Event Mode, ani Title Defence nie wnoszą do Undisputed 2010 nic szczególnie ciekawego. Owszem, można się chwilę pobawić, ale raczej wątpliwe, by ktoś miał nad tymi formami rozgrywki zarywać noce. Dużo ciekawiej, szczególnie dla maniaków mieszanych sztuk walki, prezentuje się tryb Ultimate Fights. Jak można wywnioskować z nazwy, jest to kilkanaście najbardziej spektakularnych walk w federacji UFC z ostatnich pięciu lat. Emocjonujące starcia, oszałamiające knockouty – zadaniem gracza jest tu oczywiście spełnić wymogi stawiane przez grę, by wydarzenia z wirtualnego ringu był jak najbliższe tym rzeczywistym. Poziom trudności wyzwań jest bardzo zróżnicowany, także znajdzie się coś odpowiedniego zarówno dla świeżaków w temacie MMA, jak i dla starych wyjadaczy.
Zapowiada się ciekawiej niż poprzednik. W 2009 ubogi był styl walki i mało odwzorowany na zawodnikach. Amerykanie kochają takie sporty więć EA wie na co stawiać i kaskę trzepać na małolatach.
Jak ktoś będzie walczył jak pudzian, to gry nie przejdzie.
Oj tam, na Beginnerze cepowanie czasem wystarcza 😉
Tak,realistycznie-po minucie nie bedziesz mial sily wciskac przycisków na padzie 🙂
Uważam że pierwsza część była bardzo udana jak na tego typu projekt, jak narazie szarpie w demo drugiej części i mi się podoba, oby tylko nie była taka łatwa, osobiście polecam, rarytas wśród bijatyk na Xboxa