Jednak czasy się zmieniły, a rynek gier stał się globalny. Widać, że Japończycy troszeczkę się pogubili. Z jednej strony cały czas produkują dziwaczne gry, ale z drugiej popyt na nie w Europie spada, a one same zaczynają być po prostu wtórne. Większość tak zwanych „rewolucyjnych pomysłów” okazuje się dla europejskiego gracza niezjadliwa, że przywołam tylko prezentację Paper Mario. Ile gier muzycznych, opierających się na identycznych mechanizmach może jeszcze powstać, zanim ktoś wpadnie na coś nowego?

Przykłady można mnożyć. Wystarczy spojrzeć na rynek RPG. W zalewie kolejnych tradycyjnych jRPG, których postaci wciąż nie mogą się wyzwolić z infantylizmu, coraz większe uznanie zdobywają produkcje typowo zachodnie. Dużo bardziej kręci mnie wizja jednego małego dodatku do Obliviona, niż kolejnej odsłony Final Fantasy. A to co ostatnimi czasy płynie z Japonii to jakieś przygody humanoidalnych pacynek rodem z Ulicy Sezamkowej. Przykład najgłupszej ostatnio gry o jakiej słyszałem – Trusty Bell, w której pokierujemy Chopinem, który w śpiączce trafia do baśniowej krainy – pominę milczeniem.

Fenomen Metal Gear Solid jako najlepszej gry składankowej moim zdaniem zakończył się na części trzeciej. Zgoda, przygody Snake’a mają genialną fabułę i cudowny klimat. Ale patenty jakie Kojami zaprezentował w Snake Eaterze były nudziarskie, a sama rozgrywka była schematyczna do bólu. Tak naprawdę mordowałem się z tą grą tylko po to, żeby obejrzeć kolejny miażdżący filmik. Zupełnie odwrotnie było ze Sprinter Cellem, który zaprezentował w Chaos Theory jak powinna wyglądać tego typu gra.

Podobnie dzieje się w arcy-japońskim niegdyś gatunku chodzonych bijatyk. Kiedy gracze spierali się co jest lepsze: Devil May Cry, czy Ninja Gaiden, przyszedł Kratos i pozamiatał konkurencję. Tak świeżej i oryginalnej gry jak ta spod ręki Davida Jaffe nie było od lat.

Oczywiście z bijącym sercem czekam na kolejną Zeldę, czy Residenta. Ale mam świadomość, że nie będą się one prawie niczym różnić od poprzednich wcieleń. Z drugiej strony Oceanu nadejdą Heavy Rain, Mass Effect, Alan Wake, które zapowiadają zupełnie nowe wrażenia i przeżycia.

Coraz widoczniej rysuje się wizja amerykanizacji rynku gier video. Coraz większy kawałek tortu tytułów świetnych i przebojowych zdobywają produkcje „made in America”. I szczerze mówiąc – bardzo mi to pasuje.

[Głosów:0    Średnia:0/5]
PODZIEL SIĘ
Poprzedni artykułPiękno Virtua Fighter 5
Następny artykułNa urodziny – Deus Ex

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here