Nawet ankiety przeprowadzane na największych portalach o grach są skazane na porażkę już na samym początku. Zanim zacznie się za ich pomocą udowadniać swoje racje, warto zauważyć, że głosy z tych serwisów są zupełnie niereprezentatywne. Po pierwsze w każdym takim głosowaniu biorą udział tylko gracze. Po drugie, klikają bez opamiętania. Po trzecie, masowy klient nie wie, że się takowe w ogóle odbywają.
Grupa ludzi, mających dostęp do sieci nie pokrywa się do końca z grupą potencjalnych klientów Sony, Microsoftu, czy Nintendo. Dodajmy do tego, że w takich ankietach biorą udział w zasadzie tylko fanboje, którym zależy na wykręceniu lepszego wyniku ich ukochanej firmy. Zwykli ludzie, którzy traktują gry jako rozrywkę, mają na ogół w nosie nie tylko strony internetowe, ale też politykę konkretnych firm. Nie przywiązują się do marek. Nie czekają na Playstation 3, ani na Xboxa 360. Ba! Oni nawet nie czekają na Nintendo Wii, o ile w ogóle wiedzą, co to jest. I na pewno nie mają zamiaru tracić czasu na podbijanie wyników popularności któregokolwiek z próduktów.
Zanim więc zaczniemy się zbiorowo przerzucać idiotycznymi wynikami internetowych ankiet, odpowiedzmy sobie na jedno pytanie. Po co? Mania sondaży doszła najwidoczniej również do branży gier komputerowych. Lepiej jednak za mocno w nie nie wierzyć… Żeby nikt nie miał potem przykrej niespodzianki. O przykłady nieudanych sondaży nietrudno.
Socjologiczny P.S. od Red. Nacz.: aby wyniki ankiety wogóle brać pod uwagę, musi ona być przeprowadzona wg. pewnych zasad. Badacze powinni pracować na reprezentatywnej próbie, czyli grupie ludzi, odzwierciedlających ogół społeczeństwa lub targetowaną grupę. Liczy się również metoda badawcza, w tym rodzaj i ilość pytań. A poza tym 1000 innych czynników. Koniec końców, zmierzam do tego, że sondy internetowe to czysta rozrywka – nic innego.