Rozumiem, że nie każdy musi od razu być wybitnym pisarzem. W końcu tych wybitnych za wielu nie ma, a poza tym za życia trudno ich rozpoznać. Jednak są jakieś granice, których przekraczać się nie powinno. Może robię się coraz starszy, a może właśnie dziecinnieję, ale jeżeli jeszcze raz będę musiał uratować świat przed napaścią kosmitów, imploduje mi głowa, razem z uszami.
Dobra. Mogę zrozumieć, że są gatunki, w których fabuła pełni rolę poboczną i ma służyć tylko temu, żeby podpiąć pod nią renderowane przerywniki. Wszystkie mordobicia starają się udawać, że walczące na ekranie postaci tłuką się z jakiegoś powodu, a teksty przed walką w stylu ” I will crush you” [tł.: „Ja cię rozwalę”], albo „Die!” [tł.: „Giń”] to chleb powszedni. Nie wiem czemu ma służyć tak głębokie uzewnętrznienie się zawodników Virtua Fightera i Dead or Alive, ale zakładam że komuś na tym zależy. Na pewno są gdzieś tam fani, którzy z wypiekami na twarzy śledzą wszystkie te emocjonujące gadki, które na chybił trafił wygłaszają bohaterowie Soul Calibura.
Nie mogę za to zupełnie zrozumieć, jak można było napisać tak fatalny scenariusz do skądinąd świetnej gry- Resident Evil 4. Głupotą wylewającą się z tego tytułu można by obdarować co najmniej cztery teleturnieje i dwie telenowele. Nie będę psuł wam zabawy, ale wspomnę tylko o moim ulubionym fragmencie. Jako agent specjalny Leon trzeba w grze spenetrować złowrogie miasteczko. Nie za bardzo wiadomo o co chodzi, a mieszkańcy zachowują się w dość niepokojący sposób. Chcą Leona zjeść, nabić na widły i ogólnie zrobić mu krzywdę.
Po zabicu miliona istnień ludzkich Leon wchodzi do kościółka. Patrzy, a na ołtarzu leży kartka. Bierze kartkę i czyta notkę, która nazywa się mniej więcej „Plan podbicia świata”. A w niej same ciekawostki. Okazało się, że niezwykła notka pochodzi od Lorda Sadlera, głównego bossa, w której życzliwie wyjawia ze szczegółami całą intrygę. Po co ją napisał? Niewiadomo. Czemu ją zostawił na ołtarzu? Niewiadomo. Czemu jego plan jest w dodatku totalnie kretyński? Bo fabuła w grach nadal pełni rolę trzeciorzędną.
Patrząc na trailer Metal Gear Solid 4 mam nadzieję, że w końcu nasi ukochani twórcy zauważą, że nie jesteśmy debilami. Pierwsze jaskółki już przefrunęły przez horyzont elektronicznej rozrywki. Eternal Darkness, seria MGS, a ostatnio Fahrenheit (może oprócz tragikomicznych ostatnich 30 minut) pokazały, że dobry scenariusz potrafi przyciągnąć do pada jak magnes. Z tytułów, które mają zdobyć nasze serca inteligentną intrygą na konsolowym horyzoncie majaczą w zasadzie tylko MGS4 i Bioshock, duchowy spadkobierca System Shocka 2. Autorzy obu tytułów obiecują epicką, inteligentną fabułę. Trzymam za słowo. Bo inaczej… ” I WILL CRUSH YOU!”