Zgadzamy się z Olivierem Comte. Ceny gier naprawdę muszą się zmienić. Od ładnych kilku lat, nie licząc paru wyjątków, otrzymujemy coraz mniej godzin rozrywki, za coraz większe pieniądze. Nawet Paweł Borawski, który odziedziczył fortunę po dalekim krewnym (człowiek pokroju Romana Abramowicza), narzekał ostatnio na to ile przyjdzie nam zapłacić za StarCraft 2.
„Jestem przekonany, iż w przyszłości będziemy musieli zmienić ceny gier wideo. One są zbyt drogie dla odbiorców. W przypadku kosztu gier – ich tworzenia i zarobków sprzedawców – czterdzieści funtów, to dla nas uczciwa cena, ale dla konsumenta to zbyt dużo. Od września do grudnia otrzymujemy trzy przeboje co tydzień, a konsumenci po prostu nie mogą sobie na nie pozwolić. Dobra cena gry powinna oscylować wokół kwoty dwudziestu funtów. Za takie pieniądze nie stworzymy 10-15 godzinnej przygody. Jesteśmy jednak w stanie zaoferować cztery, pięć godzin gameplayu, a potem zarobić na mikrododatkach.” – mówił Olivier Comte na łamach serwisu MCV.
Mamy nadzieję, że nikt go nie posłucha, choć musimy przyznać, iż częściowo się z nim zgadzamy. Gry rzeczywiście oferują zbyt mało za pieniądze, które musimy na nie wyłożyć. Dotychczas 90% mikrododatków okazało się jednak żartem – mało kto oferuje sensowne DLC. Co można zatem zrobić w tej sytuacji?
Naszym zdaniem wydawcy na pewno powinni zacząć się przyglądać datom premier swoich produkcji. Może – skoro rośnie wiek statystycznego gracza – przeboje powinny wpadać w nasze ręce również w trakcie tradycyjnego, letniego sezonu ogórkowego? Zeszłoroczne unikanie świątecznego ścisku sprawiło jedynie, że początek tego roku przeładowany był potencjalnymi hitami. Wyszło więc na to, że poświąteczna pustka w portfelu uniemożliwiła nam inwestowanie w styczniu i lutym.
Starczy jednak tego szukania rozwiązań. Po to firmy płacą ciężkie pieniądze panom w garniturach, by ci wymyślili jakieś rozwiązanie. Póki co nie idzie im jednak najlepiej, choć pewnie poklepują się po plecach, pokazując sobie jak można zarabiać na mikrododatkach takich jak zestawy map do Modern Warfare 2. A my? U nas jak zawsze po staremu. Ponarzekamy trochę, pokrzyczymy w sieci, by dostosować się do ich reguł gry. Krótko mówiąc – nie spodziewajmy się żadnych zmian. Na lepsze.
To może idźmy dalej: gra kosztuje 5 funtów i mamy 20 minut rozgrywki. A za całą resztę zapłacisz kartą Visa 🙂 Mnie podoba się model typu: gra za darmo, ale z brakiem wszystkich możliwości (takie ROZBUDOWANE demo), a za dodatkowe możliwości płacisz. Oczywiście o ile w grach typu MMORPG jest to łatwe do realizacji (nowe itemki, questy, zdolności itd za kasę) to w grach typu FPS czy RTS już jest problem co możnaby otrzymać za opłatą? Nowe jednostki, mapy, bronie? Ale wówczas wersja darmowa staje się grywalnym demo za które JESZCZE się nie płaci, choć jak wiemy pojawiają się takie głosy, że powinniśmy.
Jeżeli gra za darmo to wtedy powinno być tak:- kończysz jeden etap i na drzwiczkach do następnego masz terminal na kartę kredytową:)Jestem jednak zwolennikiem, płacę około 80-100zł i dostaję przynajmniej 10-15godzin.
Czyli tak:10-15 godzin=200 zł za grę4-5 godzin= 100 zł za grę + DLC (cena dowolnie absurdalna wzięta z kosmosu). Albo zrobić tak:CoD MW3 sam singiel= 100 zł (brak multi) -> DLC 1 mapka= 30 zł. Ciekawe ;)Można też sprzedać sam „silnik” gry za 100 zł i dokupować poszczególne części przez DLC. Music DLC= 90 zł, oświetlenie=50 zł, tekstury= 60 zł, menu gry= 19,99 zł (promocja), obowiązkowa instalacja na HDD= 40 zł itd . . . Genialne.
Mam jeszcze inną opcję – poszukać w szafie C64 bądź innego gadżetu i grać po 100 – 200h w każdy tytuł i mieć z tego frajdę jak 20 lat temu (przynajmniej w moim przypadku :D)