Chyba nikt nie spodziewał się, że The Sims pomysłu Willa Wrighta okażą się taką żyłą złota. Ba! Cała inwestycja wydawała się mocno ryzykowna. Wirtualny domek dla lalek w 2000 roku kiedy triumfy święciły Doomy, Quake’i, Starcrafty i Diablo?! Toż to bardziej przypominało samobójczy strzał niż rozsądną inwestycję. Chłopaki z EA jednak nie po raz pierwszy dowiedli, że co jak co, ale „kapuchę” to oni wiedzą jak robić. I zarobili. Całe miliony „baksów”.
Gigantyczny sukces zaskoczył chyba samego wydawcę, jednak wykazał się on dużym refleksem i błyskawicznie zaczął doić dolarodajną krowę. Ostatecznym efektem tych działań była druga część gry, jak i cała masa dodatków. Choć przyznam szczerze, że kompletnie nie rozumiem tego fenomenu tysiące graczy kupowało tak nowatorskie wynalazki jak Sims – Zwierzaki, Randka, Wakacje, Abrakadabra (litości!!!), Nocne Życie czy Własny Biznes. Dodawały one nowe możliwości naszym Simom, a jak przypuszczam, każdy wierny fan tego tytułu nabył wszystkie możliwe add-ony, aby ich podopieczny mógł prowadzić nocne życie będąc ze swoim zwierzakiem na wakacjach w cyrku flirtując z clownem rozkręcając równocześnie własny biznes.
Parę dni temu obiegły Internet pierwsze informacje na temat trzeciej części złotodajnego dziecka EA. Jak z nich wynika gracze na całym globie otrzymają… właściwie to samo z tą tylko różnicą, że w pakiecie podstawowym nasz Sim będzie umiał więcej niż dotychczas czyli jak można się domyślać opanował czynności dostępne między innymi w dodatkach.
Abstrahując od zasadności takiej rozrywki (wszak de gustibus non disputandum est) zastanawia mnie jak będzie wyglądała sprzedaż nowej odsłony The Sims. Z jednej strony biorąc pod uwagę niesamowity sukces tej serii można oczekiwać olbrzymich zysków, z drugiej – czy uda się sprzedać graczom po raz kolejny to samo? Z logicznego punktu widzenia – nie, jednak EA nie raz, nie dwa dowiodło, że w tej sztuce wspięło się na nieosiągalne dla nikogo wyżyny. Dowodem kolejne odsłony serii FIFA, NBA czy NFS.
Można by zastanawiać się jaki jest sens wydawania tak bogatej podstawki, skoro można wszystko dorzucić w kolejnych płatnych rozszerzeniach? Rozbudowana podstawka jest jednak konieczna. Wszak The Sims 3 muszą choć odrobinę różnić się od drugiej części, a ci którzy sięgną po ten tytuł nie mogą być nim zawiedzeni. Warto więc dać im na początek większy pakiet możliwości.
Czy oznacza to, że EA zrezygnuje z dodatków do The Sims 3? Ależ skąd! Polityka „bogatszej podstawki” bynajmniej nie wyklucza dotychczas stosowanej taktyki. Głowę dam, że niedługo po premierze ukażą się The Sims 3 – Kolekcjonowanie Kasy, Zakup Sejfu, Wizyta w Banku i Wyprawa na Seszele.
A gracze? Jedni (jak ja) z drwiącym uśmieszkiem na ustach będą spoglądać na zapełniające się kolejnymi add-on’ami półki, inni skuszą się po raz tysięczny na ten sam odgrzewany kotlet. Ale jak powiedział mój przyjaciel – ludzie po prostu chcą tego samego i dlatego nie ma świąt bez „Szklanej pułapki”. I choć chciałbym zaprotestować w imię kreatywności, różnorodności, wyższych oczekiwań od twórców naszej branży nie potrafię się z nim nie zgodzić. Niestety. Ludzie z EA też są zapewne fanami dzielnego gliniarza z NY.
Zresztą, po co protestować i krzyczeć, skoro i w tym roku zapewne ukażą się kolejne odsłony NFSa, a w święta John McClane skopie tyłki złym terrorystom, którzy będą chcieli ukraść ze sklepu nowy dodatek do The Sims 3?
A wy co sądzicie o tysiąckrotnym sprzedawaniu nam tego samego tylko w różnym opakowaniu? Wydawcy nabijają nas w butelkę, czy to my dajemy się nabijać? A może po prostu podświadomie lubimy grać w kółko w to samo choć boimy się do tego przyznać? Halo 3, Starcraft 2, Fallout 3, GTA 4? Czy to nie dowód?
Simsy nie są dla Graczy. Mam na myśli tych rasowych, przez duże „G”. Nikt z moich znajomych, fragujących w najróżniejsze FPS, ścigających się kilometrami po drogach i bezdrożach ani latających po Outlandach/Azeroth/Kalimdor nie spedził przy tej grze 30 minut. Jednak lecą do sklepu po najnowszą odsłonę serii lub dodatek z ciuchami z H&M. Dlaczego? Bo to kręci nasze dziewczyny/dzieciaki i automatycznie staje się pozycją „must have”. Ot co.
Ja tam, pamietam ze w Simy grałem. Pierwszy dodatek nawet kupilem jednak z czasem po prostu zaczelo mnie to nudzic. . .
Fenomen simsów to moim zdaniem nieco inna sprawa. Żadne nowatorstwo, zmiana podejścia do gier czy tym podobne. Panowie z EA zrobili coś, co marzy się każdej osobie która chce coś wyprodukować – trafili w niszę na rynku. Czym jest (a może już w chwili obecnej była) ta nisza? To głównie grono odbiorców pod postacią 10-15 letnich dziewczynek. Reszta amatorów tego typu zabawy mieści się w marginesie błędu statystycznego. Zwrócicie uwagę, w jakie gry chciała by zagrać 12-letnia dziewczynka, poza casulalami na necie i flashowymi duperelkami? W takie, które to po pierwsze, nie wymagają chęci wypruwania flaków, urywania kończyn itp, a po drugie w takie, którymi mogła by się cieszyć wraz z koleżankami w szkole. Takich gier jest praktycznie zero. W zasadzie to nic w obecnej chwili nie przychodzi mi do głowy. Także EA zrobiło to co każda szanująca się firma powinna zrobić – porządne badanie rynku i stwierdzili, że tu i tu czegoś brakuje. Trafili na bardzo chłonny grunt i zrobili to przepięknie. Oczywiście my za chiny nie potrafimy tego zrozumieć, ale kolejne dodatki do Sims, nie są dla 12-latek próbą wyciągnięcia kasy z portfela (notabene nie ich), ale kolejną możliwością zaistnienia wśród koleżanek, które już dany dodatek posiadają. Zresztą mnie simsy jakoś nie bolą specjalnie. Głupie i nudne to straszliwie, ale z pewnością dla tego, że nie jestem 12-letnią dziewczynką.
Prawidłowe myślenie towarzyszu Cormac. Należy się talon na malucha i wczasy w Bułgarii. Do rzeczy. Kiedyś bodajże Kodak wprowadził spersonalizowane opakowanie dla swoich aparatów cyfrowych. Dla mężczyzn było na nim napisane „5 megapikseli”, natomiast w drugiej wersji opakowania dla kobiet napisano „Łatwy w obsłudze”. W podobnym tonie z życia wzięte. Szkoda że nie wiecie czym kierują się kobiety przy kupowaniu komórek. M. in. wielkością wyświetlanej czcionki na ekranie, „dużym zegarem” i oczywiście standardowo kolorem i łatwością obsługi. Do czego zmierzam? Ano do pewnego charakterystycznego podejścia do sposobu wyboru towarów „technicznych” przez kobiety. O nie! Nie uważam że są dyletantkami. One mają takie samo podejście dokupowania towaru który zasadniczo nie leży w sferze ich zainteresowania. Po prostu przykładają tę samą miarę do gadgetów elektronicznych jak do kupowania ubrań, kosmetyków oraz innych „damskich rzeczy”, kiedy najważniejsze są w towarze „wartości artystyczne”. Zresztą my sami jesteśmy więźniami podejścia pragmatycznego i techniczego np. do ubrań. Podobno jak facet jest dobrze ubrany to na bank doradzała mu kobieta. Tylko co to wszystko ma wspólnego z Simsami. Pośpiesznie wyjaśniam, że to ma nam uzmysłowić dlaczego Simsy stały się tak popularne jak Simsonowie. Od strony technicznej łatwo było je wykonać. Docelowa grupa klientów nie wymaga pixel shaderów ani DirectX 10. Nie interesuje jej także coś takiego jak odpowiednia ilości broni, realistyczna fizyka i przyroda, cykl dnia i nocy. Natomiast wielkie zaintersowanie wzbudzają „dodatki”, którem nomen omen kojażą się z tymi dodatkami do „kreacji”. Ważniejsze są kolorki, bibelociki i inne pierdułki. Dlatego Simsy trafiły w samo sedno i biznes dalej się kręci. Gra prosta w obsłudze, nie wymagająca zbyt długiego zaangażowania i wgryzania się w fabułę. Ogólna „życiowość”, która tak jak w telenowelach nie wymaga zrozumienia dziejących się wydarzeń, gdyż „są takie jak w zyciu” powoduje przyswajalność gry jak zawartości kroplówki. Zrobiono po prostu cyfrowy dom dla lalek, marzenie tysięcy nastolatek. Bardzo ciekawe, że mimo prób nikomu nie udało się przebić podobną grą Simsów. Podobny sposób na kasę znalazło sobie Nintendo. Podczas gdy inni bawili się w konsolowy wyścig zbrojeń oni wyprodukowali konsolę dla każdego laika i casuala. Gry proste w obsłudze i angazujące ciało do ich obsługi, przestały być dziwne i niezrozumiałem dla osób w „poważnym wieku”. Toteż Wii – słabo silna w grafice konsola stała się esperanto elektronicznej rozrywki wśród wielu rodzin.
Jak was przeczyta tu jakaś wojująca feministka to was pogoni kijem od szczotki. 😛
Nie rozumiem Was. Skąd ta nagonka na Simsy. To, że ten tytuł stoi na półce z grami nie znaczy, że to jest gra. Simsom bliżej do zabawek pokroju Barbie, czy Polly, niż do Quake czy innych Stalkerów. Mam pięcioletną córkę (choć w Simsy jeszcze się nie bawi) i widzę, że ‚światem’ zabawek kierują dokładnie te same zasady co Simsami, kupujesz jedną lalkę, potem do niej domek, samochód, ciuchy itd. Albo pójdźmy dalej, nikt z Was nigdy nie miał kolejki? I co, wystarczyła jedna lokomotywa, jeden wagon i tory w kółeczko? Wątpię, zawsze chciałoby się posiadać więcej elementów do ulubionej zabawki. Z Simsami jest to samo, spójrzcie na ten tytuł jak na zabawę w domek dla lalek dla dziewczyn, i przestańcie narzekać, to nie jest gra/zabawka dla Was!
cormac, sensei, empeck—> trudno się z Wami nie zgodzić 🙂 Myślę, że skłonność do porównań Simów z innymi grami wywołuje fakt, że tak „zabawka”, „dom dla lalek” na równych prawach rywalizuje na naszymi „poważnymi” grami na wszelkich listach przebojów. Co więcej – często wygrywa! Stąd siłą rzeczy bierze się porównywanie Simsów z resztą, a że nie ma to sensu bo faktycznie target jest diametralnie inny to faktZ tą kolejką Empeck to trafiłeś w dziesiątkę. Do dziś mam gdzieś zakamuflowaną w piwnicy całą potężną reklamówkę torów, zwrotnic, kilka lokomotyw, całe stado wagonów, jakieś domki i inne tego typu gadżety 🙂 I faktycznie, jedna lokomotywa nigdy mi nie wystarczyła 😀
Empeck bardzo trafne porównanie do kolejki ale z jednym „ale”. Dodatki do Simsów sprzedawane są w podobnej cenie co gra. Często te dodatki są wyjątkowo „dodatkowe” i niczego ciekawego w porównaniu do „podstawki” nie zawierają. Dla to mnie osobiście to skandal że duża porządna firma wydaje dodatki za „full price” które tak naprawdę mają wartość sms za 9zł +VAT. Mało tego, kreuje się dzięki takiej strategii marketingowej przekonanie, że tak musi być. Skoro tworzenie milionadodatków jest tak dochodowe, to wkrótce reszta wydawców przyjmie podobny tok rozumowania i robienia interesów.
Oczywiście, że masz rację. Nawet łatwo wyjaśnic skąd te ceny, po prostu EA ma monopol na Simsowe gry, jak dotąd nikomu nie udało się ich podrobić 🙂
Ma monopol , ma tez umysly wszystkich dziewczat. Bo one az piszcza na sama nazwe tego tytulu.
No to teraz wypowie się dla Was nastoletnia fanka simsów ;P Moim zdaniem to wcale tak nie wygląda. . . The Sims przebija swoich konkurentów takich jak np. „Pop Life” przedewszystkim o wiele lepszą grafiką, możliwosciami i swobodą gry. Dodatki wcale nie dodają tylko takich elementów jak wystrój itp. ale również wykonywania olbrzymiej ilości nowych czynności. Wracając do kolejki to tak jak by nagle dostała turbo doładowania, zaczęła latać lub wydawała parę xDCena wcale nie jest taka jak za podstawową wersję. The Sims 2 kupiłam za 120 zł, a dodatki z nowymi możliwościami (np. „The Sims 2 Studia” gdzie mozesz studiować wybrany kierunek, mieszkać w akademiku itp. ) są po 69zł-79zł (różnie ;]), a np. „Moda z H&M” gdzie na płycie są tylko ciuchy 29zł. Ogólnie to są dwie strony medalu. . . ;P Ale stwierdzenie, że nowe części to „to samo z nowym opakowaniem” to moim zdaniem przesada. Sims 2 w porównaniu z Sims 1 to niebo. Możliwość dużych zbliżeń i dokładnego tworzenia postaci, wysoka jakość grafiki i oczywiście nowe czynności (zajście w ciąże i poród) ;P to jedne z nielicznych atutów nowej wersji gry. Wydaje się, że nie ma co robić kolejnej wersji bo nie moze być lepiej. A jednak The Sims 3 oferuje jeszcze lepszą grafikę i możliwość bezpośredniej łączności z innymi mieszkańcami i budynkami simowego miasta. Z zapowiedzi wynika, że gra zaskoczy nas najróżniejszymi rzeczami (zresztą obejrzyjcie na youtube zwiastun). Hmmm. . . ta gra to nie tylko domek dla lalek ;P ale również sposób aby stać się tym kim marzym chociaż w wirtualnym swiecie. No i tyle ;] chciałam żebyście zobaczyli punkt widzenia 13-latki a nie tylko się domyślali co „one” myślą ;D