Dobrze wiecie o kim mowa. O nas. O graczach. Każdy z nas choć raz wcielił się w komandosa, któremu śmierć nie jest straszna. Niektórzy robili to nawet setki razy. Inni w sieci wychodzą zwycięsko z tysięcy starć. Podejrzewam, że globalny bodycount elektronicznej rozrywki sięgnął już dziesiątek miliardów zabitych. Tymczasem na pytanie o to czy chcielibyśmy iść do wojska 90% graczy odpowie, że nie. Idę wręcz o zakład, że żołnierzy na Valhalli jest mniej niż ja mam palców u rąk (podpowiadam, że nie straciłem żadnego na polu bitwy).
Wiem – fala, kiepskie wyposażenie, „nie po to chodzę na studia żeby…”, „to rok wyjęty z życia…”, „trzeba myśleć o pracy…”. Takich i innych argumentów używamy żeby wytłumaczyć sobie dlaczego wskoczenie w kamasze to zły życiowy wybór. Komu argumenty nie pomagają, ten wybiera się do znajomego lekarza, który po ujrzeniu uśmiechniętego Władysława Jagiełły lub Zygmunta Starego znajduje u niego wady kręgosłupa, serca, układu oddechowego czy najzwyklejszą w świecie „alergię na wojsko”.
Czy aby jednak na pewno powinniśmy się bać powołania? A może ze sprzętem nie jest tak źle. Coś się przecież dzieje. Przylatują F-16, kupujemy Rosomaki, mamy bezzałogowe pojazdy zwiadowcze i swoją elitę – GROM czy Formozę. A może wojsko to prawdziwa szkoła życia? Miejsce, w którym zdobywasz umiejętności, uczysz się radzić sobie w ciężkich sytuacjach. Choć to zupełnie inna bajka, to ja sam z kilku lat w harcerstwie (śmiejcie się) wyniosłem sporo wiedzy, której na co dzień nie wykorzystuje. Wiedzy, która może ułatwić (uratować?) życie w ekstremalnych przypadkach do których typowy „couch potato” nie jest przyzwyczajony.
Potrzebny wam dowód na to, że armia to nie banda starych, krzyczących pierdzieli w mundurach? Już go daję. Na pomysł napisania tego felietonu wpadłem podczas przeglądania YouTube. Oznacza to, że nasze wojsko (MON, Oddział Promocji Obronności – którzy zapomnieli czym są polskie znaki) wie o serwisie i wie, że można dzięki niemu zwrócić na siebie uwagę. Uwagę młodych ludzi, którym może akurat do głowy przyjdzie chęć przeżycia wielkiej przygody. Do tej pory spotów nie obejrzało zbyt wiele osób. Pomóżmy więc panom (i paniom) w mundurach. Wojskowe klipy nie są złe, ale nie spodziewajcie się po nich reżyserowanych scenek z gier z budżetem sięgającym kilkunastu milionów dolarów. Zresztą spójrzcie sami.
Podobały się? Wróćmy więc do tematu. Ja sam jako zdrowy, silny Polak (khehe) dostałem kategorię A jak Armia. Studia były więc dla mnie okresem „wzmożonej czujności”. Naukę co jakiś czas przerywało wezwanie a ja dzielnie maszerowałem na ulicę 6 Sierpnia w Łodzi by udowodnić, że nadal jestem żakiem. Oczywiście wizytom towarzyszył lekki niepokój związany z niemiłą niespodzianką – przymusowymi wakacjami.
W prawdziwym życiu strach a w wirtualnych wcieleniach odwaga. Jak to z nami jest, że w grach bardzo chcemy być tymi odważnymi żołnierzami czy stojącymi nad mapami generałami a „w realu” armia wręcz nas odrzuca. Przecież chwali nas Sir Richard Dannatt. Zjednoczone Królestwo ogłasza nawet, że wielbiciele elektronicznej rozrywki mogą zostać pilotami Apaczów albo wstąpić w szeregi wywiadu. A my mimo to wolimy siedzieć w swoich domach i udowadniać swoje męstwo w grach. Nie mam racji? Tylko ja chudy gryzipiórek uciekłem przed armią? Podzielcie się swoimi doświadczeniami. Byliście w wojsku? Jeśli tak, to napiszcie gdzie i jak przebiegała służba. Jeśli nie, to koniecznie powiedzcie dlaczego i w jaki sposób uniknęliście powołania.
Zostawiam was z jeszcze jednym klipem. Na koniec nadmienię tylko, że siebie w wojsku widzę tylko pod jednym warunkiem. Na pewno chciałbym bronić ojczyzny w razie ataku jakiegokolwiek agresora na nasze granice. Tylko czy starczy odwagi? Tej prawdziwej.
PS. Generał (niedoszły) Pielesiek od jakiegoś czasu jest w rezerwie. Oficjalną stronę internetową naszej armii znajdziecie tutaj.
Na filmikach wszystko ładnie wygląda 😉 Ale widzialem lepsze nie robione przez MON. Tam to dopiero jesteśmy prawie lokalnym mocarstwem 😀
Byłem w wojsku przez 10 dni i mi wystarczyło. Góruje debilizm i szmacenie wszystkich poborowych jak leci. W ciągu tych paru dni zdążyłem usłyszeć groźby (od starszych żołnierzy czy nawet od swojego chorążego – brzmiały poważnie)czy np. dowiedziałem się jak kałachem zestrzelić myśliwiec lecący gdzieś wysooooko nad ziemią (serio jest taka taktyka! – strzela się pionowo w niebo na sygnał dowódcy). Brak możliwości utrzymania higieny osobistej ( jeden prysznic dla 20 osób przez 5 min, w tym czasie musisz jeszcze umyć zęby i się ogolić). Brak snu/wypoczynku to normalka. Generalnie to ch**nia na maxa. Miałem to szczęście, że wiedziałem, że po 10 dniach będę miał przysięgę (nie ze wszystkimi innymi a w pokoju dowódcy całej jednostki) i te całe „bagno” mnie nie dotyczy. Zostałem oddelegowany na sekcję (sportową) a stamtąd do domciu a po roku tylko oddałem mundur. Niemniej jednak widziałem ekstremalne przykłady poniżania, ubliżania i niektórzy sobie z tym naprawdę nie radzili. Na zajęciach teoretycznych były nam przedstawiane różne reguły i regulaminy, które nijak się miały do zachowania przełożonych. Kiedy zwracałem prowadzącemu uwagę, dostawałem wymijające odpowiedzi, z których wnioskować można było tylko: teoria swoje a praktyka swoje. Słowa na K czy Zapie. . . . ć były głównymi składnikami zdań. Ogólnie to nie polecam.
Ciekawy artykuł i ciekawy temat. Przywołał na myśl dawno zapomniane już chwile, niekoniecznie przyjemne. Tak na początek, filmiki zamieszczone powyżej są tak tandetne, że nawet nie można ich nazwać „brudna propagandą”. Jak się pewnie już domyślacie nie raczyłem pójść do wojska. Jako urodzony anarchista (teraz raczej niewiele z tego zostało) sam pomysł wydawał mi się wręcz oślizgły i odrażający. Do armii? Biegać po krzakach i tarzać sie w błocie? Dawać sobą pomiatać jakimś, przepraszam, półmózgom, którzy to maja problem płynnie przeczytać kawałek bardziej skomplikowanego tekstu, a co dopiero o nim porozmawiać? Nie, nie, ja raczej podziękuję. Od niepamiętnych czasów, zawsze wiedziałem co chcę robić w życiu. Serio. Cały wolny czas poświęcałem na prawdziwą naukę, czyli naukę czegoś co mi będzie potrzebne w życiu. Doszło nawet do tego, że nie zapisałem sie na studia, ponieważ wtedy nie było w Polsce uczelni z interesującym mnie kierunkiem, a byle czego nie będę studiował, z prostej przyczyny – to dla mnie strata cennego czasu, który mogę spożytkować na naukę czegoś co będzie mi naprawdę potrzebne. A wojsko? Cóż, jak dla mnie, nie ma chyba większej i bardziej bezsensownej straty czasu niż wojsko. No i skoro już nie poszedłem na studia, to rozpoczęła się prawdziwa szopka. W pewnym sensie, rozmyślając o tym po latach, było nawet całkiem zabawnie. Bo widzicie, większość młodych ludzi zachowuje sie jak stado owiec – gdzie im każą tam idą, nawet jeżeli tego specjalnie nie chcą. Za czasów mojego wieku poborowego w żadnym WKU nie było komputerów. Uniknięcie armii było proste jak deptanie kapusty, wystarczało tylko zdać sobie sprawę z kilku faktów. Po pierwsze, nie dać się zastraszyć. Możecie wieżyc lub nie, ale wezwaniami mogłem śmiało palić przez zimę w piecu, tyle ich dostawałem. Sądzę, że na poczcie musieli chyba zatrudnić dodatkowego listonosza (wtedy nie podpisywało się odbioru na poczcie). Po drugie, papiery w formie papierowej maja to do siebie, że się zawieruszają. Czym jest ich więcej, tym większy burdel. Jeżeli sprawi się, że liczba tych papierów ( wliczając w to rozmaite odwołania, odwołania od odwołań, prośby, dokumenty lekarskie, dokumenty komisyjne, odwołania od decyzji wojskowych władz lokalnych, odwołania od decyzji wojskowych władz wojewódzkich, petycje odnośnie służby zastępczej, odwołania od ich negatywnego rozpatrzenia (a jakże)), znacznie wzrośnie, to praktycznie można było być pewnym, że coś tam się po drodze pogubi. A jak się pogubi, a ty masz kopię danego dokumentu, to cała szopka zaczyna się od nowa. Dodatkowo, jeżeli wymienione powyżej dokumenty, składa się z różnych województw, bo jakimś cudem co 3-4 miesiące zmienia się adres zamieszkania to robi się taki bałagan, że praktycznie nic i nikt nie jest w stanie go ogarnąć. Pod koniec sam się już zaczynałem w tym wszystkim gubić. Skończyło się tym że. . . . w zasadzie to sie nie skończyło. Zgubiłem gdzieś książeczkę wojskową, więc nawet nie ma gdzie wbić tej rezerwy. Po prostu po jakimś czasie przestały przychodzić jakiekolwiek zawiadomienia/wezwania (podejrzewam że doszło do sytuacji Stack Overflow) i od tamtej chwili zapomniałem o całej sprawie, a armia chyba zapomniała o mnie. Teraz już od dawna jestem w wieku popoborowym. Sądzę że gdzieś tam, w jakimś dusznym, zapoconym pokoiku, zaocznie przeniesiono mnie do rezerwy, ale nie wiedziano gdzie wysłać zawiadomienie. Dziś oczywiście, taki tok sprawy jest niemożliwy do zrealizowania. Centralne bazy danych raczej nie gubią dokumentów. W każdym WKU jest w pigułę komputerów i w zasadzie wiadomo o tobie wszystko. A co do stawania w obronie ojczyzny, gdy zajdzie taka potrzeba to cóż, zakładając taką hipotetyczną sytuację, iż zbliża się wojna, jestem pewien co bym zrobił. Wziął bym żonę wraz z dzieciakiem za rękę i spieprzał bym z nimi na drugi koniec świata, przez zielona, bordową czy nawet żółtą granicę, byle tylko dalej i bezpieczniej. Rodzina jakoś jest dla mnie ważniejsza niż czysto filozoficzne pojęcie „ojczyzna”. Cóż, chyba raczej nie jestem patriotą.
Ja byłem w wojsku, w tym roku, na 6-tygodniowym przeszkoleniu dla studentów. I powiem tyle, że bardzo dużo zależy od nastawienia. Jak ktoś nie chce iść do wojska, to mu się tam nie spodoba. Ja chciałem przeżyć coś ciekawego i nie zawiodłem się. Ponadto na zakończenia szkolenia awans o dwa stopnie (kapral) wzbudził we mnie ogromne pokłady dumy. Koledzy złaknieni opowieści spijali słowa z ust mych :)Fakt, że w tej instytucji jest ciągle mnóstwo absurdu (a wspomniane strzelanie z kałacha do odrzutowca jest jednym z mniejszych), i mnóstwo ludzi niekompetentnych i niewykształconych (niestety) to jednak takie dostanie w dupe, zmęczenie i konieczność wykonywania rozkazów oraz znoszenia różnych dziwnych ludzi we własnym otoczeniu bardzo człowieka wzmacnia. To się naprawdę czuje. A poniżania, nie było (jedynie w żartach) i nie było żadnej fali. Wiem, że byliśmy jako studenci traktowani lżej, ale mimo wszystko było to prawdziwe wojsko. A zakładania OP1 na czas i czołgania się w zaroślach po wykarczowanej dzikiej róży z oprzyrządowaniem nie zapomnę do końca życia. Chciałbym, żeby w Wojsku Polskim pojawiło się więcej ludzi konkretnych i życzliwych i żeby poprawiły się metody szkolenia. Doprawdy, „baczność, uczył Was będę” to nie jest szczytowe osiągnięcie dydaktyki. . .
Coz. Nie zawsze jest tak ze kazdy gracz w wieku poborowym ucieka przed wojem. Ja sam jestem tego doskonalym przykladem. W lutym ide do woja, i mam zamiar tam zostac na stale. Wszystko zalezy od nastawienia i charakteru czlowieka. Ja do wojska ide gdyz lubie dostawac wycisk, i bynajmniej nie mam sklonnosci masochistycznych, po prostu lubie sprawdzac samego siebie i dawac z siebie maksimum. Dla mnie wojsko to ciekawa instytycja, wychowuje sie w rodzinie gdzie pulkownikow, kapitanow, oraz szeregowych nie brak i z ich opowiesci, wiem jako to jest. Po raz kolejny mowie iz wszystko zalezy od czlowieka. Bylem w Poznaniu na egzaminach do szkoly wojskowej (nie dostalem sie, ale to akurat nie moja wina, bo wojsko ma to do siebie ze zdarza sie iz pewne rzeczy (w tym przypadku punkty za egzaminy) sie im potrafia ,,pomieszac”). Dostalem tam niezly wycisk, psychiczny i fizyczny. I tutaj wlasnie jest to o czym mowie. Wszystko zalezy od czlowieka. Jeden po takich egzaminach mialby serdecznie dosc i wypial by sie na powszechny obowiazek dupa blada. Ale znalazlby sie i taki ktory zachowalby sie zupelnie odwrotnie. Ja jestem tym drugim. . . Matka spodziewala sie iz po nieudanym egzaminie wroce do domu z placzem i bede mial dosc. Faktycznie wrocilem ze lzami w oczach, ale bynajmniej nie byly to lzy zalu, a lzy wscieklosci. Zamiast sie zalamac, to ja jeszcze bardziej ustanowilem/zacialem sie w przekonaniu ze chce isc do woja i pokazac im na co mnie stac. Przy matce, z tymi swiatelkami w oczkach powiedzialem z wsciekloscia ,,jeszcze tym gnojkom tam pokarze”. I mam taki zamiar nadal. Jak bedzie. . . zobaczymy. . . zyczcie mi szczescia. :DPS. Jak juz mowilem, mam wojskowa rodzinke, gdzie panuje przekonanie iz kazdy chlopak musi przezyc wojsko, zeby mogl sie nazywac mezczyzna. Wiec i tak nie mam wyboru. Acha, co ciekawe nie lubie gier wojennych. Wogole nie cierpie strzelac w grac. No, moze nie tyle co nie cierpie, ale musi byc taka gra dobrze wykonana, jak np. CoD 4. Wnioski wyciagnijcie sami. PPS. Bardzo mile mnie zaskoczyl ten temat. . . bo nie spodzielwalem sie czegos takiego na stronie o grach.
No cóż tak na szybkiego dodam kilka tylko spostrzeżeń, ponieważ zazwyczaj najwięcej na wojsko nachodzą Ci, którzy w nim w ogóle nie byli lub mieli z nim znikomy kontakt. . . może na początek kilka słów odnośnie, paru spraw poruszonych w komentarzu graczplDebilizm, szmacenie, przeklinanie, jakbyś nie powiedział że mowa o wojsku, to bym pomyślał, że piszesz o jakimś gimnazjum. . . W większości Ci ludzie już przyszli tacyi do wojska, i gadanie że to wojsko robi z ludzi bestie, uczy przeklinac itd, jest wielką przesadą. W pierwszej napotkanej szkole można napotkac, tego typu dewiacje, w akademikach też nie lepiej, mówi się, wojsku pijacy, brudasy itd. a sami Ci którzy to mówią prowadzą się nie lepiej, znam gościa który w wojsku nigdy nie był „student” mówi jakie to wojsko gów** takie owakie, a sam po pijaku potrafił się wymazac kałem :/ więc tak jak mówie wszytsko zależy bezpośrednio od ludzi, to razDwa to trochę dziwi mnie fakt że nie mogłeś wypocząc,, wyspac się, czy też były jakiekolwiek problemy z higieną osobistą, ja byłem rownież w wojsku, i jakoś potrafiłem sobie z tym poradzic, i z myciem ,i ze spaniem, nigdy w życiu nie przespałem tyle co w wojsku ( dodam że byłem wartownikiem xD ), po prostu nie byłes obrotny, mało sprytu było w tobie ( bez obrazy ) jezeli ktoś zacznie nad sobą się użalac to gwarantowane, że i sam będzie tam się czuł źle , i w końcu ktoś to zauważy i zacznie po nim jeździć, ponieważ niestety ale wszędzie są ludzie i parapety nawet w wojsku. trzy to fakt że poruszyłeś bardzo delikatny teamt fali, napisałeś „dążyłem usłyszeć groźby (od starszych żołnierzy czy nawet od swojego chorążego – brzmiały poważnie) ” a więc wyszło im to tak jak miało byc, otóż największym błędem jaki można zrobic w takiej sytuacji to, uwierzyc we wszytskie te bzdury które opowiadają, straszą czy też grożą, problem polega na tym że wielu poborowych na początku zbytnio nie jest obeznanych z sytuacją ogólną w wojsku, nie wiedzą gdzie i komu zgłosic dany problem, i czy jest w ogóle sens, przez co te „świnie” wykorzystują ich jak się tylko da. Więc z góry mówie że jest zawsze wyjście z każdej opresji, gnębią Cię, biją, okradają, nie musisz tego zgłaszac nikomu z kadry, wystarczy wykonac tel. na ŻW macie jak w banku, że zrobią porządek, mało tego kadra chodzi jak Szwajcarski zegarek, gdy po kompanii kręci się żąndarmeria. Ja osobiście wspominam miło czasy spędzony w wojsku. Teraz taka mała refleksja co do ostatnich słów digital_cormac na temat patriotyzmu. Przecież ojczyzna nigdy nie wymagała, aby poświęcac swoją rodzinę, raczej aby poświęcac się dla rodziny ;] poświęcenie nie znaczy śmierc, chociaż jak wiadomo na wojnie to całkiem możliwe. . . jeżeli już tak zakładamy, to powinieneś też założyc, że wojna nie kończy się czasami na jednej granicy, i prędzej czy później mogłaby dotrzec i do drugiego krańca świata. Ja osobiście cieszę się jednak (bez obrazy) że kiedyś ludzie nie uważali słowa „ojczyzna” jedynie za filozoficzne pojęcie, ponieważ dziś ” My” bylibyśmy niewolnikami, a nasze kobiety dogadzały z przymusu sułtanatowi Tureckiemu. I to by było na tyle ;] mam nadzieję że nikogo nie obraziłem, dziś jak wiadomo w dobie potrzeby Polskiej tolerancji 😉 wszyscy Tacy cnotliwi się zrobili 😀
To jedno zdanie jest, przynajmniej jak dla mnie, wystarczającym powodem aby omijać tę instytucje bardzo szerokim łukiem.
Moja opinia będzie nieco odbiegać od powyższych. Miałem okazję pracować pół roku w jednostce wojskowej jako pracownik cywilny, wiem, że nie to samo, ale miałem okazję co nieco zaznajomić się przynajmniej z paroma żołnierzami będącymi na służbie. Otóż w jednostce owej nikt nie narzekał na jakiekolwiek złe traktowanie, fala była legendą (a rozmawiałem z młodymi kolesiami, „kotami” można by ich nazwać). Dowiedziałem się również, że fala i inny sh*t z tym związany jest raczej w poszczególnych jednostkach i jest to uzależnione tak naprawdę od tego, na co pozwoli sobie dowódca jednostki i wyższa kadra oficerska. Taka prawda – w woju może być nawet fajnie, byleby dobrze trafić. Co do artykułu, to bardzo fajny, Panie Pielesiek:)
Ja wojska uniknąłem idąc na studia. Co roku tylko brało się papierek i udawało na wycieczkę do WKU. Tam przyjmowali grzecznie i zapraszali za rok. Po skończeniu studiów i otrzymaniu dyplomu magistra zostałem z automatu przeniesiony do rezerwy. Stało się tak dlatego, że mój rocznik był ostatni który łapał się pod odpowiednie rozporządzenie ministra. Rozporządzenie wdane bo roczniki te nie miały możliwości skorzystania ze wspomnianej tu możliwości odsłużenia wojska w wakacje. I tyle mojej przygody z wojskiem. Z punktu widzenia dnia dziesiejszego powiem szczerze, że gdybym miał możliwość skorzystania z odsłużenia wojska w 6 tygodni to bym to wykorzystał. W mojej opinii wojsko się zmieniło. Jest lepiej. A na takie nietypowe wakacje trafiło by się z bandą innych studentów więc raczej nie byłoby źle. Poza tym skorzystanie z tej możliwości na prawdę ma sens. Po co komu wezwanie do odbycia służby wojskowej w normalnym wymiarze, które teraz dostaniemy po ukończeniu studiów? Chyba lepiej odsłużyć te 6 tygodni niż potem po studiach zamiast układać sobie życie to musisz użerać się z wojskiem. W podjętej kwestii obrony kraju – gdyby zaszła taka potrzeba, wyszkolony czy nie, chciałbym bronić tego kraju. BO to mój kraj. Nikt go siłą nie będzie odbierał i wprowadzał swoich porządków. Urodziłem się tu i zdecydowałem się tu żyć ( chodź by wybrać inaczej nie ma przecież dziś żadnego problemu ) więc gdyby zaszła potrzeba bronić tego miejsca to zrobiłbym to. Może to i jest filozoficznie podejście do ojczyzny i patriotyzmu ale ja w to wierze.
Patriotyzm, obowiązek wobec ojczyzny . . . ładne hasła. Ciekawe tylko o ile zwiększa obronność kraju gościu który spędził 12 miesięcy siedząc w koszarach (no, może z tydzień na poligonie), ze dwa razy był na strzelnicy a uczyli go goście których wiedza pochodzi z lat 50-tych. O wiele bardziej podniósłby obronność kraju gdyby normalnie pracował w cywilu. Po pierwsze – kasę którą państwo wydało na jego utrzymanie można by wydać na żołnierza zawodowego. Po drugie – w razie jakiejkolwiek wojny taki żołnierz i tak nic nie zmieni, bo współczesna wojna nie polega na zalewaniu wroga mięsem armatnim o czym szczególnie gracze dobrze wiedzą. Po trzecie – płaciłby podatki :)Przyszłość to armia zawodowa. Nieduża, za to dobrze wyszkolona i wyposażona. Ponieważ szansa, że nas ktoś zaatakuje jest znikoma więc rolą takiej armii byłyby misje pokojowe poza granicami kraju (pisząc pokojowe mam na myśli misje ONZ a nie uczestniczenie w agresji USA na inne kraje) i pomoc w przypadku klęsk żywiołowych. Zawodowiec > amator !