Jeśli ktoś nie wie, lub nie pamięta (absolutnie żaden wstyd), David Braben był (a raczej jest) jedną z pierwszych “legend” branży gier komputerowych. To właśnie on, wraz z Ianem Bellem stworzył na początku lat osiemdziesiątych grę, na której wzorowały się później całe pokolenia. Chodzi o kosmiczno-handlowe Elite. Raczkująca branża (a szczególnie Brytyjczycy, z którego to, zacnego narodu wywodzi się Braben) obwołała Bella i Brabena mistrzami i do dziś wspomina Elite z rozrzewnieniem.
Elite rzeczywiście było produkcją pionierską, a jej ślady znaleźć można nie tylko w takich produkcjach jak Privateer czy Freelancer, ale nawet w MMO-wym hicie ostatnich miesięcy – Eve Online. Tym bardziej smuci mnie fakt, że David Braben jakoś nie umie spokojnie pogodzić się z faktem, że było to prawie trzydzieści lat temu i że w tej chwili znakomita większość graczy w ogóle nie kojarzy jego nazwiska.
Niestety, David szybko zaczął psuć swoją legendę. Najpierw pokłócił się z Ianem Bellem o prawa do Elite, twierdząc, że może spokojnie trzaskać kolejne sequele bez jego zgody. Kłótnia skończyła się nieprzyjemnym procesem sądowym, a Frontier: First Encounters, na które z niecierpliwością oczekiwali fani oryginalnego Elite, okazało się ekstremalnie zabugowanym… przepraszam za słowo… szitem, który okrzyknięto cyniczną próbą zbicia kasy na legendzie Elite. David Braben się obraził i przez jakiś czas o jego studiu – Frontier Developments – było cicho.
Niewiele osób skojarzyło, że to właśnie oni stoją za grą Rollercoaster Tycoon 3 – jak widać porządna, rzemieślnicza robota, oparta o pomysł innego genialnego designera (Chrisa Sawyer’a) bardziej pasuje Frontiersom, niż tworzenie własnych gier i próby wskrzeszania legendy Elite. Powiem szczerze, zapałałem nawet wtedy do Brabena swoistą sympatią – uznałem, że jego megalomania się cofa, a on sam pogodził się z faktem, że tworzy sequele do gier kogoś innego i wyposaża je w niezłe silniki 3D, a nie jest magikiem-kreatorem. Niestety, nie na długo.
Oto bowiem Braben wypłynął ostatnio w niesławnym wywiadzie, dotyczącym gier następnej generacji. Co się okazuje? Otóż wedle mr Brabena, Bioshock to lipa, a Halo 3 to kiszka. To wcale nie są żadne tytuły next-generation. Oczywiście, David docenia zaangażowanie ich twórców, ale dopiero The Outsider pokaże światu, co to znaczy rewolucja w dziedzinie gier komputerowych na miarę XXI wieku. Z przykrością stwierdzam, że Braben powraca do swoich nawyków sprzed lat – kreuje sympatycznie zapowiadającą się gierkę na dzieło sztuki, jednocześnie pomniejszając osiągnięcia innych.
Dobrze życzę Outsiderowi, Frontier Developments i samemu ich szefowi, ale come on… czy mając na swoim koncie jedną, genialną gierkę sprzed 30 lat i Rollercoaster Tycoona 3, rozsądnie jest twierdzić, że ma się patent na rewolucję? Według mnie nie. Niech pan uważa, co pan mówi, panie Braben.
ekhm, kupno Xboxa Ci zaszkodziło Malacar 🙂 po pierwsze były dwa Frontiery, bo First Encounters było drugim Frontierem, pierwszy nazywał się Frontier: Elite II i był na jednej dyskietce, w odróżnieniu od FFE wydanego już na CD. Po drugie, nie wiem skąd ten „szit” i „zbijanie kasy” – gra była lekko 10x lepsza od Elite i o wiele bardziej ją cenię niż Elite właśnie. Do dziś w tego typu grach korzysta się z bardzo wielu rozwiązań zaproponowanych w Frontierze, a nie w Elite, które było bardzo uproszczone i przekazało dalej tylko zasadniczy koncept, który został dopracowany dopiero we Frontierach. Bzdury kolega wygaduje, krótko mówiąc.
Seraphim, nie zrozumiałes mnie. Oczywiście, pamiętam Frontiera: Elite II, ale już go pominąłem, żeby nie mieszać. Elite II było w porządku, ale w Frontier: First Encounters nie dało się grać. Była nawet specjalna edycja reklamowana hasłem „We squished the bugs”, że niby odbugowana. Frontier (ten pierwszy) jest poważany w branży, ale to pierwsza Elite uznana była za pioniera (zresztą słusznie). Nie wiem, co za bzdury wygaduję prócz (świadomego) pominięcia Frontiera. Ponieważ był dobry, zarówno ELITE jak i FRONTIER II: ELITE wrzuciłem do jednego worka. Zresztą fakt istnienia w tytule cząstki „ELITE” sugeruje, że Ian Bell przy niej współpracował. Wydaje mi się, że to First Encounters zostało wydane dopiero po słynnej sprawie sądowej. Stąd brak ELITE w nazwie. Bo Braben ją zepsuł.
Posiadanie LEGEND zawsze podnosi rangę. . . czegokolwiek. Tak mi się wydaje. I stąd ta implikacja 🙂
za duży skrót myślowy jak dla mnie, ale ok, niech będzie. Szkoda, że nie napisałeś w ten sposób – z tekstu można odnieść wrażenie, że w ogóle nie było czegoś takiego jak Frontier, tylko Elite i od razu jego kontynuacja nieudana First Encounters 🙂 i to mnie trochę zdziwiło, bo FE jest kontynuacją, ale Frontiera właśnie, który od Elite różni się diametralnie.
OK, mój błąd. Masz rację.
Można wiedzieć, skąd taka implikacja? Czy fakt, że np. zbieracze znaczków albo ornitolodzy mają swoje legendy znaczy, że ich branże liczą się w świecie?Co do patentów na rewolucję, to w naszej branży to chyba bardziej reguła niż wyjątek – raz, że nie jest w interesie twórców, żeby ogłaszać, że właśnie robią kolejną sztampę, a dwa, że jest to okazja żeby choć na chwilę zabłysnąć w mediach (patrz: ten blog ;). W sumie nic się nie traci na takim podejściu, bo tak czy inaczej szanse na wejście do grona legend są spore – albo faktycznie wyjdzie arcydzieło, albo wyjdzie katastrofa, a do legendy twórca trafi tak czy inaczej (Daikatana, DNF). 😉
Nie, ale sa osoby ktore beda potrafily cos wiecej niz przecietniak, czyli ich dokonania sa ciekawesze, czyli moga wzbudzic zainteresowanie ludzi. . . Podobnie jest ze sportem , najlepiej promouja go gwiazdy, tym bardziej jesli sa to gwiazdy z danego kraju. . . Kto ogladalby doroslych facetow hycajacych z gorki, gdyby nie Malysz ? 😛
aha, jeszcze względem tych wymienionych z imienia i nazwiska „legend”, to chyba na samym początku zabrakło Willa Wrighta 🙂 nie dość, że co roku wygrywa on na GDC konkursy na najbardziej kreatywnego twórcę gier, to jeszcze faktycznie ma na koncie oryginalne i grywalne pomysły, a jego sława nie opiera się na tworzeniu komputerowych wersji gier planszowych, jak pewnej z wymienionych tutaj osób 🙂 albo chodzeniu z glorii sławy zgarniętej za produkcje, które zrobiło się 20 lat temu, bo teraz wymyśla się i wydaje coraz bardziej przereklamowane knoty, jak osoba znajdująca się na liście za tamtym „plagiatorem” 🙂
o Willu Wrightcie już było na V 🙂
I dokładnie tak jest – wie facet co mówi. Dla osób siedzących odpowiednio długo w grach, ewentualnie pamiętających początki branży ( a nie trzeba mieć wcale 78lat żeby pamiętać ) gry typu Bioshock czy Halo 3 to własnie KISZKA. I spokojnie fanboje obu tytułów, leżeć! i doczytać do końca dlaczego tak uważam. Otóż gdyby po prostu spojrzeć na te tytuły ot wyrwane z kontekstu – no to mogą się obronić. Ale z punktu widzenia ewolucji gier, potencjalu (ktory jest notorycznie marnowany – bo trzeba obnizac poprzeczke i nie robic gier zbyt wymagajacych ani zbyt skomplikowanych – bo biedaczki – gracze sie pogubia ) to te gry są własnie kiszką. Next-gen to tutaj jest w postaci wysokiej rozdzielczości. Tylko że wysoką rozdzielczość to sobie można było na PC 5 lat temu zapodać, ot i cała rewolucja. To ma być nextgen ? Co my, idiotami jesteśmy ?
I wypada docenić zaangażowanie TWÓRCÓW. Widać że potrafią zrobić coś dobrego. Ale teraz wyobraźmy sobie CO mogliby nam zaserwować gdyby nie ograniczały ich ramy narzucone przez wydawców, venture-capitals czy zidiociałą publikę która chce „ładnej grafiki”. . . . Trzymam kciuki za Brabena – facet jest jednym z wielkich nazwisk naszej branży i na takich osobach spoczywa nadzieja na to że w obliczu korporacji które zawładnęły procesem finansowania i wydawania (a co za tym idzie TWORZENIA) gier – powstanie coś świeżego i nowego.
Absolutnie Braben nie ma patentu na rewolucję. Ale on (podobnie jak Meier czy Molyneaux czy inny Miyamoto) należy do wąskiej grupki osób które mają JAJA aby zmierzyć się z rewolucyjnym projektem i nam tę rewolucję przynieść. Bo naprawdę jeśli nie Braben to kto ? John Riccitiello – CEO Electronic Arts ? Typ który pracował wcześniej w PepsiCo , HaagenDazs (lody) czy Wilsonie ? Już widzę jak wspiera projekt innowacyjnej gry – o której niewiadomo czy się sprzeda. . . Tak panie i panowie – Braben cierpi na syndrom „przerośniętego ego” – ale pamiętajmy alternatywą dla takich osób są kolesie z dyplomami managerskimi – którzy swoje doświadczenie zdobywali sprzedając napoje gazowane, lody albo rakiety tenisowe. Oni dopiero wiedzą co to rewolucja – „chocolate or vanilla” . . . Wybieram Brabena.
Wiesz co GunJ? Z calym szaunkiem, ktorego dla Twojej osoby akurat mam dosc sporo, ale dziwi mnie, czemu Ty wciaz interesujesz sie grami, skoro sa tak niewyobrazalnie ch. . . kaszaniaste i nudne, a co gorsza opieraja sie na pomyslach wykorzystanych setki razy w innych produkcjach. I co takiego wspanialego jest dzis w Miyamoto, czego nie maja inni? Wymyslenie WiiFit? No proosze Was. Ja wole grac w nie noszacego znamion rewolucji BioShocka i kosmicznie przehype’owane Halo, niz gibac sie na kawalku plastiku, bo wymyslil go boski Shigeru i to jest rewolucja. . .
siergiej – powiem ci ze zadaje sobie sam to pytanie. . . Wiesz lubie gry i spedzilem przy nich duuuzo czasu. Pamietam czasy Commodore, pamietam Amige. . . Pamietam nawet jak sprzedawalo sie butelki i pomagalo w domu zeby zarobic na drobne – ktore potem wrzucalo sie z blogoscia w automaty i gralo w Galage, Wonder-Boya czy Golden-Axe. Faktycznie z moich postow przebija masa dezaprobaty i goryczy wzgledem przemyslu – tutaj masz racje. Aktualnie jestem w punkcie w ktorym nie mam zadnego wplywu na to co sie dzieje. Ale staram sie w perspektywie zdobyc mozliwosc dania czegos z siebie temu hobby, ktore wnioslo w moje zycie sporo dobrego. To tyle – rozumiem ze moje narzekania moga byc tak odebrane – ale po prostu nie chce sie pogodzic z tym ze do gier – ktore moga wprowadzac tyle pozytywnych pomyslow, przezyc i emocji w nasze zycie, stosuje sie dzis te same strategie co do batonów, proszków do prania albo butów. Co do Miyamoto – wlasnie o to chodzi – co on takiego ma ? Przeciez nie ma (podobnie jak Braben) monopolu na rewolucyjnosc. . . Niestety ma cos czego nie maja inni – czesto rownie utalentowani gracze w tej branzy. NAZWISKO. Dajmy na to masz swietny pomysl – niestety, w dyskusji z wydawcą lub zarządzającycm innym venture capital, dot. finansowania twojej gry – jeśli nie masz nazwiska, to masz duży problem. Jeśli zaś w rubryce stoi „Miyamoto” , „Molyneaux” – to jest jeszcze szansa ze środki na twoja produkcje zostana przyznane. Nie miej mi za zle Siergiej – mam swiadomosc ze machina wydawniczo-korpowa jest puszczona w ruch i w tej chwili jej zatrzymanie będzie możliwe przez albo totalną zapaść rynku growego (not likely) albo przez . . . . cud. Pisze takie posty chyba już tylko po to zebysmy nie mogli wszyscy zachwycac sie tylko tym co dostajemy. . A raczej zebysmy nie zapominali czego mozemy oczekiwac. A juz dzis moglibysmy dostac bardzo duzo – nie trzeba czekac na nową technologie albo szybsze procesory. Po prostu – nie oplaca sie podejmowac ryzyka, nie wolno nawet zrobic gry o zbyt duzym poziomie trudnosci – bo jesli gracz sobie nie poradzi . . . to jeszcze sie piana w sieci zrobi ze gra nie do przejscia i sprzedaz sie utnie zanim sie jeszcze zacznie. . . . Czy tego chcemy od naszego hobby ? Zeby ci ktorzy nam je dostarczaja traktowali nas jak ciemną mase, ktora wszystko kupi ?Kiedyś za dawnych czasów istniała taka firma jak „Origin” . . . Motto pod którym operowała brzmiało „We create worlds” . . . Dziś nikt nie rości sobie takich pretensji przy tworzeniu gier. Chociaz technologia wreszcie to umożliwia na niespotykaną wcześniej skale. . . w zamian za to na BD dostajemy material w wysokiej rozdzielczosci. . . po to zeby go odtworzyc na telewizorze HD za 2000 $ . . . okraszone wszystko DRMem. . . Po prostu moje posty to krzyczenie do wodospadu żeby woda leciała do góry. Wierz mi, najpewniej wkrótce się zmęcze.
GunJ , ogarnij sie , takich gier byly dziesiatki. . . Bylo tyle samo mniej lub bardziej udanych klonow. Jedyna roznica , ze jednak gatunkow i podejsc do zabawy bylo wiecej. Ale akurat dzielo Brabena sie mocno wybija ponad ta przecietnosc. seraphim:F:FE w momencie wydania byl shitem, w ktory nie dalo sie grac, dopiero patche to zmienily. I raczej nie od razu byl wydany na cd, ta wersja kompaktowa byla pozniej chyba.
First Encounter nie był od razu na CD? Możliwe, ale ja się z taką wersją spotkałem po raz pierwszy. I jako taki FFE rzeczywiście nie był zbyt wspaniały, bo był tylko niewielkim krokiem naprzód w stosunku do pierwszego Frontiera i zmiany nie były wielkie. Co do tych łatek i patchy to szczerze mówiąc nic takiego nie pamiętam – grałem w to na Amidze chyba i ani jednej łatki nie zainstalowałem. Ale nie zmienia to faktu, że nazywanie FFA grą bazującą na popularności Elite to bzdura – on bazował na pierwszym Frontierze, a nie na Elite. A pierwszy Frontier to gra doskonała, kultowa i. . . pominięta w blogowym wpisie całkiem :)i jeszcze, bo poprzednio mi to umknęło 🙂
prawda jest taka, że. . . inaczej nie można. Sam Blu-Ray nie wystarczy do stworzenia wielkiego świata. Do tego trzeba pamięci operacyjnej, skomplikowanych skryptów SI i programistycznej ekwilibrystyki. A o to na konsolach next-gen trudno. gdzieś dawno temu czytałem artykuł, w którym udowodniono, że choć procesory PS3 i X0 są potężne to oparte na jakiejś strukturze jednowątkowej czy czymś w tym rodzaju (głowy nie dam, nie znam się na tym), która praktycznie uniemożliwia właśnie takie działania – skomplikowana SI, innowacyjny kod, robienie czegokolwiek innego w zasadzie oprócz generowania powalającej grafiki jest na nich szalenie utrudnione. A jeżeli dołoży się do tego ograniczenie RAMu i ogólną trudność programowania takiego Cella na przykład. . . cóż, „we create worlds” już nie wróci. Przynajmniej na konsolach.
Pomyliles kolejnosc i w sumie nie wiadomo o ktorej czesci myslisz, bylo tak : EliteElite 2: FrontierF:FE” David Braben i firma Frontier Developments LTD stworzyły prawdziwe dzieło, grę której zazdroscił im każdy producent i każdy wydawca, jak się pózniej okazało całą serię ELITE. Jej początków można dopatrzyć się w grze zatytułowanej właśnie Elite z roku 1984, a dalej Forntier: Elite II z 1994. Ta gra była prawdziwym hitem, wydana na praktycznie wszystkie ówczesne platformy, biła rekrody popularności. Dwa lata później wprowadzono ostatnią jak narazie część Frontiera, First Encounters. „Czyli wyglada na to , ze Mal wiedzial lepiej ;p
i jeszcze uzupełniając post Gunja. Duże firmy prowadzą politykę maksymalnego bezpieczeństwa i konserwatyzmu od lat – tylko duże nazwiska mogą ją przełamać od czasu do czasu. Przykład jest aż porażająco jaskrawy. Gdy Will Wright poszedł do swoich szefów z EA z desing document The Sims, ci kazali mu spadać na drzewo. Powiedzieli, że na to nie ma rynku, że to się nie sprzeda, że zbyt ryzykowne, że zbyt rewolucyjne, że to będzie jedna wielka strata kasy. I gdyby Wright nie był Wrightem, tylko kimkolwiek innym, to na tym by się skończyło – ale on się uparł, zaparł, tupnął nogą, pogroził i w końcu dali mu kasę na największą rewolucję, na najbardziej kasową grę ostatnich lat, z której EA ciągnie takie zyski, że cały jeden niedawno wyodrębniony dział poświęcony jest właśnie The Sims. Pouczająca bajeczka, prawda?
Tyle, że Brabem wcale nie powiedział, że BioShock czy Halo 3 to kiszka etc. Stwierdził, że to b. dobre gry, ale nie zasługują one na miano next-genów, bo nie wprowadzają żadnego novum w rogrywce. I tyle.
Jesteś tego pewien? Coś mi się wydaje, że to panowie w garniturach z Maxis tak zareagowali. Dopiero później, kiedy firmę wykupiło EA ktoś doszedł do wniosku, że można na tym zarobić parę $$$
Hmm . . . EA kupiło Maxis już w 1997r. (mimo tego produkty dalej były dostarczane pod szyldem MAXIS przez parę lat – cwaniaczki, nie ? Cos jak E. Wedel u nas dzisiaj 😉 )Wiki:
Natomiast pierwsze Simsy wyszly (jesli ufac internetowi) w 2000r. Można więc podejrzewać że po zakupie Maxis w 97′ podlegali już kontroli EA, że tak powiem „odgórnie”, jako wpisani w strukturę kapitałową korporacji. Niemniej niczego nie mozna wykluczyc. Natomiast historia Wrighta przytoczona przez Seraphima jest calkiem ciekawa – zainspirowala mni do poszperania troche w okolicy tego tematu – good stuff. @krewki
Hmm – nie za bardzo wiem co masz na mysli. Galage i wonderboya przytoczylem jako przyklady na to od czego ZACZĘŁA sie moja milosc do gier , i zeby podkreslic ze dosc dlugo z grami mam kontakt. Celem bylo podkreslenie ze na tyle dlugo zeby wiedziec iz aktualna generacja nazywa sie nextgenem ale tak naprawde poza oprawą graficzną nie wnosi rewolucji o ktorej sama trąbi. Galaga czy Golden axe nie mialy byc przykladami na innowacje ktorej dzis oczekuje. Nie zrozumielismy sie po prostu.
Nie mam. Nie zgadzam sie z Toba, ale szacun i w ogole respekt za to, ze chce Ci sie tyle pisac i do tego w tak przystepnym stylu 🙂
I Twoje zachowanie bynajmniej nie jest bezpodstawne, ale smiem twierdzic, ze przynajmniej odrobine przesadzone. Wydaje mi sie po prosu, iz podczas gdy Ty jestes swoistym growym konserwatysta, ja preferuje podejscie nieco bardziej radykalne. Owszem, gry nie o oddzialuja juz na wyobraznie w tak duzym stopniu jak kiedys, ale to wszystko przez postep techniczny. To, co kiedys trzeba sobie bylo samemu „dorysowac” w myslach, teraz jest na ekranie w wysokiej rozdzielczosci. To jest cos, czego nie da sie zatrzymac i ma tak wady, jak i zalety, ale w moim mniemaniu tych drugich jest znacznie wiecej. Gdyby nie postep i, tak przeciez besztane przez wielu graczy, rozwijanie graiki, to zamiast Quake Wars i Call of Duty 4, ludzie na calym swiecie podniecali by sie nowym Wolfensteinem w dwoch wymiarach i nadchodzaca premiera rozpixelowanego Dooma. I byloby w tym dokladnie tyle samo innowacji i pomyslowosci co teraz (albo i nawet mniej), tylko, ze w brzydszej oprawie. Wiem, troche zamotalem, zszedlem na temat grafiki i w ogole. Ponioslo mnie nie tam gdzie trzeba, ale tak z grubsza, to ten fragment mojego posta odnosi sie do ktorejs z Twoich, bodaj wczorajszych, wypowiedzi, w ktorej narzekales na to, iz gry nie pobudzaja wyobrazni. Po prostu teraz te wyobraznie zastapila wizualizacja – moim zdaniem nieuknione zjawisko.
Tak, tak, wiem, ma jaja zeby porwac na produkcje czegos rewolucyjnego i w ogole. Ale co z tego? Jak juz wspomnialem wczesniej – nic mnie nie obchodzi WiiFit, pomimo swojej innowacyjnosci. To ja juz wole 7 raz w zyciu przejsc Metal Gear Solid 2, niz bawić sie z plastikową wagą, ktora pokaze mi jak prawidlowo stac. Nie tedy droga. Przeciez gra, zeby byla dobra, wcale nie musi byc rewolucyjna, tak jak gra rewolucyjna wcale nie musi byc dobra. Ot, przyklad City Interactive – wystarczy przegladnac ich katalog produktow – genialnych pomyslow bez liku. I ilu z Was slyszalo pochlebne opinie o Menedzerze Kolarskim, 32 nd America`s Cup albo Beauty Factory? A z drugiej strony taki God of War na PS2. Slasher jak slasher, praktycznie zero innowacji, ale gra sie swietnie. Oczywiscie, daleko mi od twierdzenia, ze wszystkie gry powinny byc robione wedle jakiegos schematu, ktory sie sprawdzil, bo to bedzie super. Nie! Skadze. Ja tez popieram (r)ewolucje i potepiam zbytnia stagnacje, ale uwazam, ze swietnie bawic mozna sie tez przy pozycjach sztampowych i oklepanych. Rzecz jasna chetniej zagram w kolejna gre tworcow pieknego i na swoj sposob niezwyklego Shadow of the Colossus niz w kolejnego Quake’a, czy innego Dooma, ale to nie znaczy, ze mam nienawidzic tej branzy, za malo oryginalnych gier. Poza tym, zauwazcie, iz naprawde innowacyjny produkt coraz trudniej stworzyc, bo coraz wiecej pomyslow juz gdzies wykorzystano. A poza tym – kazdy nowy patent, ktory sie sprawdzi, natychmiast zostanie skopiowany trzy miliony razy, az sie wszystkim przeje.
I to jest moim zdaniem kompletna bzdura. Takie firmy, jak Capcom i Atlus dobitnie to pokazuja. Dead Rising i Devil May Cry łatwe? No to fajnie. A seria Megaten? Jeszcze lepiej. Oczywiscie nawet nie wspomne tworcach hexowek i symulatorow, czy skomplikowanych strategii, bo tym do bycia latwymi troche daleko. Cholera, przeciez nawet polski LK Avalon tworzyl przygodowki, ktore w swiecie wslawily sie swoim poziomem trudnosci (o czym zreszta wspomniane jest w nadchodzacym artykule:) ).
Nie? A wewnetrzne teamy Sony, ktore w moim odczuciu sa po prostu swietne? ICO, Shadow of the Colossus, LocoRoco. Kurde, przeciez, osobliwie bo osobliwie, ale nawet SingStar z EyeToy’em podchodza pod haslo „We Create Worlds”. A Nintendo – zalewajace nas jedna innowacja za druga? Mnie osobiscie polityka Ninny srednio pasuje, ale jesli ktos szuka czegos nowego, kojarzacego sie z mottem Origin, to przeciez nie ma dla takiej osoby nic lepszego niz Wii albo DS.
Zycze Tobie i sobie, by tak nie bylo 🙂
Nasz świat gier rozwija się bardzo szybko, ale niestety tylko pod względem technologicznym bo jeśli chodzi o inne aspekty to jest cienko. Brakuje naprawde rewolucyjnych produkcji które wprowadzą nowe standardy i wzorce. Małe ambitne zespoły zwyczajnie nie mają kasy na pozycje rewolucyjne, innowacyjne a giganci wolą innwestować w pozycje sprawdzone które przyniosą duże zyski małym kosztem. I dlatego mamy tasiemce które ciągną się w nieskończoność. Jaki jest sens wydawania co roku nowej Fify gdy można wydać patch który uaktualni składy itp. zwyczajny skok na kasę.
Zebys zamiast, badz co badz cienkiej, Fify 08 nie musial ciagle grac w edycje 2000, z uaktualnionymi skladami. Zgadzam sie, ze co kolejna FIFA, to gra dosc mizerna i zmienia sie minimalnie. Ale przez te kilka lat, gdy co roku dochodzily jakies kosmetyczne upgrade’y, gra zyskala nowe oblicze. I dzieki takim malym kroczkom jest teraz po prostu lepsza. Choc w porownaniu z poprzednia edycja – niemal taka sama. Ale juz kiedy postawimy ja obok czesci sprzed lat pieciu – zmiany sa drastyczne. A gdyby wciaz wychodzily tylko patche, nie byloby tych zmian wcale. Wtedy dopiero byscie narzekali na brak innowacji ;]
Akurat FIFA 08 na konsole cienka nie jest, jedynie na PC (jest duuza roznica)
cytuję:
może i lepiej widział, ale nic z tego nie napisał 🙂 Malacar napisał o First Encounters jak o bezpośrednim następcy Elite, co jest ewidentną bzdurą, bo pomija się właśnie pierwszego Frontiera, czyli Elite 2. Grę genialną. Ja żadnej kolejności nie pomyliłem 🙂
No faktycznie moze i nie pomyliles, to ja zamotalem, sorry 🙂 Zmylilo mnie to uzywanie przez ciebie tego „pierwszy Frontier” , tak jakby istnialiy jakies dwa Frontiery przed F:FE. . . Ale tez Malacar bledu nie popelnil – pierwszy Frontier to ciagle cykl Elite; „oryginalny Elite” mozna rozumiec jako „wyrozniajacy sie, nowatorski”, a nie „piewszy”. .