Jako że Czytelnik gotów już na starcie pomyśleć, że będę się nad nowym eNeFeSem znęcał, to śpieszę ze sprostowaniem: otóż nie, nie będę. No może troszkę…
Wziuuuuuum!
Nowość – podział miasta na strefy gangów
Seria, dawno już się przejadła i chyba nie tylko mnie. W dodatku dresiarskie klimaty, w których utrzymywana jest od pierwszego undergrounda niezbyt mi odpowiadają. Zdaje sobie sprawę, że duży wpływ na taką kolej rzeczy miał film Szybcy i Wściekli, ale nie każdemu będzie to odpowiadać.
Pojeździć fajnymi wózkami lubią jednak wszyscy, toteż NFS z roku na rok sprzedaje się dobrze. Niestety, mając już w kolekcji, którąś z poprzednich części, trudno zmusić się do wydania kasy na następną.
Cóż takiego wymyślili spece od marketingu, byśmy, mimo wszystko, sięgnęli do kieszeni? Ano, nic specjalnego. Postawiono bowiem wyeksponować znane do tej pory elementy.
„Jade jade, trasą lece”
W Carbonie ścigamy się tylko w nocy
Zaczynając swoją przygodę z Carbonem zostajemy wplątani w kontynuację historii z części poprzedniej. Główny bohater wraca do miasta Palmont, w którym to kiedyś uczył się jeździć. Szybko wychodzi na jaw, że nie jest tu specjalnie lubiany i ma jakieś niedokończone sprawy. Dawni „znajomi” zamiast, jak przystało na prawdziwych gangsterów, wpakować gościowi kulkę i zabrać wózek (bo wychodzi, że oszukał ich na sporą kasę), dają mu szansę.
Przerywniki, te filmowe jak i te na silniku gry, zrealizowane są w filmowym klimacie. Niezłe (choć głupie) nadają grze klimatu. Co najważniejsze: jest mniej dresiarsko. Może seria idzie w dobrą stronę?
…iiiiiiiii!!!
Filmowe przerywniki to miłe uzupełnienie, choć nie powalają. Jak na grę jednak – jest nieźle
Miasto w którym przyjdzie nam się ścigać zostało podzielone pomiędzy gangi, a wygrywanie wyścigów pozwala przejmować kolejne dzielnice. Dowolność poruszania się została zachowana, choć podział na strefy jest już nowością. Zdobywanie terenów odbywa się kawałek po kawałku, bo kolejne strefy kontrolowane są przez różne, mniej lub bardziej groźne, grupy. Aby powiększyć swe włości, należy na wrogiej dzielnicy wygrać kilka wyścigów. Żeby nie było nudno, od czasu do czasu, sąsiedzi, próbują przejąć nasze tereny.
Rodzajów zawodów jest osiem, począwszy od standardowego wyścigu na trasie zamkniętej z kilkoma okrążeniami, przez Drift – czyli wykonywanie efektownych poślizgów kontrolowanych, po SpeedTrap. W tym ostatnim, zadaniem kierowcy jest notowanie jak najwyższych prędkości w specjalnych punktach trasy.
Zwyciężywszy w pewnej ilości wyścigów, dostąpimy zaszczytu walki o dane terytorium z bossem. Pojedynek z tymże nie odbywa się już w mieście, ale w którymś z otaczających Palmot kanionów. Zasady różnią się nieco od normalnego wyścigu, bo wygrywa się nie przez dojechanie do mety na pierwszym miejscu, ale jak najdłuższe siedzenie na ogonie. I to dosłownie, bo jadąc blisko przeciwnika naliczane są nam punkty, które w drugiej rundzie (przeciwnik jedzie za nami) są odejmowane. Jak wyjdziemy na plus – wygraliśmy. Oprócz tego można takiego bossa „znokautować” – wystarczy wyprzedzić go w trybie pogoni i utrzymać prowadzenie przez 15s. Z pozoru jest to proste, ale wąskie i kręte kaniony nie pozwalają na swobodne manewrowanie. Trzeba cały czas uważać, żeby nie wypaść z trasy, a o wyprzedzaniu myśli się raczej rzadko. Dzięki temu wyścigi są ciekawe i wyzwalają więcej adrenaliny. Zdecydowany plus dla twórców, choć nadal uważam, że tryb ten nie przesłoni wtórności produktu.
oj tak, ja tez lepiej sie bawilem przy evolution gt 😉