Team, full back!

Widok z tyłu – klasyka gatunku, bez sensacji Ta gra to po prostu kawał solidnego racer’a

Kolejną nowością są drużyny. Partnerzy (lub partnerki), których można mieć, w sumie czterech, dysponują różnymi umiejętnościami. Są tu: Blocker – ułatwia przejazd blokując lub rozwalając przeciwników, Scout – wynajdują na trasie skróty, oraz Drafter – dysponujący szybkim wozem, tworzy tunel aerodynamiczny, dzięki czemu można rozwinąć większą prędkość. Niby wszystko fajnie, bohater również rozwija się w jednej z trzech klas: Muscle (mała przyczepność, duża moc silnika), Tuner (odwrotnie do muscle) i Exotic (coś pomiędzy pozostałymi dwoma). Niestety, szczególnie, pomocnicy jakoś nie specjalnie się sprawdzają. Są na trasie, niby pomagają, ale tak naprawdę, trzeba liczyć tylko na siebie, bo jeżdzą wolno i mało agresywnie. Pomysł jest jednak godny rozwijania.

A w domu to mam…

Tym, co zawsze przyciąga do serii NFS, są piękne wozy. Tym razem jest ich około 60, co sami przyznacie jest liczbą całkiem sporą. Zostały one podzielona na wspomniane już typy: muscle, tuner i exotic. W garażu znaleźć można takie pojazdy jak Alfa Romeo Brera, Audi Le Mans Quattro, Chevrolet Camaro SS, potężny Chrysler 300C SRT8, Viper, czy Renault Clio V6. Każdą z bryk można modyfikować niemal tak jak robią to w programie Pimp My Ride. Możliwości są naprawdę duże, bo części jest masa. W dodatku dzięki modułowi Autosculpt, niektóre elementy nadwozia można modyfikować niemal całkowicie dowolnie. O powtarzające się modele nie jest więc łatwo.

Policyjne pojazdy są trzy. Sama policja zaś jest bardzo… wkurzająca. Początkowo cieszyłem się na jej obecność,bo to zawsze dodatkowa przeszkoda, jednak po kilku pościgach miałem już dość. Złapać nas nie potrafią, ale zgubić niebieskich też niełatwo. Zdarzały mi się ucieczki po 20 minut, a że w trakcie ich trwania nie można z poziomu mapy udać się do Safe House`u (co logiczne zresztą), to po pewnym czasie byłem już zmęczony i zdenerwowany.

Misski na start.

Wybajerzone ponad rozsądek

Jak zwykle pięknie – tak najkrócej można opisać wizualną oprawę najnowszego NFSa. Prawdą jest że, wszystkie części serii wyglądały bardzo dobrze. Trudno, żeby i tym razem było inaczej. Miałem jednak niemiłe wrażenie, że samochody unoszą się nad trasą. Ulica również mogłaby być mniej odblaskowa (ale i tak jest lepiej niż w Most Wanted). Generalnie jest mniej kolorowo i hip hopowo, co wyszło tylko na dobre. Ostrzejsze i bardziej rockowe kawałki lepiej pasują do ścigałki. „Murzyńskie klimaty” zostają porzucone na rzecz szybszych i mroczniejszych. Może już niedługo dane nam będzie ścigać się za dnia?

Kupiłem czarny ciągnik…

Szczerze powiedziawszy, Carbon jest jedną z lepszych części NFSa. Mimo tego, jakoś nie czuję specjalnego entuzjazmu na myśl o zdobyciu kolejnego terytorium, czy nawet zakupu kolejnej bryki. Z pewnością znajdą się fani, którzy będą zagrywać się w dzieło EA, ale ja chyba wolę nieco inny klimat. Przejadło mi się to całe nocne jeżdżenie i tuning. Wolałbym, zabrzmi jak herezja, zwykłą ścigałkę, a nie konkurs piękności. Z tego powodu, dużo lepiej bawiłem się z recenzowanym jakiś czas temu Evolution GT.

Moi koledzy recenzenci bardzo lubią używać różnych frazesów, wśród których najpopularniejszy jest zdaje się „odgrzewany kotlet”. Zwrot ten pasuje, co dziwić nie powinno, do większości gier EA, w tym także do serii Need For Speed. Ja, nie użyję go tylko z jednego powodu – Carbon to taki kotlet z kilkoma przyprawami. Nadal mdły i zimny, a dzięki nowym dodatkom wcale nie smakuje lepiej.

Plusy

Sporo wozówKanionyGrafika i muzyka

Minusy

Wtórność

[Głosów:0    Średnia:0/5]

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here