Całkiem niedawno dopominałem się o porządny symulator komunikacji miejskiej. Po raz wtóry przekonałem się, że czytelnicy Valhalli są niezastąpieni i dzięki Coppertopowi poznałem Bus Drivera – grę wydaną w Polsce przez TopWare, którą obecnie można nabyć na za śmieszne pieniądze. Okazało się, że rzeczony tytuł spełnia niemalże wszystkie moje wymagania. Jak możecie się domyślać wciągnęło mnie niesamowicie i ignorując zdziwiony wzrok (i złośliwe komentarze) mojej małżonki grałem do upadłego. No, może nieco przesadzam, ale gra przykuła mnie do komputera na ładnych parę godzin. Nie o samym Bus Driverze chcę dziś jednak pisać, choć gra faktycznie warta jest poznania (przynajmniej w wersji demo).
To, na co zwróciłem uwagę na fali fascynacji wirtualną komunikacją miejską to fakt, że kosztem Bus Drivera poszły w odstawkę (na pewien czas rzecz jasna) Fallout 3, GTA 4 czy Dead Space. I zamiast ganiać po pustkowiach słuchając audycji Three Doga ja wciąż otwierałem i zamykałem drzwi mojego autobusu trąbiąc na ślamazarnych pasażerów. Wariat – pomyślicie. Nazwijcie mnie jak chcecie, ale ostatnio coraz częściej łapię się na tym, że równie dobrze (jeśli nie lepiej, choć może krócej) bawię się przy produkcjach anonimowych, niemalże budżetowych niż przy megahitach, na które czekamy całymi latami. To oczywiście uogólnienie jednak tendencja warta jest odnotowania. Nie chcę bynajmniej z tego wyciągać ostatecznych wniosków w stylu „nowe gry sucks”, jednak coraz częściej zadaję sobie pytanie co jest przyczyną takiego zjawiska? Co sprawia, że siadam do Bus Drivera kiedy na biurku leży pudełko z Falloutem 3?
Potencjalnych odpowiedzi jest kilka. Pierwszą, najmniej mnie satysfakcjonującą jest konstatacja, że jestem już zdziadziałym ramolem, który widział zbyt dużo i znudził się grami. Choć to naprawdę mało prawdopodobne nie można jej zupełnie wykluczyć.
Druga, bardziej prawdopodobna choć uderzająca w nutę, za którą nie przepadam to faktyczne stwierdzenie, że obecnie produkowane hity to często gnioty w ładnym opakowaniu. Choć na pewno każdy z nas może podać przykłady takich tytułów, ja osobiście byłbym daleki od dramatyzowania. Wciąż pojawiają się pozycje, w które z przyjemnością gramy, których twórcy dotrzymują danego graczom słowa oddają w ich ręce produkt kompletny, a nie wersję beta.
Trzecia opcja to teoria na temat oczekiwania na hit. Otóż ów czas wyczekiwania, poprzedzony nie tylko naszym nerwowym przestępowaniem z nogi na nogę, ale również silną aktywnością marketingowców sprawia, że przed premierą obraz produktu i związane z nim nadzieje są tak olbrzymie, że żadną miarą nie da się ich zaspokoić. Efektem – rozczarowanie, oburzenie, a często odwrócenie się od wielkich tytułów w kierunku tych mniejszych w poszukiwaniu alternatywy. I tu pojawia się szansa dla Bus Driverów i im podobnych, produkcji, które braki milionowych środków na efekty starają się nadrabiać miodnością, grywalnością i pomysłem. Nie zawsze ten pomysł się sprawdza, jego wykonanie też często odbiega od tego czego byśmy oczekiwali. Jeśli jednak uda się te warunki spełnić nagle na rynku pojawia się nam produkt gotowy walczyć o serca graczy z największymi. Dowodem może być błyskotliwa kariera Sins of A Solar Empire studia Ironclad. Wspominany przeze mnie Bus Driver to oczywiście niższa liga niż SoaSE, jednak trudno odmówić mu miodności, a takich produkcji są zapewne dziesiątki.
Niejako odpryskiem zjawiska, o którym piszę jest fala sentymentalnych powrotów starszych graczy do produkcji sprzed lat. Odświeżamy tytuły stare i te nieco nowsze. Poszukując rozrywki, która spełnia nasze oczekiwania odwołujemy się do pozycji sprawdzonych. Dlatego wciąż kiedy mowa o NFSie wraca jak bumerang hasło „Porsche 2000”, czy wspominając o RPGach przewija się tytuł „Planescape: Torment”. Tu oczywiście trudno mówić o produktach niszowych, ale w konfrontacji z dzisiejszymi grami pod wieloma względami (przede wszystkim technicznymi) tytuły te nie są już w stanie konkurować nawet z produkcjami przeciętnymi. A jednak często bez wahania zamiast po najnowszy hit sięgamy właśnie po Baldury, KOTORy czy inne pozycje sprzed lat.
Dlaczego szukamy alternatyw – tych starych i tych mniejszych, drugo-, trzecioligowych w stylu Bus Drivera? Jesteśmy zmęczeni, nie dostajemy tego czego oczekujemy, a może po prostu wybrzydzamy jak dziecko w cukierni, które nie potrafi zdecydować jakie chce ciastko?
Jolo, Bus Driver to straszny żart – w tej grze nie ma ani jednego istniejącego w rzeczywistości modelu autobusu. Jako miłośnik komunikacji miejskiej nawet tego typu gry nie tykam. Ale odpowiadając na pytanie, dlaczego Ci się podoba Bus Driver, a nie Fallouty, GTA czy coś w ten deseń. Otóż dlatego, że zwyczajnie miałeś od jakiegoś czasu potrzebę zagrania w symulator pracy kierowcy miejskiego autobusu. Nie dlatego, że Fallout, GTA to gry słabe, nieciekawe czy tylko ładnie opakowane. Z perspektywy Twojej psychiki patrząc dostałeś to, o czym „marzyłeś” i dlatego automatycznie wszystko inne poszło w odstawkę. Jakbyś marzył o byciu czarnym chuliganem, to byś zakochał się w GTA, a o Bus Driverze by nie było mowy. Za jakiś czas pewnie będziesz miał ochotę na inny tytuł (ale taką prawdziwą ochotę, pochodzącą z Twojego wnętrza, nie z odpicowanych screenów czy ładnych informacji prasowych) i sytuacja się powtórzy ;).
Myślę że dlatego gramy w takie tytuły jak us Driver bo ile można katować następny FPS TPP, RPG Czy RTS. Szukamy czegos innego i oryginalnego. Lub przynajmnie oryginalnie przedstawionego. Nowe gry są poprostu nudne, bo ciągle powtarzają te same schematy. EDIT:Za przykład niech posłuży demo OSMOS http://www.hemispheregames. com/?page_id=17
Swojego czasu sam grałem w Bus Driver, ale znudził mnie po przejściu całości w dwóch czy trzech posiedzeniach. Za to moja dziewczyna lubi w to grać, często jak jest u mnie to odpala sobie. Ja w tym czasie sobie śpię:).
Dobrym przykładem tego typu gier jest World of Goo które jest prawdziwym cukierkiem wśród tego typu produkcji. No i ostatnio odkryłem także Crayon Physics Deluxe też dość ciekawa pozycja a napewno inna niż wszystkie.
Ojej, mam tak samo 🙂 Hiciory grzeją ławę na moim komputerku a większość czasu pogrywam w jakieś Europy Universalis, Trainze, Mount&Blady, symulatory ciężarówek i takie tam. I wkurzam się, bo wydaję sporo kasy na gierki w które mi się potem nie chce grać, a gram w coś za co zapłaciłem już dawno, albo dostałem z gazetą. Może rzeczywiście załapuję się na marketing? A może zdziadziałem? Pewnie jedno i drugie po trosze. A, Bus Driver rzeczywiście za wybitny nie jest. Mogli się lepiej przyłożyć.
Dzięki komu? No co za nie wdzięczny redaktor – pierwszy żem wspomniał o Bus Driver’rze ;ppp
Dla mnie alternatywą dla dzisiejszych „super hitów” są proste zręcznościówki, ot choćby „Ice Tower” lub „Harold’s Hills” – (naprawdę polecam) – to one właśnie czasami potrafią przykuć moją uwagę na o wiele dłużej niż NFS (jak dla mnie pomyłka), GTA IV lub Fallout