Podobnie ma się rzecz w grach. Problem w tym, że dotychczas nikt nie zunifikował systemu i w każdej grze mamy inne alter-ego. Czy to się zmieni i co z tego wyniknie?
Cytując za Wikipedią:
Awatar (także avatar) – reprezentacja uczestników światów wirtualnych. Dotyczy zarówno rzeczywistych ludzi uczestniczących za ich pomocą w tych światach jak i postaci generowanych przez samo oprogramowanie. Awatary są używane głównie na forach dyskusyjnych, a także w grach komputerowych (zwłaszcza RPG i FPP) oraz rzeczywistości wirtualnej […] Awatar przyjmuje rozmaite formy – od niewielkiej grafiki rastrowej (bitmapowej), często bardzo uproszczonej lub symbolicznej, pojawiającej się np. przy komunikatach wysyłanych na fora dyskusyjne i służącej łatwemu rozpoznawaniu ich zarejestrowanych uczestników, po bardzo złożone trójwymiarowe modele, reprezentujące postać w grze komputerowej lub rzeczywistości wirtualnej. Użytkownicy mogą nadać awatarowi – swojemu wirtualnemu wizerunkowi – imię i nazwisko lub nick oraz modelować ich wygląd wybierając m. in. kolor włosów, fryzurę, kolor oczu, wzrost, wagę, sylwetkę, ubranie, płeć oraz cechy psychofizyczne wpływające na zachowanie awataru.
Tworzymy więc nasze elektroniczne alter ego, dążąc do jak największej jego indywidualizacji. Nasze drugie (lepsze?) ja, na które nieraz przelewamy nasze nadzieje i obawy wyniesione z prawdziwego świata. Przeszkodą w pełnym przeniesieniu okazuje się wspomniany w nagłówku brak unifikacji. O ile na forach, które odwiedzamy możemy wszędzie posługiwać się tym samym awatarem o tyle w grach staje się to problematyczne. I choć dotychczas nikt nie widział w tym większego problemu wskutek rosnącego przywiązania użytkowników do ich wirtualnych postaci (głównie poprzez zjawisko Second Life) problem okazał się na tyle palący, że głos w sprawie zabrali ludzie z IBM i… Linden Labs (twórcy SL). Mądre głowy zaproponowały stworzenie open source’owych awatarów, które będzie można swobodnie implementować do gier. Dzięki temu moglibyśmy naszą tożsamość z SL przenieść do dowolnej gry.
Hura! – zakrzykną wszyscy zwolennicy awatarowej unifikacji – może wreszcie podczas rozgrywki multi w jakąś grę spotkamy znajomą twarz znaną nam z SL!
Choć faktycznie tego typu rozwiązanie może być na swój sposób atrakcyjne ja osobiście podchodzę do tego z dużą obawą. Proces utożsamiania się wielu ludzi z ich wirtualnymi bytami cały czas się nasila. Coraz więcej osób właściwie przeprowadza się do SL przenosząc tam swoje życie towarzyskie czy nawet uczuciowe! Czy zatem awatarowa unifikacja nie wzmocni jeszcze tego procesu? Sprawi, że zupełnie zatrą się granice między wirtualnym bytem (SL) i elektroniczną rozrywką (grami). Jaka będzie reakcja graczy kiedy na własne oczy zobaczą jak ich elektryczne ja (z którym coraz silniej się będą utożsamiać) np. ginie rozerwane granatem w jakiejś grze? Oczywiście, można machnąć ręką i powiedzieć „daj spokój, to tylko zabawa”. Zgodzę się, jednak dla wielu owa zabawa w Second Life przerodziła się w alternatywną rzeczywistość, która pochłania ich coraz bardziej. Przy tak silnym związku między użytkownikiem, a jego wirtualnym bytem wcale nie jestem taki pewien czy będzie on w stanie machnąć ręką i zupełnie spokojnie przejść nad zwłokami swojego awatara. Przypomnijcie sobie ile razy byliście smutni kiedy w książce, filmie czy grze ginął wasz ulubiony bohater. A teraz pomyślcie, że tym ulubionym bohaterem jesteście Wy. I jak? Mnie się średnio podoba, a co dopiero osobom mocno związanym ze swoimi Second Life’owymi awatarami!
W świetle tych rozważań należałoby się jeszcze raz pochylić nad postulatem Linden Labs i IBM i zastanowić czy gra jest warta świeczki. Ja mam wątpliwości. Duże. A Wy? Co sądzicie o awatarowej unifikacji? Czy wpłynie to na samopoczucie graczy, na ich stosunek do swoich wirtualnych tożsamości? A może jest to pomysł genialny, tylko ja jestem przewrażliwiony?
Myślę, że granie w RPG czy MMORPG umożliwia nam zachowywanie się w tych wirtualnych światach w taki sposób w jaki nie zachowywalibyśmy się w świecie rzeczywistym. Tym bardziej ciekawe jest obserwowanie (mowa tutaj oczywiście głównie o grach MMORPG) jak reagują na to inni. Co się stanie jeśli powiedzmy twój status parametru „charakter” będzie się ciągnął za tobą od gry do gry. Czy nie zabraknie w takim wirtualnym świecie odrobiny szaleństwa. Dla mnie pomysł z unifikacją avatarów jest niezbyt trafiony.
Jolo nie jest przewrażliwiony na punkcie avataryzacji, tylko znowu ubzdurał sobie że kogoś sprowokuje 🙂 Unifikacja avatarów w grach to bzdura. Na rozmaitych forach, jest to sprawa jak najbardziej normalna, wiele osób używa tych samych nicków czy sygnaturek (oczywiście ci, którzy coś sobą reprezentują). A w grach? Jak to sobie wyobrażacie? Jak widzicie zunifikowanego nicka, powiedzmy massacre_fragger, unoszącego się nad sędziwym magiem, z długą siwą brodą w jakimś rpg’u? Pasuje to mniej więcej tak, jak setki nicków w pewnym mmorpg’u typu – 2good4U, albo bl00dy534 czy m4ss4cre itd itp. Wyobraźcie sobie 50 takich ludków jednocześnie na rynku w jakimś mieście, można dostać oczopląsu. Lecz, medal, jak to medal, ma zazwyczaj dwie strony. Kiedyś pogrywałem sobie dość długo w pewnego mmorpg’a (żona wyjechała na kilka dni, więc hulaj dusza). Gdy po kilkugodzinnej, samotnej podróży przez jakieś zabite dechami pustkowia byłem już nieźle znużony i w zasadzie miałem ochotę zakończyć rozgrywkę, patrzę i oczom nie wierzę. . . oto wyłania się zza pagórka krasnolud o i dźwięcznym mieniu Roman Giertych. Sytuacja była tak niespodziewana i zabawna, że spadłem praktycznie z krzesła. Jak się już pozbierałem i otrząsnąłem, graliśmy razem jeszcze parę ładnych godzin. Jestem pewien, że gdyby wyszedł wtedy zza pagórka kolejny Gloin, Galin, czy Ginlon, skończyło by się tylko na krótkiej wymianie uprzejmości, ewentualnie na krótkiej wymianie ciosów. Także dobór nicków powinien być całkowicie przypadkowy, jak komu odpowiada, choć nie liczcie na moją wylewność gdy spotkam jakiegoś 4tin33r4 czy 2g00d4U.