Pamiętacie, co się działo przed premierą Halo 2? Ludzie byli gotowi pozabijać się o swój egzemplarz gry. Nawet ja, któremu pierwsze Halo nie podobało się ani trochę, miałem ochotę wygrzebać ten tytuł nawet spod ziemi, żeby tylko sprawdzić go w akcji. Propaganda się udała. W pierwszy dzień sprzedaży w samych Stanach gra odniosła spektakularny sukces, sprzedając się w 2,4 milionach egzemplarzy i zarabiając 125 milionów dolarów. Słabo?
Nie. Nie słabo. Jednak, czy ostatecznie ten bestseller dostarczył to, co obiecywali Bungie i Microsoft? Początkowemu entuzjazmowi nie było końca. Złotouści recenzenci prześcigali się w pochwałach, a fora internetowe kipiały od podniecenia Po jakimś czasie ktoś jednak zauważył, że coś tu nie gra. Halo2 okrzyknięte grą millenium okazało się nie tak świetne, jak miało być. Grafika nie zmiotła konkurencji z powierzchni ziemi, a większość zmian – o dziwo- wyszła grze na gorsze. Fani pierwszej gry dość szybko zdali sobie sprawę, że zamiast spełnionych marzeń dostali komercyjną papkę, zapakowaną w niezwykle wystrzałowy papierek.
Jasne, Halo 2 nie było grą fatalną, ale równie daleko jej było do miana bardzo dobrej. Hype zadziałał. Sformatował ludziom mózgi i wszczepił wirusa. Podobny proceder ma teraz miejsce z Playstation 3. Od roku słyszeliśmy, że Sony zmiażdży wszystkich, dostarczając technologię, wyjętą żywcem z „Raportu Mniejszości”. Niestety, okazało się, że do tego jeszcze długa droga. I chociaż PS3 jest prawdopodobnie najmocniejszą konsolą jaka trafi w najbliższych latach na rynek, to o technologicznym nokaucie Xboxa 360 też trudno tu mówić.
A morał z tego taki, żeby nie rzucać się na każdy PR-owy tekst, jaki wygłoszą Peter Moore, Kaz Hirai, Reggie Fils-Aime, czy inne korporacyjne szychy. Nasza branża jest na tyle młoda, że chyba jeszcze nie przywykliśmy do takiej ilości bull-shitu, na jaką ostatnio narażają nas producenci konsol i gier. Fani Sony po prezentacji swojej ulubionej firmy nie kryli zdziwienia i lekkiego zawodu. Od roku karmiono nas obietnicami, które nie mogły sprostać rzeczywistości. Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność – to samo dotyczy możliwości Xboxa 360, czy super-nowatorskiego touch-pada Nintendo DS. Dlatego zalecam głęboki brak zaufania wobec wszystkiego, co płynie z ust naszych wygadanych ulubieńców. Bo zdaje się, że prawdziwa hype-owa powódź dopiero przed nami.
– News sponsorowany przez słówko „hype”.