The 40th Day jest pierwszą wysokobudżetową strzelanką wydaną w tym roku. Odpowiedzialne za nią EA Montreal obiecywało, że w grze znajdziemy sporo interesujących nowości oraz kilka zmodyfikowanych pomysłów z oryginalnego Army of Two. Czy te atrakcje sprawią jednak, że sięgniemy po pudełko z grą od Elektroników, zapominając o takich tytułach jak Bayonetta czy Darkisders, których premiera odbyła się praktycznie w tym samym czasie?
TWO
Kryć się!
W recenzowanej produkcji spotykamy się z dwójką już znanych postaci – Salemem i Riosem. Prowadzona przez nich (i ich partnerkę Alice Murray) firma Trans World Operations zostaje wynajęta do przeprowadzenia niebezpiecznej operacji w Szanghaju. W kilka chwil po rozpoczęciu zabawy dowiadujemy się na czym dokładnie polegało to zadanie. Psy wojny umożliwiły małej armii najemników przeprowadzenie ataku na miasto. Już w pierwszej misji zobaczymy jak tętniąca życiem metropolia zostaje zamieniona w dymiącą kupkę gruzów.
Niestety sposób w jaki historia ta została opowiedziana wypada gorzej niż słabo. Po ukończeniu zabawy nadal nie wiedziałem czemu Szanghaj został zaatakowany, dlaczego wybrano właśnie to miasto, ani kto konkretnie stał za masakrą. Na całe szczęście na ten element gry można przymknąć oko. W końcu mamy do czynienia ze strzelanką, w której liczy się akcja, a nie sensowna fabuła.
Nie można natomiast pominąć milczeniem długości gry. Ba, muszę o niej wspomnieć już na początku recenzji. EA Montreal w tym temacie nie nauczyło się niczego od premiery oryginalnego Army of Two. Przez The 40th Day przebijemy się z prędkością błyskawicy. W grze umieszczono zaledwie siedem średniej długości plansz (pierwsza i dwie ostatnie są króciutkie), które przy pomyślnych wiatrach zatrzymają nas przy konsoli maksymalnie przez dwa wieczory.
Szanghaj
Salem i Rios
Pozytywnie zaskakuje natomiast sam wygląd i konstrukcja lokacji. Z początku (choć później nieco się „ograły”) podobały mi się nawet wąskie uliczki Szanghaju. Kolorowe, zaśmiecone, pełne rowerów, skuterów i malutkich knajp czy sklepików. W dalszej części gry zamieniają się w szare, pokryte pyłem alejki. Oprócz nich zobaczymy także rozpadające się wieżowce, szpital, port, a nawet zoo, które rzadko kiedy mamy okazję zwiedzać w grach wideo. W tle tego wszystkiego oglądamy płonące lub zawalające się budowle ze szkła i stali, które dodają grze charakteru.
I choć przez drugą część Army of Two możemy się przebić sami, to gra o wiele lepiej sprawdza się kiedy towarzyszy nam znajomy lub znajoma. Kampanię zawartą w tej produkcji możemy ukończyć także w trybie kooperacji na podzielonym ekranie, albo bawiąc się w sieci (gra prywatna lub publiczna). Z partnerem rozgrywka wygląda o wiele lepiej niż w towarzystwie sztucznej inteligencji konsoli.
The 40th Day oferuje także kilka rodzajów zabawy sieciowej. Nie znajdziemy tu jednak nic szczególnie odkrywczego. Postrzelać do znajomych możemy w klasycznym trybie Deathmatch czy Control, polegającym na zdobywaniu i utrzymywaniu punktów kontrolnych. Ciekawie zapowiada się tryb Extraction, w którym zmierzymy się z coraz mocniejszymi falami atakujących nas wrogów. To rzecz, która powinna spodobać się graczom spędzającym sporo czasu przy Hordzie z Gears of War 2. Niestety przez miesiąc od premiery gry jest on dostępny tylko dla osób, które złożyły pre-order na dzieło EA Montreal.
Ich troje
W stosunku do poprzedniej części gry prawie nic nie zmieniło się jeśli chodzi o samą rozgrywkę. The 40th Day zmusza nas do wykorzystywania systemu osłon, spopularyzowanego przez Gears of War. Salem i Rios przebiegają lub przeskakują od jednej przeszkody terenowej do drugiej i co jakiś czas wychylając się zza niej (lub wystawiając samą broń) masakrują dziesiątki przeciwników.
Wkrótce nieżywa tarcza
W grze pozostawiono także system Agro polegający na tym, że ten z najemników, który częściej i celniej strzela, ściąga na siebie ogień przeciwników. Drugi może w międzyczasie zaatakować z flanki lub zajść ich od tyłu. Nieźle wypada nieskomplikowany system sterowania naszym towarzyszem. Możemy mu wydać jeden z czterech rozkazów takich jak „posuwaj się do przodu”, „broń tej lokacji” czy „osłaniaj mnie”. Każdy z nich posiada dwa tryby – normalny i agresywny. Sztuczna Inteligencja działa zadziwiająco dobrze i pod nieobecność towarzysza z krwi i kości skutecznie kieruje poczynaniami naszego partnera. Zdarza się jej popełnić głupie błędy, ale robi to rzadko.
Diamentowe niespodzianki
Pochwalić należy arsenał udostępniany nam przez twórców gry. W trakcie zabawy odblokowujemy coraz mocniejsze rodzaje broni, wśród których znajdziemy pistolety (tych akurat jest bardzo mało, bo zaledwie trzy), półautomaty, strzelby, czy karabiny snajperskie. Do naszej dyspozycji oddano też RPG-7 i granaty. Na raz możemy nosić trzy pukawki. Ze zmianą wyposażenia najemników nie ma jednak problemu – w dowolnej chwili, o ile nie walczymy, możemy zajrzeć do sklepu, w którym wymienimy przenoszoną broń, albo nabędziemy nową lub zmodyfikujemy już posiadaną.
Nie ma to jak przyjaciel!
System ulepszeń był chwalony przez ludzi z EA Montreal i to akurat mnie nie dziwi. W grze znajdziemy sporo różnych dodatków. Mogą to być większe magazynki, inne kolby, dłuższe i krótsze lufy, podczepiane granatniki, tarcze, tłumiki lub bagnety. Broń możemy nawet przemalować albo dołożyć do niej improwizowane wyposażenie takie jak tłumik wykonany z pustych puszek. Wszystkich kombinacji broni jest na tyle dużo, że ciężko je policzyć. Wszystkie wpływają oczywiście na parametry broni czyli jej precyzyjność, ilość zadawanych obrażeń czy tempo, w którym będzie rosło Agro wykorzystującej ją postaci. Na ten element gry na pewno nie można narzekać.
Mnie ciekawi jeden szczegół ze split screena. W demie był tylko pionowy podział ekranu, który według mnie nie jest do końca udany. Kiepsko z widocznością w tym trybie. Czy jest możliwość włączenia poziomego podziału, tak jak miało to miejsce w pierwszej części?
Jak to zobaczyłem w demie, to od razu wiedziałem, że nic dobrego z tego nie będzie, przecież tak się grać nie da! Nie wiem o czym myśleli. . . ;|Jedynka mnie srogo zawiodła, raczej nie postawie na nich swoich pieniędzy po raz drugi.
ot taka sobie zwykla strzelanka, o zawrotach glowy nie ma co marzyc
Kwestia podziału ekranu zależy od rozdzielczości – przełączała się automatycznie z pionowego podziału (przy 1680×1050) na poziomy (przy 1280×1024). Nie widziałem opcji samodzielnej zmiany tego ustawienia. Marudzicie myślę, też na początku narzekałem, ale przyzwyczajenie się zajęło mi może z trzy minuty. Ogólnie to gra nadaje się tylko do rozgrywki w dwójkę – czy to online ze słuchawkami czy na podzielonym ekranie. Względem jedynki z pewnością poprawa. Mniemam, że to nie koniec Salema i Riosa 😉