Były czasy, że Bullfrog i Peter Molyneux trząśli całym światem. W momencie wydania słynnego Populousa, Peter zyskał status twórcy kultowego (szczególnie – jak zwykle – w swojej ojczystej Wielkiej Brytanii), a dziennikarze i gracze zaczęli spijać z jego ust wszelkie informacje na temat nowych gier. Otrzymał nawet Order Imperium Brytyjskiego i tytuł szlachecki francuskiego rządu, w uznaniu swoich ogromnych zasług dla rozwoju branży i gospodarki. I rzeczywiście, Molyneux i spółka dali nam tytuły naprawdę kultowe. Syndicate, Dungeon Keeper i Theme Park skutecznie maskowały takie wpadki jak Magic Carpet, Hi-Octane czy Gene Wars. Ale to właśnie te tytuły, podobnie jak ogromne opóźnienie w wydaniu pierwszego DK wskazywały, że Bullfrog nie jest wcale tak genialnym studiem, jak wszystkim by się wydawało.
W styczniu 1995 roku Peter zdecydował, że bardziej mu się opłaci zaprzedanie diabłu wcielonemu (czytaj: EA) i przeszedł na wikt swojego wydawcy. Został nawet wiceszefem Electronic Arts, po czym szybko uznał, że bycie częścią dystrybucyjnego molocha ogranicza jego kreatywność. Wydaje mi się, że nie potrzeba wielkiego wizjonera, wystarczy skromny blogotwórca Valhallowy, żeby przewidzieć tego typu ograniczenia, ale Peter sprytnie wybrnął z tej sytuacji, opuścił EA, przekonał wszystkich, że nigdy nie chodziło mu o kasę, a o kreatywność i powołał własne studio – Lionhead.
I co? I od 1997 roku (czyli przez dziesięć lat) Lionhead dał nam cztery (słownie: cztery) gry. Najpierw był „cudowny” ponoć Black & White, który miał być największym osiągnięciem Molyneux. Na fali pozytywnego PR-u gra, w której mieliśmy okazję tresować swojego chowańca zyskała doskonałe oceny. Rzeczywiście – unikatowy interfejs sterowania, dobra grafika i wiele ciekawostek (ponoć gra ponurym głosem szeptała do ucha imię gracza w najmniej oczekiwanym momencie, żeby go przestraszyć) przesądziły o sukcesie B&W. Ale czy dziś ktoś jeszcze uważa Black & White za pozycję kultową? Wątpię.
Później było Fable – również docenione, ale też nie zrywające nam czapek z głów. Później Black & White 2, które miało ponoć skorygować błędy jedynki i znów rzucić nas na kolana. Tym razem wyczekiwania już nie było i B&W2 z trudem dostał oceny na poziomie siódemki. No i wreszcie The Movies – ciekawa, ale ostatecznie wtórna symulacja studia filmowego. Powiem szczerze – jeśli ktoś rezygnuje z wydawania nowego tytułu co roku po to, aby dopieścić i kreatywnie dopracować każdy tytuł do maksimum, to Lionhead wypada wyjątkowo blado.
Teraz czekamy na Fable 2, ale chyba nikogo nie ogarnia już taka gorączka, jak choćby przed premierą Syndicate Wars czy Dungeon Keepera. Okej, pogramy, zobaczymy, pewnie nam się spodoba. Ale Lionhead (szczególnie w przypadku The Movies) coraz bardziej zaczyna mi przypominać „rzetelne” studio, które tworzy „porządne” gry na zlecenie dużych koncernów wydawniczych. Nie ma już tej wizji, tej pomysłowości i zaangażowania, które tak ceniliśmy w dawnych grach Bullfroga. Lionhead staje się firmą rzemieślniczą. Czy o to chodziło Peterowi Molyneux?
Mysle,ze glownym problemem Piotrusia jest zbyt duzo wizji,a zbyt malo pracy nad tytulami. Ostatnie produkcje spod jego igly,sa w wielu miejscach niedopracowane. Za przyklad niech posluzy Fable,w ktorym nie mozna ukonczyc niektorych questow albo w dodatku do Fable nie dzialaja poprzednie save-y z pelnej gry. Wizje ten jegomosc,moze i ma ok ale chyba ma problemy ze swoim teamem,ktoremu daleko do tuzow swiata growego jesli chodzi o wykonanie. P. S. Mniej gadac,wiecej robic oto moja recepta dla „Piotrusia Klamczucha”.
Pamiętam jak zamarłem, kiedy B&W wypowiedziało moje imię – serio! To była gra, którą kupiłem w dniu premiery, w wersji kolekcjonerskiej (+koszulka) i wiecie co? Nie przeszedłem jej. . .
Zaraz zaraz – 4 gry na 10 lat to zły wynik?! Moim zdaniem 2,5 roku na grę, to bardzo dobry czas (patrz Wiedźmin, Oblivion, DNF 😀 itp. itd. ). To, że mnie osobiście b&w nie podpadł, to inna sprawa. Fable dla odmiany bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło (nie czytałem wcześniej zapowiedzi i recenzji). Na F2 czekam z ciekawością, ale nie obgryzam paznokci na samą myśl o tym tytule. Uważam, że Peter M. podjął dobrą decyzję odchodząc z EA – bo jeśli tak krytykowane są jego ~2,5 letnie tytuły, to jak zostały by objechane ‚jednoroczniaki’? ;)pozdrawiam
Ja oprócz Populousa zagrywałem się też z kolegami w Powermonger,gra miała trochę błędów ale grywalność niesamowita przy której dzisiejsze strategie to jakieś nieporozumienie.
Znowu pytanie dziwnie sformułowane . . . Jak odpowiem nie, to, że nie ma wizjonerów ?Jak odpowiem tak, to, że zgadzam się i wizjonerów nie ma ? :Pheh, wizjonerzy są, tylko ciężko coś już wywróżyć . . . zobaczymy Spore, aby nie skończyło jak Simsy
Że są.
Że nie ma :PGłosuj! 🙂
Piotruś i tak nie przebiję największego bezczela branży growej Davida Perry’ego
wydawanie nowego tytułu co roku???? To Lion Head jest jakimś City Interactive czy ja coś źle zrozumiałem?Niemniej szkoda, że nie ma kolejnej części Dungeon Keepera, który na polskim rynku posiadł chyba najlepiej zrealizowaną lokalizację jaką dane mi było słyszeć. Do tej pory nie spotkałem jeszcze gry w której dubbing byłby z równą pasją i bezkreskówkowością nagrany. Gram w nią raz na rok tylko po to by się nasycić tą polonizacją, to powinna być obowiązkowa pozycja wszystkich którzy zabierają sie za spolszczenia. W sumie LH robi swoje, z mniejszą ikrą ale mimo słabszych gier nie upadło i jest szansa, że uda się PM pogodzić godziwe zyski z ambitnymi rozwiązaniami. No coż przyzwyczaił nas do pozycji wybitnych ale na początku w branży każdy się stara bardziej żeby błysnąć potem często pomysłów lub chęci brak.
Jeszcze rok temu męczyłem DK2 ale gdzieś po drodze się wieszała i porzuciłem to. Nie byłbym wcale zły, gdyby zrobili remake DK3 – nie muszą nic zmieniać, niech tylko poprawią kompatybilność. . .