Ultimate Box to wbrew pozorom nie jest gra nowa. Może i odświeżona i z dołączonymi wszelkimi dodatkami, ale wyraźnie nosząca ślady premiery, która miejsce miała gdzieś w styczniu… zeszłego roku. Na szczęście produkcja Criterionu nie zatraciła tego, o co od zawsze w Burnoutach chodziło: kosmicznych prędkości i luźnego podejścia do gatunku. Mocy nie zabrakło także by przenieść na warunki PCtowe dania głównego: fantastycznie wyglądających i świetnie zrealizowanych pod kątem fizyki kraks.
Poranna kawa
Wybieram bramkę numer dwa
Początki nie były lekkie. Najpierw gra nie chciała zalogować mnie na konto EA. Ludzie z EA uznali widocznie, że nikt w mailu nie posiada tak zaawansowanego znaku, jakim jest kropka – wpisanie tego symbolu jest po prostu niemożliwe. Gdy już udało mi się zalogować, okazało się, że trafienie na aktywne „serwery Burnout” jest proste jak trafienie szóstki w totolotka. Całe szczęście, że EA nie idzie wzorem Microsoftu i pozwala zapisywać stan gry bez posiadania przeróżnych kont i dostępu do Internetu. Uwidoczniły się też problemy z interfejsem, który, zanim się do niego przyzwyczaimy, jest diablo skomplikowany i zmusił mnie do sięgnięcia po instrukcję w celu znalezienia pomocy w kwestii… wyłączenia gry.
No i sterowanie. Robione przez kogoś kto nie wie jak wygląda klawiatura. Osobnik ten uznał widocznie, że poprawne politycznie są jedynie strzałki lewa i prawa. Co tak okropnego jest w przyspieszaniu i hamowaniu za pomocą strzałek górnej i dolnej, że musiano te funkcje przenieść na drugą stronę klawiatury, pod klawisze A i Z? I dlaczego, tu już się czepiam, hamulec ręczny nie jest na spacji, tylko gdzieś, wbrew logice, obok? Można się nieźle zdenerwować, gdy palec po raz szósty ześlizguje się nam na Ctrlu, a gra minimalizuje się i wesoło wyskakuje się pasek start. Marudzę, powiecie, ale konwersja, nie konwersja, pewne standardy trzeba spełnić. Dlaczego taki Mirror’s Edge od tego samego wydawcy potrafi i wykryć kropkę, i mieć logiczną klawiszologię?
Paliguma: Rajskie Miasto
Przezwyciężywszy te trudności możemy w końcu ruszyć na miasto. Od początku każdy jego zakamarek jest dostępny, a na każdych światłach czeka na nas jakieś wyzwanie, co razem daje jakieś sto dwadzieścia wyścigów. Wyzwań mamy kilka rodzajów: kaskaderka z nabijaniem punktów za skoki i beczki, standardowy wyścig, pirat, w którym musimy zepchnąć z drogi jak najwięcej przeciwników, oraz ścigany, gdzie zmasakrować nas zamierza kilka czarnych wozów. Każde zwycięsko zakończone wyzwanie to jeden punkt do prawa jazdy. Praw jazdy też jest kilka, a każde z nich to nowe pojazdy i nieco większy ruch cywilów na ulicach, co oczywiście wiąże się z podniesieniem poziomu trudności. To chyba wszystko jeśli chodzi o „teorię” nowego Burnouta.
Jest niestety jeden zgrzyt: zdobycie nowego prawa jazdy resetuje wszystkie czasy i postęp jaki uzyskaliśmy walcząc o poprzednią licencję, co sprawia, że jeśli chcemy przejść grę na sto procent, to każde wyzwanie przejedziemy jakieś pięć razy. Wbrew pozorom nie brzmi to zbyt zachęcająco.
Szlifując bandy
Pospieszny do Łodzi
Pierwszy przejazd jest jeszcze interesujący, ale za drugim i trzecim razem robi się już nudno. Dość szybko odkrywamy prawa, którymi rządzi się model jazdy. Nie warto przejmować się łagodniejszymi zakrętami – prujemy przed siebie, a płotek, murek czy żywopłot, który ogranicza nawierzchnię skutecznie uniemożliwi nam wypadnięcie z toru. Jasne, stracimy trochę na prędkości, ale jadąc poboczem ominiemy też wszelki ruch uliczny, a przeszkody takie jak znaki drogowe czy ławeczki i tak nie zrobią na nas wrażenia. Oczywiście nie da się jechać poboczem cały czas. W takich wypadkach model jazdy sprawuje się całkiem dobrze. Każdy z samochodów prowadzi się inaczej i do każdego trzeba dopasować odpowiednią taktykę. Superszybkie japońce tną zakręty jak brzytwa, ale nie grzeszą wytrzymałością i roznieść je w pył potrafi byle przeszkoda. Z drugiej strony, potężne SUVy są praktycznie niezniszczalne i mogą wytrzymać nawet kilka czołówek, ale w zakręty wchodzą niczym wieloryb przyczepiony do deskorolki.
Jak więc można przegrać wyścig? Tu z pomocą przychodzi otwartość miasta. Podczas wyzwań nie mamy z góry określonej trasy, jedynie punkt początkowy i końcowy. Teraz wyobraźcie sobie, że jadąc z prędkością nadświetlną musicie jednocześnie uważać na innych użytkowników pasa drogowego, kontrolować mini-mapę w rogu ekranu i uważać by nie przegapić swojego skrętu. Czasami pomylenie drogi wychodzi nam na dobre i uda się w ten sposób zgubić pościg czy zyskać kilka sekund przewagi, ale gwarantuję, że w dziewięciu przypadkach na dziesięć będzie to skręt niezamierzony. Dodajcie do tego irytujące zjawisko znane z serii Need for Speed – przeciwnicy jakimś cudownym sposobem zawsze siedzą nam na ogonie.
Wyklepie się…
Nie zrozumcie mnie źle – szaleńcza prędkość, omijanie przeszkód w ostatniej chwili, knykcie palców do białości zaciśnięte na klawiszu odpowiedzialnym za nitro, rampy i przedziwne skróty – nadnercza nie nadążają z pompowaniem adrenaliny do naszego organizmu. Tym bardziej denerwują wspomniane wcześniej błędy i niedoróbki, które przeszkadzają w nieskrępowanej destrukcji (czyt. zabawie).
Świetnie mi się czytało tą recenzję!Miałem okazję pograć w wersję demo na laptopie (niestety wszystko na minimum – zintegrowana grafika Intela) i faktycznie, interfejs gry jest niemożliwie nieintuicyjny! Animacje zderzeń są piękne, lecz zauważalnie krótsze niż w wersji na PS3 (tak wynikało podczas grania w demo w MediaMarkt). Gdyby nie mnogość wyścigów, achievenementy – byłoby nudno. I wiecie co? Fajniej się grało na konsoli, a to z powodu płynności samej gry. Kocham rozwałkę, jestem fanem Destruction Derby, więc na pewno ta gra będzie w niedalekiej przyszłości w mojej kolekcji 🙂
„świetnie zrealizowanych pod kontem fizyki kraks” . . błagam :Pparę zastrzeżeń:- zmienić klawiszologię to nie problem w tej grze. . przy poświęceniu tyle miejsca na ten temat wypadałoby wspomnieć o tym- nie ma ani słowa o tym, że nie ma licencji na samochody czy motory? czy nie zauważyłem :>- brak kierowcy wygląda bardzo nierealistycznie jak dla mnie i jest to dosyć drażniący wzrok minus :P- przydałoby się też wspomnieć o braku tak przydatnej opcji jak restart wyścigu, wracanie za każdym razem na start konkretnego wyścigu potrafi zirytować
Rzeczywiście może się i zapędziłem, ale na szczęście nie miałem nigdy okazji testować na własnej skórze, czy ta fizyka jest w Burnoucie aż taka realistyczna 😛
Brak restartu wyścigu? NUM6 masz dodatkowe menu po tryb multi i tam masz restart ostatniej konkurencji!PS. Jak narazie jest to jedyna recenzja Burnouta z jaką się spotkałem gdzie recenzent nie wytknął tego „błędu” grze! Jak narazie we wszystkich trzech które czytałem był opisany brak opcji restartu wyścigu.
Bardzo dobrze, że recenzent o tym nie wspomniał. Criterion i w wersji na PC, i w wersji na konsole dodał tę opcję w patchu. @zielonykaczuchKwestia ocen została poruszona, ponieważ są one nie proporcjonalne względem siebie. Jakaś gierka jest fajna, wciągnęła- dajmy jej ocenę 8. 7. Potencjalny hicior- tu są dwie tekstury rozmazane, domyślna klawa mi nie pasuje, no to będzie 8. 2. Może nie rozumiesz o co chodzi, ale te oceny nie prezentują sobą żadnych wartości, bo nie stosuje się jakichś odpowiednich wag, więc taka ocena po prostu nic nie mówi- biorąc nawet pod uwagę, że pisze inny redaktor. Left 4 dead jest innowacyjne? Zastanów się. . . Bez multi byłoby typowym średniakiem, system gry, grafika, pomysły nie są nowe. To gra porównywalna jest do Team Fortress 2. Burnout wnosi coś do gry, oprócz śmiesznego NFS jest jedyny w swym rodzaju. Otwarte miasto, tak samo jak w L4D wciągający multiplayer. Moim zdaniem to jedna z najlepszych gier ubiegłego roku. Dużo grałem w B:P i mogę spokojnie powiedzieć, że ta gra zasługuje w mojej opinii na trochę więcej. I nie myl mojej opinii z negowaniem oceny redaktora. Rozumiem, że każdy ma inne gusta. Ja po prostu prezentuję tą drugą stronę.
Test Drive Unlimited?
Co tylko potwierdza poziom komplikacji interface’u i sterowania. (Na padzie znaleźć opcję restartu jest całkiem łatwo). Co to oceny: starałem się jakoś odnieść do recenzji Flatouta, któremu osobiście dałem 7. 8, BP jest troszkę lepszy więc i dostał troszkę więcej, IMO, tyle na ile zasługuje. Co do oceny: ciężko jest oceniać grę w skali dziesięciostopniowej, zwłaszcza, że mamy jeszcze dodatkowe dziesięć miejsc po przecinku :). Czy gdybym dał 8. 4 to byłoby lepiej? A 8. 6? :).
Wydaje mi się, że ktoś tu przesadza. Nie wiem, może PS3 ma beznadziejną grafikę, może mój komp ma Atoma, ale ludzie, ta gra jest piękna! Grałem na kompie na full detalach i na konsoli i moje pierwsze wrażenia były jak najbardziej pozytywne- karoseria miażdży, a kraksy to symfonia gięcia blachy i uczta dla oczu. Tego się nie zapomina, a autor pisze, że „nie jest najlepiej”? Chyba EA wypuściło dwie wersje, bo innego wyjścia nie widzę 🙂 Przypomnę tylko, że Burnout to sandbox, jeździsz gdzie Ci się żywnie podoba. Od takich gier trzeba trochę mniej wymagać jeżeli chodzi o otoczenie (ja tam nie narzekałem na tekstury w GTAIV). Dla mnie Burnout to małe arcydzieło, nie tylko w kwestii grafiki, ale też grywalności. . . No właśnie. Chciałem poruszyć kwestię ocen na V. Wydają mi się nie współmierne. Burnout- pretendent do wyścigowej gry roku ma 8. 2? A Left4dead, nie oszukujmy się odtwórcza gra, ale za to z świetnym multi, ma 9? Czuję, że czasem naprawdę dobre tytuły dostają nieodpowiednie oceny. Ale już kończę temat, bo jak już powtarzane było pierdyliard razy- recenzja jest subiektywna. Radziłbym tylko przed wystawieniem oceny rozeznać się na V, jakie ostatnie oceny zostały wystawione. . . PS: Dla mnie też wersja na konsole (tzn. PS3) jest lepsza. Płynność jednak większa, bardziej podpasowane pod pada sterowanie (trochę się musiałem namęczyć, żeby wszystko było cacy na kompie) no i trofea/ achievementy 😉
@ringod, inaczej bym to ujął w kwestii oceny gry. „Burnout i taka niska ocena? Niemożliwe! Muszę to sprawdzić!” :)Tym bardziej, że demo jest łatwo dostępne (które jest jednocześnie instalką pełnej wersji, w obecnych czasach niespotykane – prawie jak shareware z lat 90-tych!). PS. Graficznie w ujęciach statycznych nie są najwyższych lotów w porównaniu z GRID, ale w trakcie zabawy nie zwraca się na to uwagi 🙂
A ja chciałem poruszyć kwestię poruszania kwestii ocen i chciałbym tu napisać słowo na O ja <stosunek seksualny> bo mam naprawdę ochotę się zabić jak kolejny raz zaczynacie roztrząsać kwestię ocen w sposób tak poważny, że graniczący ze śmiesznością. W Afryce dzieci z głodu umierają, ale ktoś dostaje dezynterii bo ocena o 0. 4 punkta mu nie pasuje. Przykład powyżejL4D odtwórcza gra coo? Na tle Burnouta. Ty i brat dorośnijcie. Widzicie? inne zdanie inna ocena. A wy macie prentensje bo każdy chciałby pod swój gust. Tak samo pod killzone 2 psychopatom-fanbojom tekst jest obojętny i obojętnie jakiej jest jakości byle był zgodny z im chorym widzimisie. Gdyby Kz2 dostał 8. 2 a nie 9. 2 toby nie bronili ale wyli pod niebiosa
W życiu nie grałem i raczej nie zagram w KZ2 i ocena średnio mnie interesowała pod tamtą recenzją, a i tak uważam, że tekst nie był jakiś beznadziejny. Jeśli L4D był odtwórczy to chyba mamy różne definicje pewnych słów. Dyskusje o ocenach są nie do ominięcia, nawet jak wszyscy dookoła wiedzą, że niczego to nie zmieni. Po prostu niektórzy muszą wyrazić swoje oburzenie na niekompatybilność z opinią recenzenta 😛
Ludzie, czy Wy naprawdę zwracacie jakąkolwiek uwagę na oceny? Moim zdaniem w ogóle nie powinno ich być – jeśli ktoś chce poznać opinię recenzenta o grze to niech do jasnej ciasnej przeczyta całą recenzję, a nie sugeruje się oceną. Jak powiedział Yahtzee: „Nie da się przedstawić złożonej oceny w formie numerycznej”. Osobiście się z tym zgadzam.
A Braid bez manipulacji czasem byłby Mario.
Zawsze to bliżej 10tki ;pJednak wg mnie Burnout zasługuje na taki przedział między 8 a 9, dlaczego? Zacznę od powtarzalności wyścigów. Zdobywamy nową licencję, cieszymy się z nowych furek, ale co z tego, skoro aby zdobyć jeszcze wyższą licencję trzeba zrobić znowu to samo? Nie podoba mi się pomysł z metami, trochę to nudne wracać ciągle do tych samych miejsc, mogli by wymyśleć jakieś bardziej efektywne końcówki wyścigów, np. linia mety tuż przed lekko podniesionym mostem (finał prawie w locie :} ), lub przy jakiejś ścianie (finał z crashem :} ). A propos crashy: najbardziej zabrakło mi ich jako konkurencji, bo co mi po kliknięciu przycisku w danym miejscu i podskakiwanie z celowaniem w dane auta? Lepiej wyglądało to w poprzednich częściach: dostajemy trasę i mamy się rozbić na danej krzyżówce zdobywając jak najwięcej punktów. Nie ma nic lepszego jak rozpędzić się w jadący autobus, czy cysternę i uderzyć w nie z ogromną prędkością zdobywając za to punkty, gdzie na koniec wreszcie wywołać ogromną eksplozję ;d W BP tryb crash jest zdecydowanie beznadziejny. Wiele do życzenia daje nam również sterowanie podstawowe, które jak autor recenzji wspomniał jest zapewne ‚robione przez kogoś kto nie wie jak wygląda klawiatura’. Muzyka mnie nei zachwyciła. Jako fan muzyki elektronicznej strasznie się zawiodłem. Jak w każdej grze wyścigowej rock (uogólniam tutaj rodzaj muzyki) plus jakieśtam wymysły autorów gry. Spodobała mi się natomiast klasyka, choć nie zastąpiło mi to Trance’u, czy d’n’b to miło się słuchało Mozarta jadąc z ogromną prędkością :}Mała uwaga do autora: w opcjach (których interfejs faktycznie jest głupkowaty) można zmienić, żeby utworki leciały losowo, wchodzisz w te EA tracks i na samej górze ustawiasz w jaki sposób muzyka ma być odtwarzana. Nie jest dla mnie minusem brak prawdziwych samochodów, ba! W tej grze, której przecież daleko od realizmu jest to aż niewskazane :}Kiedyś dyskutowałem z kumplem, która gra jest najszybsza. Wg mnie był to Star Wars EP I Racer, on twierdził, że właśnie Burnout. Grając w niego naprawdę zacząłem wątpić we własne zdanie ;p Prędkość tutaj jest niesamowita, a jej wrażenie dodaje nam wąskość niektórych tras + możliwość przejechania ich we własny sposób. Wciśnięcie nitro może nie wywołuje we mnie już takich emocji jak w Racerze (brak wpadającego w ucho charakterystycznego dźwięku i znacznego oddalenia się samochodu od pozycji kamery) ale jak już się rozpędziło na dopalaczu to w pewnych momentach jechało się w ciemno, bo nie szło dostrzec krzyżówek ;d I to w zasadzie trzymało mnie przy grze, ta ogromna ponadświetlna prędkość ;p Taka moja mała mini recenzja ;} Minusów może wydawać się więcej, ale wierzcie mi, plusów jest zdecydowanie więcej, a ja już nie chciałem się rozpisywać za bardzo. Grę naprawdę warto kupić, sam to zrobiłem, po tym, jak stwierdziłem, że branie udziału w konkursie na V jest dla mnie lekko oporne. Najlepiej wydane pieniądze w tym roku :}
Gra kupiona podłączę wieczorem moją starą kierowniczkę Momo i jazda.
Świetna recenzja ,a gra niczego sobie ,klimatu dodaje tytułowa piosenka 😉 trzyma poziom.
Najbardziej wlasnie podobala mi sie tytulowa piosenka ktora leci w menu. zawsze gdy zaczynam gre to volume na full i jedziem. . . . . co do gry to troche przynudza po paru wyscigach ale i tak jest fajna(ahh te kraksy)
Dobrze że w końcu wyszło na pc będzie niezłą konkurencją dla Flatout’a.
Taa wszystko lepsze od tego NFS. Co do flatouta to jest podobny ale mimo wszystko wydaje mi się że burnout jest bardziej rozbudowany.