Gracze konsolowi pewnie teraz uśmiechną się błogo i pomyślą „a ja nie mam tego problemu”. To fakt, granie na konsoli jest z definicji dużo prostsze. Wystarczy wrzucić płytkę do napędu i już po chwili można się bawić. W przypadku PC jest zdecydowanie gorzej. Kwestie kompatybilności sprzętowej, sterowniki, konieczność upgrade’ów, wymagania minimalne, optymalne, nie wspominając już o niespodziewanych problemach w czasie instalacji – wszystko to może przyprawić o ból głowy. A dochodzi do tego jeszcze kwestia systemu operacyjnego, który nie dość, że niesforny i kapryśny to jeszcze nie zawsze kompatybilny.
Piątek powoli dobiegał końca, radośnie wracałem do domu z pracy, rozmyślając w cóż to będę grał w weekend i jakich to rzeczy nie zrobię w czasie moich zasłużonych dwóch dni wolnego. Ludzie dookoła byli jacyś szczęśliwsi, słońce miło świeciło przypominając, że dawno już zapomnieliśmy o zimie, w słuchawkach MP3-ki wesoło przygrywała ostatnia płyta Ayo. Jednym słowem Sielanka (koniecznie przez duże S). Wszystko skończyło się kiedy przekroczyłem próg mieszkania, a żona wypowiedziała złowieszcze „mamy problem”. I tak moje weekendowe plany trafił szlag…
Tak, po raz kolejny przeżywam męki istnienia użytkownika najpopularniejszego systemu operacyjnego na świecie, czyli Windowsa. Szczęśliwie choroba nie dotknęła mojej głównej skrzynki, ale laptopa. Ot, żona zabrała do pracy i najprawdopodobniej złapała jakiegoś wirusa. Po heroicznej walce z entuzjastycznie i spontanicznie otwierającymi się stronami pozwalającymi rozładować napięcie hormonalne nastolatkom wydawało się, że odnieśliśmy sukces. Nic z tych rzeczy. Kolejne uruchomienie komputera przyprawiło nas o palpitację serca. Wprawdzie „panienki” przestały wyskakiwać, jednak system zaczął pracować jak po 3 zawałach. Kiedy „już” po 10 minutach ujrzałem pulpit z rozmieszczonymi na nim ikonami, jedyne o czym potrafiłem myślałem to jak za pomocą gumowej książeczki mojej 11-miesięcznej córki mogę popełnić harakiri. Niestety, w pewnych kwestiach (szczególnie jeśli chodzi o komputery) nie zostałem obdarzony cnotą cierpliwości. Nieopatrznie zaproponowałem, aby system przy następnym uruchomieniu komputera przejrzał i naprawił ewentualne uszkodzone pliki. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że zajmie mu to… prawie dobę. Co gorsza, nie pomogło nawet zrestartowanie systemu w trakcie skanu. Pogorszyło tylko sprawę, bo… sprawdzanie zaczęło się od początku.
Kiedy już zakończyło się sprawdzanie plików, praktycznie całą sobotę i niedzielę aplikowałem komputerowi programy antywirusowe, antyspyware’owe etc. Efekt – wszystkie zakomunikowały mi, że system jest czysty. Przyszedł zatem czas na odchudzenie go. Wyleciały wszystkie niepotrzebne i mniej potrzebne programy, gry, wszystko co nie było niezbędne do dalszej pracy na laptopie. Bez rezultatu.
Kiedy już podejrzewaliśmy defekt dysku twardego okazało się, że uruchamiany z płyty Linux działa bez większych problemów, co raczej wykluczyło podejrzenie uszkodzenia dysku. To bez wątpienia dobra wiadomość. Gorsza dla Windowsa, którego niechybnie czeka reinstalacja. A ja po raz nie wiem już który zastanawiam się czy nie warto byłoby się wreszcie przesiąść na Linuxa zostawiając Windowsa jako drugi system odpalany w sytuacjach wyższej konieczności. Sam się z siebie śmieję pisząc te słowa, bo o takim rozwiązaniu myślę już od… ładnych paru lat. Za każdym razem kończy się na myśleniu. Odstrasza mnie moja całkowita nieznajomość Linuxa, konieczność szukania alternatyw dla używanego obecnie oprogramowania, które pewnie nie funkcjonuje pod systemem spod znaku pingwina. Kusi zaś ciekawość i nadzieja na to, że wreszcie zapomnę o dziwnych systemowych problemach. A może to tylko mrzonki?
Nadchodzi czas pingwina? Zobaczymy…
Ja już od jakiegoś czasu korzystam właśnie z takiego tandemu Ubuntu+WinXP. Nie ma się co bać Linuxa, a szczególnie dystrybucji takich ja Ubunciak. Pracuje się na nich praktycznie tak samo jak na Windowsie, bardzo wygodnie doinstalowuje się potrzebne programy za pomocą specjalnej przeglądarki (choć i tak wszystkie najpotrzebniejsze aplikacje instalują się z systemem), wiele programów Windowsowych uruchamia się przez WINE. A jak jak coś nie działa, albo chcemy w coś pograć to zawsze można przłączyć się na chwilę do systemu M$.
Nic z tych rzeczy. Live’y domyślnie nie dotykają się nawet do HDD więc fakt, że live działał nie oznacza wcale, że twardy się nie posypał. Może oznaczać, co najwyżej, że reszta kompa działa jak trzeba (szczególnie jeśli przeprowadziłeś memtest). Jeśli chodzi o decyzję o przesiadce, to proponuję zadać sobie następujące pytania:Czy komputera używam wyłącznie (albo przynajmniej w 60%) do grania? Jeśli odpowiedź jest tu twierdząca, to dalsze pytania można pominąć. Pod Linuksem nie ma gier, a wynalazki w rodzaju wine po prostu się do nich nie nadają. Tymczasem trzeba być skończonym masochistą, żeby co chwilę rebootować system. Czy mój komputer jest kompatybilny z Linuksem? Tu niestety, jak z Kotem Schrodingera – tak naprawdę ciężko stwierdzić, zanim się nie spróbuje, ale „basic research” musi być. Fakt działania Live’a cieszy, ale nie odpowiada na wszystkie pytania (o peryferia czy sterowniki do grafy). Najlepiej zawczasu zanurkować w fora internetowe celem sprawdzenia, czy próby instalacji mają szansę powodzenia, a nawet jeśli, to czy system nie natrafi na jakiś show-stopper w rodzaju sterowników do niektórych chipsetów graficznych. Inaczej mówiąc, sprawa jest prosta – trzeba się zorientować, czy system ma szansę działać na naszym sprzęcie. Myślę, że to dość oczywiste. Czy oprogramowanie, którego używam działa pod Linuksem (w tym Wine), lub czy istnieją odpowiedniki, a jeśli tak, to czy jestem gotów uczyć się ich obsługi? Tu głównym źródłem wiedzy jest, naturalnie, google oraz osalt. com – strona, na której można znaleźć FOSSowe odpowiedniki wielu komercyjnych rozwiązań. Dodatkowo, muszę wyrazić tu pewną opinię – moim zdaniem, jeśli ktoś pod Windows używa na przykład Photoshopa tylko i wyłącznie do amatorskiego retuszu zdjęć z wakacji, to najzwyczajniej marnuje program. Z tym naprawdę poradzi sobie GIMP. Czy jestem gotowy na naukę, niemal od podstaw, obsługi zupełnie odmiennego środowiska? Linux nie jest mniej wygodny czy mniej intuicyjny, ale jest zdecydowanie inny. Ta inność wymaga przyzwyczajenia. Nawet jeśli pulpit zostanie skonfigurowany tak, żeby przypominał Windows, to Linux nigdy się Windowsem nie stanie. Zresztą, nie po to się instaluje Pingwina, żeby zamiast niego mieć Okienka. W związku z tym trzeba być gotowym na „okres WTF”. Czy jestem gotów raz na jakiś czas odpalić konsolę? „Żadna czynność wykonywana przez użytkownika nie powinna wymagać korzystania z konsoli (interface’u tekstowego)” – Mark Shuttleworth. Można się z tym zgadzać lub nie (ja osobiście uważam, że do wielu czynności, jak na przykład instalacja softu, do którego znamy nazwę pakietu, konsola jest o niebo wygodniejsza niż GUI), ale prawda jest taka, że czasem po prostu trzeba. Może to być raz na życie, ale prędzej czy później niemal na pewno trafi się taka konieczność. Trzeba być na to przygotowanym i nie można się tego bać (bo to nic trudnego). Konsola nie gryzie, ale istnieje przed nią naturalna bariera porównań do DOS’a czy zwyczajnego strachu, że się coś zepsuje, którą trzeba przełamać. Czy jestem gotowy na wypróbowywanie kilku dystrybucji? Prawda jest taka, że nie ma „jednego systemu dla wszystkich” – szczególnie w świecie Linuksa. Różnice między poszczególnymi dystrybucjami są czasem marginalne, a czasem bardziej znaczące, ale po prostu trzeba wypróbować ich kilka, bo inaczej człowiek nie wie, czego tak naprawdę potrzebuje. Wychodząc z Windows najczęściej ma się wrażenie, że potrzebuje się. . . wrócić do Windows ;). Dlatego trzeba poszukać najlepszego dla siebie rozwiązania, a to niestety wiążę się z testowaniem – co bywa czasochłonne. Dopiero po zadaniu sobie tych pytań (nie wiem, czy są to wszystkie) można przystąpić do faktycznego działania. Trzeba przygotować się na zmianę przyzwyczajeń i dużo nauki (mniej więcej tyle, co w początkach swojej zabawy z Windows). Trzeba też przygotować się na naukę jeszcze ZANIM uruchomi się instalację Linuksa (nieważne, czy z partycjonowaniem czy np. przez Ubuntu Wubi). Bo moim zdaniem nie ma sensu wchodzić pod ten system, jeśli nie ma się pojęcia o jego najbardziej podstawowych podstawach. Inaczej już sama struktura katalogowa może przyprawić o zawał. Na koniec – w razie czego, Jolo, jeśli się zdecydujesz, to pomogę jak będę mógł. Come to the Dark Side 😉
U mnie w pracy (a pracuje w kilkuset osobowej firmie, chodzi o domowe komputery) po _dokładnie_ takich samych doświadczeniach, jedna z Pań z działu logistyki (tu jestem pewny że jej poziom wiedzy o linuksie jest daaaaleko za wiedzą autora artykułu) zpytała mnie co robić, po dłuzszej rozmowie, dałem jej live z ubuntu (nie pamietam wersji ale chyba 8. 10) po kilku dniach przyniosła mi ciacho i kawę :)powiedziała że dla niej (bez gier – od gier mają konsole) jest najzupełniej wystarczajacy, wszystko działa zero problemów z obsługą, namówiła sama (sic!) jeszcze dwie czy trzy kolezanki z działu i działów sąsiednich do instalacji tegoż linuksa. reasumując – (bez obrazy) lamerskie, piękne rączki pani z logistyki i jej koleżanek były w stanie zainstalować i UŻYWAĆ linuksa w domu do dzisiaj. Dla mnie lepszej reklamy nie trzeba.
@OrzehTakie „success stories” krzepią, ale nie ma się co oszukiwać – nie zawsze jest tak różowo. Wiele zależy od sprzętu, jeszcze więcej od zastosowań. Jeśli ktoś używa komputera głównie do przeglądania netu i ewentualnie pisania czegoś w OpenOffice, a dodatkowo jego/jej komputer jest akurat w pełni kompatybilny z systemem, to sukces murowany. W każdym innym przypadku, przesiadkę trzeba jednak dobrze przemyśleć. Nie chodzi o to, że Linux jest trudny, nic z tych rzeczy. Każdy użytkownik nowoczesnych dystrybucji, takich jak Ubuntu czy Fedora wie, że nie jest. Ba, wiele rzeczy jest zwyczajnie prostszych i bardziej wygodnych – przykład pierwszy z brzegu: w Ubuntu sterowniki do nVidii (nie wiem jak z ATI) czy popularne kodeki instalują się same przy pierwszej próbie ich użycia. Ale nic użytkownikowi po tym, jeśli jego karta sieciowa, graficzna w laptopie czy peryferium w rodzaju drukarki (np. Lexmark, z tego co pamiętam) nie są najzwyczajniej obsługiwane. Dlatego nie można, moim zdaniem, robić „rzutu na taśmę”, tylko trzeba spokojnie wszystko przeanalizować i przemyśleć. Inaczej można się zwyczajnie zrazić.
Jolo nie jesteś sam. Po każdym sypie Windy zarzekam się i przysięgam, że się przesiądę. O ile wraz z upływem czasu komputer daty 2003 (SIC!) raczej co raz mniej służy do grania (chyba, ze odświeżając stare tytuły) to jednak M$oft zagrał na ludzkim lenistwie. Od lat używamy Windy i czy jest to Vista ze swoimi bajerami czy 95, wszystko opiera się o ten sam, odświeżony wizualnie schemat. Klik klik jest. Linux to niby to samo. O ile jestem w stanie dać sobie radę na Linuxie, to jednak niektóre sytuacje wymagają czasu. Kto wie, może już nie długo?
nie wiem jak u Ciebe/Was, ale pracuje na XP używając konta z ograniczonymi uprawnieniami. Mam zainstalowanego tylko firewall’a i spywareblaster’a. Raz na miesiąc skanuje komp spybotem. Działam tak kilka lat i nic nie złapałem, dla testów zapuszczam sobie czasami jakieś skanery online i dalej nic. Domyślnie linux też nie daje pełnych uprawnień i tylko z jakiegoś nieznanego powodu użytkownik systemu Windows pracuje z reguły na koncie administratora (wiem w XP MS nie ułatwił tego, ale da się normalnie pracować).
@coppertopZ całym szacunkiem dla Ciebie, nie wiem czy masz doświadczenie z userami, myślisz że analizują cokolwiek? Moim zdaniem do tego właśnie powstały Live żeby sobie sprawdzić. Tak zupełnie poza protokołem w windowsie tez nie wszystko działa, mam w domu skaner musteka który za cholerę nie potrafi się odpalić w viście, linux+sane – no problem, nie ma reguł, jesteśmy zbyt pobłażliwi dla windowsa i za bardzo każemy linuksowi go udawać. Proszę nie mów że w małej firmie czy w domu potrzebujesz pełnego exela czy worda, co ja pisze openoffice to też przesada ale jest za darmo i daje rady. Zgodzę się z pewnymi profesjonalnymi aplikacjami że nie da się uruchomić, tu już nie ma innej możliwości. na koniec – moim skromnym zdaniem, jeśli w domu jest konsola a komputer służy do „domowych” rzeczy (rachunki, pisma do urzędów, internet, część można wspomóc wine – user kompletnie nie musi wiedzieć że ma wine) linux bez probelmów spełni się. To w dużej części jest zasługa linuksowców którzy pokazują na starcie userom przekombinowanego linuksa w którym oni się nie łapią kompletnie, wywołam wojnę ale dla windowsiarzy np kde jest przytłaczające (myślę o koleżance Monice – pozdrawiam). ogólnie linux w domu = święty spokój ze spywarem czy innymi dziwactwami (na dzień dzisiejszy)
uhh trochę tekst pourazowy widzę. Czasem warto pomyśleć zanim się gdzieś wsadzi laptopa. Pracuję na xpp od dość dawna i ciężko było mi doświadczyć tej „niesforności i niekompatybilności” oczywiście bardzo prosto sobie zrobić kuku ale nawet najprostsze zabezpieczenia wystarczą by spać w miarę spokojnie. System działa na tyle sprawnie, że odwykłem od „kombinowania” jak daną rzecz odpalić bo z dziwnych powodów nie chce.
@OrzehHeh, mam wrażenie, że przydałby się mały background z mojej strony, bo widzę, że odebrałeś moje posty niemal osobiście – jakbym był Windowsowym fanboyem, który Tuksowi przez jego uśmiechnięty dziób przyłożył pudełkiem z Vistą. Otóż Linuksa używam od dobrych kilku lat, jako główny (a swego czasu jedyny) system. Za sobą mam takie dystrybucje jak Mandrake, Red Hat, Fedora czy Gentoo, a od wersji 7. 04, używam Ubuntu – obecnie Jauntiego. Jeśli chodzi o Windows, to mam w dual boocie XP, ale używam go tylko i wyłącznie do grania – Wine, jak wspomniałem wcześniej, mnie nie interesuje, bo to jest software typu plug-and-pray. Przynajmniej, jeśli chodzi o gry. Jak więc widzisz, jestem daleki od „psioczenia” na Linuksa, ale mam też wystarczająco długie z nim doświadczenie, żeby podchodzić do niego zdrowo i nie piać jak to „pod Linuksem żyje się lepiej. . . wszystkim”. Teraz do rzeczy:
Mam, i to całkiem spore. Przekabaciłem na Linuksa wiele osób i dlatego wiem, jak ważna jest edukacja jeszcze przed przystąpieniem do zmiany systemu – bo wielokrotnie widziałem do czego prowadzi jej brak. Szczególnie, jeśli mówimy o kimś, kto ma z Windowsem wieloletnie doświadczenie (a co za tym idzie przyzwyczajenia) i robi na komputerze coś więcej, niż przeglądanie netu. Co więcej, wypisałem te wszystkie pytania na początku bo wiem, jak myśli przeciętny człowiek chcący przesiąść się na Linuksa – czytaj, nie myśli o takich pytaniach, bo nie wie, że należy je zadać. Ludzie nie używający Linuksa dzielą się głównie na dwie grupy – tych, co uważają, że jest on tylko dla geeków i tych, co nasłuchali się o nim nie wiadomo jakich cudów i myślą o nim jak o magicznym remedium na problemy. A Linux nie jest ani jednym, ani drugim i dlatego przesiadkę trzeba przemyśleć, bo inaczej można zmarnować mnóstwo czasu i dość do wniosku, że Linux jest do kitu. Również błędnego wniosku zresztą. Oczywiście, Live po części rozwiązuje sprawę, ale nie do końca. Odpalając Live’a możesz zobaczyć jak wygląda interface, sprawdzić sobie jedną, drugą czy trzecią aplikację, jakoś spróbować się w tym odnaleźć, ale to ma się nijak do codziennego użytkowania systemu. Przede wszystkim, jeszcze zanim zainstalujesz system musisz wiedzieć, gdzie znajdą się Twoje pliki – stąd struktura katalogowa. Widziałem wystarczająco dużo ludzi krzyczących „gdzie tu jest C:?!” żeby wiedzieć, jak niesamowicie jest to ważne. Tak samo widziałem mnóstwo ludków próbujących odpalać pliki . exe, starających się używać Ubuntu nie wiedząc co to .deb, albo mylących deby z rpm’ami. Miło jest wiedzieć, że ktoś gdzieś potrafi rzucić się na głęboką wodę i nie utonąć, ale z mojego doświadczenia wynika, że zwykle kończy się to odłożeniem Linuksa na bok z myślą „może kiedyś, jak będzie łatwiej” (w domyśle „jak będzie bardziej jak w Windows”), czyli po prostu zrażeniem się.
Nie powiedziałem, że w Windowsie wszystko działa, tylko stwierdziłem fakt, że są urządzenia (czego najlepszym dowodem Lexmark, czy ostatnio niektóre chipsety graficzne Intela w Ubuntu, albo część funkcjonalność kart Creative) które nie działają pod Linuksem (głównie z uwagi na traktowanie go po macoszemu przez producentów sprzętu), albo które ciężko jest do działania zmusić (co może odstraszyć tych, co nasłuchawszy się baśni 1024 nocy myślą, że jak działa pod Windows to na pewno zadziała i pod Linuksem – a tak nie jest, ani w jedną, ani w drugą stronę). Ten problem istnieje zawsze. Kiedy przesiadasz się z Windows XP na Windows Vista czy 7 musisz liczyć się z tym, że niektóre Twoje urządzenia przestaną działać. Tak samo jest z Linuksem. I warto to wiedzieć, bo można na przykład zostać bez jakiegoś peryferium, które jest dla kogoś ważne. Jeśli ktoś drukuje mnóstwo dokumentów, ma drukarkę Lexmarka i nie zamierza jej zmieniać, to sorry, ale pod Linuksem będzie miał ciężkie życie. A ja nie mam (już) w zwyczaju wybielać pingwiniej rzeczywistości. Sam kupując swój obecny komputer kilka lat temu kupowałem go wyłącznie z myślą o Linuksie. Teraz praktycznie każde urządzenie, które mam działa w Ubuntu OOTB. Drukarka i skaner (HP PSC1410) – podłączam i dostaję powiadomienie, że działa. To samo z kamerą internetową, a nawet tabletem (teraz, pod poprzednimi Ubuntu wymagał kompilacji sterowników zgodnie z tutkiem – nic trudnego, ale czasem trzeba, stąd moja uwaga o przygotowaniu do używania terminala). Nie z każdym sprzętem tak jest niestety, a jeśli na przykład mamy nieobsługiwaną kartę graficzną, to dobrze jest o tym wiedzieć. Live czasem tego nie pokarze, bo na przykład nie ma preinstalowanego sterownika, i będzie działał na vesie – wtedy uda nam się nawet zainstalować system, ale o akceleracji możemy pomarzyć. A ta czasem się przydaje, nawet w Linuksie (nie tylko do Compiz Fusion).
Co nie znaczy, że rozsądnie jest podejść do niego na zasadzie „a się przesiądę, a co!”. Zmiana systemu to poważna sprawa, nawet jeśli mamy dual boot i chcę, żeby to było jasne. Po prostu nie chcę rozczarowań ludzi myślących, że Linux jest doskonały.
Ja osobiście uważam, że KDE generalnie jest przytłaczające. Tym niemniej uważam też, że każdy powinien wypróbować możliwie wiele środowisk – przynajmniej Gnome, KDE i XFCE. Po to istnieją. Każdy ma inne potrzeby. Na koniec: Możesz uważać, że za dużo wymagam, ale ja po prostu stawiam sprawę tak, jak ją widzę. Windows jest (bardzo) daleki od doskonałości, ale Linux również (choć imho mniej). Widziałem wystarczająco dużo ludzi zniechęcających się do Linuksa przy pierwszym problemie z czymkolwiek (nawet jeśli jego rozwiązanie wymaga tylko jednej komendy), bo za dużo dobrego słyszeli, za mało wiedzieli i za dużo sobie ubzdurali. Ot wszystko.
Mam kompa z XP juz chyba 4-5 lat i nigdy nic nie zlapalem. Jedyne programy, ktore mozna uznac u mnie za zabezpieczenia to avast i noscript do firefoxa. Zawsze staram sie miec wszystko up-to-date. Dlatego zawsze sie dziwie jak to ludzie maja problemy z systemem. Ogolnie xp sobie chwale i nie mam potrzeby przesiadki na linuxa.
Po prostu Windows jest jak demokracja. . . . 😉
Odpowiedz na tego typu problemy jest bardzo prosta – Acronis True Image Home Edition. Naprawde nie jest to jakies strasznie drogie a moze zaoszczedzic mase klopotow i czasu. Instalujesz system, stery i caly soft. Robisz obraz dysku i jak cokolwiek sie sypnie przywracasz system do stanu „z obrazu”. Po klopocie w 10 minut. Jak system jest juz zainfekowany to po ptokach, pozamiatane. Co mnie zastanawia to fakt, ze mowimy tu o dwoch roznych sprawach. Porownujemy XP’ka zainstalowane nie wiadomo jak dawno temu, ktory zlapal wirusa/inne badziejewie do swiezej instalki Linuxa. Chyba nikt mi nie powie, ze w Linuxie po zainstalowaniu nigdy nic sie nie dzieje? A jak sie juz stanie to sie zaczyna niezla zabawa (fora/linia polecen a godziny mijaja). A jak trzeba przetestowac dysk to polecam sciagnac Hirens Boot CD 😉
@coppertop ja już jestem stary 🙂 mi już przeszło ratowanie świata linuksem, nie powiem odkąd siedzę w tym bo będzie to wyglądało na przechwałki. Zgadzam się z Tobą w pełni, ucieszyłem się że na V podniesiono ten temat – to znaczy że coraz więcej ludzi myśli o linuksie, podyskutować zawsze warto, Cieszę się że coraz więcej osób związanych z pingwinem podchodzi do niego zdroworozsądkowo. Przepraszam jeżeli odebrałeś mój komentarz zbyt osobiście, nie chodziło mi o wydźwięk pretensjonalny. na osłode, mimo że lubię gnoma, kde jest piękne w formie 🙂
@Cherub
Myślę, że już udało mi się dowieść, że wobec Linuksa nie jestem bezkrytyczny, więc pozwolę sobie odpowiedzieć na to pytanie. Tak naprawdę zależy, co masz na myśli. Ubuntu 8. 04 używałem przez ostatni rok – w sumie krótki okres (co zapewne zostanie mi wypomniane ;)), ale nie zapominajmy, że tu rozwój wygląda trochę inaczej, niż pod Windows – nowe wersje systemów wychodzą zwykle co 6 miesięcy, a zmiany w nich nie są kosmetyczne (szczerze mówiąc tych kosmetycznych trochę brak – domyślny motyw do Gnome’a w Ubuntu trochę się już przejadł. . . ale mniejsza z tym). Tym niemniej, mógłbym używać go spokojnie jeszcze kolejny rok – czyli aż do wygaśnięcia wsparcia Long Term Support. Czy coś się działo z systemem? Niewiele, poza faktem, że do ostatnich chwil działał tak, jak po pierwszym uruchomieniu. Może ciężko w to uwierzyć, ale Linux, nawet bardzo zabagniony (a miałem na nim mnóstwo dev-paczek poinstalowanych tudzież innego badziewia) nie działa wolniej, nie uruchamia się dłużej (choć w przypadku 8. 04 dłużej znaczyłoby wieczność. . . Na szczęście w 9. 04 bardzo poprawili boot time), nie wiesza się. Jeśli chodzi o łapanie wirusów i innych tego typu rzeczy, to to się praktycznie nie zdarza. Nie chodzi o to, że nie istnieją wirusy itp. pod Linuksa – są, ale jest ich bardzo mało, a sama konstrukcja systemu (nie tylko praca na koncie user, ale też przede wszystkim rozpoznawanie plików wykonywalnych po atrybutach zamiast rozszerzeniach) bardzo utrudnia im życie. Nie chcę wnikać z jakiego powodu jest ich mało – czy dlatego, że mają ciężkie życie, czy dlatego, że Linux nie jest popularny, bo to dla użytkownika końcowego to chyba mało istotne. Naturalnie nie oznacza to, że Linux jest całkowicie bezpieczny niczym tytanowy pas cnoty, ale można spokojnie powiedzieć, że prawdopodobieństwo jakiejś infekcji jest drastycznie mniejsze niż pod Windows. I to, co ważne, w domyślnej konfiguracji. Widzę, że proponujecie wiele remediów w rodzaju dodatkowego oprogramowania, uruchamianego okresowo lub działającego w tle – to dobre rozwiązanie, jednak ja cenię Linuksa za to, że jest bezpieczny niejako sam z siebie. Aha, jeszcze jedna uwaga dotycząca zawieszania się. Żaden system nie jest doskonały i to jest chyba oczywiste. Dlatego Linuksowi też zdarza się zawiesić. Właściwa stabilność zdaje się być dla każdego komputera sprawą całkowicie prywatną – na jednej konfiguracji (np. u mnie) Windows potrafi powiesić albo solidnie zamulić się od motylego pierdnięcia na drugim końcu świata, a pod Linuksem to praktycznie niewystępujące zjawiska. Na innych konfiguracjach z kolei jest odwrotnie – Linux się wiesza jak młodzi Japończycy, a Windows śmiga bez zająknięcia. Wiele zależy też od użytej dystrybucji. Reasumując – Nie ma systemu, który by się nie wieszał, ale w kwestii wirusów i innych malware’ów pod Linuksem (czy jakimkolwiek innym Uniksem – BSD czy chociażby MacOS X), jak napisał Orzeh, można być spokojnym. @OrzehJa też jestem Gnome’owcem ;).
No zabawny ten felieton/blog. . . . po pierwsze – żaden program antywirusowy nie zwalnia z myślenia. Niestety o tej prawdzie użytkownicy komputerów (+windows) zapominają. Myślą, że ja mają na komputerze antywirusa XYZ to mogą spać spokojnie. Niestety, nic bardziej głupiego, bo wirusy i tak są zawsze o krok do przodu. . . Po drugie, podstawową GŁUPOTĄ użytkowników M$ Łyndołs jest praca na koncie administratora systemu. Za tą głupotę odpowiedzialny jest oczywiście sam M$. Bo przyzwyczaił użytkowników do złudnej wygody. Sprawę załatwia znienawidzona Vista i jej mechanizm nazywany UAC. Uważam, że to jest jedna z najmądrzejszych decyzji M$. Ale ludzie w swojej bezgranicznej głupocie wyłączają ten mechanizm bo „często wyskakują denerwujące okienka”. Kompletnie nie zastanawiając się co te okienka tak naprawdę oznaczają i przed czym chronią. Przecież uprawnienia admina potrzebne są tylko do: 1. instalacji/deinstalacji softu 2. zmiany konfiguracji systemu i tyle. Żadna inna operacja nie wymaga praw administratora. Autorowi tekstu polecam przesiadkę na Vistę, ale z głową. . to znaczy bez wyłączania UAC. I jeżeli nagle wyskoczy „denerwujące okienko” a my nie instalujemy softu / nie zmieniamy ustawień to wystarczy kliknąć „NIE” i sprawa załatwiona. Żadne wirusy się nie przyczepią. To okienko z UAC poinformuje o każdej próbie uruchomienia programu z prawami administratora. A oprogramowanie „antywirusowe”, to tylko soft do spowalniania komputera i ogłupiania użytkowników. Vista + mądrze używane UAC w zupełności wystarcza żeby zapomnieć o wirusach. Jak ktoś umie, może sobie XP skonfigurować tak, żeby nie pracować na koncie administartora. . . też się da, choć używanie tego będzie mniej wygodne niż na Viście. Nie jestem fanem M$, używam Linuksa od 11 lat. Mój zawód związany jest z komputerami. Od jedenastu lat obserwuję „zwykłych użytkowników” i celowo w moim komentarzu tyle razu użyłem słowa „głupota”.
A niech mnie! Jestem glupkiem bo uzywam antywira!
100% racji
No i kolejny raz wyszedlem na glupka!
Tzn. co? Przewozisz je?
To ja tak skromnie dodam (by podgrzać atmosferę) mały cytat:
ps. na codzień używam Windowsa. . . 😉
Co mnie za każdym razem zastanawia to fakt, że użytkownicy linuksa przedstawiają się w stylu uczestnika spotkania AA – „używam linuksa od 3 lat, najpierw miałem dystrybucję x, potem y. . . ” bardzo mi przypomina „problemy z alkoholem mam od 3 lat, najpierw piłem piwo, potem przeszedłem na tanie wino”. No ale może to tylko moja bujna fantazja. Wracając do tematu – mam zainstalowane dwa systemy operacyjne: Ubuntu 8. 10 i Windows XP. Pierwszy służy mi do pracy, a drugi do zabawy. Jest to rozwiązanie o tyle dobre, że nie mam możliwości powiedzenia sobie podczas pracy czegoś w rodzaju „włączę sobie civ3 na chwilkę”. Bo taka „chwilka” wiązałaby się z restartem. Także albo gram albo pracuję, co wychodzi tej drugiej czynności zdecydowanie na dobre (choć rekordy w kulki mam bardzo wyśrubowane ;-)). Na granie przez Wine lepiej się nie nastawiać. Niektóre programy można jednak w nim całkiem skutecznie uruchomić. ps: również korzystam z Gnome, choć chwalę sobie również XFCE.
z mojej strony jeszcze jedena uwaga co do linuxa, również w dual boot mam Ubuntu, 8. 10 działało ok, 9. 04 to oprócz zwiech co kilka dni to do teraz nie uruchomiłem Audigy 2. W 8. 04 dział od zainstalowania. . . więc z linuxem jest tak, im mniej ktoś go rusza tym wydaje się lepszy 😉
Spróbować zawsze warto, choćby dlatego, żeby stwierdzić że się nie nadaje i mieć dylemat na kilka lat z głowy. Spróbować warto, żeby móc zabierać głos w dyskusji, który system jest lepszy i do jakich celów – wychwalając Windows nad Linuxa nie znając w ogóle tego drugiego narażamy się na śmieszność. Spróbować warto również dlatego, żeby nie zramoleć do końca zapatrzonym w jedną opcję. A nóż ta druga jest ciekawsza :)Nie należy się zrażać również przy pierwszych niepowodzeniach. Linux to nie jest Windows, więc nie zdziw się, że nie znajdziesz opcji/programu w miejscu w którym zawsze była pod Win. Jeżeli nie jesteś w stanie spojrzeć świerzym okiem na OS i zapomnieć na chwilę o starych przyzwyczajeniach to lepiej zostań przy Win – oszczędzi ci to dużo frustracji i wczesnego zawału :)Ja próbowałem dość długo, często się przełączałem Win/Lin bo brakowało mi programów, pełna migracja zajęła mi chyba ze dwa lata, było to kilka lat temu i było nieporównywalnie ciężej niż dzisiaj. Uważa jedna, że było warto poświęcić dużo czasu na zrozumienie nowego systemu. Nareszcie komputer przestał mnie zaskakiwać. Rozumiem co się dzieje, potrafię przewidzieć co się stanie. Pod Win do szewskiej pasji doprowadzało mnie nieprzewidywalne zachowanie komputera i to była kropla goryczy, która spowodowała decyzję o spróbowaniu innego systemu. Obecnie z Win utrzymuję jedynie przelotną znajomość na czas gier 🙂 i generalnie od czasu do czasu, żeby ,,być na bieżąco”. Obecnie polecał bym coś z rodziny Ubuntu. Chyba najbardziej dopracowana dystrybucja, chyba największe wsparcie ze strony społeczeństwa. Jeżeli chcesz mieć najmniej problemów wybierz Ubuntu 9. 04 z interfejsem Gnome. Jeżeli chcesz mieć coś bardziej nowoczesnego wybierze Kubuntu 9. 04 z interfejsem KDE4 – bardzo ładne, ale bardziej w trakcie rozwoju (pomiędzy obiema opcjami można się przełączać bezproblemowo bez żadnej reinstalacji ale na początku raczje nie będziesz wiedział jak to zrobić). Życzę powodzenia i cierpliwości! Na pewno się opłaci, choćby po to, żeby wiedzieć więcej.