Kilka kolejnych obrazków z gry Dead or Alive Xtreme 2, która obecnie znajduje się w fazie produkcyjnej. Developerzy twierdzą, że programowanie takiej gry to czysta przyjemność. My wierzymy.

Fotce towarzyszyła jeszcze jedna grafika z podpisem. Autorzy gry zachwalali starcia z helikopterami Mi 24d Hind, które wgniotą nas w fotel jeśli sięgniemy po Code of Honor 2 Łańcuch Krytyczny. Ze śmigłowcami rzeczywiście się spotkamy. Trzy razy. Za pierwszym walka trwa mniej więcej pięć sekund. Za drugim jeszcze krócej ponieważ strącamy Mi 24 jednym strzałem z rakietnicy, która dziwnym trafem akurat leży na skrzynce w miejscu, w którym atakuje nas opancerzona (latająca bokiem – to trzeba zobaczyć!) maszyna. Trzecie spotkanie będzie nieco inne, ale i zabawne. Jeśli to są najmocniejsze karty jakie potrafi rzucić na stół recenzowana produkcja…

As w rękawie?

Niestety Code of Honor 2 nie trzyma asa ukrytego w rękawie. Spodziewałem się, że będzie to krótki, tani, ale przyjemny shooter przypominający Mortyr: Operacja Sztorm. Ten ostatni przypadł mi nawet do gustu. Tego samego nie mogę natomiast powiedzieć o Łańcuchu Krytycznym. To w zasadzie festiwal błędów, niedociągnięć i niedopatrzeń. Gra wyglądająca, jakby tworzący ją ludzie otrzymali prawa do posługiwania się niezłym silnikiem (Jupiter znany z F.E.A.R.) i po godzinach pracy, na szybko sklecili coś, na czym postanowili zarobić. Tak niestety nie tworzy się dobrych gier. Nawet tych tanich w przypadku których można przymknąć oko na niektóre mniejsze bugi.

Mendoza

Joga jest w modzie!

Fabułę Code of Honor 2 można streścić w kilku zdaniach. Źli terroryści pod przywództwem jeszcze bardziej złego i tajemniczego Mendozy wylądowali na tropikalnej wyspie, na której dziwnym trafem znajdował się francuski ośrodek badawczy z eksperymentalnym reaktorem jądrowym. Teraz planują wykorzystać zdobyte w nim radioaktywne odpadki do zbudowania brudnej bomby atomowej. Musimy ich powstrzymać my – żołnierze Legii Cudzoziemskiej. Choć wojacy noszą francuskie nazwiska w grze mówią płynną angielszczyzną. Klimatu gry nie wzbogacają więc rozmowy w języku mniej popularnym niż angielski. Tę wpadkę chciał więc zrekompensować zespół lokalizacyjny. Ich pomysł na zrobienie z Code of Honor 2 bardziej swojskiej produkcji sprowadził się do umieszczenia w podpisach dużej liczby przekleństw. Widzimy je pomimo tego, że żołnierze Legii zdaje się tylko raz w trakcie całej gry użyli mocniejszego słownictwa. Najwyraźniej jednak osoby odpowiedzialne za polonizowanie rodzimej gry (brzmi to dość specyficznie, wiem) bawiąc się nią co chwila przeklinały. Wcale im się nie dziwię.

Szybko, szybciutko

Jeśli już mowa o bawieniu się, przechodzeniu tej produkcji, to wiedzcie, że przebiegnięcie przez nią zajmie wam raptem kilka godzin. Tytuł ten jest naprawdę bardzo krótki. Nie pasuje do niego nawet określenie „weekendowy shooter”, którego można było użyć w przypadku Operacji Sztorm. Nie przedłuża zabawy poziom trudności recenzowanego produktu. Na trudnym zginąłem bodaj raz (sic!) w trakcie tych paru godzin spędzonych na zabawie. Stało się tak ponieważ akurat sięgałem po szklankę z piciem i nie chciałem rozlać pysznej wody na klawiaturę. W grze nie zobaczymy punktów życi. Zamiast nich mamy dobrze znany system, w którym chowamy się dopiero gdy ekran „zaleje krew”, by po chwili, będąc już w pełni sił, znów ruszyć na wroga. Zdrowie regeneruje się jednak w ekspresowym tempie, a durni przeciwnicy nawet jeśli nas znajdą, to nie potrafią wykorzystać naszego chwilowego osłabienia.

Myślenie niestety nie

O sztucznej inteligencji komputera nie da się powiedzieć nic dobrego. Nie dość, że walczący z nami żołnierze biegają jak naładowane sterydami kurczaki z obciętą głową, to jeszcze są średnimi strzelcami. Potrafią natomiast mieć halucynacje. Czasami wydaje im się, że gdy sterczą na środku prawie pustej jaskini kryje ich jakaś magiczna zasłona. Wystawiają nawet zza niej ręce jakby czując, że kucają za niewidzialną barierą, której my na pewno nie przestrzelimy. Jeśli jednak spojrzycie na screenshoty dołączone do tekstu, to zauważycie, że często da się zabić całą kolumnę najemników biegnących jeden za drugim tą samą ścieżką. Nie trzeba nawet ruszać myszką. Wystarczy tylko w odpowiedniej chwili strzelić takim delikwentom w głowę. Skoro już o strzelaniu mowa, to z bólem przyznam, że nawet o dostępnej w grze broni nie mogę powiedzieć zbyt wiele dobrego. Jest jej po prostu niewiele. Raptem pięć czy sześć automatów, jedna strzelba, pistolet, słabiutkie granaty, które wybuchają z siłą petardy i rakietnica, której użyjemy dwa razy. Szkoda, że arsenał nie jest większy, bo na pochwałę zasługuje pomysł z modyfikowaniem broni tak, by mogła służyć jak zwykły automat i snajperka.

Po oczach go!

Jako plus Code of Honor 2 warto wymienić niewielkie wymagania sprzętowe. Gra powinna bez problemu ruszyć i działać dobrze nawet na słabszych pecetach. Oczywiście nie powinniśmy się po niej spodziewać oprawy graficznej rodem z największych hitów tego roku, ale w tej materii, na tle pozostałych elementów Łańcucha Krytycznego jest nawet nieźle. Pochwalić mogę przyzwoite oświetlenie, wygląd broni czy buchający z przestrzelonych rur ogień. Krytykować można oklepane do bólu lokacje (kanały, jaskinie, fabryka), projekty map czy przenikające się tekstury i średnie modele postaci – w grze spotkamy setki sklonowanych braci czterech podstawowych przeciwników. Jak zwykle City Interactive nie potrafiło też rozsądnie dobrać wielkości niektórych obiektów. Zapewniam, że gigantyczny wózek górniczy (do obejrzenia na fotkach dołączonych do recenzji) rozbawi was bardziej niż powtórki „Śmiechu Warte” Drozdy.

Nieznacznie lepiej można ocenić oprawę dźwiękową, a w zasadzie muzykę z Łańcucha Krytycznego. Utrzymane w wojskowych klimatach utwory nie drażnią, w przeciwieństwie do kiepskich odgłosów strzelania czy beznamiętnych gadek żołnierzy Legii Cudzoziemskiej.

Następny proszę

Takie cuda to tylko w rodzimym górnictwie

Nie mogę się zmusić do polecenia gry Code of Honor 2: Łańcuch Krytyczny. O ile Mortyr: Operacja Sztorm dawał nam to, czego spodziewamy się po grze za dwadzieścia złotych, to CoH 2 jest nieudanym shooterem. Miałem nadzieję, że będzie to troszkę lepszy tytuł od Mortyra. Produkcja, z której usunięto największe błędy poprzednika w końcu uczymy się na nich przez całe życie. Na nieszczęście w recenzowanym produkcie tylko je pomnożono. Tym razem radzę więc przetrzymać w portfelu te dwadzieścia złotych. Jeśli już musicie kupić jakąś tanią produkcję to zainteresujcie się jakąś klasyką albo wymienionym przed chwilą Mortyrem. Ekipa City Interactive już zapowiedziała kolejne dwie podobne produkcje – SAS: Secure Tomorrow i The Royal Marines Commando. Mogę tylko wierzyć w to, że te tytuły będą lepsze od Łańcucha krytycznego, któremu wystawiam ocenę 4,4.

Pierwsza informacja prasowa na temat recenzowanej gry, którą otrzymała Valhalla była dość zabawna. Dołączono do niej fotkę na której mogliśmy zobaczyć żołnierza Legii Cudzoziemskiej. Dzielny wojak dzięki przenikaniu się obiektów połowę ciała zanurzoną miał w wielkim głazie. Ten jeden obrazek mówił wiele o Code of Honor 2. Skontaktowaliśmy się jednak z City Interactive wspominając o tej wpadce. Kiedy dokładnie ten sam screenshot zobaczyłem na pudełku od sklepowej wersji gry wiedziałem, że coś jest nie tak.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

8 KOMENTARZE

  1. Naprawdę szczerze współczuje ludziom, którzy z racji swego obowiązku muszą marnować cenny czas na takie gnioty. Ten twór wręcz krzyczy – „Nie dotykać nawet kijem”.

  2. Za tę grę Legia Cudzziemska powinna przeprowadzić zrzut komandosów na siedzibę City aby zmazać tę hańbę. Allez le blez czy jak to u serojadów idzie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here