Lubię robić to nawet wtedy, kiedy z jakiegoś powodu łeb mi pęka, a nawet wtedy, kiedy jestem niewymownie zmęczony po długim i ciężkim dniu. Co więcej – wiem, że im cięższy dzień tym często więcej tematów mi się nasuwa.

W wątku „Fabuła gier musi być głupia” kilkukrotnie padło stwierdzenie, że ludzie po prostu są zmęczeni i po całym dniu pracy wolą się odstresować i „wyłączyć mózg”. A ja się zastanawiam dlaczego tak jest i czy faktycznie tego właśnie potrzebujemy? Czasem na pewno – chwilami wolę włączyć UT niż Deus Ex albo obejrzeć Jumpera zamiast Equilibrium. Ale na Odyna, nie zawsze!

Zastanawia mnie w jakim stopniu jest to naturalne dla człowieka zachowanie, algorytmiczne działanie w rodzaju zmęczenie -> odpoczynek nie wymagający używania mózgu, a w jakim samonapędzający się mechanizm głupoty.

Co mam na myśli? To bardzo proste, pytanie czy ogłupienie społeczeństwa jest powodem czy może wynikiem braku (lub braku dostępu do) rozrywki na poziomie lub społecznej dezaprobaty dla niej? Przez społeczną dezaprobatę rozumiem oczywiście podejście na zasadzie „on czyta książkę! I to nie lekturę! Ale idiota” (wypromowaną zresztą między innymi przez amerykańskie filmy). A właśnie, szkoła.

Szkoła ponosi moim zdaniem sporą część odpowiedzialności za zniechęcenie nas do wszystkiego co głębsze. Mechanizm „zły dotyk boli przez całe życie”. Tak samo złe podejście do książek, poezji, nauki, jako do przykrego obowiązku, również odbija się moim zdaniem na psychice. Ostatecznie jeśli zmusza się kogoś do czegoś to automatycznie powoduje się u niego awersję do danej czynności. Jeśli zmusza się kogoś do czytania Trylogii i na dodatek narzuca się termin „na wczoraj” to automatycznie człowiekowi przestaje się to podobać, nawet jeśli w normalnych warunkach książka okazałaby się ciekawa. Do tego czytanie lektur polega głównie na zapamiętywaniu z nich możliwie jak najwięcej a nie na czytaniu ich. Czytanie to odczuwanie książki, zastanawianie się nad jej sensem i wymową a nie nad tym, czy pamiętam nazwisko bohatera, które może pojawić się na kartkówce… Później działa już prosty mechanizm – uogólniamy swoje negatywne emocje i w ten sposób buduje się przekonanie, że czytanie i wszystko inne, co wymaga myślenia nie może być przyjemnością a tylko i wyłącznie ciężką pracą.

Rozumiem, że ogół społeczeństwa nie jest bandą Platonów, Hume’ów, Schopenhauerów, Kantów i Kierkegaardów ale ja zastanawiam się dlaczego musi być aż tak, przepraszam za dosadność, skretyniały? Szukam przyczyn. Mi osobiście niemal wszystko co powoduje wzmożoną aktywność na synapsach kojarzy się z przyjemnością. Oczywiście do pojęcia „lektura” nadal mam awersję jednak czytając zarówno „Symulakrę” Dicka jak i „Simulacra and Simulation” Baudrillarda (którą to muszę wreszcie dorwać po Polsku bo anglojęzyczna wersja systematycznie mnie pokonuje…. mnie i mój słownik) odczuwam wyłącznie pozytywne emocje. Dlaczego więc ludzie tego nie czują?

Wydaje mi się, że to właśnie błędne podejście i uleganie społecznym normom. Może błędy w wychowaniu? Dobra, nie będę się bawił we Freuda bo za mało tu miejsca a i za cienki w uszach jestem. Wracając jednak do norm – co ciekawe, normą jest obecnie niechodzenie do teatru, nieoglądanie ambitniejszych filmów i nieczytanie niczego poza twórczością J.K. Rolling (ciekawe kto się da złapać na ten sam chwyt psychologiczny co poprzednio z Die Hard… teraz jak to napisałem to pewnie nikt). Dobra, oprócz tego można jeszcze sięgnąć po twór zwany Eragonem. W porywach Tolkien – tu już złego słowa nie powiem ale mimo tego, to wszystko jakoś tak…. mało.

To wszystko jest moim zdaniem powodowane przez pewne błędne koło. Nie twierdzę, że w dawniejszych czasach ludzie nie woleli prostej rozrywki (vide gry zespołowe) od czegoś głębszego. Nie mogę się jednak oprzeć wrażeniu, że ta dysproporcja pomiędzy kulturą i pop-kulturą coraz bardziej się pogłębia. Po prostu jest to chyba mechanizm perpetuum mobile. Coraz większa jest zawartość popu w kulturze przez co to drugie niknie wśród wszelkiego rodzaju pustego śmiecia i nawet jeśli ktoś nagle zapragnie rozrywki na wyższym poziomie to ciężko będzie mu się do niej dokopać. A skoro jest ciężko to, nauczony latami doświadczeń w życiu, odpuszcza sobie i wraca do oglądania Segala zamiast sięgnąć po Deppa. Pamiętajmy też, że ludzie boją się tego, czego nie rozumieją lub czego spodziewają się nie zrozumieć, a na dodatek boją się, że będą wyglądać głupio szukając bardziej wysublimowanej rozrywki – czyli wyrywając się z kanonów. Do tego obserwuję mechanizm „wilka w owczej skórze” czyli pozornego upodabniania się pop kultury do kultury. Coraz więcej wysiłku jest wkładane we wmówienie nam, że to „coś” co mają najlepsze książki, filmy czy muzyka jest tam, gdzie go nie ma. A może to po prostu efekt zanikania intelektualnej rozrywki z powszechnej świadomości i mediów oraz konieczność zastąpienia jej czymś innym, nawet, jeśli ma to być tylko pozorem? Nie wiem.

A jak to wszystko ma się do gier? Cóż, do gier ma się to wszystko i jeszcze więcej. Mianowicie w grach dochodzi jeszcze element ich historii. Gry zostały stworzone jako źródło czystej rozrywki w prostym tego słowa znaczeniu. Ostatecznie Space Invaders czy Mario nie przysparzały intelektualnych uniesień. Później wprowadzono do nich fabułę, powstały System Shocki i Fallouty ale opinia o grach pozostała ta sama. Ja nadal dziwię się, kiedy widzę nawet na Valhalli twierdzenia, że gry to rozrywka i nie należy wkładać tam treści wymagających użycia mózgu w stopniu większym niż wymaga tego przełączanie kanałów na pilocie. Ostatecznie używanie mózgu to też rozrywka, nie? Nie chcę tu wywoływać znowu dyskusji na temat „czy gry to sztuka” i doczekać się ponownie tekstu „spróbuj zrobić grę o obozie koncentracyjnym”. Kto wie, może kiedyś spróbuję, póki co nie mam na to pomysłu i przyznaję się do tego bez bicia. Zastanawia mnie natomiast dlaczego zawsze popadamy ze skrajności w skrajność – albo terkot i zabawa piłą łańcuchową albo obóz koncentracyjny. Rozumiem, że to po prostu najbardziej wyrazisty przykład ale to nadal skrajność. Z również poważnych, ale już nie krańcowo trudnych, tematów – nie widziałbym na przykład problemu w zamienieniu filmu „Siedem” w całkiem niezłą grę, choć jest to film zdecydowanie ciężki. To samo z „Fight Clubem”. Ale nie o tym mowa, mowa o tym, dlaczego sami staramy się spłycać coś, co można by użyć do opowiadania wielkich historii? Dlaczego kiedy mówimy „granie” natychmiast kojarzy nam się to ze „strzelanie”? A może lepiej „rozmawianie” albo „szukanie” informacji po świecie gry? Tym bardziej martwi mnie zachowanie twórcy Bioshock. Rozumiem, że biorąc pod uwagę ten blok tekstu powyżej, podejście ludzi tak do własnego mózgu (jako organu wyraźnie zbędnego) jak i do gier, zostawienie świata bardziej rozbudowanego byłoby ryzykowne ale przecież są też tacy, którzy właśnie tego chcą.

Jasne, target dla produkcji stymulujących neurony jest mniejszy (choć myślę, że proporcjonalny do ich ilości). Mniej jest ludzi, którzy się takiej rozrywki nie boją, mniej jest takich, dla których jest ona dziwna i niezrozumiała. Ale są! Dlaczego nie spróbować? Wydawca nie pozwala? Cóż, to inny problem. Jeśli zaś sami twórcy boją się, że zamiast kilku milionów sprzedadzą na przykład pól miliona kopii to już mnie to zaczyna martwić. Jeśli nie wierzą w sprzedaż nawet tego 1/2 miliona to martwi mnie to jeszcze bardziej, bo to by oznaczało, że naprawdę nie wierzą w naszą inteligencję i chęć jej wykorzystywania. Cóż, proponuję Levine’owi wpakować całą zakręconą, rozbudowaną do granic możliwości fabułę do drugiej części Bioshock. Tu już naprawdę ryzyko jest poważnie zmniejszone przez popularność pierwszej części i można się popisać.

[Głosów:0    Średnia:0/5]

58 KOMENTARZE

  1. chwilami wolę włączyć UT niż Deus Ex albo obejrzeć Jumpera zamiast Equilibrium

    Naprawdę uważasz, że „ludzka masa” (nie uwłaczając 😉 doceniła, lub choćby zauważyła chyba najlepszą scenę Equilibrium, gdy Sean Bean zasłania się tomikiem poezji Yeats’a zanim dostał kulkę w łeb? Wimmer BARDZO chciał, ale musiał tak czy inaczej zrobić film dla mas. Mnie tylko ściska żal, że EQ nie miał budżetu równie dużego co szmatławy (nie uwłaczając) Matrix.

  2. Mnie tylko ściska żal, że EQ nie miał budżetu równie dużego co szmatławy (nie uwłaczając) Matrix.

    Zraniłeś mnie na wskroś 😉 Jako fan Matriksa czuję się wręcz obrażony ;D Nie, dobra, żartuję – kwestia gustu. Mnie osobiście Matrix bardzo się podobał i przez długi czas oddziaływał na moje życie i sposób postrzegania rzeczywistości i świata. W sumie skłonił mnie do refleksji, później do szukania i czytania takich rzeczy jak wspomniany Simulacra and Simulation – i za to będę mu wdzięczny po wsze czasy nawet mimo tego, że już znacznie mniejsze znaczenie ma dla mnie ten film. Co do Equilibrium to zgodzę się, że miał ogromny potencjał, który nie do końca został wykorzystany. Czy masy zauważyły lub doceniły tą scenę? Może nie ale kto wie czy właśnie to nie jest kluczem do sukcesu w dzisiejszych czasach. Tworzenie rozrywki powierzchownie nieskomplikowanej ale przemycającej bardziej zaawansowane przemyślenia. Ten schemat sprawdził się w Equlibrium i, moim zdaniem, w Matriksie. Nie wiem tylko, czy sprawdziłby się w grach – tu fabuła musi bardziej wychodzić na pierwszy plan z racji interaktywności. Nie za bardzo da się to przeskoczyć bo jeśli chcemy, żeby z tej fabuły coś wynikało, to gracz musi angażować się w rozmowy i przedstawiony świat w celu przejścia dalej. Inaczej fabuła wyglądałaby na doklejoną na siłę. Tak mi się wydaje przynajmniej. . .

    • Equilibrium miało b. ciekawy pomysł, ale produkt wyjściowy był IMO po prostu słaby. Dla mnie po prostu było widać przez cały seans, że ktoś wpadł na pomysł ambitnego science-fiction, ale zamiast zrobić film bardziej przyciszony, uznał, że więcej zarobi robiąc siekę z „ciekawymi” walkami. Wyszło mu dość pretensjonalne i głupkowate coś. Prawda jest taka, że gdyby wywalić z filmu tą całą mordownię i powierzyć realizację jakiemuś bardziej wyczulonemu i taktownemu wyrobnikowi, mogłoby wyjść coś z iście Lemowskim klimatem. W Matriksie ta cała otoczka i wyintelektualizowanie nie przeszkadzały, bo Wachowscy obrali sobie rzeczywistość wirtualną jako punkt wyjścia. Potem przedobrzyli, ale jak w przypadku Equilibrium chodziło o szmal.

      Czy masy zauważyły lub doceniły tą scenę? Może nie ale kto wie czy właśnie to nie jest kluczem do sukcesu w dzisiejszych czasach. Tworzenie rozrywki powierzchownie nieskomplikowanej ale przemycającej bardziej zaawansowane przemyślenia. Ten schemat sprawdził się w Equlibrium i, moim zdaniem, w Matriksie. Nie wiem tylko, czy sprawdziłby się w grach – tu fabuła musi bardziej wychodzić na pierwszy plan z racji interaktywności.

      Czy ja wiem? Będę się odwoływał jak głupi w przypadku takiego pytania do BioShocka, który pod pozorami prostego przebiegu rozgrywki skrywa ciekawą refleksję o dojrzewaniu i odpowiedzialności silniejszego za słabszych.

  3. copper – jedynkę Matrixa dało radę obejrzeć, ale dalej . . . dwójka i trójka nieee tu już miałem wymioty 🙁 Czysty, pretensjonalny bełkot.

  4. Też jestem fanem Equilibrium, ale moim skromnym zdaniem (nie uwłaczając Yeats’owi ;), gdyby nie zagrał tam Bale, mielibyśmy kolejne tanie „straight-to-dvd” s-f.

  5. oj copper, copper. . Za mądrze piszesz. Niechce mi się tego czytać, bo czytam i nie rozumiem. Jestem zmęczony po dwóch akapitach. Wczoraj miałem odpisac pod blogiem malacara, ale gdy uświadomiłem sobie, ile mam napisac i ile z tego byłoby bełkotem, odpuściłem. Powiecie że jestem głupi? Ok, ja CHCĘ BYĆ GUPI!

  6. Świetny tekst, ale (zawsze jest jakieś ALE). . .

    [. . . ] ogół społeczeństwa nie jest bandą Platonów, Hume’ów, Schopenhauerów, Kantów i Kierkegaardów ale ja zastanawiam się dlaczego musi być aż tak, przepraszam za dosadność, skretyniały? Szukam przyczyn.

    Od ponad 20 tys. lat, od kultury magdaleńskiej, przyczyny są ciągle te same. Większość, zdecydowana większość, prawie wszyscy, od zawsze, wolą jeść, spać i rozmnażać się — niż myśleć, tworzyć czy szukać. Kulturę i cywilizację zawsze napędzały jednostki. To one tworzyły malowidła skalne, bo reszta przy ognisku wyżerała szpik z kości. To one wynalazły pismo i system bankowości nad Eufratem i Tygrysem — reszta się obżerała i piła, była ciemiężona lub ciemiężyła innych. To jednostki tworzyły filozofię i naukę grecką i jak Archimedes, czasem przez tłuszczę były mordowane. . . itd. itp. Odwrócę więc pytanie Autora i zapytam: A co w tym dziwnego, że społeczeństwa są skretyniałe? Jaki miałby być powód, żeby było inaczej?Zmieniło sie natomiast co innego. Pamiętam z czasów licealnych, jak nieźle można było zaszpanować wśród kumpli „mądrą” książką. Parę lat później wśród licealistów szpanem było nonszalanckie trzymanie kasety VHS. Teraz zaś jest pewnie najnowszy model wypasionej komórki. Czy to znaczy, że generalnie głupiejemy? Nie! Gdyż ja mogłem szpanować książką tylko w szkole, zaś w pociągu w Bieszczady, gdy z plecaka wyciągnąłem „Wstęp do psychoanalizy”, jakaś pani zaczęła mnie pocieszać, że poprawka z egzaminu to nic strasznego. W głowie jej bowiem nie stało, że można czytać dla przyjemności cokolwiek poza kryminałem czy romansem. Otóż dzisiaj ludzie o mentalności owej pani dosłownie nadają rytm życia społecznego. To oni mają głos! Dosłownie. To oni występują w telewizyjnych „Familiadach” i setkach innych kretyńskich programach telewizyjnych, to z nimi rozmawiają na antenach radiowych dziennikarze i oni zapełniają 99% Internetu. Sprzężeniem zwrotnym do nich kierowana jest większość produkcji medialnej. Od kina, telewizji, gazet, poprzez gry i na reklamach czy konkursach kończąc. My zaś mamy wrażenie, że otaczający nas świat kretynieje. Ale to tylko wrażenie. To tylko więcej hałasu robi TVP, Polsat i TVN od Planete i Discovery. Fakt, że hałas jest ogłuszający, że spoza wycia Dody słabo słychać musical „Notre-Dame de Paris”, nie oznacza to jednak, że nikt go nie słyszy. To tylko jarmarki, odpusty i karczmy stały się globalne. I rządzą światem, ale światem rządziły już wcześniej: tyle tylko, że tysiące jarmarków zmieniło sie w korporację. Ot i cała różnica. Ci, którzy lubią myśleć muszą niestety szukać. Nie wystarczy proste włączenie telewizora czy wycieczka do MediaMarktu po fabularnie intrygującą grę. Ale to chyba sprawiedliwe, w końcu myślących tak mało. . . Dlaczego więc dobry film, książka czy gra miałaby być częstsza niż 1 na 500? Przecież na jednego Rembrandta wypadało z 1000 pacykarzy! Zawsze umiejscawialiśmy złoty wiek w przeszłości. Ale zapytajmy starszego pokolenia, czego oni słuchali, co oglądali, co czytali? To nie Holoubek zgarniał większość widowni tylko propagandowy serial „Wojna domowa”, Filip Marlowe znany był garstce, por. Borewicz — wszystkim, w radiu może i był Beethoven, ale w domach odtwarzano z tzw. pocztówek dźwiękowych kawałki, przy których disco polo to arie operowe. . . Czy ludzie chcą być głupi? Tak. I to na serio, nie w ironii, jak nas podpuszcza Wujo444. Głupim jest wygodniej i nawet królestwo niebieskie będzie do nich należeć. Głupota — mam wrażenie — przestała być dzisiaj wstydliwa, a autorytetem głupca stał się inny głupiec. Ale to jedyna „nowość”. Naturalny efekt ogłuszającego hałasu głupców, sądzących, że są jedyni na Ziemi. A może procentowo jest ich mniej niż dawniej?Kultura zawsze była towarem deficytowym, ale dziś — że postawię tezę przeciwną do tezy Autora — paradoksalnie w mniejszym stopniu. Mamy dostęp — może ciągle nie tak łatwy, jakbyśmy chcieli — do ogromnej ilości wspaniałych dzieł z wszystkich bez mała dziedzin działalności ludzkiej. I to błyskawicznie — Internet, setki kanałów TV, łatwość i niskie koszty komunikacji czy podróżowania. Nigdy też w historii nauka nie rozwijała sie w choćby zbliżonym stopniu, jak teraz. I choć może w renesansie czy antycznej Grecji powstawały wspanialsze dzieła sztuki od współczesnych (choć można by o tym dyskutować), to ileż mamy dziedzin sztuki, jaką różnorodność! I jak łatwo z nią obcować! Fidiasz nie mógł marzyć o takim świecie, bo w swoim był tylko robotnikiem. Może więc złoty wiek jest dzisiaj?

  7. Prowokacja? :)Kto zaprzeczy, że niejaka Mona i na dokładkę Lisa jest dziełem sztuki? Że Picasso to wielki malarz? Ciężko kogoś takiego znaleźć. Odnosząc to do Twojej wizji społeczeństwa głupiego w przewadze, głupi potwierdzi, bo to „prawda ogólnie przyjęta”. Zapytajcie dlaczego jest dziełem sztuki. Cytuję „no bo obraz taki, nie?”. Czy gdyby krytyk malarstwa (w teorii człowiek mądry, znający się na temacie) powiedział kiedyś, dawno, że Mona jest do bani, mało kto by jej bronił, tylko przyjął by to za prawdę ogólnie przyjętą, bo „tak wygodniej”. Znacie obraz „Biały kwadrat na biały tle”? Wielkie dzieło sztuki. Głupi popatrz „Skoro tak jest, ja się tam nie znam”, ewentualnie „To jest do du**”. Teoretycznie głupi są w przewadze, jednak liczne poglądy narzucane są przez mądrych. Sytuacja dnia dzisiejszego. Szkoła. Temat – suprematyzm. Wyrażając pogląd na temat tym razem „Białego kwadratu na czarnym tle” kolega ewidentnie uznał go za kicz. Bynajmniej nie ” bo tak”. Poparł argumentacją, uznaną według mnie za słuszną, jasno przedstawił poglądy na tego typu „sztukę” (nie chcę nikogo obrażać, chodzi mi tylko o położenia nacisku na mój pogląd na temat tego typu dzieł). Nauczycielka posiada własny pogląd, jednak ewidentnie narzucony przez ogół krytyki. Wywołało to wielkie oburzenie, jak też ON, gówniarz kilkunastoletni może negować opinię wielkich i wspaniałych krytyków. To, że jest to Sztuka jest dla niej najświętszą prawdą, a próba wyrażenia własnej opinii, spójnej i jasnej jest nie do przyjęcia. Do czego zmierzam? Świat ludzi głupich jest w dużej mierze kreowanych przez ludzi nie tyle mądrych, co uznawanych za mądrych.

  8. Piękny wpis, Twinsen. Przyjemnie było czytać. Jedno mam zastrzeżenie jednak. Czy fakt, że papka robi się coraz bardziej globalna, bardziej przystępna (jak i intelektualna pożywka), że wlewa się drzwiami i oknami na „salony”, to nie świadczy, że jednak jest gorzej niż było? Nie ma, jak sam napisałeś równowagi, a więc dostępność wartościowych informacji wcale nie wpływa na bilans korzystnie – papki jest więcej i więcej, a łatwiejsze spijanie nektaru wcale nie wpływa dodatnio na (utrzymujący się od wieków, jak zaznaczyłeś) stan rzeczy. Zdaje się, że ta nierówność staje się coraz bardziej nierówna bo coraz bardziej gloryfikuje się leżenie do góry brzuchem i wciskanie przycisków na pilocie. Człowiek przestaje sam myśleć, bo i po co, ktoś zrobi to za niego. Tak było zawsze, zgoda, ale jakoś męczy mnie myśl, że dzisiaj jest gorzej niż wczoraj. I nie jestem wcale pewien czy można to zwalić na karb „syndromu złotego wieku”.

  9. Na początek: Twinsen – genialny post. Ale. . . ;)Podobnie jak Cujo mam wątpliwości natury „proporcjonalnej”. Mianowicie obecnie, w dobie internetu i powszechnej telewizji mamy dostęp do wszystkiego. By poznać kawałek świata wystarczy kliknąć. Świadomość, że ludziom nie chcę się zrobić nawet tego bynajmniej optymizmem mnie nie napawa. Nie mam na myśli narzekania, że złoty wiek był kiedyś. Wręcz przeciwnie, mam na myśli tezę, że złoty wiek to dziś, tylko nikt nie chce tego złotego wieku zaprzęgnąć do czegoś dobrego. Zamiast tego cały potencjał naszej dzisiejszej technologii rozprzestrzeniania treści, nowych form przekazu takich jak choćby właśnie gry idzie w gwizdek służąc, miast do poprawienia sytuacji, do szerzenia zachowań prymitywnych, wulgarnych lub najzwyczajniej w świecie prostych w tym gorszym znaczeniu słowa. Oczywiście, cały czas da się znaleźć coś, co przebija się przez festiwal zidiocenia i jednocześnie wykorzystuje owe formy przekazu by dotrzeć do publiczności. Przykład – film Black Button na YouTube. Zdecydowanie refleksyjna produkcja, którą każdemu polecam zobaczyć. Ale czy to nie za mało? Szczególnie biorąc pod uwagę rozmiar internetu. Kiedyś też głupota była, ale była gdzieś – w ludziach, wśród ludzi. Teraz jest wszędzie i wciska się w mózgi każdą szparą. Kiedy tworzy się globalną sieć, zbiorową. . . może nie świadomość, ale skarbnicę wiedzy, do której jednym nie chce się zajrzeć a drudzy zaśmiecają ją plotkami i używają do szerzenia głupoty to robi mi się przykro. . . To tak, jakby ktoś odnalazł pozostałości Biblioteki Aleksandryjskiej po czym na wszystkich zwojach porobił kolorowe szlaczki. . .

    Do czego zmierzam? Świat ludzi głupich jest w dużej mierze kreowanych przez ludzi nie tyle mądrych, co uznawanych za mądrych.

    No cóż, „Słowacki wielkim poetą był” można by powtórzyć za Gombrowiczem. Jest na to nawet ładne określenie. Ja wolę nazywać to głupotą lub niemyśleniem, jednak ukuto termin „myślenie nieświadome” czyli przyjmowanie bezkrytyczne, podświadome, przyjętych norm za własne zdanie. Ciężko przed tym uciec i to z pewnością również wpływa na rozpędzanie się pociągu zwanego społeczną głupotą. . .

  10. Pierwsze primo – Twisten, za ten wpis należy ci się co najmniej 5 plusów, przez chwilę poważnie zastanawiałem się, czy nie założyć tylu właśnie lipnych użytkowników i przy ich pomocy nie zaplusować – poważnie czapki z głów.

    Naprawdę uważasz, że „ludzka masa” (nie uwłaczając 😉 doceniła, lub choćby zauważyła chyba najlepszą scenę Equilibrium, gdy Sean Bean zasłania się tomikiem poezji Yeats’a zanim dostał kulkę w łeb?

    carnage –> przez lata też zastanawiałem się czy ktoś to w ogóle zauważył, a co dopiero czy zrozumiał przesłanie tej wręcz całkowicie powalającej sceny.

    Equilibrium miało b. ciekawy pomysł, ale produkt wyjściowy był IMO po prostu słaby.

    Scenariusz Equlibrium nie został napisany dla tego właśnie filmu. Praktycznie w całości opiera się na książce „451 stopni Fahrenheit’a” Ray’a Bradbury’ego, która to w genialny sposób została sfilmowana w roku 1966 pod tym samym tytułem. Wspaniała książka, w której to za każdym razem odnajduje się coś nowego i wspaniały, choć dziś już leciwy film. Jeżeli chodzi o Equlibrium, to mogę rozmawiać na jego temat godzinami, ale nie o to w tym wątku chodzi. Faktycznie coppertop ma w jednym niezbita rację. To, kim jesteśmy, jak i czy w ogóle myślimy, jest prostą wypadkową tego, jak ukształtowano nas w młodości. To cała prawda. Młodego człowieka za wszelką cenę TRZEBA zmuszać do myślenia wręcz siłą. Podkreślam – zmuszać do myślenia – nie do wklepywania pustych, nic nie znaczących dla niego w danej chwili słów. Młody mózg należy przyzwyczaić do ciągłej pracy, zarazić go tym, wręcz uzależnić od tego. Potem już pójdzie z górki i miejmy nadzieję, że w ten sposób będziemy zauważać coraz mniej „siedzących przy ogniskach i wysysających szpik z kości dzikusów”. Najlepsze jest to, że sam jestem po części doskonałym tego przykładem. Może nie jestem jakoś specjalnie głupi (sic!), ale też nie uważam się za jakoś specjalnie inteligentnego. W moim przypadku sprawa ma się właśnie tak, jeżeli chodzi o poezję. Od jakiegoś czasu, staram się ją zrozumieć, poczuć, dotknąć i nic. . . . może by mi się powiodło, gdyby w pewnym okresie mojego życia, ktoś nie starał się wbić mi jej młotkiem do głowy. Co do głupoty ogólnoludzkiej stosowanej, ja jednak nie był bym tak pozytywnie nastawiony jak Twisten. Wystarczy popatrzyć się dookoła idąc po ulicy, przeczytać program „masowych środków przeczyszczania” na dziś, posłuchać RMF. Głupota, szarość, nijakość i bylejakość zalewa nas (heh) zewsząd niczym ocean. Nie mogę jakoś zauważyć w tym, nie wiem jak bardzo bym chciał, złotego wieku. A może się mylę? Może w domach, w swoich pokojach, siedzą miliony ludzi lubiących jednak myśleć, tylko nie wychylają się, bo uważają, że zważywszy na monstrualne pop-otoczenie, nie ma to większego sensu?Cóż, takie czasy, jak powiedział kiedyś mój dobry znajomy „Kiedyś była Janda, teraz jest Doda”. To zdanie w zasadzie mówi o wszystkim.

  11. O, właśnie mi się coś przypomniało, sorry za doubleposta ale nie mogę już edytować. Ktoś kiedyś powiedział (ach ta skleroza) ciekawą myśl odnośnie myślenia i talentu, która poniekąd wiąże się z dzisiejszym tematem. Szło to mniej więcej tak:”Myśląc i posiadając talent, a nie posiadając warsztatu możemy tworzyć piękne przedmioty takie jak wiklinowe koszyki na piknik. Posiadając warsztat, a nie posiadając talentu, możemy tworzyć jedynie pop-art”.

  12. Scenariusz Equlibrium nie został napisany dla tego właśnie filmu. Praktycznie w całości opiera się na książce „451 stopni Fahrenheit’a” Ray’a Bradbury’ego, która to w genialny sposób została sfilmowana w roku 1966 pod tym samym tytułem. Wspaniała książka, w której to za każdym razem odnajduje się coś nowego i wspaniały, choć dziś już leciwy film.

    Zacznę może od tego. o EQ nawet nie słyszałem, natomiast pamiętam jako tako scenariusz Fahrenheita. Ten film był kiedyś na 2ce, jednak o porze standardowej dla tych produkcji – zaczynał się o 11. Nie obajrzałem do końca niestety, bo nasze kochane TVP musi puszczać perełki o chorych godzinach. Jest to bardzo przykre, zwłaszcza że szansa zakupieniea, czy nawet ściągnięcia torrenta niektórych wybitnych filmów jest bardzo mała. Często jest pokazywana analogia rozwoju filmu i gier, z tą różnicą, że gry robią to szybciej – zwyczajnie menadżerowie nabrali doświadczenia ;)Myślę, że podchodzicie do sprawy od złej strony. Pytacie dlaczego społeczenstwo jest skretyniałe. Właśnie społeczeństwo nei głupieje, porównując do np XIX wieku średnia wiedza jest znacznie większa. Tyle, że 100lat temu nie było mass mediów. Była ograniczona liczba gazet, a reszta informacji przekazywano pocztą pantoflową. Była ograniczona ilośc miejsca, więc starano dotrzeć do bogatej warstwy społeczeństwa, która nawet jeśli inteligentna nie była, to za taką chciała uchodzić. A dziś? Dziś mamy miejsce na wszystko. Na głupie filmy, na głupie zdjęcia, nawet plotki przeniosły się na serwisy o wpadkach tzw celebrities. Kultura masowa zawsze istatniała, ale dopiero niedawno uzyskała środki, by być tak nachalna jak to sie tylko da. Nie da się przed nią uciec, i de facto o to chodzi. gothel wspomniał „biały kwadrat na białym tle”. IMHO abstrakcjonizm jest zbyt. . abstrakcyjny 😛 Właściwie, to co ma przedstawiać obraz, zależy tylko od tego jakiej metaforowy użyjemy. Przytoczę tutaj scenę ze „Śniadania mistrzów” Vonneguta Jr. – na festiwal sztuki zakupiono obraz malarza abstrakcjonisty Rabo Karabekiana za 50tys $, przedstawiajacy pionowy pasek taśmy odblaskowej na zielonym tle. Owy malarza siedzi w barze z znajomą pisarką, i w trakcie kłótni wyrzuca z siebie, całą prawde o obrazie. Nagle bzdurny kawałek taśmy ma wielką wartość symboliczną. Chylę czoła przed autorem książki, bo zrozmiał, że nie ma granicy między kulturą wysoką a niską, każac swojemu alter-ego wydawać swe opowiadania w pismach pornograficznych. Cała różnica, to to że ktoś mówi ze to jest „ok” a tamto jest „be”. Jak dobrze uargumentuje się, to wszystko może być sztuką wysoką, i wszystko – niską. Sztuka jest wrażeniem subiektywnym definiowanym przez naszą kulture i nigdy nie dało się w 100% powiedzieć co jest dziełem, a co „dziełem”. Ja np. nie potrafię odebrać tej parodii kiczu jaką serwuje nam, uznawany za wielkiego reżysera Tarantino. Nie widzę tutaj udawania – kicz dla kiczu, bo ktos uznał, że kicz może być sztuką. Niestety zostałem takwychowany, że kicz to kicz, a nie sztuka, więc mi się nie podoba. Tutaj maci przykład nazwania kiczu sztuką. . . Z drugiej strony sztuka wysoka stara się udawać kicz, więc wszystko się mieza – jak napisałem, granica jest tylko w odbiorze, w tym że powiem że to jest dobre a to złe. Książki i tak zmieniają powoli swój status. Właśnie dzięki temu, że nikt już prawie nie kojarzy ich z rozrywką, stały się one bardziej hmmm sztuką. Jasne, ukazuje sie nadal sporo Potterów i innych powieścideł, ale nie tak dużo jak kilkadziesiąt lat temu. Może społeczenstwo jako ogół ma takie podejście jak podał Twinsen, ale jednak ta grupa, która rozumie czym jest ksiażka, jest bardziej świadoma, i lepiej interpretuje rolę ksiażki.

    To, kim jesteśmy, jak i czy w ogóle myślimy, jest prostą wypadkową tego, jak ukształtowano nas w młodości. To cała prawda. Młodego człowieka za wszelką cenę TRZEBA zmuszać do myślenia wręcz siłą. Podkreślam – zmuszać do myślenia – nie do wklepywania pustych, nic nie znaczących dla niego w danej chwili słów. Młody mózg należy przyzwyczaić do ciągłej pracy, zarazić go tym, wręcz uzależnić od tego. Potem już pójdzie z górki i miejmy nadzieję, że w ten sposób będziemy zauważać coraz mniej „siedzących przy ogniskach i wysysających szpik z kości dzikusów”.

    Szkoła jest o tyle o kant potłuc, że uczy schematów. Za rok matura, a jak widzę punktacje za prace pisemną. . . Nie istnieje ogólna interpretacja wiersza. Cholera, to każdy interpretuje jak chce, i na tym polega liryka! Każdy może odbierać to inaczej, z nie że wielcy profesorzy mają mi narzucić wykładnię utworu! Jesli zaczniemy zmuszać dzieci do myślenia, to nic na tym nie zykamy, bo się dzieci zrażą. Łatwiej jest nie myśleć i wykonywać wszystko mecahnicznie, a przecież do tego przyzwyczaja szkoła. Nie da sie nauczyć myślenia, można tylko pokazać że warto. Teatr jako forma wysokiej kultury? Bynajmniej, teatr moze być tak samo komercyjny jak i kin, literatura czy gry. Nie wiem czemu narzucacie mu taki stereotyp. Nie chodzę do teatru – i tak cięzko obejrzeć na śląsku cś wyjątkowego. Wyjątkiem jest katowicki „Korez”, który tworzy sztuki komercyjne – „. . . bo teatr jest dla ludzi”. jeśli jest to dobrze zagrane, przystepne w odbiorze, i ma sens, to ja to łykam. Na teatr eksperymentalny, tak jak na abstrakcjonizm nie zwracam uwagi – nie po to chodzę do teatru, by zastanawiać sie czemu aktor uniósł nogę prawą, a nie lewą. I na koniec zostały gry. I myśle że podobnie jak muzyka, literatura czy film prędzej czy później zacznie powstawać więcej produkcji niszowych. Obecnie nikt nie da dużej kasy na produkcje, która nei zarobi. A poza produkcja kosztuje dystrybucja, marketing itp. Myślę że rynek gier jest młody, i nie do kończa wyklarowany. Powstają coraz wiksze korporacje, ale gdzie im tam do gigantów filmowych cy muzycznych. Nie ta skala. Teraz mamy kilka dużych, masę średnich przywiązanych do dużych, i prawie 0 małych studiów. Im bardziej średni będą się wiązać z gigantami, tym więcej miejsca bedzie powstawać na niszowe gry, bo co mądrzejszy twórcy zaczną skrobać ambitniejsze produkcje na własną rękę, a sredni będą zajęci robiotą dla dużych. Jesli mówimy o upadku kultury, to nie przez gry, ale przez obecne filmy, prasę, plitykę i parę innych czynników. ps: pierwszy post nei był prowokacją. Naprawdę głupi mają łatwiej, ale jak ktoś napisał, nie można się odzwyczaić od myślenia ;)ps2: łoo fuck, ale sie porobiło, musiałem przypadkiem za wczesnie wysłać, prosze to wyżej skasowac. . . jeśli ktoś tutaj dotarł 😉

  13. Proszę państwa my nie głupiejemy, tylko ewoluujemy. To oznacza tyle, że najlepiej przystosowani przeżywają, a ponieważ oataczający świat się zmienia to my się dostosowujemy do nowych reguł walki. Zapewne gdyby dobrze się przyjrzeć to można odnieść wrażenie, że ewolucja i jej zasady też podlega ewolucji.

  14. Książki i tak zmieniają powoli swój status. Właśnie dzięki temu, że nikt już prawie nie kojarzy ich z rozrywką, stały się one bardziej hmmm sztuką.

    Wiesz, że to najsmutniejsza rzecz jaką ostatnio przeczytałem 🙁 Ten świat jest skazany na ZAGŁADĘ

    Jasne, ukazuje sie nadal sporo Potterów i innych powieścideł, ale nie tak dużo jak kilkadziesiąt lat temu.

    Not true! Światowa beletrystyka ma się bardzo dobrze.

    Odwrócę więc pytanie Autora i zapytam: A co w tym dziwnego, że społeczeństwa są skretyniałe?

    Gdyby świat składał się z genialnych jednostek to byłoby piekło na Ziemi.

    Rozumiem, że to po prostu najbardziej wyrazisty przykład ale to nadal skrajność. Z również poważnych, ale już nie krańcowo trudnych, tematów – nie widziałbym na przykład problemu w zamienieniu filmu „Siedem” w całkiem niezłą grę, choć jest to film zdecydowanie ciężki. To samo z „Fight Clubem”

    Nie zgadzam się z autorem. Jakimi środkami wyrazu miałaby operować gra wideo, żeby oddać przesłanie filmu Fight Club? Sama interaktywność i możliwość wyboru, bo przecież to ma być G-R-A niszczy poniekąd refleksję. To przecież takie oczywiste

  15. Myślę, że podchodzicie do sprawy od złej strony. Pytacie dlaczego społeczenstwo jest skretyniałe. Właśnie społeczeństwo nei głupieje, porównując do np XIX wieku średnia wiedza jest znacznie większa.

    I tu właśnie pojawia się problem rozgraniczania pojęć wiedza, a mądrość. Zaczynanie takiego wątku nie ma dla mnie sensu (o wiedzy i mądrości), gdyż z góry do niczego on nie prowadzi. Padną hasła „mądrość jest wypadową wiedzy”, „można mieć wiedzę, a być idiotą” itp. itd. Ostatnio przetrwałem (nie włączając się), dość długą polemikę właśnie m. in na ten temat (ba żeby to była pierwsza taka). Rozwodzenie się nad wątkami powyżej, były według mnie słuszne, bo prowadziły do jakiś konstruktywnych wniosków. Trafiając jednak na temat wiedza, mądrość i skretynienie współczesne rozpoczniemy przydługą batalię, która w końcu trafimy na ślepy zaułek, pozostawiając temat otwartym, bądź bez ewidentnej przewagi wniosków na TAK lub NIE.

    Nie zgadzam się z autorem. Jakimi środkami wyrazu miałaby operować gra wideo, żeby oddać przesłanie filmu Fight Club? Sama interaktywność i możliwość wyboru, bo przecież to ma być G-R-A niszczy poniekąd refleksję. To przecież takie oczywiste

    I tu pojawia się ten odwieczny problem. O ile w książce, można to przedstawić na milion sposobów i każdy pisarz, któremu dalibyśmy ogólny temat, zrobił by to po swojemu, o ile w filmie można to przedstawić na tysiące sposobów i każdy reżyser z scenariuszem w ręku zrobiłby to inaczej, to w przypadku gier, a konkretniej nas jako odbiorców nie potrafimy dostrzec tak wielu możliwości. Dlaczego? Bo rynek gier jest stosunkowo nowy. Istnieje mnogość gatunków gier, jednak jako temat nowy, dopiero kształtują się tam pewne schematy przekazu. Znowu wrócę do powstającej gry Imagination Is The Only Escape. Kiedy usłyszałem, że gra ma być o holokauście pomyślałem, że czeka nas medialny sąd inkwizycyjny nad tym tytułem. Sam czułem jakieś oburzenie, jak można przedstawiać taki temat w grze. Źródłem oburzenia była wąska znajomość możliwości prezentacji tematu w grze. Pierwsze co przyszło mi na myśl po poznaniu tematu to, że czeka nas strzelanina, skradanka, albo cuś w ten deseń. Osądziłem tą grę, przed poznaniem reszty założeń. Konkluzja do ostatniego akapitu. Możliwości przekazu gier dopiero się kształtują. Ponieważ niewiele jest gier prezentujących tematy trudne, ciężko nam sobie wyobrazić gry, jako właśnie przekaźnik danej fabuły. Za kilka, kilkanaście lat wykreują się odpowiednie nurty i takie tematy nie będą już nikogo szokować. Kto wie, może kiedyś zagramy o WTC? Katyń?Edit. Jeszcze jedno. Gra niszczy refleksję bo klasyfikujesz ją natychmiastowo, że gdyby powstała, musiała by być mordobiciem. Dlaczego nie można stworzyć mordobicia ambitnego? Można! Tylko szlak jeszcze nie został przetarty.

  16. Wybacz, ale:

    Czy ludzie chcą być głupi. . . ?

    Uwielbiam myśleć.

    W tym momencie jakby wszystkich innych stawiasz niżej, bo „sa głupi”, Ty natomist jesteś jedyny mądry : ). Mam nadzieję, że nie chciałeś by to tak zabrzmiało, ale oczywiście zabrzmiało :pA poza tym, odnośnie całego artykułu? Niestety. . . masz rację.

  17. Sama interaktywność i możliwość wyboru, bo przecież to ma być G-R-A niszczy poniekąd refleksję. To przecież takie oczywiste

    Dlaczego niszczy refleksje? Grając w Deus Ex interaktywność nie przeszkadzała mi w refleksji nad śmiercią mojego growego brata – co więcej, zawsze robiłem wszystko żeby go uratować i bałem się o niego przez ten czas od najazdu MIB na mieszkanie do scen w MJ12 HQ. Ani nad sytuacją w Unatco, na świecie, nad chorymi na szarą śmierć i postępowaniem MJ12. Ostatnio w Stalkerze widząc opuszczoną Prypeć prawie się popłakałem – szczególnie kiedy było już trochę spokojniej i mogłem się po tym mieście rozejrzeć. Chodząc po budynkach i placu zabaw z wielkim młyńskim kołem nieźle mnie za serce łapało – właśnie dlatego, ze mogłem tam być. Oglądając film nigdy nie czuję czegoś takiego bo tylko obserwuję poczynania bohaterów. W grze kieruję nimi, mogę się stać bohaterem i to znacznie bardziej uwydatnia refleksje i emocje. [UWAGA, SPOILERY FIGHT CLUB!!]Pomysł na „komputeryzację” Fight Club? Nie będę zbyt konkretny bo zajęłoby to zbyt dużo miejsca ale przede wszystkim wydaje mi się, że można by stworzyć wizję znacznie bardziej rozbudowaną. W filmie mamy do dyspozycji od 1,5 do 3 godzin – w grze nawet do 100h co znacznie zwiększa możliwości pokazania świata. Szczególnie interesująca w grze byłby moim zdaniem moment, kiedy Norton szuka Pitta. Szukanie informacji o miejscach, ludziach, odnajdywanie klubów. Sam motyw schizofrenii można by w bardzo ciekawy moim zdaniem sposób ukazać. Mianowicie początkowo dać Pitta jako kolejnego NPC. Potem, w miarę jak Norton trochę normalnieje, usunąć Bradowi cień – subtelna różnica, pewnie mało kto by ją nawet wychwycił ale w tym wypadku o to chodzi. Potem sprawić, by chwilami ich świadomości się przenikały – można przeskakiwać na zasadzie flash backów z jednej postaci do drugiej. Oczywiście tylko na ułamki sekund, początkowo tak, by gracz nie wiedział co się dzieje. Dalej gracz może stopniowo uzyskiwać kontrolę nad Pittem by w końcu być w stanie odebrać mu pistolet. Opcja z Game Over mogłaby polegać na tym, że Nortonowi nie udaje się odebrać pistoletu, a raczej zorientować się, że pistolet jest w jego ręce. Uczucie bezsilności, chęć znalezienia odpowiedzi – to wszystko co jest w filmie też by się w grze znalazło bez problemu. Nawet spotęgowane przez akcje takie, jakie opisałem ze schizofrenią. Na prawdę, możliwości są nieskończone wystarczy tylko uznać, że interaktywność zwiększa a nie ogranicza możliwości. Bo to jest piękne narzędzie, na prawdę. Resztę już powiedział Gothel.

    W tym momencie jakby wszystkich innych stawiasz niżej, bo „sa głupi”, Ty natomist jesteś jedyny mądry : ). Mam nadzieję, że nie chciałeś by to tak zabrzmiało, ale oczywiście zabrzmiało :p

    Heh, cóż, nie miałem przede wszystkim na myśli zestawiania tytułu z treścią 😉 Zawsze uważam, że tytuł ma określać ogólny sens a nie być fragmentem treści tekstu – zestawiony z jego początkiem – przez co nie zauważyłem tej zależności 😉 Oczywiście, że nie chciałem by to tak zabrzmiało. Natomiast wszelki egocentryzm jaki może płynąć z tego tekstu jest wyłącznie pozą przyjętą na jego potrzeby ;)Aha, i jeszcze jedno: Słuchajcie, jesteście WIELCY. I mówię to najbardziej poważnie jak mogę. Cieszę się, że jest miejsce, gdzie można przeczytać takie komentarze w polskim internecie. Cieszę się też oczywiście, że mój tekst najwyraźniej skłonił Was to refleksji – to bardzo miłe uczucie 🙂 Oby tak dalej 😉

  18. Większość odbiorców chce głupot – zagdzam się, choć to oczywiście irytuje. Ale przecież nie tylko wśród gier – to samo jest z filmami czy książkami. Jednak w grach istnieje moda i przywolenie na głupoty jak w mało której dziedzinie mediów (nawet TV się broni niektórymi kanałami tematycznymi). To, że producenci gier podążają za gustami odborców mnie jeszcze tak nie dziwi. Najbardziej dziwię się recenzentom. W recenzowaniu gier powszechnie technika (grafika, dzwięk, mechanika, efetkciarska estetyka) jest znacznie ważniejsza od fabuły, przebiegu akcji, dramatyzmu czy realizmu. Prawie nikt (w tym Valhalla) nie da grze o ciekawej fabule ale słabej grafice oceny wyższej czy choc równej niż przy odwrotnych proporcjach. Ostatnio trafiłem na ciekawe zestawienie największych „nadzei i koszmarów” wśród wydanych gier na małym, polskim blogu http://antygry. blox.pl/html. Ciekawe czy, któryś z większych portali odważyłby się podobnie zjechać największe bestsellery za zasłużone głupoty i banały (w tym BioShock uznany za super ambitną, moralizujacą pozycję, krytykowaną za kiepską fabułę chyba już tylko przez samych twórców)? A przecież wśród recenzji książek, filmów czy programów telewizyjnych to normalka, wystarczy zajrzeć do piątkowej Gazety czy Dziennika i zobaczyc co ile „gwiazdek” dostaje. Zresztą lektura tego bloga sprowokowała mnie do skomentowania bety Experience 112 na Valhalli http://www.valhalla.pl/news8900-Beta-test-gry-eXperience-112.html – specjalnie porównałem tam osiągnięcia największych hitów zeszłych lat ze skromną grą dla myślących. Bo jest w zasadzie pewne, że oceny dostanie niższe. Osadza się w końcu na myśleniu i dokałdaności, a nie efektowności. . . Coż, pozostaje mieć nadzieję, że wraz z dorasatniem gier dojrzeją także ich recenzenci i kiedyś zapanuje wśród nich pozytywny „snobizm” na gry dla myślacych. A obiorcy czytaja recenzje i nawet na filmie Bergmana (jakże kiepskim technicznie!) można zobaczyć w kinie dresiarzy (wiem bo sam widziałem ;). . .

  19. Szczególnie interesująca w grze byłby moim zdaniem moment, kiedy Norton szuka Pitta. Szukanie informacji o miejscach, ludziach, odnajdywanie klubów. Sam motyw schizofrenii można by w bardzo ciekawy moim zdaniem sposób ukazać. Mianowicie początkowo dać Pitta jako kolejnego NPC. Potem, w miarę jak Norton trochę normalnieje, usunąć Bradowi cień – subtelna różnica,

    Uważasz, że zahartowani w bojach gracze nie zauważą, że im „miękkie cienie” postaci zniknęły. To co opisujesz jest troszkę hmm po prostu przygodówką. Wielkim problemem jest zrobienie dobrej gry- horroru, a ty chcesz głęboki psychologiczny thriller itp?

  20. @OsioPostawmy sprawę tak: Ja uważam, że się da. Ty, że nie. Może kiedyś udowodnię Ci, że mam rację. Jeśli mi się to przed śmiercią nie uda uznamy, że Ty ją miałeś. Póki co każdy z nas ma tylko własny pogląd i nie ma sensu rozstrzygać na gruncie czysto teoretycznym kto się myli a kto nie 😉 Takie moje zdanie 😉

  21. Osio — uważam się za zachartowanego w bojach gracza, a jestem niemal pewien, że znikający cień bym przegapił. Szczególnie z tego powodu, że grafika najważniejsza nie jest i mnie często w ogóle bez cieni zdarza się grać :)Może pomysł Coppertopa idelany nie jest, ale akurat ten fragment z cieniem uważam za ciekawy. W zasadzie co z tego, że byłaby to przygodówka z na przykład elementami akcji? Przeszkadza to komuś? Bioshok był tylko prostym shooterem, a jednak potrafił z pomocą tego narzędzia pokazać ciekawą i nietypową dla gier historię. A korzystając z okazji, że się już tu wypowiadam – świetna dyskusja panowie. Przeczytałem z wielką przyjemnością. Dużo ciekawych spotrzerzeń i przemyśleń. Jestem dumny będąc cześcią społeczności, gromadzącej takich ludzi.

  22. Może pomysł Coppertopa idelany nie jest

    I nie miał być ;D Gdybym miał na serio nad tym przysiąść to poświęciłbym więcej czasu niż 2-3 minuty – a i wtedy nie wymyśliłbym pewnie niczego idealnego :PInna kwestia to szufladkowanie gier. Dla mnie najlepszą grą w historii jest Deus Ex a nie potrafię wcisnąć go w żaden gatunek. Jedyne, czego jestem absolutnie pewny to to, że nie jest on strategią ;D Cała reszta gatunków w mniejszym lub większym stopniu się w nim pojawia i moim zdaniem tak się właśnie robi dobre gry – nie zamykając się w jednym gatunku a biorąc po trochu z wielu wielu różnych. W ten sposób mamy znacznie większe spektrum możliwości do wykorzystania

    Jestem dumny będąc cześcią społeczności, gromadzącej takich ludzi.

    Dokładnie, podpisuję się pod tym wszystkimi kończynami.

  23. zielonykaczuch – to nie miało być smutne. Może faktycznie spadek ilości ksiazek jest beznadziejny, ale IMHO mnie jest produkowanej ksiażki niskich lotów, a czytanie dla osób czytających stało się swoistym zaszczytem, jak i powodem do dumy. Są jakościowo lepsze, chociaż o genialnosci zadecyduje przyszłość.

    Gdyby świat składał się z genialnych jednostek to byłoby piekło na Ziemi.

    Gdyby cały swiat składałby sie z wybitnych jednostek, wybitna jednostka stałaby sie głupią 😉 Bo wtedy jest yntelygentna, gdy ma porównanie do głupoty, a bez głupoty byłaby osobą. . zwykłą. W dyskusji da_się vs nie_da_się zrobić gry opartej na filmie Finchera, biorę stronę osia. Jeszcze Se7en możnaby zegranizować, ale Fight Club? Jeżeli to będzie zbyt wierne, to co za niespodzianką będzie odkrycie własnej schizofrenii?:) Przecież kto widział film, będzie o tym wiedział, i nici z zabawy! Motyw schozofrenii można by w podobny sposób wykorzystać w innej grze, ale wtedy trzeba ocenzurować recenzentom słowa „Fight” i „Club” w jednym zdaniu. Se7en wyobrażałbym sobie jako miks „Blade Runnera” z „Fahrenheitem”. Oj, niech to ktoś wyprodukuje!

    Aha, i jeszcze jedno: Słuchajcie, jesteście WIELCY. I mówię to najbardziej poważnie jak mogę. Cieszę się, że jest miejsce, gdzie można przeczytać takie komentarze w polskim internecie. Cieszę się też oczywiście, że mój tekst najwyraźniej skłonił Was to refleksji – to bardzo miłe uczucie 🙂 Oby tak dalej 😉

    A korzystając z okazji, że się już tu wypowiadam – świetna dyskusja panowie. Przeczytałem z wielką przyjemnością. Dużo ciekawych spotrzerzeń i przemyśleń. Jestem dumny będąc cześcią społeczności, gromadzącej takich ludzi.

    a sobie słodzimy panowie 😀 Pozdrawiam wszystkich filozofów-amatorów 😉

  24. Jeżeli to będzie zbyt wierne, to co za niespodzianką będzie odkrycie własnej schizofrenii?:)

    Ah, nie o to mnie chodziło! 😛 Nie chodzi mi o komputeryzację już istniejącego filmu ale o stworzenie takiej gry gdyby film nie istniał. Trochę to pogmatwane ale patrzysz na to zupełnie od innej strony niż ja przez co nie za bardzo możliwe, żebyśmy się dogadali 😉 Widzisz, posłużyłem się przykładem Fight Club bo tak było (teoretycznie jak widać :P) łatwiej zobrazować o jaki styl mi chodzi. Po prostu jest to przykład – uznałem że na przykładzie konkretnego scenariusza i jego realizacji filmowej będzie łatwiej określić i wyobrazić sobie ewentualną grę w takiej konwencji niż gdybym powiedział „film typu. . . „. Po prostu w ten sposób mogłem operować konkretnymi scenami, założeniami i elementami. Wyobraź sobie, że filmu nie ma ale zamiast niego jest gra – oparta na tym scenariuszu. Zamiast a nie obok. Przecież wiadomo, że stworzenie gry teraz nie miałoby sensu bo, jak sam zauważyłeś, cała tajemnica fabuły poszłaby w p. . . odróż daleką ;). Mam nadzieję, że teraz wyjaśniłem to nieporozumienie 😉

  25. Kiedyś już był bliźniaczy temat o SZTUCE i grach. Jako, że zdania nie zmieniam to powiem tylko tyle. Wasz entuzjazm mnie cieszy 🙂 Ale będę Judaszem i świnią (jak na kota przystało) i powiem, że trochę tu nadmiernej egzaltacji i wiary w to medium widzę. Tak jak nigdy, choćby na najlepszym zestawie Haj-Faj 😉 nie poczuje się takiego dreszczu i emocji jak w operze, tak NIGDY z gry wideo, będące rozrywką. Powtórzę Rozrywką w dodatku MASOWĄ nie zrobicie intelektualnej pożywki dla wybranych. Można próbować i tworzyć ekwilibrystyczne figury retoryczne, sypać przykładami „poważnych” gier. Ale i tak NIE DA SIĘ pewnych rzeczy powiedzieć językiem gry komputerowej. „Intelektualizm”, „przekaz” czy zawarte idee (nazwijcie to jak chcecie) w grach wideo są jak dotąd i raczej się to nie zmieni odtwórcze, a nie twórczeDo filmów i literatury grom daleka droga. Nie widać nawet mety. Poza tym od lat słyszę głupie gry. . . gry muszą być ambitne. . . i tak dalej. To jest rozrywka. Rozrywka nie musi aż tak wysoko aspirować. Owszem powinna mieć wysoki poziom, także poziom merytoryczny na tyle wysoki żeby nie obrażać inteligencji odbiorcy ale nie mylmy pojęć i nie przesadzajmy !!Przeczytałem wszystkie komentarze z ogromną przyjemnością, ale część z nich niebezpiecznie zbliżają się do casusu słynnego artykułu Olafa Sz. z Axel Springerowego Dziennika będącego przeintelektualizowanym enfant terrible polskiej „brańźi giel”, który jakiś czas temu bronił naszych dzielnych żołnierzy w Iraku (pardon z Afganistanu) argumentem, że ON wie JAK tam jest bo GRAŁ w grę wojenną FPS. . . (to nie jest żart! Niestety)

  26. Kocie, kwestię gier i ich możliwości w kwestii przekazu treści skomplikowanych, że tak to nazwę, stawiam nadal jak w poście #22 – czyli uważam, że Ty z kolei wykazujesz się nadmiernym pesymizmem i niewiarą w możliwości medium, a to który z nas ma rację „pokaże historia” ;D Natomiast uważam, że przykład z artykułem jest najzwyczajniej nietrafiony. I byłby DOKŁADNIE TAK SAMO nietrafiony gdyby ów pan stwierdził, że wie, jak jest w Iraku bo oglądał film – nie ważne czy dokument o Iraku czy Afganistanie czy „Wroga u Bram” – albo czytał książkę. Nadal jest to wyrazem jego krótkowzroczności, że to tak delikatnie ujmę. Inaczej mówiąc dopóki nie wsiądzie w samolot i nie zobaczy wszystkiego na żywo to i tak nie będzie miał zielonego pojęcia o czym mówi tak samo jak ja nie twierdzę, że wiem jak to jest mieć rozdwojenie jaźni, choć oglądałem Fight Club i kilka innych filmów poruszających ten temat. A nawet kilka dokumentów na Discovery i National Geografic.

  27. Przykład podałem jako przykład 😉 popadnięcia w totalny absurd. Naprawdę za wiele wymagasz od tej branży. Ja rozumiem, że jest moda na to, żeby Elektroniczną Rozrywkę stawiać w jednym szeregu z kulturą wysoką. Po co? Niech się umości i porządnie ułoży w tak zwanej kulturze popularnej w której także jest jeszcze, mimo wszystko parweniuszem. Podobne alergicznie reaguję kiedy słyszę o sporcie elektronicznym i rozbuchanych ambicjach e-graczy, o przepraszam e-sportowców. Ale to temat na zupełnie inną rozmowę. Może po prostu stary już jestem ;), albo jak mnie kiedyś nazwał prawie plując pewien agresywny szportowiec kliko-myszkowiec „pier**** zdrajca kalający własne gniazdo” 🙂 Ja z takim panem w jednym tym, no gnieździe siedzieć nie chcę 😉

    • . . . Naprawdę za wiele wymagasz od tej branży. Ja rozumiem, że jest moda na to, żeby Elektroniczną Rozrywkę stawiać w jednym szeregu z kulturą wysoką. . .

      Kocie, kocie, przginocie. ;] Teraz to ty popadasz w skrajności. Nie chodzi o to, aby gry pretendowały do miana traktatów Hipokratesa czy Kanta. Z resztą podobnie jak sztuka na wysokim poziomie, również nie musi być do nich podobna. Intelektualna rozrywa nie jest wcale zabawą na zasadzie „siedzę zwinięty w kłębek i pocę się pod wpływem umysłowego wysiłku”. Nam tu chodzi głównie o to (jeżeli dobrze odczytałem intencje przedmówców), aby wprowadzić do gier aspekty łechtające tak samo umysł jak i zmysły, a nie o to, aby gry pojawiały się wierszem i to w dodatku po łacinie. Nie zgodzę się również z tezą, iż jest to niemożliwe w grach. Jest na to wiele przykładów, jakich? Tobie akurat nie muszę chyba tego mówić. Tak więc nie popadajmy w skrajności. Intelektualizm to żadne, jak dziś jest to postrzegane, geekostwo . Myślenie to najnormalniejsza i najnaturalniejsza rzecz na świecie, a ludzie jakoś nie chcą tego robić. To tak jakby posiadać ręce i nie chcieć ich używać – dla mnie niezrozumiałe. A posiadając ręce, wcale nie musimy być od razu Houdinim, wystarczy się starać.

  28. Coppertop, z ust mi to wyjąłeś. W sumie nawet to zapisałem, jednak w połowie komentarze zrezygnowałem. Pesymizm, optymizm, wróżenie z fusów (polecam te z klawiatury). Myślę, że wbrew pozorom gry dojdą do podobnego stanu jak filmy. Kto pomyślał te 100 lat temu, że film aż tak bardzo się rozwinie? Kto by pomyślał, że będzie mowa o sztuce filmowej? Jedno jest pewne, za naszego życia, gry nie staną się sztuką, będą ambitne, jednak nie będą uznane przez ogół za przejaw sztuki. BTW ciekawi mnie jakie jeszcze doświadczenia panowie ci wynieśli z gier. No może z tą ambicją za daleko wyjechałem.

  29. gothel spoko, tylko jak ktoś podaje często, że kino ma sto lat i w ogóle miało dużo czasu itp to no cóż, to wtedy ja wyciągam Metropolis Fritza Langa. ;)Gry wideo nie miały jeszcze swojego „Metropolis”digital_cormac – a właśnie EQ z estetyki, i nie tylko, filmu Langa czerpie pełnymi garściami

  30. Gry wideo nie miały jeszcze swojego „Metropolis”

    Powstaje pytanie czy na tej podstawie można stwierdzić, że jego powstanie jest niemożliwe 😉

  31. odcinam się ostrym nożem od tezy, że społeczeństwo jest głupie, to raczej kwestia statystyki niż jednostek. Zgodzę się natomiast ze stwierdzeniem Twórcy Bioshocka, tak gry muszą być głupie! Mam wrażenie, że jednak nie do końca został on zrozumiany, w jego przypadku sprawdziła się „brzytwa ockhama” i proste fabularne wyjście dało nam grę jakie nie znudziła mnie tajemniczymi zwrotami akcji i mnóstwem pobocznych wątków, to w B się sprawdziło i utrzymało moje skupienie jako gracza aż do końca. Nie można też powiedzieć, że gra jest faktycznie tak uboga fabularnie. W ogóle to przydałby się jakiś temat, który poruszyły tak szumnie zawsze zapowiadane przez twórców fabuły, tak naprawdę okazujące się nudne, zagmatwane i mało ciekawe. Godne zapamiętania wątki fabularne można wymienić na placach, te zapadające w pamięć okazują się zwykle najprostszymi, choć nie zawsze. Do tej pory uważam za majstersztyk i przełom to co stało się w Half Life tak, tak w tej właśnie grze okazało się, że można to zrobić ciekawie i udało się. Celowo nie wymieniam tu gier RPG, one z założenia szczycić się powinny interesującą fabułą, szczytowym osiągnięciem jest dla tej działki stanowi zestaw słów kluczy: amnezja, zaginione dzieci, syn/córka tajemniczej postaci. Ogólnie właśnie w grach rpg fabuła okazuje się najnudniejszą częścią gry, stanowi marne tło do przeglądania statystyk i szukania nowych przedmiotów. Na Croma! Chciałoby się rzec przecież gracz nie wymaga wiele, lubię jak twórcy fabularnie uzasadnią chęć parcia na przód, w rpg prę w statystykach ale za chiny nie wiem po co w jakim celu, żeby odzyskać pamięć, znaleźć ojca? Ehhh, a taka prosta zagrywka: chcę wyjść z rozwalonego laboratorium, ze stacji podwodnej. . . to już nie łaska?

  32. W sumie masz rację. Deus Ex, jak już ktoś napisał na V (nie pamiętam kto, przyznać się 🙂 ) opiera się na nie tyle prostocie, co logice dążeń. Zostajesz wplątany w intrygę, a twoim głównym celem staje się nie tyle dorwać wszystkich złych, eksportować na cmentarz i ogólnie uratować świat, co przeżyć. Przecież sam początek opiera się o przeżyciu. Najpierw wykonujesz swoją pracę, potem nagle stajesz się niewygodny, a przez środkową część fabuły usiłujesz po prostu przetrwać wszelkimi możliwymi sposobami. Itd. itp. Nie ma się co nad tym rozwodzić, każdy z nas zna ten scenariusz. Końcówka jest wypadową wcześniejszego przeżycia – chcąc przeżyć szukasz sprzymierzeńców. Mając sprzymierzeńców musisz działać, by nadal przeżyć. Natomiast RPG jak widać muszą być wyższej jakości, muszą odciąć się od logiki działania. Po jaką cholerę kolejni Bezimienni chce odzyskać pamięć, narażając się na cholera wie jakie problemy i samemu dążąc do miejsc niebezpiecznych? Czy świat wokół nie jest dość chętny do likwidacji nas, że musimy mu pomagać? W RPG często brakuje swoistej brutalności świata przedstawionego. Brutalności, która sprawy, że gracz będzie dążył do prób przetrwania, a nie uratowania wszystkiego co się rusza i zarazem będzie równie ciekawe co zgrywanie epickiego bohatera. Nie lubię urywać wątku w połowie, ale to raczej materiał na inną dyskusję. P. S. Piszesz, że celowo nie wymieniasz RPG, a jednak rozwodzisz się na ich temat? Ot ironia 🙂 Bynajmniej nie krytykuję, prawdę rzeczesz.

  33. Ktoś wyżej pisał o pop-arcie. Nie widzicie, ze niektórzy robią tutaj to samo z grami co apologeci pop-artu? Za bardzo się ekscytujecie i naciskacie na to, że gry mogą być czymś więcej A zastanowiliście się sekundkę jak na to patrzą osoby, które nie tak jak wy/my nie mają z grami komputerowymi aż tyle wspólnego?

    • Za bardzo się ekscytujecie i naciskacie na to, że gry mogą być czymś więcej A zastanowiliście się sekundkę jak na to patrzą osoby, które nie tak jak wy/my nie mają z grami komputerowymi aż tyle wspólnego?

      Patrzą zacietrzewionym okiem. Wspomnianemu tutaj Olafowi Sz, który na co dzień bredzi, udało się kiedyś dość celnie wypunktować poglądy słynnego krytyka filmowego Rogera Eberta. Ebert upierał się w polemice z Clivem Barkerem, że gry wideo nie mają prawa być traktowane z czasem niczem sztuka, bo służą rozrywce. Nie ma większej bredni, bo jak zaczynały teatr, muzyka, literatura czy film (zwłaszcza ten ostatni był powszechnie tępiony u progów swej kariery przez wszelkiej maści krytyków, dla których nie był sztuką, bo nie)?Gry mogą i będą czymś więcej, to naturalna droga. To odsądzanie rozrywki wirtualnej od czci wynika po prostu ze strachu starego przed nowym. Biznes interaktywny wypiera biznes filmowy, tak jak film wyparł teatr w niszę. Nie zauważyłeś, że kolesia co tydzień pastwiącego się nad filmem, książką czy sztuką nazywa się krytykiem filmowym/literackim/teatralnym, a podobny służbista, tyle, że siędzący przy grach komputerowych, jest już tylko recenzentem? Z czego to wynika? Z tego, że idzie nowe i to nowe wypiera stare, a to się staremu bardzo nie podoba. W takich przypadkach zawsze przytaczam anegdotę o pierwszej wytwórni płytowej w historii The Beatles, która nie podpisała z nimi kontraktu, bo „nie podobało im się ich brzmienie, a zespoły gitarowe już się kończą”.

  34. Popatrz na Matrixa. Obwoluta kiczu z przesłaniem. Cyber-punkowy Klimat, który nagle chce nam przekazywać wielkie wartości i przesłania. Kicz z przesłaniem. Gdyby powstał sam film z przesłaniem, bez fajerwerków nie byłby kasowym sukcesem. Obecnie trzeba łączyć to co jest kiczem (czyli to co spodoba sie masom), z tym co niesie przesłanie. Rozłączmy przesłanie Matrixa z jego fajerwerkami. Wyobraź sobie same fajerwerki – ludzie vs maszyny w świecie wirtualnym. Hmmm guuupie. Nic nowego. W terminatorze też mieliśmy ludzie vs maszyny, tu jedyna różnica to zmiana pola walki – świat wirtualny. Teraz samo przesłanie – ludzie żyją w świecie wirtualnym opanowanym przez maszyny. Wywalamy w cholerę sceny pościgowe, jatki i walki. Po prostu zaszczuty człowiek usiłujący wyrwać się z wirtualnego świata. Tym oto sposobem mamy film dla nielicznych, bo hamburgery na to nie pójdą, bo nudne – film nie zarobi, nie będzie kasy i dalszej części. Moja prosta, banalna i uproszczona wizja.

  35. Na prawde swietna dyskusja sie rozwinela i sam dlugo sie zastanawialem, czy w ogole zabierac w niej glos, bo nie bardzo wiedzialem, po ktorej stronie powinienem sie opowiedziec. Ba, z reszta dalej nie jestem do konca przekonany, ale az glupio byloby sie w koncu nie wlaczyc :)Zaczne moze od rzekomego glupienia ludu. Jak dla mnie to jest to oczywista bzdura. Rozrywka dla mas zawsze zwyciezala z tworami ambitniejszymi i raczej zawsze zwyciezac bedzie. Wyjatkiem ewentualnie moze sa starozytne Ateny, ze swoim Sofoklesem i Ajschylosem, na ktorych sztuki chodzil kto zyw. Ale w Rzymie juz raczej nie bylo tak wesolo – ile osob chodzilo ogladac starcia gladiatorow w amfiteatrach, a ile czytalo teksty Seneki? Pozniej takie proporcje wzgledem popularnosci kultury masowej (choc to jest pojecie powstale dopiero niedawno) i tej nieco wyższej raczej zbytnio sie nie zmienialy. Ale to wcale nie znaczy, ze w takiej przykladowej branzy filmowej z czyms ambitniejszym niz Die Hard nie da sie wybic. Przyklady? Matrix, Zielona Mila, Inni, Lśnienie, Obcy, Efekt Motyla. Filmy pierwsze z brzegu, bo jesli o kinematografie chodzi, to jestem cienki jak sik pająka i sie nie znam. Ktoś powie, ze pisze bzdury, bo jakie niby przeslanie niosa wymienione przeze mnie filmy? W wiekszosci nie specjalne, ale wlasnie o to chodzi! Zeby cos bylo dzielem ambitnym wcale nie musi przekazywac tresci zmuszajacych do zastanawia sie nad sensem zycia przez najblizsze dwa tygodnie. Jak dla mnie wystarczy nawet chwila refleksji, czy duze emocje, jakie cos potrafi we mnie wzbudzic – a to udalo sie kazdemu z tych filmow. Matrix? Wiele juz na ten temat tutaj napisano, powtarzal sie nie bede. Zielona Mila? Moze to zabrzmi glupio, ale jeszcze mi sie nie zdarzylo NIE uronic lzy podczas ogladania koncowki. Inni? Element zaskoczenia i ciagle zadawane pytanie – co sie dzieje i co stanie sie za chwile to tez cos fenomenalnego. Lśnienie? Przedstawiac chyba nie musze. Obcy? Idealny horror sci-fi. Efekt Motyla? Daje do myslenia na temat naszych uczynkow, przeszlosci i mimo wszystko zmusza do refleksji nad tym, co by bylo gdyby. . . Oczywiscie, zaden z tych filmow nie jest produktem kultury nie-wiadomo-jak-wysokiej. Ale nie oczekujmy tego po czyms, co ma na siebie zarobic i to nie byle jakie pieniadze. Z grami jest to samo. Nie musza byc przeintelektualizowane i wypelnione az po brzegi przeslaniami dotyczacymi religii, sensu zycia, konca swiata i Euro 2012. Jesli trzymaja w napieciu, opowiadaja historie na dobrym poziomie i zmuszaja szare komorki do pracy wytezonej bardziej, niz przy rozwiazywaniu zgagadek typu „wsadź czerwony kamień do niebieskiego otworu” albo „pociagnij dzwignie A, by otworzyc drzwi B” to jak dla mnie juz jest dobrze. Pamietajmy, ze gry wideo maja dopiero 30 lat z hakiem – nie oczekujmy po nich cudow. Poki co 🙂

  36. Tak dyskutujemy czy gry mogą być sztuką, i czy mogą mieć przesłanie. . . Tak sobie pomyślałem, że jeśli performance (oblewanie sie farbą, pierdzenie na widownie i tym podobne) może być sztuką i mieć przesłanie, to znaczy że wszystko może. . . Bo dla normalnych ludzi to nie sztuka, ale pokaz głupoty zarówno perfomerów, jak i krytyków. Chociaż jak mówiłem już przy obrazie ze „Śniadania mistrzów” – może jestem za głupi i potrzebuje żebymi to ktos wytłumaczył. . .

  37. Kiedyś też głupota była, ale była gdzieś – w ludziach, wśród ludzi. Teraz jest wszędzie i wciska się w mózgi każdą szparą.

    Piękne zdanie, Coppertop. I smutne. Zgadzam się z Tobą. Tak właśnie jest. Wystarczy w domu włączyć telewizor lub wyjść na miasto, by poczuć, że jakby nie do końca pasuje się do otaczającej nas rzeczywistości. Z drugiej strony, czy to w Waszym gronie — tu na Valhalli — czy wśród znajomych, z którymi się spotykam dyskomfort ten znika. Bo, jak pisze Digital_cormac „[. . . ] w domach, w swoich pokojach, siedzą miliony ludzi lubiących jednak myśleć” i dodaje: „tylko nie wychylają się”. Pozornie. Wychyla się choćby Valhalla 🙂 . Ciągle też przecież ktoś tworzy coraz to nowe, jak to się ładnie określa, zdobycze cywilizacyjne: w nauce, sztuce, nawet — choć może nie w Polsce — polityce i życiu społecznym. Większość tych zdobyczy jest bezmyślnie trawiona przez masy i szybko wydalana? Niektóre rzeczy do mas w ogóle nie dotrą? Tak! Podobnie jak piękno katedry gotyckiej, która od 700 lat przyciąga większość ludzi nie doskonałością formy, a możliwością „obcowania” z relikwią. Bo owa większość była i będzie ślepa. Niemniej jednak, podzielam Wasze obawy. Prawdą jest, Cujo, że coraz mocniej „gloryfikuje się leżenie do góry brzuchem”. I nowa jest skala tego zjawiska, bo jak zauważył Wujo444: „Kultura masowa zawsze istatniała, ale dopiero niedawno uzyskała środki, by być tak nachalna jak to sie tylko da. Nie da się przed nią uciec. „. W tym miejscu, przyznaję, jestem bezradny. Nie wiem, jakie będą tego skutki, gdy de facto masy stały się mecenasem sztuk. A pomimo, że ród Medyceuszy ma wielu łajdaków w swym drzewie genealogicznym, wolę ich w tej roli, niż fanów Dody czy widownię sitcomów. . . Nie wiem natomiast — zmieniając temat — czemu tak wiele tu przeciwstawia sztukę rozrywce. Cóż to za sztuka, przy której mielibyśmy sie męczyć w negatywnym tego słowa znaczeniu? Tak samo jak wypoczywamy w trakcie całodniowej wycieczki z plecakiem po Alpach, tak nawet dzieła sztuki zmuszające do dużego wysiłku intelektualnego są przecież rozrywką. Czy nie nadaje się temu pojęciu z lekka pejoratywnego zabarwienia? Kot napisał: „rozrywką w dodatku MASOWĄ nie zrobicie intelektualnej pożywki dla wybranych”. Czemu nie zrobimy? Czymże jest przytoczona przez Ciebie opera, jak nie zwykłą rozrywką (dawniej dla mas) z librettami na poziomie Harlequinów i tandetną otoczką z sztucznego złota? Będę wredny i posłużę się dawnym Twoim przykładem: czy wyobrażasz sobie operę o holocauście? Można przez kwadrans śpiewać arię ze sztyletem wbitym przez zazdrosnego kochanka, ale czy można śpiewać arię w krematorium? Według Twojej definicji opera nie byłaby sztuką, gdyż jej językiem „NIE DA SIĘ pewnych rzeczy powiedzieć”. A może jest tak, że różne formy ekspresji nadają się do różnych rzeczy? Że niektóre formy są bardziej uniwersalne, niektóre mniej? I wreszcie, czy sztuka, której zadaniem jest wyłącznie umilenie nam życia jest przez to gorsza? Według jakich kryteriów arras zakrywający kamienny mur powinien być gorszy od „Hamleta”? I na koniec: dziękuję za plusy, spod których tylko mi uszyska wystają. Świetna dyskusja. Jesteście, Panowie, wielcy. Wszyscy. Ci, z którymi się nie zgadzam również.

  38. Ostatni post Twinsena zainspirował u mnie krótką refleksję:Skoro setki tysięcy, jeśli nie miliony graczy mogły prawdziwie się wzruszyć i zapłakać po śmierci Aerith w FFVII, to tak – gry wideo mogą być sztuką.

  39. Wtedy popłynęłaby cała puenta. Śmierć Aerith to jednak pewnego rodzaju kanon w historii gier komputerowych, coś jak „Różyczka” w Obywatelu Kanie. Ale już wyłączam off-topa. :-p

  40. Wujo, Gothel, błagam Was. Przeciez to jest spoiler stulecia. KAZDY o tym slyszal. Mamy rok 2008, premiera gry byla 11 lat temu. Jesli NA PRAWDE przez ponad dekade udawalo Wam sie w jakis sposob unikac tej informacji to. . . jestem pelen podziwu O_O

    Prawdą jest, Cujo, że coraz mocniej „gloryfikuje się leżenie do góry brzuchem”

    No tutaj akurat byłbym skłonny się nie zgodzić. W tym roku (albo juz w ubieglym?) UEFA rozpoczela dosc spora kampanie na rzecz wstania z fotela 🙂 Kto widzial reklamy przed meczami Ligi Mistrzow, ten na pewno wie o czym mowa ;D Poza tym, nie przez przypadek Wii ma najmniejszy sredni software attachment rate ze wszystkich konsol (troszka ponad 3 gry/konsola o ile dobrze pamietam). Po prostu wiekszosc posiadaczy konsoli zadowala sie tym, ze moze sobie pomachac Wii-lotem i troche poskakac przed TV dzieki Wii Sports. Do tego dorzuca Wii Fit i maja zabawe do konca biezacej generacji, bez siedzenia w fotelu i smętnego ruszania ręką z prawa na lewo. Poza tym, popularnosc takich tytulow jak chocby Dance Dance Revolution albo Eye-Toy tez raczej nie wziela sie z powietrza. Ludzie lubią się ruszać – nie wiem czemu temu zaprzeczacie 🙂

  41. siergiej – nawet jesli czytałem o tym, to serio, 11 lat temu nie interesowałem się tak komputerami, żeby słyszeć o czymś takim jak FF7. Nawet kompa wtedy nei miałem! A że nigdy nei miałem konsoli, to nawet pod Twoją zapowiedzią CC pokazałem, że nei wiedziałem że się jakakolwiek część serii ukazała na PC. Jakoś nigdy nie grałem w FF, nie miałem okazji czytać za wiele na ten temat, a nawet jeśli, to zwyczajnie zapomniałem. Mam słabą pamięć, a i jak sie nie jest czyms specjalnie zainteresowanym, to się nie zwraca na to uwagi. Tym bardziej po 11latach, fabuła gry może być zapomniana 😛

  42. Uważałbym na tą PC’tową wersję. W sumie do FF’a mam już 5 podejście, najpierw 3 pady systemu, potem 2 niemożliwe do obejścia bugi. Ostatecznie ciągnę na emulatorze. Co do tych pełnoletnich chłopów, trochę się w moim przypadku przejechałeś.

  43. strasznie generalizujecie, koniecznie „nie was” chcecie wrzucić do worka z głupkami leżącymi do góry brzuchem, prawda jednak jest taka iż może ogół i „większość” wydaje się głupia to w rzeczywistości tak nie jest. Zapominacie w swoich wywodach, że myślą wszyscy, tylko nie wszyscy mają ten komfort – jak wy, by pozwolić sobie na przerwę od życia, oni muszą po prostu żyć, płacić rachunki, wychować dzieci, posprzątać, wybudować dom i mnóstwo innych rzeczy zrobić 🙂 A nie koniecznie ich zajęcie pokrywa się z możliwością czynnego partycypowania w kulturze wyższej i nie widać tego w ankietach 🙂 My gracze lubimy mieć o sobie lepsze mniemanie, tracimy czas na granie – bo lubimy (a cóż w tym złego?) ciągnie się za nami tylko smród pierwszego ponga, mario, czy tetrisa. Chcielibyśmy żeby gry były wzniosłe i nas ubogacały, uwrażliwiały – właściwie odwaliły za nas całą tą robotę jaką musimy wykonać SAMI. Ciężko przychodzi do głowy, że ja GRACZ gram w gry które są głupie (bo są!) a przecież gry to rozrywka, płytka ale daje nam (mi na pewno) dużo frajdy, po co ją jeszcze komplikować?P. S. Chciałoby się wręcz napisać, ze gry są jak (przysłowiowa już) Doda, łatwe, proste, przyjemne i ze sztucznymi cyckami w postaci fajerwerków graficznych.

  44. . . . oni muszą po prostu żyć, płacić rachunki, wychować dzieci, posprzątać, wybudować dom i mnóstwo innych rzeczy zrobić. . .

    To dokładnie tak jak u mnie (i na pewno u wielu innych tu zgromadzonych), co wcale nie przeszkadza mi w myśleniu, a wręcz przeciwnie. To, że jest się na co dzień zabieganym, to tylko łatwa wymówka, aby nic nie robić, oglądać polszmat i czytać jedynie program na jutro. Może faktycznie leżymy w jednym worku z „głupkami”. Ważne jest to, aby cały czas kombinować, jak się z tego worka wydostać.

  45. Rozumiem, że ogół społeczeństwa nie jest bandą Platonów, Hume’ów, Schopenhauerów, „Kantów i Kierkegaardów ale ja zastanawiam się dlaczego musi być aż tak, przepraszam za dosadność, skretyniały? Szukam przyczyn. Mi osobiście niemal wszystko co powoduje wzmożoną aktywność na synapsach kojarzy się z przyjemnością. „Jest taka definicja intelektualisty: to’ osoba, która odkryła, że są rzeczy bardziej interesujące niż seks. ‚I to jest wlasnie przyczyna, nie kazdy szuka :PA co do glupoty na swiecie to Twinsen juz wszystko napisal. Ba, dobrze ze tak jest, bo czy w naszym interesie jest, by wszyscy byli madrzy i przedsiebiorczy ? Ja tam mysle, ze jednak nie, i ze najlepszy niewolnik to szczesliwy niewolnik – wiec ci, ktorzy nimi w przyszlosci beda niech maja ta swoja gwiazde Dode w tv i niech ten pop rzadzi 😛 Kto ma znalezc cos wiecej, stworzyc cos wiecej, ten i tak sam bedzie szukal.

  46. Jeszcze jedno : „Nie twierdzę, że w dawniejszych czasach ludzie nie woleli prostej rozrywki (vide gry zespołowe) od czegoś głębszego. „Łudzisz się i wymądrzasz, a widać , że nie masz pojęcia o sednie piłki nożnej czy koszykówki:P

  47. Pewien barodz mądry intelektualista już nie żyjący zakrzyknął ” Cholera! Nie przesadzajcie z tym intelektualizmem” no cytat niedokładny, ale sens pozostał ten sam

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here