Tendencja, o której mowa we wstępie jest zauważalna chyba przez wszystkich. Gry są krótsze. Nie trzeba się specjalnie starać, żeby znaleźć w Internecie opinie w stylu „gry są zbyt krótkie”, „nie po to płacę 100 zł żeby pograć 10h” etc. Sam jeszcze całkiem niedawno marudziłem na kolejny tytuł, który skończyłem w 7 godzin.
I marudziłbym pewnie dalej gdybym ostatnio nie zagrał w dwie gry, które wymagają od gracza zdecydowanie więcej czasu – X3 – Reunion i Football Manager 2007. O ile bez wątpienia gry tego typu mnie przyciągają – właśnie przez swoją długość koniec końców zawsze przygoda z nimi kończy się tak samo. Odpuszczam. Przypadek FM opisywałem wczoraj, ale seria X jest ewidentnym przykładem gry, którą porzucam, bo nie mam dla niej czasu.
Wynika to z faktu pojawienia się po pewnym czasie innych równie atrakcyjnych bodźców (czyt. nowych gier), które oddziałują na mnie na tyle mocno, że porzucam pierwotny tytuł. Podobnie dzieje się w przypadku większości złożonych strategii. Choć potrafią mnie one przykuć do komputera na całe dni po pewnym czasie je porzucam. Czyżby największym wrogiem długiego grania w jeden tytuł była ludzka potrzeba różnorodności?
Gry długie, które udało mi się skończyć mogę policzyć na palcach jednej ręki. No może dwóch. W każdym razie nie było tego wiele. Co ciekawe większość ich skończyłem w czasach szkolnych i studenckich. I w ten sposób docieramy chyba do kolejnego wniosku. Graniu w „długie gry” sprzyja okres młodzieńczy kiedy dysponujemy dużą ilością wolnego czasu. W momencie kiedy rozpoczniemy pracę, założymy rodzinę etc. nie ma co liczyć na to, że będziemy mogli sobie codziennie posiedzieć kilka godzinek i „poszpilać”. Nic z tego. W najlepszym wypadku wygospodarujemy parę godzin w weekend i to przy dobrych układach (i dezaprobacie współmałżonka). W tej sytuacji gra w tytuł, którego przejście zajmuje np. 100h rozciąga się nam na miesiące jeśli nie na lata. A nie zapominajmy, że niemal codziennie jesteśmy bombardowani nowymi tytułami!
Skoro gry tak długie się nie sprawdzają to jakie to robią? Po dłuższym zastanowieniu się dochodzę do wniosku, że najlepiej sprawdzają się te, których czas rozgrywki zajmuje od 20 do 50h. W przypadku tytułów krótszych wciąż istnieje ryzyko niedosytu, nie mówiąc o wrażeniu, że ktoś nam wepchnął 5h zabawy za 100 zł. Oczywiście są i wyjątki od tej reguły, bo wspominany przeze mnie wielokrotnie Fahrenheit zajął mi wg pomiarów z XFire 13h. Było to w moim przekonaniu optymalne rozwiązanie. I choć oczywiście było mi szkoda, „że to już koniec” to przeciąganie fabuły nie miało sensu, a każda taka próba rzutowałaby na odbiór gry. Dla porównania DeusEx zajął mi 38h i też wydawało się to optymalne. Może nawet w końcowym okresie zbyt przydługawe, ale jednak w jakimś stopniu usprawiedliwione. Jak widać jeden tytuł nieźle się broni przy kilkunastu, a inny po kilkudziesięciu godzinach. Jednak ten sam Fahrenheit czy DeusEx przy 75 godzinach stałby się po prostu męczący (żartujesz sobie… przyp. Katmay) i głowę dam, że żadnej z tych gier bym nie skończył. Trwałoby to zbyt długo i było zbyt nużące aby kontynuować zabawę.
Podsumowując – pomimo marudzenia i postulowania dłuższych gier chyba nie jesteśmy na nie przygotowani. Oczywiście gry, które da się skończyć w 5h to przesada, ale już 20h wydaje się czasem optymalnym dla wielu zapracowanych i zabieganych graczy. Czyżby „pijarowcy” mieli rację? Nie chcemy długich gier?
Co o tym myślicie? Podzielcie się z nami Waszą opinią!
<nieśmiało podnosi rękę w górę>Ja. . . utknąłem, wybaczcie ale to nie to, że Wiedźmin mi się nie podoba. Utknąłem na 3 akcie i brak mi sił grać dalej! <płacz i szloch>Agreed – 10 godzin to dużo za mało. Optimum coś koło 30-40 godzin. Na 80 godzin mnie nie stać chyba już. . .
Nie! Nie! Nie zgadzam się! Nie dlatego, żebym czuł się pokrzywdzony płacąc 100 zł za 10 godzin rozrywki. W końcu w podobnej cenie (a do niedawna znacznie wyższej) kupuję filmy na DVD, które rzadko oferują choćby dwie godziny rozrywki. Nie. Chodzi mi o to, że jeśli już ze wspomnianego powyżej bombardowania, prawie codziennie, nowymi tytułami gier, uda mi się wybrać coś dla siebie (raptem dwa, trzy razy w roku) chcę mieć zabawę jak najdłużej. I 50 godzin to absolutne wówczas minimum. Zdarza mi się zresztą sztucznie przedłużać rozgrywkę. Snuć się, zwiedzać, dłubać w nosie w lokacjach — byle tylko jak najdłużej. . . Rzecz jasna mam na myśli te gry, które oferują lokacje różnorodne. Od ciasnych ciemnych pomieszczeń, po otwarte duże przestrzenie. W innym przypadku rzeczywiście zaczynam się nudzić. No bo jak długo można łazić po jednakowo wyglądających korytarzach stacji kosmicznych w Doomie czy Preyu? Z pewnością zdecydowanie krócej niż swego czasu po różnorodnościach Return to Castle Wolfenstein. Biorąc więc pod uwagę coraz większą monotonię współczesnych gier, rzeczywiście dobrze, że są coraz krótsze. Ale — jakby to ująć — nie o to chodzi!
To w dużej mierze zależy od właściwości osobniczych grającego :)Ja czuję się na tyle „zmalkontentowany”, że dłuższa gra zaczyna mnie nudzić. Gra musiałaby być na prawdę ciągle interesująca, żeby nie przestała mnie interesować ale właściwie jest to niemożliwe bo uczestniczę w pewnym schemacie, który nie może się jakoś diametralnie zmieniać w ramach jednego tytułu. Chyba, że zrobią grę, która będzie szerokim połączeniem różnych gatunków (w sumie niby takie coś realizuje GTA ale mnie w ogóle ono nie przyciągnęło).
Prawde powiedziawszy, to jednym z powodow, dla ktorych cenilem sobie gry pokroju Baldur’s Gate byl wlasnie czas, jaki dalo sie przy nich spedzic. Jednoczesnie przy obecnym trybie zycia przyznaje, ze nawet jednokrotne skocznenie takich gier byloby dla mnie problematyczne. Wydaje mi sie, ze tak naprawde optimum obecnie to jakies ~100 godzin gry, w przypadku crpg. Nalezy pamietac, ze oprocz potrzebnego czasu na gre, wydluzony czas rozgrywki w czasie rzeczywistym powoduje, ze zapominam o glownym watku fabularnym, co wplywa ujemnie na jakosc rozgrywki. Z drugiej strony w przypadku takich gniotow (oczywiscie moim zdaniem) jak Oblivion czy Gothic czas gry niby wydaje sie dosc dlugi, ale czegos im mocno brakuje w kontekscie fabuly. Ot – niby swiat jest bogaty, mozna zwiedzac, czytac rozne ksiegi/zwoje itd. Tyle tylko, ze gdybym chcial chodzic i podziwiac lasy, to po prostu bym sobie poszedl i pozwiedzal je naprawde (a nawet bliziutko domu mam taki jeden, wiec problemu nie ma). Gdybym chcial czytac, to poczytalbym sobie prawdziwe ksiazki. Tak naprawde potrzebuje wciagajacej fabuly z intryga i akcji (z akcentem na fabule) – jesli moge pograc 2h dziennie, to 1,5 h lazenia miedzy miastami, bo byc moze znajde jakas ukryta jaskinie, to cos nie tak. W ta konwencje wpisuja sie zarowno stare klasyki, jak i nowsze tytuly – taki Wiedzmin mnie po prostu wessal. Strategie rzadza sie nieco innymi uwarunkowaniami i tu ciezko decydowac o ilosci godzin – w koncu w takie Combat Mission czy Civilization mozna grac latami, nawt jesli tygodniowo gra sie w nie po 5h. Najwiekszym curiozum dla mnie sa za to strzelanki. Mam wrazenie, ze producentom wydaje sie, ze wciskanie czegos w co sie pogra 5-10h bedzie super zabawa dla gracza, pod warunkiem ze grafika bedzie wprost wysrubowana, zgodna z najnowszymi nowinkami itd. Niestety to do mnie nie trafia – kiedy przypomne sobie miodnosc pierwszego HL, czy to wrazenie, ktore dal mi pierwszy MOHAA – tego ze swieca szukac wsrod dzisiejszych gniotow. Ja rozumiem, ze strzelanka na 100h w singlu to moze byc za duzo. Ale 5-10h? przy dobrych wiatrach czlowiek poswieca 1 dzien i jest po grze. I przeliczanie tego na czas, jaki daja filmy niczego tu moim zdaniem nie zalatwia. Jak dla mnie to taka troche sciema, ktora jest na reke producentom. Nie przygotowanie paru dodatkowych etapow, zwlaszcza w przypadku tak prostych gier, jakimi sa strzelanki jest po prostu przejawem skrajnego skapstwa i lenistwa. W sumie tak naprawde chce dlugich gier, tyle ze tak skonstruowanych, ze nawet nie zauwaze, ze sa dlugie. Tych, ktore obdarzone syndromem „jeszcze tylko 5 minut” przyciagaja na godziny. Takich jest malo. I jest je diabelnie trudno zrobic. Stad pewnie te PRowe bzdety nt. tego, ze nie chcemy dlugich gier. Czesciowo to nawet racja – kto chcialby grac w dlugiego gniota? Chyba faktycznie nikt.
To zależy. Jeśli po tych 10 godzinach gry odchodzisz zadowolony od komputera lub konsoli to wszystko jest okay.
Tak zapytam, wolisz tak zwane shorty czy wielotomowe opowieści w stylu czarnej kompani, malazu lub amberu?po 10 h to mogę w najlepszym wypadku odejść z natrętnym i uzasadnionym uczuciem niedosytu i nabicia mnie przez producenta gry w butelkę. Idealnie gdyby współczesne produkcje dawały tyle zadowolenia co np F2 i pozwalały na tyle samo czasu gry co F2 ( no niech bedzie nawet i F1 w ostateczności).
Och proszę nie porównujmy tego do książek 😉 Przeczytałem ciurkiem Wojnę i Pokój i nie zasnąłem. Książki które wymieniłeś wciąga się szybko jak kreskę kociej miętki. Długa czy krótka gra. Nieważne. Po zakończonej grze mam czuć zadowolenie. Choć owszem. Gra według mnie nie powinna być krótsza niż 15 godzin. Ale jakie są trendy każdy widzi.
a dlaczego? ani komputerowej rozrywce ani literaturze to ujmy nie przyniesie,i tak samo wśród książek jak i wśród gier większość to szmira poprzetykana nieczestymi perełkami i innymi kamieniami czasem szlachetnymi
winszuję poweru 🙂 mnie się to dzieło nigdy nie udało :Dpewien prawie jestem iż z trylogią Bakkera to się nie uda 😉
akcja seksualna trendy, nie dajmy się zwariować i nabijać w butelkę gra ma być długa i miodnai tego się będę trzymał :)a rzeczone 15h nijak sie ma do tego co lubię, chyba że jest to tylko prolog
Nie mam dużo czasu na gry, ale nie lecę sprawdzać każdą strzelankę, która wyjdzie jak poniektórzy. Wolę się delektować grą, dobrze zrobiona gra trzyma nas w fabule długo i nie odrywa gracza. Sęk w tym, że tych „dobrych” jest tyle co NIC. Więc co robi PR ? Proste, wciśnie nam, że nie potrzebujemy długich gier, a dlaczego ? Bo producenci nie potrafią zrobić gry, która przyciągnie gracza na dłużej, a nie dlatego, że nie chcemy dłużej się delektować tytułem.
Nie mam zbyt dużo czasu na granie, ale nie lubię krótkich gier. Wolę na dłużej zanurzyć się w wirtualny świat i zapomnieć o życiu.
nie mam czasu na granie. Gra ma starczyć na weekend i do kosza, taka jest prawda. Ok też utknąłem w Wiedźminie, z premedytacją w niego nie gram bo wiem, że jak zaczne to 5 h na dzień jak nic z głowy. Ostatni nabytek CoD4 był w sam raz, 5h niezobowiązującej zabawy w przez weekend.
czy ja dobrze czytam ze ktos zacioł sie w trzecim akcie wiedźmiana??
Moim zdaniem powinno być więcej długich gier, mimo wszystko. Od tygodnia nie gram w Wiedźmina (brak czasu), jestem w polowie gry. Do tej pory czuję satysfakcję. Jednak jakbym miał świadomość, że przeszedłem 90% gry a nie 50% – czułbym się zniesmaczony. Grę ukończę przed rozpoczęciem czegoś innego. Prawda jest taka, że teraz mamy orgię dobrych tytułów (którą rozpoczął Bioshock), a do tej pory był długi okres nudy. Podejrzewam, że po świętach emocje opadną i dojdzie do sytuacji, gdzie ludziom nie będzie sie chciało w nic grać, bo rozpoczęli 10 tytułów i nie chce im sie do żadnego wracać („znowuuu mam przechodzić od początku. . . . nudaaa. . . . „).
W sumie to zalezy. Wiadomo, ze gdybym mial udac sie na bezludna wyspe majac do wyboru 7 stron Latarnika (skrajny przyklad, bo to bylo najnudniejsze 7 stron mojego zycia) lub pewnie z 7 000 (i to lekka reka [oczywiscie kiedy ukaze sie calosc, ale juz niedaleko]) stronic Malazu to wzialbym to drugie, ale jakos nie wyobrazam sobie wrocic skatowany do domu i z usmiechem na ustach rzekna – „o, jeszcze 3 000 stron watkow pboocznych przede mna! Zabieraniem sie do czytania!”. I dlatego wlasnie moim zdaniem nie ma co rozstrzasac, czy gry powinny byc krotkie czy dlugie. Na rynku jest miejsce i dla jednych i dla drugich, wiec w czym problem?
Racja! Problem jest tylko w tym, że dobrych gier jest niewiele. Więc jak już taką znajdę, to wkurza mnie, gdy jest krótka. Twoją alternatywę potraktowałbym więc raczej tak, by przy wyborze stopnia trudności można było określić długość gry. Przy zaznaczonej mniejszej, gra pomijałaby wybrane epizody. I wówczas zadowoleni mogliby być wszyscy. Ja wybrałbym 150 godzin, a ktoś inny tylko 15 (początek i zakończenie 🙂
Bez sensu. Rozumiem, ze w takim Wiedzminie ktos na latwym poziomie mialby miec gre tylko z I i V aktem? A dopiero prawdziwy hardcorowiec moglby zapoznac sie z cala trescia? Poza tym to ze ktos w danym typie gry radzi sobie gorzej niz w innym to nie jest powod, by blokowac mu mozliwosc rozegrania calosci.
Nie chodzi o to, czy ktoś sobie radzi czy nie radzi (od tego jest wybranie poziomu trudności). Chodzi o to, że gdy ktoś NIE CHCE długo grać w dany tytuł, np. z braku czasu, to mógłby SAM SOBIE zablokować część epizodów. Sam! Przecież nie jakiś demiurg by blokował. . . Dzięki temu zamiast nie kończyć gry, osoba, która woli gry krótkie miałaby je całe, tylko skrócone. A z tym początkiem i końcem to był żart. . .
żeby nie bylo że z Kota jakiś stary pryk. Pana Tadeusza zmęczyć to była masakra. Chcialem się za ogon powiesić. Zresztą za Tadzia wyleciałem raz na dyrektorski dywanik. Wieszcza nie powinno się krytykować przy nauczycielce. Jak widać Kot zawsze był ZŁY 😛
Przecież Pan Tadeusz jest cienki (w sensie: to cienka książka). Wierszyki, wierszyki. . . Chłopów zmęczyć – to sztuka! Blech.
Wracając do tematu : Zdecydowanie wolę gry dłuższe – trwające po kilkadziesiąt godzin (tak od 30 wzwyż). Krótkie produkcje póki co zawsze zostawiały niedosyt – jeden weekend i po sprawie. . . mało. Ostatnio gram na zasadzie wyszukiwania starych recenzji, list ‚top 100 of all times’ itp. i kupując dobre starocie w niskiej cenie 🙂 Jak tak dalej pójdzie, to może wreszcie Baldura przejdę ;). Jednocześnie taka refleksja mnie nachodzi : faktycznie, kiedyś gry były dłuższe i na dobre im to wychodziło. Ostatnio tylko jedna gra zaoferowała mi powyżej 100 godzin rozgrywki, a był to Oblivion, który mimo wszystkich swoich niedoskonałości bardzo mi się podoba. pozdrawiam
Ale skad taki potencjalny ktos ma wiedziec, w ktore epizody chce zagrac, a w ktore nie, skoro gry jeszcze nawet nie zaczal? Czy tylko ja czegos nie rozumiem?
A jeśli gra zamiast 50, zajmuje 10 godzin? Też nie masz wpływu, co odpadło podczas produkcji. I niczego byś nie wybierał, żadnych epizodów, jedynie określałbyś czy interesuje Cie rozrywka typu short czy long
Po pierwsze miałem na myśli inne gry, np. strzelanki. Tam z łatwością dałoby się wyciąć pewne fragmenty. W ostateczności zastępując je jakimiś cut-scenkami. W cRPG taki zabieg nie ma sensu, gdyż gracz sam decyduje czy iść prosto do celu czy się włóczyć. Co do filmów, przynajmniej tych popularnych. . . nie żartuj. W połowie fabuły człowiek już najczęściej dokładnie wie co będzie dalej. To nie greckie tragedie — tu wszystko jest proste 🙂
Zgodziłbym się z Tobą, gdyby krótkie gry były tylko tymi dla dorosłych. Ale przecież i te dla dzieci są coraz krótsze. Przedostatni Tom Raider (chyba Legend?) miał coś ok. 10 — może kilkunastu — godzin. Dla dziecka to jeden weekend!
@TwinsenTo co powiedział Siergiej to jedno. Mnie natomiast interesuje jak sobie to wyobrażasz z technicznego punktu widzenia? Bo imo od tego są poboczne questy (rozwiązaniem byłoby wklepanie ich na prawdę dużo i to różnorodnych, a za to zrobienie kilkunastogodzinnego głównego. Problem w tym, że sprawienie by były na prawdę interesujące to wyższa szkoła jazdy). Nie wyobrażam sobie jak można napisać fabułę (główną, nie licząc questów pobocznych bo wiadomo, że one są niejako obok) składającą się z rozdziałów, epizodów, jak zwał tak zwał A, B, C, D, E i F, która nadal miałaby sens i nadal byłaby spójna po wywaleniu, np. co drugiego. Włącz sobie jakiś film na DVD i oglądaj tylko co drugi rozdział – życzę powodzenia jeśli skumasz fabułę. Ja sobie tego po prostu nie wyobrażam.
Dla mnie najlepsza opcja, to gdy główny wątek da się ukończyć w około 15h, natomiast drugie tyle trzeba poświęcić na odkrycie wszystkich ciekawostek w grze. Przez niektóre gry chcę po prostu śmignąć i wtedy z reguły moja przygoda z tytułem kończy się na napisach końcowych. Ale jeżeli wirtualny świat wciągnie mnie bardziej, to lubię do niego wracać i odkrywać kolejne niespodzianki. Dlatego bardzo cenię sobie side-questy i kolekcjonowanie bajerów.
Tak jak dla mnie gra chyba powinna wystarczyć na tydzień, ale to tylko dlatego, że zawsze coś innego mam na oku. Podejrzewam, że gdybym pracował jako Główny Przechodziciel Gier to byłbym pracoholikiem. Pijarowcy dobrze kombinują, w końcu za coś szmalec biorą. Zbudowali sobie model dorosłego gracza i z prostych badań wyszło im, że nie może siedzieć bez przerwy przy grach. Niestety niemożność ukończenia fajnej ale długiej gry (nie daj boże wielowątkowej) powoduje tylko frustrację. Jak wiadomo każdy wydawca chce żeby jego produkt był kojażony z pozytywnymi emocjami a nie frustracją. Stąd wykombinowano proste panaceum. Róbmy krótsze gry! Są pewne plusy dodatnie w związku z tym. Tzw. „target” produktu szybciej skończy grę, to szybciej pobiegnie po następną. Przecież tyle jest dobrych gier a tak malo czasu, co wpajają nam skutecznie marketingowcy.
Lol, no to pojechales. Na pewno tworcy wykrajaja ze swoich gier te przykladowe zbedne 40 godzin gry. Zwlaszczam jesli sa to (jak sam piszesz) FPS-y. No i jak Twoja „odpowiedz” ma sie do mojego pytania?
Chyba się nie rozumiemy. Nikt niczego nie wycina. To abstrakcyjny przykład. Chodzi mi o to, że gdy grasz, to nie zastanawiasz się czy coś odpadło na etapie produkcji. Traktujesz grę jako całość. I tak samo nie zastanawiałbyś się co pominąć, a w co grać, bo na początku wybierałbyś TYLKO to, czy chcesz wersję krótką czy długą. I w przypadku wersji krótkiej miałbyś zwykłą grę, tyle że krótszą. Coś jak wersja rozszerzona i kinowa „Władcy pierścieni”. Zresztą pierwsza część „Thiefa” miała dwie wersje. Prócz zwykłej wydano wersję Gold wzbogaconą kilkoma misjami wplecionymi w fabułę. Gdyby wersja Gold umożliwiała grę wyłącznie misjami z uboższej wersji — to byłoby to dokładnie to, o czym piszę, a nikt nie chce mnie zrozumieć 🙂