Świat, a właściwie ludzie mają to do siebie, że uwielbiają bohaterów. Z uwielbieniem oglądamy jak ratują świat, czytamy jak rozwiązują pozornie nierozwiązywalne zagadki, zdobywają serca omdlewających na ich widok kobiet. Nie ma chyba na świecie człowieka, któremu na hasło James Bond nie stanęłyby przed oczyma wszystkie kreacje dzielnego agenta MI6 od Connery’ego przez Moora i Brosnana po Daniela Craiga. Nikt też nie pomyli Sherlocka Holmesa z Herkulesem Poirot i łatwo przypisze ich do twórczości Arthura Conan Doyle’a i Agaty Christie.
Przykłady można mnożyć w nieskończoność, bowiem zarówno kino jak i literatura stworzyło setki czy nawet tysiące postaci rozpoznawalnych przez masowego odbiorcę, czyli społeczeństwo. Skoro zatem tak łatwo (?) stworzyć bohatera rozpoznawalnego przez większość ludzi – wszak udało się to nawet komiksowi, czego dowodem Superman i spółka – dlaczego gry zrobić tego nie potrafią?
I nie zrozumcie mnie źle, mówiąc o rozpoznawalności nie mówię o tym, że gracze będą kojarzyć kim był Max Payne czy Jade z Beyond Good & Evil. Chodzi mi o prawdziwie masową świadomość znacznie bardziej wykraczającą poza grono graczy. Przecież, aby rozpoznać Supermana nie musimy być przecież fanami komiksu. Ba! Co więcej, czasem nawet nie do końca mamy świadomość, że taki komiks w ogóle istniał. Jednak faceta z czerwoną pelerynką w obcisłym niebieskim trykocie i idiotyczną fryzurką kojarzy każdy.
Gdybyśmy na ulicy zadali pytanie stu losowo wybranym osobom czy kojarzą kim jest Max Payne rękę sobie dam uciąć, że większość spojrzałaby na nas z przerażeniem w oczach. Spokojnie można powiedzieć, że na razie to gry komputerowe dość hojnie korzystają z panteonu herosów zarówno kina jak i literatury/komiksu. Oczywiście, co jakiś czas do kin trafiają filmy na podstawie gier (dzięki ci Uwe!), ale mało który zostaje w pamięci widzów dłużej niż 5 minut, a co za tym idzie i ich bohaterowie przepadają w pustce zapomnienia.
Właściwie jedynym przykładem, który przełamuje ten schemat jest Lara Croft – zgrabna pani archeolog (co oni się przyczepili tak do tych archeologów, sam nim jestem, ale nie pamiętam żebym miał kiedykolwiek w ręku pistolet lub tym bardziej lasso/pejcz a la Indy!). I pokuszę się o stwierdzenie, że jest to chyba jedyna postać ze świata gier, której udało się wedrzeć do świadomości masowego odbiorcy i to głownie dzięki kreacji i niewątpliwym walorom estetycznym Angeliny Jolie, która wcieliła się w rolę Lary.
Jedna postać na 35 lat funkcjonowania branży gier – sami musicie przyznać, że to dość marny wynik. No, może dwie – wprawdzie trudno człowiekowi utożsamiać się z wielką żółtą kulką, ale skoro można z latającym gościem, to dlaczego nie z Pac-Manem. Tak, Pac-Man faktycznie przeniknął do masowej świadomości i swego czasu (lata osiemdziesiąte XX wieku) można go było uznać za ikonę gier komputerowych. Był na kubkach, koszulkach i innych tego typu gadżetach. Zatem dwie – na 35 lat! To jakieś 0.05 bohatera na rok!
Dlaczego zatem gry nie mają takiej siły przebicia? Powodów jest, co najmniej kilka. Pierwszym bez wątpienia jest właśnie „staż” gier. Książki i film miały dostatecznie dużo czasu, aby zakotwiczyć się w świadomości ludzi, a co za tym idzie rozpocząć „produkcję” bohaterów. I choć nam wydaje się, że 35 lat gier to sporo, to jednak w porównaniu z kinem, a tym bardziej z książką to wciąż mało. Problemem jest również powszechność gier, a raczej jej brak. Choć komputerowej rozrywce oddaje się coraz większe grono osób to wciąż nie jest ona rozrywką masową. A tylko taka może generować bohaterów. Jedynie w ten sposób mogą oni przeniknąć do kultury masowej. W tej dziedzinie znów zostajemy daleko za kinem czy tym bardziej książką.
Co gorsza ostatnie zmiany jakie widzimy w naszej branży (wtórność, masówka, skracanie procesu produkcji) nie wróżą najlepiej. Gry robione na przysłowiowe „odwal się” mają marne szanse na wykreowanie postaci na tyle wyjątkowej, charyzmatycznej, aby stała się ona nośna, a zatem, żeby została zauważona przez masowego odbiorcę. Nawet Master Chief z niezwykle popularnej serii Halo ma marne szanse. A skoro nie Master Chief to chyba już tylko Duke. Ale jak wszyscy wiemy panowie z 3D Realms czekają na lepsze czasy. W tym świetle może dopiero nasze wnuki odnotują kolejnego bohatera ze świata gier, który będzie powszechnie rozpoznawalny…
Oj, nie jest dobrze. Książę ratuj!
Może i brak nam gościa w spandex’ie, ale mamy jeszcze Mariana w rękawie 😀
Trochę się z kolegą Jolem zgadzam. . . i troszkę nie zgadzam. Ale o tym w jutrzejszym kocio-bloogu 😀
każdy z tych super bohaterów zapadł w pamięć nie tylko dlatego że był opisany w np komiksie ale dla tego ze powstał o jego przygodach serial, serial animowany film fabularny i vice versa a takie pozycje mają szansę trafić do większego grona odbiorców niż bohaterzy gier. I jeśli herosi z gier nie będą że się tak wyrażę multiplatformowi możemy jedynie pomarzyć o ich rozpoznawaniu przez większą część społeczeństwa. I nawet taki Uwe Dol im nie pomoże, zwłaszcza przy swoim beztalenciu.
W pierwszym slowie – pisze od nowa:/ Prąd wysiadł i 3/4 testu poszło. . na wycieczkę :PWięc najpierw chciałbym uzupełnić podium znanych bohaterów komputerowych – maskotką Ninny, Marianem 🙂 Kto jak kto, ale ta postać generuje gigantyczne dochodzy, i napewno jest bardzo rozpoznawalna. Kto wie czy nei bardzije niż jakaś tam żółta kulka. . . Co do braku w kulturze masowej bohaterów gier. . . słusznie zauważasz że wpływa na to ogólna młodośc branży. ALe przyjrzyjmy się konkretnej postaci – jak dobrze ją znamy? Ile ile tak naprawdę jej poświęcimy czasu? Większosc gier zaliczamy w kilkanaście/kilkadziesiąt godzin. Jesli wracamy, to bardzo zadko by poznać dokładniej fabułe – raczej żeby jeszcze bardziej wykręcić statystyk, albo znaleźć dodatkowe itemy. Nie każdy tak robi, są gry które przykuwają na dłuzej, ale są też osoby ( w przeważającej większości), które. . . Grają, dużo i namiętnie. Robią mniej więcej tak – właczamy Fahrenheita. Zagłabiamy się w historią, niemalże utożsamiamiy z Kanem. . . Po końcowych napisach co robimy? Tak, właczamy np CoD4. Teraz szybkie naciskanie dwóch gałek zastąpuje celowanie myszką. Klimat, historia – gry zupełnie od siebie oderwane. Następnie właczamy Fife, Mass Efect, Zelde – w jakim stopniu te osoby poznają świat i bohaterów? One nawet nei poznają gier – one zaliczają je. Gramy coraz więcej i więcej, przez co coraz żadziej poznajemy jedną grę od podszewki, bo brakuje czasu na wszystkie hity. Inaczej patrząc – przeważnie jeden bohater = jedna gra. Ostatnio nawet panuje moda, na odświerzanie serii poprzez zmianę bohatera. Kto wie, czy kiedys, może już za kilka lat, nawe takie serie jak Hitman czy Splinter nei zmienią postaci – Fisher i Nr 47 zostaną tak wyeksploatowani, że może w kolejnej grze poprowadzimy ich morderców. . . ? Czemu nie, dla gracza, który nie jest jakoś szczególnie przywiazany do postaci, wystarczy sam świat wykreowany w poprzednich czesciach i jako tkaizarys fabularny, by ludzie to kupili. Przykładem jest chocby Final Fantasy – gra kreująca mnóstwo postaci, ale o większosci zapomina dość szybko. Czy może powstać bohater na miarę pop-kultuy? Oczywiście. Ona wprost uwielbia postacie produkowane na potrzeby gier, takie jak Fanix, czy Kratos – te postacie łatwo będzie przetworzyć tak, by tłum je rozpoznawał. inna rzecz czy tłum to łyknie. .
Problem imo leży troszkę gdzie indziej. Kino i film są rozrywkami biernymi. Nie tworzymy tam bezpośrednio zachowań bohatera, tak jak w grach. Film jest bezpośrednim następcą dawnych opowieści snutych przez bardów przy ogniskach, czy w tawernach. Opowiada o losach danego bohatera w zasadzie bezkrytycznie, nie dając czasu i możliwości na zastanawianie się „co by było gdyby”. Opowiadane historie łykane są przez nas odbiorców w całości, dokładnie tak, jak zostały zaprojektowane. Niejednokrotnie utożsamiamy się z bohaterami, wręcz chcemy być tacy jak oni, nie zastanawiając się, jak ci wszyscy bohaterowie zachowali by się w innych okolicznościach. W takiej formie bardzo łatwo czołowe postacie zapadają w pamięć. Co więcej, gdy oglądamy którąś część danego filmu, bohater ma już dokładnie wykreowany system zachowań, dzięki czemu jeszcze bardziej zapada w pamięć. Z grami jest inaczej. To nieco inna forma „opowieści barda”. Tutaj nie ma miejsca na bierność. Pomimo, że w większości wypadków, charakter głównego bohatera jest dość ściśle nakreślony, zawsze zostaje sporo miejsca na inwencję gracza, a co za tym idzie, praktycznie co gracz, to nieco inny bohater. Każdy odbiera go w inny sposób, każdy pomimo danej linii scenariuszowej chce postępować odrębnie – na swój sposób. Dlatego wykreowanie przez przemysł gier, jakiegoś hipotetycznego bohatera na masową, popkulturalną skalę jest praktycznie niemożliwe.
Co do Master Chiefa to na pewno jego popularność wzrośnie kiedy zrobią o nim film. Poza tym nie zapominajmy o waszym „ólóbionym” Wieśku, który jakby niebyło jest całkiem rozpoznawalny w naszym kraju, no przynajmniej jakoś kojażony. Zapaomniałem całkiem o Mario, który ma podobno powiązania z układem „polskich hydraulików”. Do tej pory pamiętam wielu statecznych tatusiów zagrywających się w Mario Bros na Pegasusa.
sensei, czy Wiesiek jest bohaterem growym? IMHO nei, bo powstała najpierw ksiażka, i to z niej powstała postać dla gry. Co do Master Chiefa – dla mnie ma trochę za mało charyzmy. Może Halo jest popularne, ale czy Chief też? Film oczywiście pomoże, ale na razie większośc wręcz przeszkodziła. Jeżeli co 2 osoba wspomina o Mario, znaczy że jolo popełnił duuży bład zapominajac o nim 😉
Digital Cormac napisal wszystko na temat. . . Z powodu tego, ze w grze zazwyczaj na pierwszym planie jest jakies dzialanie gracza to trudno wykreowac bohatera z krwi i kosci, zazwyczaj mozna zaproponowac co najwyzej pewien image np. Duke, Lara, Mario, Gobliins 😛 Ale sa wyjatki, tam gdzie rownie wazna jest opowiadania historia – Max Payne, moze Vice City. No i przygodowki, ale te w pewnym stopniu same strzelaja sobie w kolano, bo akcja dzieje sie zazwyczaj w swiecie dziwnym/dziecinnym/na-sile-zabawnym. Inna sprawa to NPC (np. Sulik 🙂 ) czy glowny wrog, no ale tu mowa o glownym bohaterze, wiec nie bedzie dygresji 😛
Nawet nie wiesz jak się mylisz. Polecam zapoznać się z np. Bladerunner, Postmortem, Beneath a Steel Sky, Nightlong – Union city Conspiracy, wszytkimi Indianami itd, itd. . . .
Moze troche przesadzilem, z reszta zamiast napisac „swiat” powinienem napisac „ogolny klimat”, na ktory sklada sie charakteryzacja postaci, ich cele, dialogi, relacje, logika dzialan itd. , bo umieszczenie akcji w dziwnym swiecie jeszcze nie musi oznaczac ze bedzie dziwnie, moze byc o wiele lepiej niz w realistycznym ujeciu (akurat na mysl nei przychodzi mi w tym momencie zadna gra , tylko obraz – ‚Guernica’ 😛 O, moze Grim Fandango, ale nie gralem zbyt dlugo niestety). Te ktore wymieniles sie do tych dziwnych raczej nie zaliczaja. Moznaby dodac np. Gabriela Knighta, chyba jeden z lepszych przykladow. . . Ok, w sumie sporo by sie tego znalazlo, choc mimo wszystko nadal twierdze, ze jakby zebrac wszystkie do kupy, to wiecej byloby tych ‚opowiesci dziwnej tresci’. Ale to tez kwestia gustu, dla jednej osoby dziwna bedzie np. Longest Journey, dla innej nie.
Zapomnieliśmy jeszcze o jednym masowym bohaterze ze świata gier. Mianowicie o spadającym klocku, klockach w Tetrisie! Kto ze zwykłych ludzi nie rozpozna Tetrisa?! Ba widziałem nawet regał, którego składało się z półek w kształcie klocków z Tetrisa! Kto nie pamięta „tańcowników” po którymś tam levelu.
Nie mam czemu tak lekcewazysz pac mana, jak dla mnie to doskonaly bohater na film. Supermena bije na glowe, podaje nawet trailer nowego o pac manie filmu, jakby ktos smial watpic w moja teze. . . http://pl. youtube. com/watch?v=fWL6j0SvqV0
W Japonii jak się zapytasz, kto to Cloud Strife, to pewnie 90 na 100 osób powie, że go zna 🙂
W sumie to zgadzam się z wujo. Należę do gorna młodszych graczy, a jedyne gry, które znam od podszewki to tytuły starsze (choć w stosunku do branży dość młode). Seria Goblins, Police Quest, Gabriel. . . to znam na pamięć. To samo Quake I (podekreślam jeden, pierwsza część co dla gracza rocznik 91 jest niezwykle starym tytułem). W odniesieniu do mnie to tytuły stare, a mimo wszystko wracam do nich do dziś. Cóż co raz trudniej przyzwyczaić mi się do pixelozy jaką oferują, ale dalej mnie bawią i porównując je do gier współczesnych mogę z ręką na sercu powiedzieć, że znam nie tylko te gry, ale historię ich powstania, rozwój, twórców, koncepcje, przede wszystkim bohaterów i wiele wiele innych. A z gier nowszych? Mimo, że uważam się za ich fana, mimo, iż nałogowa grałem i poznawałem sekrety Far Cry, Jade Empire, Fable i innych nie utożsamiam się jako gracz z tymi grami. Dalej widzę się w świecie Gobliiinsa. Według mnie gry wpadły w sidła rozwoju. Gracz zalicza gry bo są nowsze, zapewniają lepszą zabawę, dłuższą rozgrywkę, trudność, wciągającą fabułę, jednak ta złożoność i wielowątkowość uniemożliwia nam równocześnie poznanie całej gry, wszystkich sekretów, możliwości, poznanie twórców, koncepcji jakie miały być, jak się zmieniały itp. Z gier nowszych jedyna którą mogę określić jako tą bliską mi jako graczowi to Beyond Good&Evli. Mówcie, że cukierkowe, banalne, bajkowe, ale to mnie urzekło. Fana i wyjadacza strzelanek, psuedohorrorów, poważnie skonstruowanych cRPG urzekła cukierkowa gra dla dzieciaków. Przy okazji tej gry zrozumiałem jako tako stosunek rodziców do gier. Zwykle widzą mnie jak rozwalam hordy potworów w Gothicu, NWN, strzelam w ufole w HL2. Słyszę hasła świr, głupota, idiotyzm. Pamiętam natomiast gdy grałem w BG&E mama wbiła do pokoju na cut-scenkę gdy umierał generał Kekh. Zdziwiła się, że gra ma fabułę. Dla niej gra była bezsensownym przeżynaniem się przez potforki, ufoki, monstra bez żadnego sensu, ot tak żeby było. Jeszcze bardziej zdziwiła się, że autory scenariuszy są honorowani nagrodami. To było tak nawiasem. No niestety stosunek matki do gier nie zmienił się. Nawet fabuła, świetna i honorowana nie zmienia tego, że gry to dla niej bezsens. Szkoda.