Zdarzyło się wam kiedyś podczas gry oddać niczym nieskrępowanej, kompletnie bezmyślnej, niszczącej i morderczej demolce? Tak zupełnie bez powodu – aby dać upust swojej złości na pracę/szkołę czy po prostu z ciekawości ile się da w danej grze rzeczy zniszczyć. Mnie tak.

Z natury jestem człowiekiem spokojnym, stroniącym od wszelkiej przemocy. Nawet w grach komputerowych gram praktycznie zawsze po stronie dobra i staram się nie wadzić mieszkańcom wirtualnych światów. Jednak od czasu do czasu pozwalam sobie na odrobinę szaleństwa. Grą, którą do dziś wspominam z sentymentem, która chyba jako pierwsza pozwoliła mi na entuzjastyczne rozwalanie wszystkiego dookoła był legendarny już tytuł ze stajni Bullfrog – Syndicate. Moich czterech najemników na ulicach robiło prawdziwą demolkę. Do dziś pamiętam, że najciekawsze efekty dawał miotacz ognia użyty w kolejce miejskiej. Biegające pochodnie, no i ten popłoch wśród przechodniów kiedy wyjęło się broń!

W Syndicate miałem nawet ulubioną misję, która doskonale nadawała się właśnie do takiej wirtualnej apokalipsy. Ulice były pełne ludzi – chyba czekających na jakiś przemarsz, albo świętujących coś (dziś już nie pamiętam), a ja w moim arsenale miałem najpotężniejszą broń w tej grze, czyli Gauss Gun. Użycie tej zabaweczki w tłumie wywoływało istne pandemonium.

Poza Syndicate zdarzało mi się takie akcje robić już stosunkowo rzadko. Czasem jeszcze włączałem sobie America’s Army z granatnikiem i po rozstawieniu manekinów na planszy dawałem upust furii zniszczenia. Wprawdzie niewiele miało to wspólnego z etosem dzielnego i honorowego żołnierza US Army, ale mnie się zdecydowanie podobało.

Paradoksalnie gry, które stworzono z myślą o totalnej rozwałce podchodziły mi średnio – Carmageddon znudził mi się bardzo szybko, Destruction Derby też nie przykuło mnie na zbyt długo do monitora. Podobnie zresztą było z FlatOut 2. Może po prostu nie przepadam za grami tego typu, a okazjonalna potrzeba zniszczenia przelewa się w moim wypadku na gry, w które akurat gram?

Ciekawszym jednak pytaniem jest skąd się bierze potrzeba unicestwienia wszystkiego, co się nam nawinie pod celownik czy wyjdzie przed nami na ulicę. Dlaczego w GTA:SA latałem myśliwcem i zawisając nad główną autostradą prowadzącą do miasta rozwalałem wszystko, co pojawiło się w zasięgu wzroku?

Jack Thompson w tym momencie bardzo by się ucieszył, bo daję mu do ręki argument, że GTA wyzwala w człowieku negatywne emocje. Co więcej, pewnie zaraz starałby się mi dowieść, że jestem psychopatą. A przecież nim nie jestem. Nie wybiegam na ulicę z karabinem, nie strzelam do ludzi, nie planuję też podkładania nigdzie bomb czy tym podobnych atrakcji. Co więc sprawia, że czasem w grach urządzam totalną rozwałkę?

Myślę, że przyczyną jest znużenie standardową rozgrywką, przewałkowanymi do granic możliwości schematami. Zorganizowane przez gracza pandemonium jest próbą dla gry – jak zareaguje, kiedy ten zachowa się zupełnie niestandardowo, kiedy zamiast ratować, zacznie zabijać. Co się stanie kiedy strzelimy z rakietnicy w budynek. Czy twórcy przewidzieli takie działanie i kamienica legnie w gruzach, czy może po efektownym wybuchu wciąż będzie stała niewzruszona?

Niszczycielskie zachowanie może być też sposobem na odreagowanie stresów dnia codziennego. Nikt normalny nie chwyta kija do bejsbola i pałuje ludzi w okolicy, ale usiąść przy kompie i odpalić Gauss Guna w towarzystwie 100 wirtualnych ofiar – dlaczego nie? Przecież każdy z nas ma czasem potrzebę wyładowania nagromadzonej agresji. Lepsze to niż, bieganie z karabinem po mieście.

Pozostaje pytanie czy takie zachowanie jest niebezpieczne? W moim przekonaniu nie, choć oczywiście wszystko zależy od skali zjawiska i osoby, która się takiej demolce oddaje. Jeśli robi to 7-latek to powinno to zwrócić uwagę rodziców. Jeśli zaś oddaje się temu dorosła osoba od czasu do czasu fundują apokalipsę wirtualnym przeciwnikom nie powinno to budzić jakichkolwiek obaw wśród otoczenia.

A Wy, bawicie się czasem w grze w Demolition Player? Powiedzcie nam jakie tytuły najlepiej się nadają do wyładowania negatywnej energii – wszak nawet Uberwikingowie muszą od czasu do czasu w coś walnąć toporem i lepiej żeby to była postać wirtualna niż bogu ducha winny śmiertelnik!

[Głosów:0    Średnia:0/5]

11 KOMENTARZE

  1. Największą demolkę w życiu zrobłem lata na Windowsie 95. Chłopak nie wstał, bez reinstalki się nie obyło. Nic się dorówna takim emocjom

    • Największą demolkę w życiu zrobłem lata na Windowsie 95. Chłopak nie wstał, bez reinstalki się nie obyło. Nic się dorówna takim emocjom

      To jeszcze nic. Wiecie jak mnie szlak trafił jak (dawno temu) ojciec kupił mi SUPER PC oraz oryginał WIN NT 4. 0 a ja wtedy wróciłem ze sklepu z gorącym jeszcze Baldurem. Najpierw w z entuzjazmem postawiłem system, co było dalej wiedzą ci co mieli NT-kę. Wyprułem mu płuca, wątrobę i coś tam jeszcze czego nie rozpoznałem i żył (tydzień). PS:Tak na prawdę to udało mi się zainstalować DirectX od Win98 i stery do grafiki skądś indziej, oraz grę pod Win95 (oczywiście nie obyło się bez usunięcia części systemu i wyłączenia czegoś tam). Działał, czasem na czkawce, aż nie wywaliłem takiego gówna z ikonką „e” (które wywalało wciąż jakiś błąd). Umarł po 15 minutach operacji. Serio.

  2. Demolki z Sydycatu pamiętam. Ubaw po pachy. Mnie w przeciwieństwie do autora bawiły też rozwałki z FlatOut 2 . Czasem nawet byłem gotów poświęcić zwycięstwo w wyścigu dla pięknej kraksy. W końcu zawsze można zrobić restart. Z moich osiągnięć w zakresie demolki mogę jeszcze opowiedzieć o moim małym wybryku w Oblivionie. Mianowicie miałem problem z pewnym questem. Kombinowałem na wszystkie strony i nie mogłem wymyślić jak to zrobić. W desperacji włamałem się do sklepu jednej z postaci tego questu ( nie było to trudne – grałem złodziejem ). W momencie gdy okazało się, że mój włam też nic nie przyniósł postanowiłem korzystając z fizyki zaimplementowane w grze zrobić demolkę i się wyżyć. Rzucałem czym się dało. Gdy skończyłem żaden przedmiot nie stał na swoim miejscu. Tym większa była moja radocha gdy następnego dnia gry sprzedawca jak zwykle przybył do sklepu i nic sobie nie robiąc z otaczającego bałaganu z uśmiechem proponował mi swoje towary. Pięknie to wyglądało :)A sam quest wypełniłem nieco później. Wcale nie był trudny 🙂

  3. u mnie podobnie jak u abbalaha Flat Out-y nadzwyczajnie zaspokajają potrzebę zniszczeń i huku; najfajniej uzyskać sporą przewagę nad przeciwnikami, zawrócić na ręcznym i ruszyć po prąd 😀 . . . . mióóód. . . . . . . właściwie to trochę dziwne, że to tak bawi (?)

  4. Z natury nie jestem stworem, który schodził by z oświetlonej księżycem drogi (za słońcem to ja nie przepadam :P), ale zdarza mi się zrobić masakrę. Ym, łagodnie mówiąc. Z drugiej strony, nie za bardzo mnie pociągają gry, w których tylko i wyłącznie trzeba killować. Podobnie jak Abbalah wyżywam się na Oblivionie, tyle tylko że nie na inwentarzu w sklepie ;]. Zwykle kończyło się na wycięciu wszystkich strażników w jednym z miast. Żeby nie było, to nie przepadam za włażeniem i tłuczeniem się „na hurra!”, co to to nie. Po kolei, po jednym, tak żeby inny nawet się nie zorientował, że kolega wcale się nie zwiesił jedząc cośtam albo czytając książkę. Perfidne trochę. Ale nie ma tego złego. . . etc. Znając mnie byłabym w stanie uprzykrzać innym życie, gdybym nie miała się na czym powyżywać. Czyli, mówiąc w skrócie, przydaje się to od czasu do czasu.

  5. Ja po przejsciu calego hitmana jak nalezy (tzn zabijajac tylko tych co trzeba) zawsze lubilem odpalic go 2 raz i przechodzic wyzynajac wszystkich na mapie (po cichaczu ofkoz). Robilem tak w prawie kazdej czesci ^^

  6. Co tam Gauss Gun! Nie ma jak Flamer, Nuclear Grenade i Sattelite Rain! Hahahaha! Lubię zapach napalmu o poranku! A te krzyki płonących ludzi? Miodzio, wypas! Podobno Syndicate Wars gdzieś tam ocenzurowano za owe zbyt realistyczne krzyki płonącego tłumu.

  7. Ja chyba jakiś inny jestem, bo nie mam tego typu potrzeb. 🙂 Owszem, w GTA urządzałem czasem rzeźnie z rakietnicą, ale tylko po to, żeby nabić gwiazdki i zobaczyć, co po mnie przyjedzie 😉 (kiedy w GTA:VC przyjechali po mnie sportowym autem dwaj gliniarze, z czego jeden był czarny, a drugi biały – popłakałem się ze śmiechu 😉 względnie, żeby przyjechała straż pożarna. :]We FlatOucie raczej koncentrowałem się na ściganiu, rozwałka do szczęścia mi nie była potrzebna. Akurat w wyścigach często jeżdżę tak, jakby moim celem była całkowita destrukcja, ale powód jest zupełnie inny – wiadomo, że na dohamowaniu najlepiej nadmiar prędkości koryguje się na przeciwniku ;D , zaś nic nie „uspokaja” przeciwnika miotającego się po całym torze tak skutecznie, jak dobrze wykonany „PIT maneuver” (puknięcie auta przed sobą w bok, tuż za tylym kołem – powoduje chwilową utratę kontroli, a w autach z napędem na tylną oś prawie zawsze kończy się wycieczką w krajobraz ;). Zdarza mi się wyładowywać agresję przy komputerze, ale raczej w produktach do tego przeznaczonych – grach typu Crimsonland czy innych scroller-shooterach. W grach do tego nie przeznaczonych destrukcji zasadniczo nie uprawiam. 🙂

  8. Pamiętam tę misję w Syndicate. Trzeba było sprzątnąć jakąś szychę jadącą limuzyną, ale tłum był taki, że praktycznie nie dało się uniknąć ofiar w tłumie. Więc waliło się do samochodu poprzez tłum. Aee reszta dawała nogę, jak na chodniku leżało 20 trupów. W rozwałkę bawiłem się czasem nawet w poczciwej Cywilizacji. Brałem wtedy nację Mongołów i każde napotkane miasto zrównywałem z ziemią do zera, a dopiero potem budowałem nowe. Oczywiście to wszystko po przejściu n-ty raz danej gry.

  9. Ja czasami również lubię sobie trochę poszaleć i wyzyć się na wirtualnych postaciach:) Najczęściej było to w GTA Vice City (jak już przeszedłem cała grę uwielbiałem uciekać przed policją wpisując kod PANZER 🙂 ) Jak grałem we flatouta2 to również często uwielbiałem robić kraksy i obserwować jak przeciwnik leci za horyzont:D Często kiedy nie wiem jak postąpić dalej w jakiejś grze, jak wykonać questa, gdzie jest dalsza droga to zamiast się zastanowić to pozwalam sobie na małe conieco i rozpierdzielam w grze wszystko co stanie mi na drodzę testując fizyczne zachowania przedmiotów i takie tam:P i po tym fakcie wczytuje grę od ostatniego zapisu. Z natury też jestem raczej spokojny i od agresji to uciekam, ale odróżniam wirtual od reala i raczej flaki wylatujące przez oczodoły nie sprawią, że nagle zaczne to samo robić w prawdziwym życiu.

  10. imo najlepsze do demolki sa gry z serii GTA. jesli nie damy sie za szybko zlapac albo okolica nie opustoszeje (nudno tak czekac ze snajperka na respawn przechodniow ;P) to zabawa moze byc calkiem przednia 🙂

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here