Na wstępie zaznaczę, że jest to drugie (po Dawn of War: Soulstorm) rozszerzenie, które gości na twardym dysku mojego komputera w ciągu ostatnich kilku tygodni. Porównania do strategii przenoszącej nas do świata Warhammera mogą się więc w tekście pojawić, choć postaram się je ograniczyć do niezbędnego minimum.
Duży mały eksperyment
Właśnie po nią przyleciała rasa Scrin
Uparcie nazywam Gniew Kane’a eksperymentem. Robię to dlatego, że nowości, które pojawiają się w grze przypominają mi właśnie sondowanie fanów elektronicznej rozrywki. EALA najwyraźniej przymierza się do wprowadzenia większych zmian, które być może zobaczymy w czwartej odsłonie serii albo kolejnym dodatku do Command&Conquer 3, ale nie wie jak zostaną one odebrane przez graczy. Najlepiej więc wypróbować je „w boju” właśnie w takim rozszerzeniu – tytule, który zainteresuje miłośników serii. Później można przecież sprawdzone patenty przekopiować do kolejnego dodatku. Jego nadejście, nawet bez przypominania polityki wydawniczej EA jest bardzo prawdopodobne, chociażby z tego względu, że tytuł ten jest w większej mierze prequelem wydanej jakiś czas temu podstawki. Poznajemy w nim wydarzenia, które doprowadziły do scen, których byliśmy świadkami w recenzowanej przez Jana Stojke pozycji. Po przegraniu drugiej wojny o Tiberium Kane znika z radarów GDI. Jego „zgon” był jednak tylko zagrywką taktyczną mającą dać bractwu NOD czas na przygotowanie się do kolejnego ataku. Oczywiście ich armię do boju poprowadzimy my. W trakcie walk zobaczymy nawet to, co działo się w C&C3 z perspektywy innych bohaterów.
Command
Kampania dla pojedynczego gracza nie zaskoczy niczym osób znających RTSy. Jest to zbiór powiązanych ze sobą misji, przeplatanych charakterystycznymi dla serii przerywnikami filmowymi, w których biorą udział znani aktorzy. W ich przypadku na uwagę zasługuje oczywiście odgrywający Kane’a Joe Kucan. Wielbiciele fantastyki powinni również rozpoznać znaną z filmu Gatunek Natashę Henstridge.
Nie dla nich jednak kupujemy taki produkt, a dla zabawy jaką oferuje. W tej materii nie powinniście się spodziewać cudów. Misji do przejścia jest trochę ponad dziesięć (trzynaście żeby być dokładnym) a kampania jest tylko jedna – ta, w której dowodzimy siłami Bractwa. Armią NOD pokierujemy w klasycznych zadaniach sprowadzających się do rozbudowy bazy, zgromadzenia armii i całkowitego zniszczenia przeciwnika. Rozegramy także kilka misji, w których mamy do dyspozycji jedynie mały oddział żołnierzy. W przypadku tych plansz musimy używać głowy, by szybko nie stracić swych wojsk. Warto jednak wspomnieć, że w przynajmniej jednej z nich może się to zdarzyć bardzo szybko. Ja byłem zmuszony restartować ją parę razy zanim odkryłem metodę pozwalającą rozprawić się z wrogiem. Mimo to uważam, że taki miks sprawdza się dobrze nie tylko w tej grze, ale i w każdym RTSie. Przyczepić można się jedynie do długości kampanii. Jeśli macie sporo wolnego czasu i znacie gatunek, to powinniście ją ukończyć w dwa, góra trzy wieczory.
Conquer
Duża armia da radę wszystkim
Stosunkowo krótka kampania mogłaby zniechęcić graczy do inwestowania w ten dodatek gdyby nie kolejny, tym razem Wielki Eksperyment Electronic Arts. Twórcy Gniewu Kane’a postanowili wprowadzić do zabawy znany chociażby z wymienionego we wstępie Soulstorm tryb „globalnego podboju”. Ten rodzaj rozgrywki pozwala nam wybrać jedną z trzech dostępnych frakcji i poprowadzić ją do boju – podbicia Ziemi. Muszę przyznać, że ta dość zaskakująca nowość jest bardzo przyjemną niespodzianką. Wszystkie trzy strony konfliktu mają w tym trybie określone zadania, których wypełnienie pozwali im zostać władcami planety. Kierując wybraną przez siebie stroną konfliktu rozbudowujemy bazy, zakładamy nowe fortece i tworzymy oddziały szturmowe. Wykorzystując je, przemieszczamy się po mapie, próbując wykonać powierzone nam zadania. Mogą one sprowadzać się do wzniecania buntu w miastach (NOD) czy zwykłego podbijania ziem (GDI). Kiedy dochodzi do spotkania wojsk czy ataku na bazę wroga (lub naszą) gra starym zwyczajem zamienia się w klasycznego RTSa.
Dowodzenie i podbijanie jak już wspominałem uzupełnia możliwość rozbudowy naszych fortec. Możemy ulepszać ich systemy obronne i wznosić nowe budynki (aczkolwiek nie wybieramy ich sami – gra robi to za nas) zapewniające nam przypływ większej ilości gotówki. Mamy również do dyspozycji różne rodzaje oddziałów czy to zmechanizowanych, pancernych czy też składające się w większej części z piechoty. Do tego wszystkiego dochodzą oczywiście „specjalne moce”, które w Gniewie Kane’a są najpotężniejszymi rodzajami broni używanej w klasycznej kampanii. Może to wiec być orbitalne działo jonowe czy bomba atomowa. Samych „mocy” jest sporo a dzięki nim zabawa staje się jeszcze bardziej urozmaicona, głęboka i wciągająca. Muszę przyznać, że naprawdę świetnie bawiłem się w tym trybie pomimo początkowej niechęci do zanurzenia się w nim. Mam nadzieję, że nie zabraknie go w kolejnych odsłonach gry.
MARV
Okrętami niestety jeszcze nie możemy dowodzić
Jak na porządny dodatek przystało Gniew Kane’a rozszerza listę dostępnych jednostek i ulepszeń. W tej materii otrzymujemy to, czego można się było spodziewać, ale niekoniecznie w takiej formie do jakiej przyzwyczaiły nas inne rozszerzenia. Recenzowana produkcja w przeciwieństwie do rozszerzeń do Dawn of War nie zaskoczy nas nowymi frakcjami, gdyż ich wprowadzenie do świata gry byłoby dość skomplikowane i ciężkie do wytłumaczenia (ja nadal staram się oswoić z rasą Scrin). Zamiast tego staniemy na czele dwóch mniejszych frakcji udostępnionych każdej ze stron globalnego konfliktu. Tym sposobem po stronie GDI pojawiają się jednostki ZOCOMu a po stronie NODu chociażby Czarne Dłonie. Każda z nich ma naturalnie swoje słabsze i mocne strony i charakterystyczne jednostki. W trakcie zabawy zobaczymy więc niewielkie i mobilne mechy GDI czy przypominającą cyborgi piechotę NODu. Pokierujemy nowymi pojazdami latającymi, „stonogą” Scrinów czy mocną artylerią Bractwa. Nie zabraknie także nowych ulepszeń kupowanych w już znanych budynkach.
I tu EALA przygotowało dla nas dużą niespodziankę. Są nią potężne jednostki budowane w specjalnych „fabrykach” wznoszonych po maksymalnym rozbudowaniu bazy. Te giganty miały siać śmierć na polu bitwy, ale mnie jakoś dowodzenie nimi nie sprawiało przyjemności. Potężny czołg GDI wygląda mało mocarnie, porusza się wolno i ginie kiedy zaatakuje go dobrze dobrany oddział składający się z bombowców i ciężkich jednostek pancernych. Tak samo jest z olbrzymią maszyną kroczącą NODu. Twórcy gry mieli ciekawy pomysł, ale jego wykonanie nie do końca się sprawdziło. Mimo to chciałbym żeby popracowano jeszcze przy nim, a może w kolejnym dodatku czy odsłonie gry te „potwory” staną się lepszym uzupełnieniem naszych armii. Chciałbym również żeby autorzy tej produkcji powiedzieli coś więcej na temat nowych frakcji. Możemy z nimi zapoznać się w „encyklopedii” udostępnianej w trakcie zabawy. Dostarczana nam wiedza nie pozwala jednak w pełni poczuć nowych stron konfliktu. Nie proszę o wprowadzanie do C&C3 historii rodem z gier RPG. Skoro jednak mam kierować oddziałami w domyśle dość mocno wyróżniającymi się na tle dobrze już znanych jednostek, to powinny one być lepiej nakreślone tak żebym nie odniósł wrażenia, że jest to dodatek wprowadzony do zabawy dlatego, że „trzeba było to zrobić”.
Armia Kane’a
Cukierkowa, słodziutka grafika
Już na zakończenie w wielkim skrócie opiszę oprawę graficzną i muzyczną tej produkcji. W tej materii w zasadzie nic nie zmienia się w stosunku do podstawki, ale też chyba nikt nie spodziewał się tu rewolucji. Udźwiękowienie i grafika stoją na całkiem przyzwoitym poziomie choć nie wszystkim będzie odpowiadała cukierkowość drugiego z wymienionych elementów (zerknijcie na screenshoty). Cieszy mnie to, że EA nie poszło tu najprostszą drogą i nie otrzymaliśmy zbioru kilku nowych misji i jednostek. Zamiast tego mamy zmiany, z których przynajmniej część powinna ucieszyć graczy, którzy sięgną po Gniew Kane’a. Nie wiem jednak czy dla samego dodatku warto inwestować w oryginalne C&C3. Jest to więc rozszerzenie dla fanów. Po krótkim namyśle wystawiam mu ocenę 8.2/10. Jest to w sumie produkcja oferująca bardzo podobne nowości, co recenzowany przeze mnie jakiś czas temu Dawn of War: Soulstorm, ale te dodatkowe „małe punkty” otrzymuje za odrobinę lepszą oprawę graficzna.
Najwierniejsi fani serii Command&Conquer otrzymali pierwszy dodatek do trzeciej odsłony znanej strategii czasu rzeczywistego. Słowo najwierniejsi nie pojawia się na początku tekstu bez powodu. Gniew Kane’a nie jest samodzielną produkcją i szczerze mówiąc wątpię, by tylko dla niego gracze sięgnęli po C&C3. Sprawdźmy jednak co Kane, bractwo NOD i popularni Elektronicy przygotowali dla wielbicieli dowodzenia i podbijania.