Świetnie opowiedziana historia koncentruje się na postaci Jokera, który próbuje doprowadzić do szaleństwa samego komisarza Gordona. W Zabójczym Żarcie zobaczymy też jak Joker strzela do Barbary Gordon (córki słynnego komisarza) w wyniku czego była Batgirl zostaje sparaliżowana i przemienia się w Wyrocznię (Oracle) – jednego z nielicznych sojuszników Człowieka Nietoperza. Opowieść ta odniosła tak duży sukces, że nawet w zeszłym roku została wznowiona i wydrukowana w twardej oprawie jako „wydanie deluxe” z poprawionymi ilustracjami.
Na srebrnym ekranie
Nikogo nie powinno dziwić, że Człowiek Nietoperz po latach występowania w komiksach, rozpoczął także flirt z X muzą. W roku 1989 w kinach pojawił się „Batman” autorstwa Tima Burtona, z niezapomnianymi rolami Michaela Keatona, Kim Basinger, a przede wszystkim Jacka Nicholsona, który zdaniem wielu stworzył najlepszą postać Jokera w historii kinowych przygód superbohatera ze szpiczastymi uszami.
Sukces kasowy tego obrazu przełożył się na powstanie kolejnych części Człowieka Nietoperza. W 1992 roku do kin trafił Batman Returns. Trzy lata później obejrzeliśmy Batman Forever, a w roku 1997 Batman & Robin. Moim (i wielu innych fanów) zdaniem były to jednak produkcje średnie, by nie rzec słabe. Nie ratowały ich nawet kreacje hollywoodzkich sław Danny’ego DeVito (Pingwin), Michelle Pfeiffer (Catwoman), Tommy’ego Lee Jonesa (Two-Face), Jima Carreya (Riddler), Nicole Kidman (Chase Meridian), Umy Thurman (Pamela Isley) i Arnolda Schwarzeneggera (Mr. Freeze). W rolę Batmana wcielali się w nich Val Kilmer i George Clooney.
Nie tylko ludzie uciekali z kina
Premiera Batman & Robin mogła być ostatnim gwoździem do trumny, w której spoczywałyby kinowe odsłony Batmana. Na całe szczęście na horyzoncie pojawił się mało znany Christopher Nolan. Choć na koncie miał on już oryginalne obrazy takie jak (moim zdaniem świetne) Memento i całkiem udaną Insomnię, to wielbiciele Obrońcy Gotham nie wiedzieli czego spodziewać się po dziele Brytyjczyka z amerykańskim paszportem. Jak wielkie było więc zdziwienie krytyków i fanów kiedy Batman Begins zdobył serca nawet tych, którzy na co dzień nie interesują się komiksowymi superbohaterami. W otwierający weekend Batman Początek zarobił 48 milionów dolarów, by koniec końców zainkasować ponad 370 milionów „martwych prezydentów”.
Kontynuacja tego obrazu – Mroczny Rycerz – była jednym z najbardziej wyczekiwanych obrazów ostatnich lat. W chwilę po jej premierze okazało się, że Nolan stworzył piekielnie dobry film. The Dark Knight ustanowił rekord wszech czasów w kategorii wpływów z biletów w „otwierający weekend”. W ciągu dwóch dni obraz ten zarobił 158 milionów $. Jednocześnie jest to film, który najszybciej w historii kina przekroczył barierę 400 milionów zarobionych „zielonych banknotów” i czwarty obraz w historii kinematografii, który zarobił ponad miliard (sic!) dolarów. Wielbiciele Nietoperza i znawcy kina wciąż dyskutują na temat tego czy rola przedwcześnie zmarłego Heatha Ledgera (Joker), deklasuje kreację Nicholsona. Osobiście uważam, że nawet wielki Jack nie otarł się o geniusz zaprezentowany przez aktora znanego z Tajemnicy Brokeback Mountain.
Studio odpowiedzialne za Mrocznego Rycerza (Warner Bros.) już w 2011 chce wypuścić kolejną odsłonę filmowych przygód Batmana. Christopher Nolan twierdzi jednak, że nie jest przesadnie zainteresowany tworzeniem takiego obrazu.
Batman i gry wideo
Do tej pory nie napisałem jeszcze ani słowa o komputerowych przygodach Człowieka Nietoperza, a w tej materii działo się nawet więcej niż w przypadku filmów o Obrońcy Gotham. Wszystko zaczęło się od wydanej w roku 1986 gry zatytułowanej po prostu Batman.
Dzieło kultowego Ocean Software wydano między innymi na Amstradzie, ZX Spectrum i komputerach MSX. Dwa lata później ta sama firma wydała kolejne elektroniczne przygody Nietoperza. Batman: The Caped Crusader wpadł w ręce posiadaczy ZX Spectrum, C64, Amigi i pecetów i zdobył bardzo dobre oceny.
Na przełomie roku 1989 i 1990 powstała produkcja (znów zatytułowana Batman) na podstawie pierwszych filmowych przygód Człowieka Nietoperza. Ten tytuł został wydany na wielu platformach w tym ZX Spectrum, C64, Amstradzie, Amidze, Atari ST, NESie, SEGA Mega Drive, Game Boyu i oczywiście na pececie. W 1990 roku Batman w formie chodzonej bijatyki trafił także do salonów arcade.
Batman w salonach arcade
Rozpoczęty na początku ostatniego dziesięciolecia XXw. romans z konsolami trwa w zasadzie do dziś. Przed rokiem 2000 mogliśmy jeszcze zagrać w Batman: Return of the Joker (NES, Genesis, Game Boy) Batman Returns (między innymi Atari Lynx, SEGA Game Gear, NES, SNES, Amiga i PC), Batman: The Animated Series (Gameboy), The Adventures of Batman&Robin (Mega Drive, SNES). Ciekawą grą był Batman Forever (SNES, Game Boy, Game Gear, Sega Saturn, Playstation, PC), który na konsolach korzystał z tego samego silnika co kultowy Mortal Kombat. Ostatnią wydaną w XXw. produkcją o Obrońcy Gotham był Batman & Robin na Playstation. Gra bazowała na filmie o tym samym tytule.
Warto także nadmienić, że poszczególne wersje wymienionych tytułów potrafiły się diametralnie różnić na poszczególnych platformach. Wielbiciele jednej z nich mogli otrzymać platformówkę z przerywnikami, w których jeździmy Batmobilem, a miłośnicy drugiej bijatykę, w której pomiędzy misjami odwiedzamy Batjaskinię.
To oczywiście jeszcze nie koniec romansu Człowieka Nietoperza z elektroniczną rozrywką. Już w roku 2001 Ubisoft wydał Batman of the Future: Return of the Joker na N64, Playstation i Game Boy Color. Parę miesięcy później posiadacze Game Boy Color dostali też Batman: Chaos in Gotham, a na Playstation zadebiutowały wyścigi Ubisoftu – Batman: Gotham City Racer. Na PS2, Xboxie, GameCube i pecetach zobaczyliśmy też Batman Vengeance.
Na kolejne produkcje czekaliśmy dwa lata. W 2003 roku Xbox i GameCube otrzymały nisko ocenione Batman: Dark Tomorrow i chwilę później bijatykę Batman: Rise of Sin Tzu (PS2, GameCube oraz Xbox). Po kolejnych 24 miesiącach firma Electronic Arts wydała Batman Begins na Xboxa, PS2, Nintendo GameCube i GameBoya Advanced. Pierwsze prawdziwe sukcesy nadeszły jednak dopiero wraz z premierą LEGO Batman: The Video Game w 2008 roku, który poprzedzał tegoroczny potencjalny hit – Batman: Arkham Asylum (recenzję przeczytacie na Valhalli już za parę godzin).
Co dalej?
Choć udało mi się nieźle rozpisać, to z bólem serca muszę przyznać, że tekst ten ledwie przeskakuje po kilku ważnych zagadnieniach ze świata, historii Człowieka Nietoperza. Osoby chcące poszerzyć swoją wiedzę odsyłam oczywiście do Internetu gdzie znajduje się całe morze (ocean w zasadzie) informacji na temat wszystkiego co związane z Batmanem.
Tekst zakończę oczywiście optymistycznym akcentem. Choć nasz bohater jest już staruszkiem, to wszystko wskazuje na to, że służą mu witaminy, przepisane przez lekarzy. Olbrzymi sukces dwóch ostatnich filmów z Batmanem w roli głównej, a chyba przede wszystkim coraz lepsze gry (które zazwyczaj rozczarowywały) pozwalają wielbicielom kina, komiksu i elektronicznej rozrywki patrzeć w przyszłość z nadzieją. Odpowiednio potraktowany, Człowiek Nietoperz wciąż kryje olbrzymi potencjał. Pozostaje nam wierzyć, że nasz „emeryt” będzie z nami za trzydzieści lat żebyśmy mogli zaśpiewać mu „Dwieście lat!”.
Przeczytaj także: Batman: Arkham Asylum – recenzja
Serial żenujący? To jedna z najlepszych rzeczy jakie przydarzyły się nietoperzowi. Mało co w TV kiedykolwiek wspięło się na takie wyżyny absurdu( chyba Monty Python jedynie).
Opinia jest jak dupa – każdy ma własną ;)Ja ani bym nie porównał serialowego Batmana do Monty Pythona ani nie nazwałbym go dobrą rzeczą, która mu się przytrafiła (no, chyba że weźmiemy pod uwagę chwilowy wzrost zainteresowania komiksem ze strony czytelników)
Wszystko zależy jeszcze od tego o którym filmie animowanym mówimy. Tego pierwszego nie widziałem (jestem zbyt młody) ale ten z lat 90 jest (był) dobry.
nie mówimy o żadnym serialu animowanym tylko o tym z aktorami gdzie przed „akcją” Batman pytał Robina czy odrobił lekcje ;). Serial był żenująco śmieszny z naciskiem na żenująco. Chyba tylko Green Hornet z Bruce’m Lee był gorszy. . . A wracając do Beeetmeeeena ;)To od tamtego czasu branża rozrywkowa ma uciechę z niewybrednych dowcipasów dotyczących niejednoznacznych „stosunków” panujących między Batmanem a jego młodym wychowankiem.
Nie dziwię się Nolan’owi, gdyby zrobił kolejny batmanowy film to musiał by być jeszcze lepszy niż Dark Knight! Bo gdyby tak nie było, no to cóż gościu miał by przerąbane. A jak każdy wie lepiej wrócić z tarczą niż na tarczy ;p. Lecz gdyby mu się udało, no to gościu był by uwielbiany przez długie lata.
Jeśli nie znacie wejdźcie sobie na tą stronkę, a dowiecie się dlaczego nie jest to trudne: http://superdickery. com/index.php?option=com_c. . . &Itemid=50 http://superdickery. com/index.php?option=com_c. . . mitstart=2 Ahahaha. . . i to koniecznie. Już zapomniałem jakie to jest histerycznie zabawneGeneralnie nie przepadam za nowym ultra realistycznym podejściem w komiksach i produktach komiksopochodnych. Gdyby nie Joker to nowy Batman w ogóle by mi się nie podobał. Do wersji Tima Burtona w kwestii jakości nawet się nie zbliża, zwłaszcza jeśli chodzi o wizję Gotham. Potrafiłem sobie łatwo umiejscowić Nietoperza w tamtej rzeeczywistości. A w Los Angeles czy innym Nowym Jorku? Chyba pośród świrów w Central Parku. To jest koleś w stroju nietoperza gad demmit.