Większość fanów Nintendo, kupuje ich konsolę z jednego powodu. Dla gier 1st party, czyli tworzonych przez samą firmę z Kyoto. O ile dla niej sytuacja jest wymarzona, to większość pozostałych wydawców z wielką ostrożnością spogląda w stronę Wii. Jedynie SEGA, EA i Ubisoft zdecydowały się na wsparcie konsoli od jej startu. Pozostali grają na czas.
Wielki sukces Wii zabił ćwieka prezesom wielkich firm. Konami i Capcom chciałyby uszczknąć część z tego tortu, ale boją się, że ich produkcje przepadną w gąszczu zapowiedzi od samego Nintendo. Dlatego wstrzymują swoje najgorętsze licencje. Z drugiej strony stawka jest potężna – 4 milionowa baza użytkowników to rzecz nie do pogardzenia.
Paradoksalnie taka sytuacja to woda na młyn mniejszych studiów producenckich. Konsola, która nie stawia na oprawę i epickie tytuły, jest wymarzona dla małych zespołów, które mają mnóstwo pomysłów na wykorzystanie wiilota, ale które nie dysponują olbrzymim budżetem. Brian Dreyer z Frontline Studios, współpracującego między innymi z krakowską firmą Nibris, bardzo cieszy się z takiego obrotu sprawy: „Gracze ziewają z nudów, patrząc na te wszystkie wymuskane pozycje. Dzięki Wii wracamy do podstaw gier video, czyli czystej, nieskrępowanej zabawy” – twierdzi Dreyer. Ciekawe jak do tej teorii mają się 3 miliony sprzedanych kopii Gears of War.
Nintendo Wii ukazało się ze sporym zapleczem produkcji 3rd party, ale listy sprzedaży zdominowały wewnętrzne produkcje firmy, jak nowa Zelda, czy sprzedawane w Japonii Wii Sports. Inni wydawcy chcieliby wkroczyć do gry, ale trochę się boją. Jednak jeżeli baza użytkowników Wii będzie rosła w obecnym tempie, chyba nie będą mieli wyjścia. Czy szykuje się wysyp zapowiedzi? Najbliższe miesiące odpowiedzą na to pytanie.
Ciekawe ile max ta konsola wycisnie w ilości uzytkowników.
A czemu tu się dziwić? Gry Nintendo to dopracowane w każdym calu excluzivy, a 3rd party, z drobnymi wyjątkami, wypluwają cały czas (bardziej lub mniej) marne porty. Jeśli gra jest naprawdę dobra to nie powinna mieć problemów ze sprzedażą.