Mimo wad, bieganie i strzelanie sprawia w Borderlands wiele radości. Moim zdaniem jest to jednak zasługa tego, że cały czas mamy ochotę odszukiwać coraz mocniejsze rodzaje broni i odkrywać kolejne lokacje. Gdyby nie to, gra jako strzelanka byłaby produktem dość przeciętnym.

Muszę też zaznaczyć, że w trakcie zabawy zobaczymy sporo wirtualnej krwi. Przeciwnikom można odstrzelić nogi, ręce i głowy. Potężna broń potrafi ich wręcz zamienić w kupkę zmielonego mięsa i kości. Na pewno nie jest to więc produkt przeznaczony dla najmłodszych graczy.

Spis treści

Kiedy Diablo spotkał Dooma

Tylko niektóre budynki zobaczymy od środka

Również elementy gry RPG nie wyglądają w Borderlands zbyt dobrze. Liczba powierzanych nam zadań i naprawdę obłędna wielkość Pandory sprawi, że przed komputerem będziemy siedzieli przez kilka dni. To dość duży plus. Niestety nic dobrego nie można powiedzieć o oryginalności misji. Praktycznie wszystkie sprowadzają się jedynie do odszukania jakiegoś przedmiotu (często składającego się z kilku części) lub zabicia silniejszego od nas przeciwnika. Na dodatek kilka z nich powtarza się w każdej kolejnej lokacji. Jest tak chociażby ze składaniem broni czy odszukiwaniem pamiętników spisanych w formie plików audio.

Kiepsko wypadają także postaci, które spotkamy na swej drodze. To nie „żywi” osadnicy z osobowością, charakterem, jakąś ciekawą historią do opowiedzenia. W trakcie zabawy kontaktujemy się z „wydmuszkami”, słupami ogłoszeniowymi, do których podchodzimy, by zerwać z nich kolejny kontrakt. Zadaniom brakuje głębi, nie są ciekawe, nikt nic o nich nie mówi. Towarzyszy im tylko króciutki opis w formie kilku linijek tekstu. Nie wymagam od Borderlands, by był tytułem pokroju Dragon Age czy Vampire: The Masquerade: Bloodlines. Mimo to nie potrafię podsumować „fabularnej” części gry innym słowem niż ‚słaba’.

To samo można w zasadzie powiedzieć o całej historii opowiedzianej w grze. Już na starcie kontaktuje się z nami „Anioł stróż”, który od tej pory będzie nas prowadził za rękę aż do ostatecznego starcia. W międzyczasie nie dowiadujemy się w zasadzie niczego ciekawego na temat skarbca i kosmitów, którzy go stworzyli. Od początku do końca zabawy pokonujemy kolejnych hersztów bandytów, by nagle dowiedzieć się, że ich odstrzelenie w magiczny sposób doprowadziło nas do celu podróży. Koniec rozgrywki przychodzi niespodziewanie i jest nieciekawy. Po ostatniej walce z bossem równie słabym jak pozostali (choć sporo większym od reszty) pozostaje uczucie niedosytu, a studio Gearbox, śmiejąc się nam w twarz, zapowiada kolejną odsłonę Borderlands i w akcie łaski pozwala przejść tę właśnie ukończoną jeszcze raz. Z gry wyparował również świetny, nieco ordynarny humor, który prezentował robot Claptrap w materiałach promocyjnych.

Uczta dla oczu

Zapewne dziwisz się więc drogi czytelniku, że recenzowana produkcja otrzymała tak przyzwoitą ocenę. Skąd się ona wzięła skoro tak krytykuję dzieło studia Gearbox? Sprawa jest prosta. Tytuł ten w zasadzie w pojedynkę ratuje fenomenalna oprawa graficzna. Mniej więcej w połowie produkcji stwierdzono, że w Borderlands lepiej wyglądać będzie grafika wykonana w technologii cel-shading. Postanowiono więc porzucić realizm na rzecz komiksowej kreski. Część gotowego dzieła wyrzucono do kosza i zastąpiono je tym, co widzicie na fotkach. I to był strzał w dziesiątkę.

Borderlands to jeden z tych tytułów, które w tym roku musi obejrzeć każdy szanujący się gracz. Wielbiciele fotorealizmu nie mają tu czego szukać. Osoby, które doceniają styl, dobry smak i pomysłowość, rozkochają się w grze już po obejrzeniu otwierającej ją cutscenki. Projekty postaci, broni, budowle (choć do 90% z nich nie możemy wejść), krajobrazy i poszczególne lokacje po prostu rzucają na kolana. Każda kolejna plansza to w zasadzie uczta dla oczu. Dzieło Gearbox to jedna z najpiękniejszych i najbardziej oryginalnych gier tego roku.

I to właśnie grafika w duecie z udźwiękowieniem wywindowała ocenę gry i uratowała produkt, który mógł podzielić los tragicznego Hellgate: London. Dzięki niej Borderlands jest jasną gwiazdą wśród ledwo świecących karzełków. W zasadzie jedyna rzecz, do której można się tu przyczepić to kolorystyka. Prawie cała Pandora jest brązowo-bura. Ciężko jednak uznać to za wadę, ponieważ właśnie tak wyobrazili sobie tę planetę ludzie z Gearbox. Ma ona pustynny, jałowy charakter. Mimo to częstsze używanie bogatszej palety barw na pewno nie zaszkodziłaby grze.

Podobnie jest zresztą z udźwiękowieniem. Stoi ono na wysokim poziomie, choć niestety nie jest ono aż tak rewelacyjne jak oprawa graficzna. Każda broń brzmi trochę inaczej, a jednocześnie ma swoją dźwiękową moc, kopa. Króciutkie teksty wygłaszane przez postaci dodają im klimatu. Podobnie jest z muzyką. Delikatne, tajemnicze gitarowe kawałki są świetnym towarzyszem, kiedy przemierzamy pustkowia Pandory. Gdy zaś wkroczymy do akcji nabierają tempa, stają się ostrzejsze, drapieżne. Muzycy wykonali tu kawał dobrej roboty. Ich pracę trzeba pochwalić, co oczywiście robię.

Pandora nie lubi samotników

Ok, muszę się przyznać do tego, że odrobinę nagiąłem fakty w poprzedniej części tekstu. Gry nie ratuje jedynie jej świetna oprawa audio/wideo. Produkcja ta staje się w zasadzie zupełnie innym tytułem kiedy przechodzimy ją ze znajomymi.

W trybie co-op jednocześnie bawić możemy się nawet z trzema kolegami lub koleżankami. I właśnie w ten sposób należy grać w dzieło Gearbox. Wirtualna masakra, którą urządzamy na ekranie i przyspieszone tempo rozgrywki zupełnie zmieniają oblicze Borderlands. Wspólne kończenie zadań, polowanie na mocniejsze potwory, walki na arenie są tym, co napędza recenzowaną pozycję. W grze możemy nawet toczyć pojedynki o najlepsze przedmioty. I choć naturalnie można ją ukończyć samemu, to robienie tego wspólnymi siłami wydaje się być jedynym słusznym rozwiązaniem. Zresztą nawet jeśli wolisz grę single player, to możesz na kilka chwil dołączyć do grupy awanturników na wysokich poziomach i szybko zdobyć dużą liczbę punktów doświadczenia oraz mocnych przedmiotów, które przeniesiesz do swojej własnej „kampanii”. Nie da się jednak nie zauważyć, że tryb kooperacji jest jednym z trzech najbardziej udanych elementów gry.

Potworki

Buziaki na pożegnanie?

Niestety Borderlands to też zbiór większych i mniejszych bugów. Dzieło studia Gearbox należy do tych tytułów, które powinny trafić do sklepów z naklejką „bez łatania nie ma grania”. Swoją przygodę musiałem zaczynać trzy razy ponieważ przy pierwszych dwóch podejściach kiepsko napisane skrypty nie pozwoliły mi ukończyć samouczka. Niezałatana gra może usunąć wszystkie już zdobyte punkty umiejętności (kiedy gramy w sieci). Jako, że oceniam produkt w takiej wersji, w jakiej go kupujemy, końcowa ocena zostaje obniżona przez te, dość poważne wpadki.

Skarb?

Koniec końców Borderlands okazał się przyzwoitą produkcją, choć nie aż takim hitem jak zapowiadano. Narzekać można zarówno na tę część gry, w której strzelamy, jak i na nadużywanie słowa RPG przez studio Gearbox. Z takimi grami recenzowany tytuł nie ma zbyt wiele wspólnego. Potrafi on jednak oczarować i przytrzymać gracza przed pecetem. Setki przedmiotów do zebrania, długość przygody, możliwość grania ze znajomymi i fenomenalna oprawa graficzna czynią z niego produkt wart uwagi. W moje ręce trafił ciekawy więc, ale niedopracowany tytuł. Liczę na to, że Borderworlds, o którym plotkuje się od jakiegoś czasu, nie powieli schematów z recenzowanej gry. Ta zaś otrzymuje ode mnie ocenę 7,5 choć muszę zaznaczyć, że osoby zamierzające przechodzić ją ze znajomymi mogą ją podwyższyć o maksymalnie pół noty.

Czy wybuchowy koktajl składający się z elementów strzelanki i gry RPG, przyprawiony świetną grafiką i równie udaną oprawą muzyczną może być niesmaczny? Wydawać by się mogło, że jest to niemożliwe. Doświadczenie pokazuje jednak, że nawet do tak ciekawie zapowiadających się tytułów jak Borderlands, powinniśmy podchodzić z odrobiną lęku, ostrożności.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

8 KOMENTARZE

  1. Gra mile mnie zaskoczyła. Niepozorny shooter z elementami RPG i klimatyczną muzyką. Jak dla mnie singleplayer już wystarcza do dobrej zabawy. Gra w pełni casualowa, dla kogoś kto chce pograć od czasu do czasu. Mnóstwo broni i banalnie prosty, ale skuteczny system ich porównywania między sobą. Warto spróbować.

  2. Mmmm. . . czekałem na tą reckę!Borderlands jest grą dobrą a nawet chwilami bardzo dobra(multi coop)i porównywanie jej do „pomiotu”pokroju Hellgate London to jakieś nieporozumienie. . . U mnie ta gra dostaje na starcie 8-8. 5 -wersja PC. Już dawno nie sprawiło mi tak wielkiej przyjemności latanie z gunem(z setkami gunów -tyle chociaż zdołałem liznąć)i rozwalanie wszystkiego co się rusza w okolicy,miażdżenie,rozjeżdżanie kłucie nożem wszystkich form życia w tej grze:D. Większość opisanych „mankamentów” w powyższej recenzji IMHO jest umieszczona na wyrost-zły system inwentarzu -mi wszystko pasuje 4 sloty na bron,3 na dodatki -gra i buczy!;punkty po 5 poziomie na 50 możliwych -5 poziom uzyskujesz tak szybko,ze nawet nie wiesz kiedy;kolory broni?-każdy kto grał w Diablo czy inne takie od razu zaczai kolorystkę odwołującą się do częstotliwości występowania „zabawek’ w grze. System porównywania !-proszę. . . dla mnie czytelny. Jeżeli chodzi o bugi,to przeszedłem całą bez żadnego najmniejszego zgrzytu(singiel) tyle że miałem wersję ang. Tak więc po raz kolejny należą się gratulację naszemu „najlepszemu” wydawcy made in poland(którego nazwy nie wymienię) bo jeszcze przerwałby z zachwytu prace nad patchem polonizującym -nad którym pracuje w pocie czoła. . . Jeżeli chodzi o multi to rzeczywiście słyszałem o „znikaniu’ i traceniu postaci. . . mi się to nie zdarzyło. Więc stwierdzenie „że bez pacza (raczej bez aktywacji) nie pograsz” -odnosi się raczej do innej gry tego samego wydawcy (czekam na reckę tej gry z utęsknieniem. Jedyne do czego mam zastrzeżenia to rzeczywiście małe urozmaicenie modeli przeciwników w grze,chociaż nie jest wcale aż tak źle. . . po prostu tu chodzi o inny system ich podziału i stopniowania (zły,bardziej zły,baardzo bardzo zły itp:) w zależności od ich poziomu. No ale co nie zmienia faktu że modeli mogłoby być więcej. Jasne,że wykreowanie własne postaci byłoby miodne:) ale nie jest źle moim zdaniem. . . Sprawa Bosów rzeczywiście została ‚skopana’. . . jest za łatwo pomimo bardzo ciekawie i jajcarsko (alaTarantino)zrealizowanych „wizytówkach” danych postaci. Grafika(przerysowana-w dobrym znaczeniu tego słowa)pozwala zachować odpowiedni dystans do gry a audio(J. Kyd i inni)oddające w pełni klimat Pandory. Jeżeli chodzi o strzelanie- kapitalne! Szczególnie przypadły mi do gustu rewolwery,których ciężar i „szybkostrzelność” wręcz czuć w dłoniach. To tyle moich wrażeń na temat tej gry. . . -naprawdę warto w nią zagrać a jeżeli lubisz madmaxowe i nie koniecznie falloutowe klimaty,i podejście z przymrużeniem oka to na pewno spędzisz ma Pandorze więcej niż 12 dni;)

  3. Rozumiem, iż stylistyka i klimat mogą się co poniektórym podobać, ale ja dla mnie, grę można określić w zasadzie jednym zdaniem:Pusto, sztucznie i nudnie.

  4. jest to gra ktora przywrocila we mnie nadzieje , ze moge w cos grac dluzej niz przyslowiowe 12 dni, jedna z lepszych gier tego roku

  5. powiem wam, ze w istocie – jest to gra gdzies na 7. 5 jesli pyka sie w singlu. nie mialem okazji jeszcze przetestowac multi, natomiast rozrywka jest nawet fajna. szkoda, ze krajobraz jest malo urozmaicony, ale za to wejsc do obozu bandytow o 2-3 levele wyzszych potrafi byc niezlym przezyciem. skadinad wciagajaca gra, na tyle, ze zawalilem konsultacje z projektu w poniedzialek.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here