Każdy, kto miał okazję zakupić Mass Effect 2, nie ma powodów by czuć się rozpieszczonym dodatkową zawartością dla tego tytułu. Od czasu premiery kanadyjskie studio zaoferowało trzy darmowe misje, związane z kolejnym członkiem ekipy, Normandią i nowym pojazdem. Udostępniono też zestawy ubrań i przedmiotów (również te za całkiem realną gotówkę) oraz dwa płatne questy. To właśnie drugi z nich jednocześnie wpadł w ręce osób bawiących się przy komputerach osobistych i konsolach Xbox 360.
Potrzeba było dwóch miesięcy od czasu premiery Kasumi’s Stolen Memory, by przemierzający galaktykę jako Shepard, mogli ujrzeć kolejne zlecenie. Na szczęście Nadzorca to chyba pierwszy prawdziwie udany add-on dla ME2. O ile darmowe misje były co najwyżej średnie, a pomoc zabójczyni pozostawiła po sobie uczucie niedosytu, DLC zatytułowane Overlord to wreszcie krok we właściwą stronę.
Usunięcie Mako Mass Effect odbiło się pozytywnie na całokształcie rozgrywki, jednak wyeliminowało uczucie eksploracji, tak bardzo pożądane przez graczy. Nie sądzę jednak by uzbierała się zbyt duża grupa osób chcących po raz kolejny przeszukiwać ulice Cytadeli czy Omegi (zakładając, że nie pokazano by zupełnie nowych części tych miejsc). Pierwszą pozytywną wieścią jest więc fakt, że w nowej misji przeniesiemy się do „świeżego” systemu – Typhon – a konkretniej na znajdującą się w nim planetę Aite.
…zaczynałem uznawać wizję DLC stworzoną przez BioWare za niewypał…
Overlord nie wymaga od nas jakiegokolwiek wcześniejszego przygotowania. W dowolnym momencie, o ile jesteśmy na etapie pomiędzy powrotem na Normandię a wykorzystaniem przekaźnika Omega, możemy wybrać się we wskazane na mapie miejsce i zacząć realizację dodatkowej misji. Pojawia się tu pewna nielogiczność, czy też niewłaściwe umiejscowienie chronologiczne. Jako że pobrałem DLC na konsoli innej niż mój stary Xbox 360, na którym kończyłem wcześniej ME2, a nie miałem możliwości wykorzystania starych stanów zapisu, zmuszony byłem do wykonania początkowych misji od nowa. Tym samym zaraz po prologu i misji na Freedom’s Progress, mogłem wybrać wizytę na Aite. Problem w tym, że Shepard i spółka zostają tam zrzuceni w czołgu Hammerhead, wprowadzonym wcześniej przez darmowe rozszerzenie, którego to… nie miałem jeszcze okazji zdobyć.
Pomijając ten fakt, gdy już trafiamy na miejsce, zdajemy sobie sprawę, że ośrodek badawczy został zdewastowany, a pracujący w nim ludzie zabici. Rzecz jasna w pogromu uniknął jedynie jeden człowiek, który najmniej na to zasługiwał. Jest nim doktor Gavin Archer, który ściąga nas do jednej ze stacji, by potwierdzić już i tak podejrzewaną rzecz – na planecie prowadzono badania nad połączeniem umysłu ludzkiego i sieci gethów, by tym samym zwiększyć szanse na walkę z tą rasą. Coś jednak poszło nie tak, a wykreowana w tym procesie Wirtualna Inteligencja przejęła władzę nad poszczególnymi lokacjami, reaktywując oddziały uśpionych przez długi czas istot.
Zadanie zaczyna się od bardzo wybuchowego uniemożliwienia WI wydostania się poza Aite, by następnie wyłączyć dwie stacje i zakończyć przygodę w zaskakująco efektowny sposób.
Nie zawiodą się wszyscy, którzy docenili Mass Effect 2 za jakże bogate elementy strzelanki. Eliminowania kolejnych oddziałów gethów i robotów strażniczych jest tu pod dostatkiem, na szczęście to nie wszystko, co znajdziemy w DLC. Wspomniany wcześniej Hammerhead przydaje się kilkakrotnie, zarówno jako środek transportu, jak i narzędzie do odstrzeliwania wszystkiego, co nasz radar oznaczy jako stanowiące zagrożenie. Niestety o ile poruszanie się po planecie „daje radę”, walka po raz kolejny pokazuje słaby projekt tego pojazdu. Choć Aite w dużej mierze przypomina Ziemię pod względem ukształtowania, świat ten poprzecinany jest rzekami lawy, które przyjdzie nam pokonać. Szkoda, że element ten nie został zrealizowany bardziej dynamicznie – w tej chwili jest to raczej mozolne odbijanie się od płyt tektonicznych, tak by nie utonąć w ognistym morzu i dotrzeć na drugą stronę.
Nie łudź się, on wyjdzie z więzienia
Pojedynki, przy jakże obszernym zasobie broni składającym się z jednego działa, wydają się atrakcyjne tylko dla osób, które tęsknią za czasami Mako – z małą siłą ognia skaczemy po lokacjach jak głupi, próbując wystrzelić maksymalną liczbę pocisków i jednocześnie uniknąć wrogich kul. Sytuacji nie ratuje też „ożywienie” pojazdu przez wprowadzenie do niego głosowego systemu ostrzegania o niebezpieczeństwie. Marnie wypada też pseudo-GPS, pokazujący nam jaką drogę powinniśmy obrać. Co najmniej dwukrotnie wywodzi to gracza w ślepy zaułek, nawet nie sugerując, że trzeba objechać całe wzgórze.
Mile zaskoczył mnie za to projekt poszczególnych poziomów oferowanych przez dodatek. Nowa planeta jest śliczna, naprawdę przykuwa wzrok, tymczasem każda ze stacji wygląda nieco inaczej, a tym samym ma swój dość wyjątkowy klimat. Z czterech dostępnych miejsc najbardziej spodobało mi się wędrowanie w okolicach talerza satelitarnego, targanych mocnymi podmuchami wiatru, oraz w zniszczonym statku gethów. Twórcom z BioWare udało się miejscami stworzyć naprawdę unikatowy, nieco niepokojący klimat. I tak np. idąc korytarzem zapełnionym dezaktywowanymi obcymi tylko czekamy aż któryś z nich poruszy się, wymierzając w nas broń. Rzecz jasna tak wreszcie się stanie, ale nie w momencie, którego można się spodziewać.
Przejście Nadzorcy zajęło mi dokładnie dwie i pół godziny, co jest czasem dość satysfakcjonującym. Prawdę powiedziawszy dodatkowe zadanie sprawiło mi więcej frajdy niż część misji lojalnościowych, jakie wykonywaliśmy dla werbowanych przez nas członków załogi w podstawowej wersji gry. Zabawa jest wystarczająco zróżnicowana i na tyle intensywna, by utrzymywać naszą uwagę przez od początku do końca, a jednocześnie tak skondensowana, by po jej zakończeniu pozostawał niewielki niedosyt i towarzysząca mu nadzieja na kolejne tego typu DLC.
Gethshot!
Chcąc uniknąć tu jakichkolwiek spoilerów, nie mogę dokładnie omówić finału, który stanowi jeden z najlepszych elementów Overlorda. Jeżeli główna kampania ME2 miała miejscami tendencję do pozostawienia kwestii moralności na uboczu, tu wybór między jednym złem a drugim jest mocno zarysowany. Głęboko liczę na to, że BioWare zdecyduje się przenieść do Mass Effect 3 także decyzje z add-onów, zwłaszcza że ich efekty mogą być dość zaskakujące, mocno wpływające na rozgrywkę.
Pozytywnym zaskoczeniem były też elementy humorystyczne, nie wyróżniające się przesadnie, ale obecne w niektórych momentach, kształtujące Sheparda na nieco cynicznego, doświadczonego w boju dowódcę. Negatywnym kontrastem dla tego elementu byli niemi towarzysze – zakładam, że rozszerzenia dla gry powstają w podobnym czasie, a tym samym liczyłem, że przynajmniej Kasumi i Zaeed otrzymają własne linie dialogowe. To ich wziąłem na wyprawę na Aite, jednak żadne z nich nie wypowiedziało nawet słowa, podobnie jak inni kompani. Szkoda, ponieważ fabuła dodatku byłaby znakomita dla komentarzy ze strony Legiona, Grunta czy Subject Zero.
Chyba po raz pierwszy w przypadku moich popremierowych spotkań z Mass Effect 2 poznawanie dodatkowej zawartości powiązane jest głównie z pozytywnymi wrażeniami. To dobry znak, ponieważ powoli zaczynałem uznawać wizję DLC stworzoną przez BioWare za niewypał. Overlord nie jest produktem idealnym, ale najlepszym z dotąd stworzonych, bijącym momentami wykonanie niektórych elementów podstawowej gry. W naszej skali otrzymuje on ode mnie mocną siódemkę. Przez dystans stworzony przez poprzedników i z nadzieją kierowaną w stronę kolejnych dodatków. A póki co wracam na Normandię, koniec przekazu.
BioWare w ostatnim czasie zawodziło na polu dodatków do Dragon Age: Origins i Mass Effect 2. Czy studio tak zasłużone dla gatunku RPG faktycznie nie potrafi zrobić czegoś zjadliwego?
Fajnie że recka tak szybko. Plusik dla Was : ). Tylko dopiero teraz zauważyłem ;pTo Overlord wygląda bardzo fajnie ale ja wciąż do płacenia za DLC przekonany nie jestem. . . Poza tym jak jeśli to bym kupił to i Kasumi trzeba. Chyba poczekam na grę w wersji Classic/GOTY – moze wyjdzie ze wszystkimi dodatkami ; )