De Blob narodził się jako luźny pomysł w głowach błyskotliwych amerykańskich studentów. Ośmiu kumpli wyprodukowało technologiczną demonstrację, polegającą na przemieszczaniu się kolorową, glutowatą postacią po monochromatycznym świecie i mazaniu farbą po czym tylko się da. Niemowlęctwo nie wróżyło de Blobowi sukcesu. Na szczęście projekt wpadł w oko forsiastemu wydawcy, który dzięki odpowiednim nakładom przemienił brzydkie kaczątko, w jedną z najlepszych gier na Wii.
Agent Blob…
Czerwony…
Zespół Blue Tongue podszedł do sprawy poważnie. Założenia gry pozostały niezmienione. Gracz wciela się w rolę de Boba, członka graficiarskiego ruchu oporu, walczącego z najazdem INKT Corporation. Agresor dosłownie i w przenośni pozbawił spokojną krainę kolorytu, mieszkańców zaprzęgając do katorżniczej pracy przed komputerami, co swoją drogą brzmi dziwnie znajomo, jeśli nie ironicznie. De Blob i jego ekipa wkraczają do akcji z zadaniem przywrócenia życiu „barw szczęścia” i wyciągnięcia ludności z okowów szarej egzystencji.
Fabuła zaskakująco, jak na platformówkę, względnie trzyma się kupy. Zastępy Inkiesów i ich fascynacja szarzyzną bez pudła kojarzy się z komunistami, a autorzy budowują na tej analogii kolejne zabawne scenki. Jestem ostatnią osobą, która doszukiwałaby się w platformówkach głębszych przekazów, ale jako dziecko stanu wojennego z uśmiechem przyglądałem się subtelnej parodii socrealizmu. Pomiędzy poziomami autorzy serwują humorystyczne filmiki przerywnikowe, budujące pozytywny, relaksacyjny klimat. Już od introdukcji staje się jasne, że de Blob to pozycja nie tylko z jajem, ale w dodatku jajem wysokobudżetowym.
Zamocz sobie pędzel
Główny tryb gry składa się z 10 olbrzymich plansz. Celem jest dotarcie do finiszu przed upływem limitu czasu. Żeby nie było za łatwo każdy poziom jest podzielony na strefy, które można przekroczyć dopiero uzyskując określoną pulę punktów, otrzymywanych przez zamalowywanie scenografii. Tytułowy de Blob zachowuje się jak pędzel i po zanurzeniu go w farbie zabarwi na dany kolor wszystko, czego dotknie. Jeżeli nakarmicie go czerwoną farbą i muśniecie stojący nieopodal budynek, od podmurówki po dach pokryje się lśniącym karminem. Kolory można ze sobą mieszać, czy to dla osiągnięcia lepszego efektu artystycznego, czy to spełniając wymogi pojawiających się tu i ówdzie zadań, natomiast niektóre budowle wymagają zużycia określonej ilości barwnika Brzmi prosto? Oczywiście. Ale właśnie w prostocie i mechanice gry tkwi siła nowej gry THQ.
Oto Bloby…
Niektóre powierzchnie są bardzo trudno dostępne. Żeby dostać się na szczyt wieżowca, gdzie akurat wypatrzycie niezamalowany kawałek billboardu, trzeba będzie ostro się napocić, a czasem przez parę sekund pogłówkować. Każdy zamalowany metr kwadratowy kosztuje pewną liczbę barwnika, więc lepiej mieć na uwadze, żeby Blob cały czas był dobrze odżywiony. Jest lecz druga strona medalu – im więcej ma w sobie farby tym staje się większy i mniej sterowny. Dzięki temu system trzyma przy grze i nie chce puścić– z pozoru jest prosty, ale oferuje dużą dowolność, a dzięki intuicyjnemu sterowaniu łażenie Blobem daje mnóstwo radochy. Klawiszologia jest przystępna, choć oszczędna – namierzanie celu i tak uwielbiany przez fanów gatunku wall-jumping, to w zasadzie jedyne bardziej skomplikowane manewry.
Na każdej planszy znajdziecie dziesiątki różnych zadań, dzięki którym nabijecie punkty. Zarówno wyścigi wzdłuż wytyczonej trasy, jak walka z przeciwnikami poprzez nieśmiertelne skakanie na głowę, czy malowanie budynków na zadany kolor są niesamowicie miodne. Autorzy odrobili pracę domową i wyrzeźbili w zero-jedynkowym kodzie fantastyczne poziomy, każdy z mnóstwem zakamarków i bonusów. Nawet pomimo tego, że każdy z nich rozpoczniecie w biało-czarnej scenerii nie czuć ani joty znużenia. Natomiast końcowy widok wymalowanego w ciapki miasta po prostu wymiata.
Co krok czyhają pułapki i liczni wrogowie. Każda kolejna plansza dorzuca nowe zagrożenia i mechanizmy, więc nie ma możliwości, że dopadnie was monotonia. O ile początkowe levele to w zasadzie bezstresowe malowanie, to poziom trudności stopniowo rośnie, osiągając punkt, w którym plansze staną się wyzwaniem. Nigdy jednak nie rzucicie we wściekłości padem o ścianę, chyba że wyślizgnie się ze spoconych łap podczas kilkugodzinnych partii. Bo de Blob wciąga jak Jimi Hendrix w najlepszych latach.
Nabałaganił…
Potęga tego produktu drzemie w jego uniwersalności i dopracowaniu. Poziomy są ogromne. Przejście jednego z dobrym wynikiem zajmuje ponad godzinę! Natomiast po jego zaliczeniu odblokowują się etapy bonusowe. Żeby popchnąć fabułę i bez stresu pobawić się softem wystarczy, że zbierzesz tylko niezbędną, przystępną ilość punktów. Blue Tongue wspaniale zbalansowało rozgrywkę, kierując ją jednocześnie do hardkorowców, jak i niedzielnych graczy. Na tych pierwszych czekają liczne bonusy, naliczane procenty wymalowania poziomu, medale za osiągnięcia, poukrywane obiekty i pakiet trudnych zadań na planszach. Na drugich zgrabne scenki przerywnikowe i frajda z interakcji ze scenografią. Każdy może z tej gry wziąć to, na co ma ochotę.
Autorzy odrobili pracę domową i wyrzeźbili w zero-jedynkowym kodzie fantastyczne poziomy, każdy z mnóstwem zakamarków i bonusów.
Graficzne atrakcje
Nie bez znaczenia jest techniczna strona gry. Znowu trzeba sięgnąć do słownika superlatyw. Blob nie tylko pomyka w 60 klatkach animacji, w trybie 480p, może pochwalić się implementacją silnika Havok, dzięki któremu efektownie rozwalicie znaki drogowe i ławki w parkach, ale dorzuca do tego fantastyczny, oryginalny design. Jedyną rysą na diamencie byłby brak prawdziwego dubbingu. Zamiast tego postacie pohukują i burczą w tradycyjnej platformowej manierze. Jednak przy kreskówkowej konwencji można to twórcom wybaczyć, szczególnie, że w zamian za to dostajemy dynamiczną ścieżkę dźwiękową, która dopasuje się do naszych poczynań. Wspaniałym patentem jest podłożenie wokalu, lub gitarowej solówki pod akcję malowania powierzchni. Dzięki takiemu drobiazgowi nie tylko będziecie chcieli pokolorować kolejne obiekty, ale jeszcze zrobić to po swojemu, w odpowiednim tempie, wpływając dynamicznie na soundtrack. Mistrzostwo.
Miasto…
Autorzy pomyśleli o wszystkim. Dołożyli galerię filmów i obrazków, tryb w którym zrelaksujecie się malując bez limitu czasowego oraz opcję rozgrywki wieloosobowej. Na odblokowanie czekają szkice, filmy i screeny z procesu produkcji. Szkoda, że nie wszyscy developerzy starają się tak odwdzięczyć za kasę jaką wydajemy na ich produkty. Kilka drobnych usterek, jak nieco zbyt wymagający system skakania poprzez machnięcia wiilotem, czy delikatnie kopnięta kamera to naprawdę pryszcz na tle niemal perfekcyjnego pakietu, jaki dostaniecie w pudełku.
Gra studia Blue Tongue zdobyła moje serce szturmem, choć z zaskoczenia. Jej urok trudno zamknąć w słowach recenzji lub filmiku na youtubie, a grywalność rozlewa się szeroko poza sztywny opis systemu. Blob jest dopieszczony w każdym aspekcie, natomiast samo Blue Tongue deklasuje dokonania większości bardziej znanych developerów. Ode mnie za ogrom i efekt pracy Panie i Panowie z Blue Tongue otrzymują owacje na stojąco i odpowiednią cenzurkę. Dawno już nie mogłem tego napisać z czystym sercem – idź do sklepu, zrób sobie przyjemność, kup tę grę. Mi osobiście podeszła bardziej niż Mario Galaxy. Lepszej rekomendacji nie jestem w stanie wymyślić.
Ile razy słyszeliście już, że gry platformowe umarły? Ja na pewno o kilka za dużo… Na szczęście podczas panującej dziś generacji konsol trudno narzekać. Developerzy starają się jak mogą, żeby fanom gatunku żyło się lepiej. Mario Galaxy, Little Big Planet i Braid to spektakularne osiągnięcia nowej myśli producenckiej. Teraz ukradkiem dołącza do nich De Blob, który zamyka usta zrzędom i niedowiarkom jednym chluśnięciem farby.
Zgadzam się z autorem tekstu, ta gra jest niemal doskonała, dopracowana w każdym aspekcie a muzyka wręcz genialna. Każdy posiadacz Wii powinien w nią zagrać.
Gierka cud i miod. . . Troszke bym jednak obnizyl ocene za zbyt niski poziom trudnosci. Mozna by to jakos regulowac a nie ma nawet takiej opcji i jest po prostu o wiele za latwo. Ale moze tak mialo byc w zamierzeniu tworcow gry – Bezstresowo?
Gdyby ta gra wyszła na ps3, Sony mogłoby użyć gameplayu do reklamy nowych modeli Bravii 😛 gra na pewno jest świetna, tylko szkoda, że polski dystrybutor Wii dyktuje tak wysokie ceny. Może zagram jeszcze kiedyś w Super Mario Galaxy i Metroid Prime. . .
Robiona na bardzo zacnym silniku graficznym OGRE. Cios w twarz wszystkim tym, którzy uważają, że na darmowych bibliotekach nie da się zrobić dobrej gry.