Życie takiego zabijaki jak nasz bohater nie jest jednak proste. Na starcie nie mamy żadnej broni oprócz szpili do włosów odebranej pani kapitan okrętu, na pokładzie którego właśnie się znaleźliśmy. Pierwsze parę godzin zabawy sprowadza się więc do skradania się i cichego eliminowania wrogów. Dość szybko wzrasta jednak liczba dostępnych broni. Szpilę uzupełniają podwójne ostrza znane ze screenshotów. Po kilku chwilach „w pleckau” znajdziemy też pałkę i potężny nóż bojowy.
Kryj się!
Locusty? W tej grze?
Początkowa część kampanii podobała mi się o wiele bardziej od drugiej. Chowanie się, unikanie przeciwników, dawało mi sporo radości pomimo tego, że nie jest skomplikowane. Kiedy zdobędziemy broń palną gra zacznie nas zasypywać większą ilością wrogów i zamieni się w niezbyt skomplikowaną strzelankę. Nasz arsenał uzupełnią opisywany już karabin szturmowy, strzelba, broń rażąca prądem i pistolet. Niestety jako strzelanka Assault on Dark Athena nie podbije świata. Nie zrozumcie mnie źle, tytuł ten nie jest słaby, ale też pod tym względem nie rzuca na kolana. Ot chowamy się za osłonami i eliminujemy (można wystawiać samą broń i strzelać na ślepo) kolejnych niezbyt inteligentnych wrogów.
Minusem tej produkcji jest także jej liniowość. W trakcie zabawy ani razu nie mogłem zboczyć z ścieżki wyznaczonej przez jej autorów. Same zadania do wykonania również nie zachwycają. To raczej standardowe przynieś przedmiot A z lokacji B dla postaci C. To odblokowuje lokację D, w której ukryto przedmiot E itd. Na całe szczęście od czasu do czasu podczas misji musimy popisać się zręcznością albo umiejętnością poruszania się w cieniu. Spotkamy się też z wariacją dobrze znanego „wsiądź do stacjonarnego działka” i przejmiemy kontrolę nad jednostkami wroga, za pomocą których przerzedzimy jego szeregi. Choć znów nie jest to nic odkrywczego, to przerywniki te pojawiają się we właściwych momentach i pozwalają w zasadzie zapomnieć o tym, że już je widzieliśmy w innych tytułach.
Co tak narzekasz?
Rzeczywiście z tego co napisałem do tej pory można wywnioskować, że jest to dość przeciętny tytuł. Na tle innych gier wyróżnia go jednak kilka elementów, które dla mnie są kluczowe w każdej omawianej pozycji (choć wielu graczy traktuje je jedynie jako niewiele znaczący dodatek). Myślę tu o kapitalnej muzyce, która znakomicie uzupełnia to, co dzieje się na ekranie telewizora/monitora. Jeszcze lepiej wypadają głosy aktorów. Już dawno nie słuchałem tak znakomicie przygotowanych dialogów. Może was to zdziwi, ale fenomenalnie wypadł tu Vin Diesel. Tego trzeba po prostu posłuchać, by docenić klasę i wysiłek osób wcielających się w poszczególne postaci. Warto także dodać, że w trakcie zabawy oprócz Vina usłyszymy rapera Xzibita i Johna „Bendera/Marcusa Fenixa” Di Maggio. Udźwiękowienie w Assault on Dark Athena zasługuje na szkolną szóstkę.
Wesołe jest życie górnika
Na słowa uznania zasługuje także ciężki klimat tego tytułu. Praktycznie wszyscy są tu chciwymi chamami, którzy nie znają uczuć takich jak litość czy miłość. Nie potrafią też bezinteresownie pomagać bliźnim. Jeśli już spotkamy kogoś, kogo moglibyśmy nazwać „dobrym”, to jego życie albo właśnie dobiega końca, albo zamienia się w piekło. Ci, którym podobały się filmowe przygody Riddicka na pewno polubią to, co zobaczymy w trakcie przechodzenia gry.
Panie Riddick, litości…
Przyznam szczerze, że kilkanaście miesięcy temu grałem, ale nie skończyłem Escape from Butcher Bay. Assault on Dark Athena jest więc dla mnie (i osób takich jak ja) produkcją, której warto się przyjrzeć. To przyjemna grą akcji, przy której spędzimy kilka wiosennych wieczorów. Znajdziemy w niej także tryb multiplayer. Niestety na jego temat nie mogę nic napisać ponieważ w wersji testowej był on niedostępny. Nie wiem jednak czy przy obecnych cenach nowych produkcji omawiana gra zainteresuje tych, którzy przeszli pierwszą część elektronicznych przygód Riddicka. O tym opowiemy już w recenzji Chronicles of Riddick: Assault on Dark Athena, którą na Valhalli przeczytacie niebawem.
Klimat, klimat, klimat!!! Ta gra aż nim ocieka, a sam Riddick to ścisła czołówka antybohaterów w ogóle. Bardziej cenię sobię tylko Kurgana z Highlandera w wykonaniu Clancy’ego Browna. Do czasów Pitch Black nie lubiłem Vina Diesel’a, ale jego kreacja Rididdicka to mistrzostwo świata, a sam Riddick – The Ultimate Badass. Najlepsza gra na bazie filmu jaka do tej pory wyszła.
Eee. . . ale premiera była z jakiś miesiąc temu.
Świetna gra. Dwa dni temu skończyłem i gram drugi raz. Odnowiony Escape from BB, a potem od razu AODA naprawdę daje radę. Świetna grafa. Światłocień najwyższych lotów. Całą gre można przejśc niemal się chowając i zarzynajac typów od tyłu. Świetne teksty i mistrzowskie wokale. Dorosły klimat gry jak najbardziej mi podchodzi. Niektóre twarze wyglądają nieziemsko.
Świetna gra, stara kampania w nowej szacie graficznej jest jeszcze lepsza, zaś nowa kampania idąc w ślady starej daje nam 2 razy więcej tego co lubimy. To murowany kandydat do gry roku
Dziwne. CDP podaje, że premierę wyznaczono na dzień dzisiejszy.
Bo widocznie chodzi o premierą polską. Tylko kto by sie nią przejmował, skoro ci, którzy chcieli jak najszybciej grę kupic, już ją mają lub nawet skończyli. . .
Tylko, że w wersji na PC gra ma chory DRM, naprawdę trzeba się zastanowić czy warto to kupować, bo znając życie legalni użytkownicy będą mieli przesr. . . Nie namawiam do szukania torrentów. Na pewno za jakiś czas będzie w taniej serii bez DRM. 🙂
Dla mnie Dark Athena to lekkie rozczarowania. Gra od strony technicznej zupelnie sie nie zmienila. Konwencja jest tez identyczna i tak naprawde mozna sie lekko znudzic. Caly czas wykonujemy to samo i w taki sam sposob co w Escape. Tak naprawde powinna sie ona ukazac kilka lat temu jako mission pack, a nie jako oddzielna gra w 2009 roku. . . Oczywiscie gra ma swoje momenty. Niektorzy NPC sa naprawde fajni, a i poszczegolne poklady statku maja kilka ciekawych lokacji. Przeszedlem tylko czesc gry i byc mzoe jeszcze cos sie poprawi, jednak poki co jestem zmeczony ta powtarzalnoscia. Poza tym mam wrazenie, ze Athena jest znacznie latwiejsza od Escape. Odkad na poczatku gry zdobywamy te zagiete „kasteto-noze” (nie pamietam jak to sie nazywa) to wlasciwie nikt nam juz nie podskoczy. . .