Dla wielu graczy weekend to okres kiedy mogą w pełni poświęcić się swojemu ulubionemu zajęciu. Wolni od codziennych obowiązków zasiadamy przed komputerami bez obaw, że cokolwiek będzie nas od nich odrywać. Dla wielu, szczególnie tych nieco starszych to właściwie jedyny okres kiedy mamy czas pograć. Z łezką w oku wspominam czasy liceum czy studiów, podczas których nie odczuwałem tego typu ograniczeń. I choć pozornie niewiele się zmieniło zmiana jest odczuwalna.
W piątek wpisując się do wątku „weekendowe granie” na pierwszym miejscu umieściłem F.E.A.R. – zdecydowanie najpoważniejszą z gier, w które obecnie gram. Kiedy w sobotę odpaliłem ją z ambitnym planem przejścia przynajmniej kilku etapów znudziłem się po pół godzinie. Zastanawiając się co mnie od niej odrzuciło doszedłem do wniosku, że spowodowała to myśl, że i tak nie skończę jej w ten weekend, więc nie warto się szarpać. Nie, nie odszedłem od komputera. Włączyłem kolejno Virtua Tennis 3 (2 mecze), GridWars (półgodzinna sesja), a potem PESa (ładnych parę godzinek w trybie kariery). Dobór gier okazał się w tym wypadku znamienny.
Rosnące ograniczenia czasowe powodowane nawałem pracy i tzw. dorosłym życiem spowodowały daleko idące zmiany, co do których nie zdawałem sobie dotychczas sprawy. Granie ograniczone do weekendu i kilku zaledwie godzin w ciągu tygodnia wymusiło na mnie zmianę doboru tytułów. Zauważyłem, że coraz rzadziej sięgam po gry, które wymagają dłuższych „posiedzeń” gdyż na te nie mam najzwyczajniej w świecie czasu. Coraz bardziej preferuję gry, które umożliwiają mi krótkie sesje, od których w każdej chwili mogę odejść bez szkody dla samego grania.
Paradoksalnie, choć takie podejście jest oczywiste w ciągu tygodnia również w weekendy kiedy dysponuję większą ilością czasu zaczynam wybierać gry „krótkometrażowe”. Te „długometrażowe” zmuszają mnie po prostu do grania w cyklach coweekendowych, a to najwyraźniej nie spełnia moich oczekiwań. Czekać przez cały tydzień, żeby znów wrócić do gry?! Choć z jednej strony brzmi to obiecująco, dla mnie jednak coraz częściej irytująco. Starzeję się?
Zastanawiając się głębiej nad tym problemem dochodzę do wniosku, że problem zmiany doboru gier jest ściśle związany również z jakością owych „długometrażowych”. Bo przecież jeszcze kilka miesięcy temu Deus Exa i Fahrenheita przeszedłem w całości nie oglądając się na to czy mam na nie czas w weekendy, dni powszechne czy święta. Po prostu grałem kiedy tylko mogłem. Nie zmienia to jednak faktu, że faktycznie coraz częściej sięgam po Virtua Tennis 3 zamiast po zainstalowaną na dysku Syberię czy Fallouta. Oba ostatnie tytuły aby dawać odpowiednią przyjemność z zabawy wymagają czasu, który musimy im poświęcić. Każdy się ze mną zgodzi, że granie w przygodówkę czy RPGa z doskoku mija się z celem.
Czyżbym jako człowiek pracujący, dysponujący mocno ograniczoną ilością wolnego czasu był skazany na krótkie formy komputerowej rozrywki? A może to po prostu przesilenie jesienne, które powoduje, że szybko nudzę się niektórymi – średnio przyciągającymi tytułami i wybieram pozycje sprawdzone jak PES czy VT3 (nie wspominając o okrutnym GridWars!)?
A Wy, pracujący – jak jest z Wami? Jakie tytuły preferujecie, na co się decydujecie mając świadomość swego ograniczonego czasu?
mam tak samo. . . niby leży PoP i czeka, ale jak tak pomysle o grze, to jakoś mi się odechciewa ze wzgledu na długość ( a przecież jeden savepoint to 5min!) i wybieram PESa (mecz 10min). i co? odchodze po godzinie. . . Zastanawiam sie skąd ten efekt. . .
Ten weekendzik to Forza 2, CoD3, Warhawk no a teraz ciagle na mnie czeka BioShock – ale na to chce miec pelen weekend – czyli weekend kiedy moja Zona pracuje 🙂
Ano tak to juz jest. . . Najpierw nie ma sie albo kasy na odpowiedni sprzet, albo na konsole albo na gry i czlowiek chcialby pograc a nie moze. Potem jest praca – wyplata mozna kupic co sie chce – ale nie ma czasu. . Niestety tak ten swiat zorganizowany – ma nam zajac ile sie tylko da czasu w pracy czy przy obowiazkach. zebysmy nie mysleli za duzo o niebieskich migdalach. Heh – OBEY ;PDlatego idealem jest wolny zawod, praca z doskoku, na kontrakty etc. Ale czasem to jeszcze gorzej niz 9-to-5. . Co do krotkich gier z doskoku – ja tez zauwazylem ze chetniej mi sie pogrywa w takim trybie. Konsola jest do tego calkiem sympatyczna. Jest tylko 1 ale – jak gram w jakis tytul na Plajstacji – i wracam do niego po tygodniu albo dluzej za cholere nie pamietam ukladu klawiszy 😉 Jak bum cykcyk . . Np. prince of persia czy god of war wymaga ode mnie chwili zanim wejde w tryb miachania kombosow. . Starosc ?? Czy po prostu przedstawiciel starej generacji ktora przegrywa z wychowana na padach mlodzeza. . . ?Tak czy inaczej fajny tekst – troche smutny w swej wymowie ale wazny. Aha – no i widze ze GridWars powoli zdobywa zwolennikow – i bardzo dobrze ;)Moze warto by zrobic ranking na V ? Kazdy pisze w ktora wersje pocina (a jest kilka z 2 – 3, inne multipliery, i ciut rozna mechanika) przysyla skrina na dowod – i mamy ranking 😉
z ta pracą na kontrakty to nie wiem , kiedy robilem jako freelancer , to juz zupelnie nie mialem na nic czasy, przy robocie „od-do” przynajmniej jest cien szansy ze wieczor bedzie wolny. co do reszty sie zgadzam , jako zatwardziały fan gier na blaszaka teraz , narnormalniej w swiecie juz nie mam ochoty garbic sie nad biurkiem godzinami , x360 + wygodna kanapa – teraz tylko tak wyobrazam sobie granie. co do dlugometrazowych gier , mnie tez coraz mniej interesuja , najgorsze jest to , ze grajac w weekendy zapominam juz fabule gry , trace klimat. . . zobaczymy jak bedzie z mass effect ;]
Jak mówi stare przysłowie pszczół, nie można mieć wszystkiego (co za kretyn to wymyślił). U mnie to było tak. Dawniej była kompletnie przerypane bo pracowałem w serwisie więc totalna porażka, mając tyle zainteresowań co ja, traciłem 9h/doba na wkręcanie śrub i naprawianie złomów klientów. Za wyjątkiem książek, gier, filmów, komiksów, historii średniowiecznego rzemiosła wojennego, była jeszcze grafika. Jak sobie podzieliłem wolny czas na to wszystko, to wychodziło mniej więcej po 10 min na dobę na jedno z nich. 🙁 Postanowiłem w końcu coś z tym zrobić. Miałem na tyle szczęścia (i umiejętności), że zatrudniono mnie jako grafika 3d. Teraz siedzę sobie 8h i robie grafę, czyli wieczorem mam nieco więcej czasu. Tylko że po 8h ślęczenia przed LCDkami, po powrocie do domu, nie mam ni krzty ochoty znowu zasiadać przed monitorem. . . . Masakra, co by człowiek nie zrobił to źle. Oczywiście nadal nie mam na nic czasu. Gry konsolowe maja tą przykrą wadę, że nie mogę zgrać stanu gdzie chcę, i czasami wychodzi na to, że gram do 3 w nocy żeby sie zapisać, lub zostawiam włączoną konsolę do następnego wieczora. Lecz nie poddaję się, gdzieś kurna musi być to złote rozwiązanie. Może maszyna do naciągania czasu? Może jakieś prochy na trwałe pobudzenie? Może się sklonować? Jeden by zapierdzielał a drugi grał. A co jak akurat JA trafię na tego pierwszego? Nie, jednak zbytnie ryzyko. No cóż, chyba pozostaje dalej ćwiczyć jak najmniejszą ilość snu, tak żeby się przynajmniej nie przewracać w pracy. Na razie dotarłem do 5h/doba i w zasadzie, za wyjątkiem małych zawieszeń co jakiś czas, mogę tak funkcjonować. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak już na horyzoncie maluje się piękny weekend to tak się na niego czeka i tak się planuje, że jak w końcu przyjdzie, to chce się zrobić 1000 rzeczy naraz, które wtedy oczywiście nie przynoszą żadnej frajdy. . . Jeżeli ktoś ma jakieś sposoby/pomysły na rozwiązanie naszych problemów to prosiłbym o jakieś posty (nawet te niedorzeczne).
O rany julek !! Dzięk,i właśnie uświadomiłeś mi dlaczego gry nie sprawiaja mi juz tyle przyjemności. Na normalniej w świecie brakuje mi na nie czasu, a gdy już znajdę chwilę to się załamuję, że i tak nie przejdę więc po co podrażniać „kubki smakowe”. HOM&M 5 zalega i czeka na mnie. Czy ja kiedykolwiek pożądnie przysiądę do niego? Nie wiem. Chyba się zwolnie z pracy 😛 Oczywiście żartowałem :P.
<digital_cormac> zagraj w totka może już nigdy nie będziesz musiał pracować :P, albo wiem wogule nie zasypiaj i pij RedBulle one napoewno dodadzą Ci skrzydeł oby nie na tamten świat:P
Niestety totolotka uważam za „podatek od głupoty”, a na red bulle i inne środki tego typu już dawno się uodporniłem. Tak na marginesie kofeina też już nie działa. Mój organizm działa jak jakaś gigantyczna oczyszczalnia i z zadziwiającą umiejętnością potrafi wszystko przyswoić i jednocześnie uodpornić się na to.
Bardzo to smutny temat, oj bardzo. Jako, że grami zajmuję sie zawodowo, to gry to mój chleb powszechny. Ale niestety nie od strony grania, ale od drugiej strony – od środka, co bardzo skutecznie zabija cały klimat i chęć do grania. Powiedzcie, ile frajdy może byc w granie w grę, której wszystkie dialogi widziało się już w excelu, grafiki ryswało w jakimś graficznym cudzie, a do tego odlądało zakończenie 123 razy by na pewno dobrze wypadło. Gralibyście w taką grę? Ja nie mam na to już kompletnie ochoty. I jak napisał digital_cormac, po ślęczneia w LCD nie ma zamiaru juz grać, bo jest zmęczony. To co ja mam powiedzieć? Po całym dniu zajmowania się grami mam jeszcze grać :)Ale mimo to znajduję czasem chwilkę czasu by pograć w coś czego nie widziałem ‚nago’, w cos fajnego, z fabułą, czy wyjątkowo rozrywkowego, by się odstresować. Stąd poczytne miejsce zajmuje Wii, bo to konsola jakby stworzona dla mnie, nie dośc, że się poruszam, to jeszcze sobie pogram. I macie rację narzekając, że życie jest niesprawiedliwe – mamy czas, a nie mamy kasy by grać, mamy kasę, nie mamy czasu. Ktoś kiedyś zaproponował, by żyło się odwrotnie. Zaczyna się jako starzec, który niewiele wie, umie, uczy się wszystkiego, nie musi się wysilać, potem przechodzimy w wiek, kiedy pieniędzy jest więcej, kupujemy wszystko co chcemy, następnie nadchodzi dzieciństwo, gramy, bawimy sie wszystkimi tymi rzeczami, które zakupiliśmy w połowie życia, mając czas i energie, bo wszak jesteśmy dziećmi. A jak juz czas kończyć życie, to wskakujemy spowrotem do. . . 😀
digital_cormac —> mój przyjaciel też swego czasu doszedł do uodpornienia na kofeinę więc przerzucił się na krople nasercowe. Tylko, że to trochę niebezpieczne, bo jak się przedawkuje to można zobaczyć napis GAME OVER. . .
Ech. Temat, który obracam w głowie od dłuższego czasu. Zaczyna już być na prawdę szczęśliwy jak znajdę czas na chodź godzinę na pogranie. Co z tego, że zaplanuje sobie w weekend granie. Zaraz się okazuje , że trzeba po zakupy iść / jechać. A to coś posprzątać trzeba. A to swojej kobiecie pomóc lub po prostu spędzić z nią czas. I chodź spędzanie czasu z kobietą nie jest niczym nie przyjemnym, przeciwnie bardzo jest to dobre, to czasem mnie cholera strzela, że zamiast grać czas upływa mi na rozmowach albo oglądaniu filmów. A czasu nie rozciągnę. A kobieta ważniejsza jest niż granie. Czasem jednak żal zostaje, że znowu nie pograłem. Nie tyle do niej co do świata. Ona winna niczemu nie jest. Winne jest po prostu to jak poukładane jest życie. Mam tylko nadzieje, że kiedyś się to życie tak poukłada, że znajdzie się więcej czasu na granie. Ne emeryturze na przykład 🙂
Czytam Was i mam ochotę przybrać pozycję embrionalną. . . wcale mi nie pomagacie – wiecie? Zamiast napisać, że dla Was granie to żaden kłopot to wy mi piszecie dokładnie to co ja mam sam. . . Ja też spłycam gry – przeszedłem do tych szybkich, jednorazowych. Obecnie jestem przy PoP (classic i nowa trylogia) – mam czasu akurat, żeby dotrzeć do kolejnego sejwa.
Mi też czasu nie staracza dlatego też wybrałem „szybkie” gierki. . . Przez ostatni rok było to Wolfestein:ET. . . a teraz QW. Wpadam na serwerk dwie, trzy mapki. . . i jest frajda z gry. Kiedyś lubiłem strategie. . . ale teraz brak czasu:(. . . a i jeszcze jedna „gra” GPW 😉
Proponuję nazwać temat po imieniu – skleroza. 😀 Po tygodniu, albo nie dajcie bogi dwóch (bo imprezy, rodzina, wyjazdy) przerwy ja już zwyczajnie nie pamiętam, co robiłem, co mam zrobić (zazwyczaj jest jakiś quest log, ale szczegóły umykają), przede wszystkim gra traci trochę klimat. Poza tym moje weekendy są od czego innego – wolę pomyknąć na rower, póki jest widno i w miarę ciepło, zdjęcia porobić, póki jest światło, poza tym można wreszcie odespać zaległości z tygodnia albo wybrać się na całonocną imprezę i/lub brydżyka bez obawy, że dnia następnego do roboty. Jak już koniecznie muszę, to w weekend wolę coś podłubać – do programowania w tzw. ciągu potrzebne jest kilka godzin koncentracji, i dopiero wtedy osiąga się właściwą biegłość. 🙂 Zdarza mi się od wielkiego dzwonu spędzić weekend na graniu, ale wyrzut sumienia mam potem ogromny. :/Stąd też, jeśli trafię na jakiś wciągający tytuł, narzucam sobie dyscyplinę – pół godziny, godzina grania codziennie. :] (Tłumaczenie dla żony: „przecież te gry nie zagrają się same!” 😉 Nie zdarza się to znowu tak często, więc jest traktowane jako niegroźne zboczenie. :] A na Wiedźmina mam jeszcze odłożone trochę urlopu. 😉
Masz +1 ode mnie 🙂 Może mi się przydać.
bebe —>za tłumaczenie żonie masz dużego plusa. Przetestuję, choć obawiam się że to nie pomoże. Valhalla już i tak pochłania lwią cześć mojego „wolnego” czasu więc dorzucając do tego granie chyba mogę przekroczyć magiczną granicę i żona mi odpali grę survival horror „Spanie na wycieraczce”. Trzeba uważać. . . 🙂 musio3—> dla nas granie to żaden kłopot! Mamy kupę czasu i kupę gier. [to w ramach wspierania morale wśród braci wikingów, a jak jest naprawdę. . . sam wiesz]
Ja chodzę do klasy maturalnej i też nie mam za bardzo czasu na gry. Tak samo zresztą jest od początku szkoły średniej. W gimnazjum czasu było, że hoho to się grało. Aktualnie mając 1,5-2h czasu wolę obejrzeć film niż zabierać się do gdy, której i tak nigdy nie skończę (no może na emeryturze 😀 )
stąd zainwestowałem w PSP. Najnowsze gry już mnie tak nie kręcą, co najwyżej ostatnio Civilization IV z dodatkiem i w to gram w weekendy z bratem po necie. A w tygodniu w kazdą wolną chwilę siadam z PSP i gram w star gierce z NESa, SNESa, GBA, PSOne czy ostatnio gier PSP (Monster Hunter Freedom 2) . . . aż czasami żałuję, że na zajęcia jadę tylko 1h 20min 🙂 szkoda ze nie dluzej 😀
Ehh, artykul uswiadomil mi, ze to o czym juz dawno zaczalem pomysliwac, ale jednoczesnie spychac gdzies na dno swiadomosci, niestety ma miejsce. Odkad przenioslem sie do stolicy za praca, ilosc czasu „negotiate” skurczyla sie diametralnie. Pisze „wolnego”, bo tak naprawde to, ze nie pracuje zawodowo, nie daje mi wcale mozliwosci poswiecenia sie rozrywkom. Bo jeszcze zona domaga sie spelniania powinnosci malzenskich ;), a jak nie zona, to dziecko domaga sie zabawy z tatusiem. A jak juz pobawie sie z dzieckiem i poczynie zonie powinnosci, to sie okazuje, ze nawet mialbym moze ze 2 godzinki , jest tylko jedno ale. . . – jestem tak wypruty, ze w zasadzie nic mi sie nie chce. W gre bym zagral, ale nie taka, gdzie trzeba specjalnie myslec i sie skupiac – w koncu tego to mam nadmiar w pracy. Z drugiej strony w bezmozgie rabanki/nawalanki/generalnie bezmozgie gry – nigdy grac nie lubilem, i watpie zeby to sie kiedys zmienilo. To zas prowadzi do ciekawych wnioskow. Z jednej strony wkurzam sie, jak ktos mi mowi, ze np. taki NWN2 to swietny rpg, z dluga(!) epicka historia. Smiech mnie ogarnia przy informacji ze grac kampanie single mozna az 40godzin, gdy tylko wspomne Wrota Baldura, i te setki godzin, ktore tylko przy jednej kampanii mozna bylo poswiecic. Tyle tylko, ze w ciagu ostatniech 9 miesiecy w takiego NWN2 dalem rade zagrac az 2 razy. Baldura od 2 lat przekladam na czasy, gdy bede miec „wiecej czasu”. I miewam czasem takie fazy, ze na 3-4 dni odkladam rodzinke na bok, bo cos nowego (niekoniecznie na rynku, ale dla mnie nowe) mnie wciagnie, ale pozniej to nowe jest odkladane na bok przez rodzinke. rnI co znamienne – pierwszy raz w zyciu pomyslalem o wzieciu urlopu – bo przeciez Wiedzmak wychodzi na dniach, i jakos trzeba by w to zagrac, a przeciez godzinka dziennie przy takiej grze (licze, ze bedzie co najmniej dobra ;)) to nic nie jest. A w tym wszystkim tak naprawde najgorsze jest jedno – przypuszczam, ze tak bedzie do samego konca – mojego lub gier. . . .
Heh, tak czytam ten wątek i dochodzę do wniosku, że. . . . twórcy gier mają rację. . . Pamiętam jak się śmialiśmy ze stwierdzeń, że „gracze chcą coraz krótszych gier”. I cóż, wychodzi na to, że może i „nie chcom, ale muszom”. Problem w tym, że w naszym życiu jest coraz więcej zajęć, obowiązków, wszystko trzeba robić coraz szybciej (z „za godzinę” przeszliśmy do „na przedwczoraj”) a doba niestety się nie wydłuża. . . Do tego dochodzi jeszcze względność czasu – jak się zajmujemy czymś nudnym czy monotonnym (praca/wykłady) to czas się dłuży, ale jak wreszcie przyjdzie czas na granie czy jaki inny chillout to znika jak z bicza trzasnął i tyle go widzieli. A przecież i tak jest go bardzo mało. Do tego dochodzą wyrzuty sumienia, o których wspominał Bebe. Znam to po sobie. Człowiek się w wolnym czasie zajmie jednym, a boli go, że nie zajął się czymś innym. A już najgorzej jest nastawić się na totalne wyluzowanie – potem momentalnie przychodzą myśli w rodzaju „kurde, a mogłem zrobić <whatever> :/”. . . . Jasne, ograniczanie snu zaproponowane przez Digital_cormaca jest wyjściem, ale nie na dłuższą metę, nawet jak się człowiek szprycuje Speed8’em. Widziałem co brak snu po pewnym czasie robi z organizmem i nie jest to specjalnie fajne. Wniosek z tego taki, że za skracanie gier odpowiadają nie tyle casuale (choć i tak są źli i mają w tym niemały udział ;)) co po prostu zmiana realiów i wyśrubowane pod sufit tempo naszego życia. . . Sad but true. . .
Coppertop – widzisz ja wcale nie chce by gry był prostsze i krótsze. Ja po prostu chce mieć czas na granie w nie. Na proste i krótkie to już w ogóle nie będzie mi się chciało marnować tych resztek wolnego czasu, które jeszcze mam.