Wczoraj wymieniliśmy pierwszą dziesiątkę doskonałych produkcji, w które powinniśmy móc zagrać w przyszłym roku. Na nich oczywiście świat elektronicznej rozrywki się nie kończy. Przed wami druga część naszej listy, a tym samym kolejne dziesięć bardzo ciekawie zapowiadających się tytułów. Sprawdźcie czy jest wśród nich wasz faworyt.
Army of Two: The 40th Day – po raz drugi naszą listę otwiera kontynuacja produkcji od Electronic Arts. Pierwsze Army of Two może i nie było wielkim przebojem, ale ten, kto kupił je w platynowej kolekcji raczej nie mógł powiedzieć, że wyrzucił pieniądze w błoto.
Salem i Rios
The 40th Day będzie jedną z pierwszych gier, które na ekranie tytułowym błysną do nas napisem „2010”. Jest to więc swoisty przedsmak tego, co czeka na nas właśnie w tym roku kalendarzowym. W tytule tym po raz kolejny spotykamy się z dwójką twardzieli – Salemem i Riosem. Sympatyczni panowie siać będą śmierć i destrukcję w Szanghaju. Oprócz nowych pukawek, systemu moralności i poprawionej SI czeka na nas kilka dodatkowych ruchów, manewry wykonywane w trybie co-op oraz dobrze znany wskaźnik Agro. Wspominałem już o wybuchach? Tak, w grze będzie mnóstwo rzeczy do wysadzenia w powietrze. Wielbiciele strzelanek powinni przyglądać się tej produkcji.
Scyzoryk, tak na niego wyołają
Darksiders: Wrath of War – jeśli jest jedna rzecz, którą można powiedzieć o styczniu przyszłego roku, to jest nią to, że w tym miesiącu na pewno nie będziemy się nudzili. Oprócz już wymienionych Mass Effect 2 i Army of Two 2 na sklepowe półki trafi w nim Darksiders. O tej grze wystarczy napisać jedno zdanie, by z miejsca zainteresowała fanów elektronicznej rozrywki. Wcielamy się w niej w jednego z Jeźdźców Apokalipsy – Wojnę. Ten sympatyczny pan trafia na Ziemię, która przedwcześnie przeżyła (a w zasadzie nie przeżyła)… no właśnie, Apokalipsę. Nasz protagonista zostaje uzbrojony w kilka rodzajów broni białej oraz palnej i za jej pomocą pokazuje nieumarłym, demonom, aniołom i bandzie przedziwnych potworów, że imię, które otrzymał, nadano mu nie bez powodu. Z całą pewnością może to być kolejny smakowity, styczniowy kąsek dla fanów gier akcji.
Red Dead Redemption – oto kolejna produkcja ozdobiona swoistym znakiem jakości – logo Gwiazdy Rocka – a jednocześnie jeszcze jeden tytuł, którym powinni się interesować miłośnicy gier akcji. Szczególnie tych, w których zamiast szybkostrzelnego działka w nasze ręce wpada dymiący, śmierdzący spalonym prochem rewolwer. Choć w Red Dead Redemption mieliśmy już zagrać w tym roku, to jego premiera została przesunięta na kwiecień.
Miotacz ognia
Niestety wciąż wiemy mało o tym dziele. W zasadzie mogę tylko napisać, że pokierujemy w nim Johnem Marstonem, który zapoluje na swojego byłego partnera z gangu – niejakiego Billa Williamsona. Tytuł ten można jednak polecić chociażby z tego względu, że produkcje przenoszące nas w realia Dzikiego Zachodu rzadko goszczą na konsolach. Warto też wspomnieć o jednym, mało znanym fakcie. Podobno przy produkcji tego tytułu macza palce sam Clint Eastwood. Szukajcie swojego kowbojskiego kapelusza. Wiosną na pewno wam się przyda.
God of War 3 – jest duży, silny, zły i prawdopodobnie urwie nam głowy (a jeśli będzie w złym humorze to nasika w szyję). Tak, Kratos powraca i wszystko wskazuje na to, że będzie zamiatał podłogę praktycznie wszystkimi dziełami konkurencji. Ten tytuł powinien raz na zawsze uciszyć wszystkich tych, którzy twierdzą, że niewiele dzieje się w świecie Playstation 3. Jednocześnie jest on ostatnim z Wielkiej Trójki (Heavy Rain – Gran Turismo 5), którego wymieniam na tej liście.
Nie trać głowy
Niesamowita miodność, brutalność przekraczająca momentami granice dobrego smaku i świetna oprawa graficzna to tylko trzy z wielu cech, które powinny sprawić, że ten tytuł dołączy do kolekcji każdego szanującego się gracza. Jednocześnie jest to produkcja, która każdego powinna utwierdzić w przekonaniu, że PS3 powinna stać w naszym domu na półce pod telewizorem. Cóż jeszcze można napisać o dziele Satna Monica? Myślę, że nie trzeba nic więcej. Nawet bez mojej zachęty rzucą się na nie miliony graczy.
Lepsze od PGRa?
Blur – czy twórcy rewelacyjnej serii Project Gotham Racing potrafią stworzyć kolejne, jeszcze lepsze dzieło? Odpowiedź na to pytanie poznamy kiedy do sklepów wjedzie Blur. Wyścigi, w których walczymy o każdy kilometr wyłożonej asfaltem ulicy póki co jeszcze mnie nie zachwyciły. Każdy kolejny materiał filmowy z gry jest jednak coraz lepszy, a w pamięci mam oczywiście poprzednie, bardzo dobre produkcje Bizarre Creations. Wierzę więc w to, że magię brytyjskiego studia poczujemy w kilka sekund po tym jak usiądziemy za kierownicą jednego z kilkudziesięciu licencjonowanych samochodów i naciśniemy wirtualny pedał gazu. Blur kusi też nowatorskim sposobem połączenia serwisów społecznościowych z samą grą. Nie można zapominać także o muzyce. Ta w dziełach Bizarre zawsze była najwyższych lotów.
Reeewind
Singularity – zdaje się drodzy Wikingowie, że nie doceniacie tego tytułu. Fakt, Raven Software nie oczarował nas tegorocznym Wolfensteinem, ale Singularity ma ten urok, który sprawia, że nie mogę od niego oderwać wzroku. W grze wcielamy się w amerykańskiego pilota, który w trakcie lotu rozpoznawczego rozbija się nad wyspą Katorga 12. Związek Radziecki prowadził na niej badania mające umożliwić podróżowanie w czasie. Jak to jednak zwykle bywa, wydarzyła się jakaś katastrofa i cała wyspa co kilka chwil przenosi się w czasie między rokiem 1950, a 2010. Oczywiście nikt nie potrafi nad tym zapanować. Nikt, poza graczem, który uzbrojony w specjalną rękawicę, okiełzna siły stojące za katastrofą. W Singularity znajdziemy takie patenty jak możliwość postarzenia przeciwników, którzy zamienią się w proch i zagadki bezpośrednio powiązane z manipulacją czasem. Prince of Persia z bronią palną? Jak dla mnie brzmi to całkiem ciekawie.
Wiiiiiiiiii
Super Mario Galaxy 2 – choć czasem lubię sobie pożartować z hydraulika Mariana, to nie da się ukryć, że od dobrych dwudziestu lat po prostu nie mogę się oderwać od jego kolejnych elektronicznych przygód. Na pewno więc nie przegapię Super Mario Galaxy 2, które rozwinie pomysły zaprezentowane w pierwszej części tej produkcji. Choć gra mogła zostać wydana w tym roku, to Nintendo doszło do wniosku, że fanom elektronicznej rozrywki wystarczy New Super Mario Bros. Wii. Na bieganie po kolejnych zakręconych planetach poczekamy zatem jeszcze kilka miesięcy. Kiedy jednak zaczniemy się bawić, naszym towarzyszem zostanie sympatyczny Yoshi. Mario skorzysta także z umiejętności spowalniania upływu czasu czy możliwości wwiercenia się do wnętrza planet. Dla posiadaczy stacjonarnej konsoli Wielkiego N będzie to tytuł obowiązkowy.
Hit czy kit?
Alan Wake – jakiś czas temu myślałem, że ta produkcja będzie najmocniejszym konkurentem Heavy Rain. Dziś obawiam się, że „killer” na Xboxa 360 okaże się grą przeciętną albo zaledwie dobrą. Obym się mylił, ponieważ sam pomysł na tę grę jest całkiem niezły pomimo tego, że studio Remedy od wielu lat nie może jej skończyć. Tytułowy bohater tej produkcji przybywa do leżącego gdzieś na odludziu, sennego amerykańskiego miasteczka. Chce w nim w spokoju wyleczyć się z niemocy twórczej i dokończyć swoją nową książkę. Sprawy zaczynają się komplikować, kiedy okazuje się, że to, co pisze Wake, staje się rzeczywistością. Nagle ciemność, mrok, stają się naszym największym wrogiem, naokoło zaczynają ginąć ludzie, a my musimy się dowiedzieć co stało się z naszą żoną, która zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Szkoda tylko, że gra zapewne zostanie wydana latem kiedy noce są zbyt krótkie, by w pełni nacieszyć się klimatem Alan Wake.
Wolimy tych psychodelicznych chłopaków
Green Day: Rock Band – jeśli jeszcze nie zwariowaliście na punkcie gier muzycznych, to w przyszłym roku będziecie mogli nadrobić zaległości. Po produkcjach dedykowanych takim zespołom jak Aerosmith, Metallica i The Beatles nadszedł czas na spotkanie z Green Day. Wybór ten odrobinę mnie dziwi ponieważ chęć wystąpienia we własnej grze wyrazili już muzycy z grup U2 i Queen. Green Day jest jednak diablo popularne w Ameryce Północnej i to właśnie gracze z tego kontynentu są zapewne grupą docelową dla tej produkcji. Oczywiście fanów grupy znajdziemy także w pozostałych częściach świata. Jeśli więc chcecie się wyżyć na gitarze lub perkusji, albo po prostu musicie pokazać sąsiadom, że macie anielski głos, to ta produkcja jest dla was. Mnie zastanawia jednak kiedy gracze powiedzą „dość” i przestaną kupować wydawane hurtowo, wciąż takie same gry muzyczne.
Śniegu tyle, co za oknem
Lost Planet 2 – podejrzewam, że gdyby Lost Planet nie było grą wydaną zaraz po premierze konsol tej generacji, to wszyscy już dawno byśmy o nim zapomnieli. Produkcja ta trafiła jednak w ręce graczy spragnionych tytułów, które mogą obejrzeć na swoich nowych telewizorach HD i odniosła sukces komercyjny. Był on na tyle duży, że w tym roku sprawdzimy w akcji jej drugą odsłonę. Tym razem oprócz mroźnego piekła zobaczymy też zielone dżungle czy pustynie. W grze nie zabraknie oczywiście opancerzonych i uzbrojonych po zęby łazików, setek śnieżnych (sic!) piratów i obrzydliwych Akridów. Jeśli podobało ci się oryginalne Lost Planet, to i jego drugą częścią powinieneś się zainteresować.
Tak wygląda druga dziesiątka świetnie zapowiadających się gier, które zobaczymy w sklepach w przyszłym roku. Już jutro na Valhalli pojawi się kolejne dziesięć równie gorących produkcji. Nie przegapcie naszego tekstu.
Zobacz też: Gry na rok 2010 #1
Zobacz też: Gry na rok 2010 #3
Przyznajcie, że studio Remedy ma u wielu graczy wielki kredyt zaufania. Wiadomo – dwie genialne części MP. Jednak do kolejnej ich produkcji (ten przedłużający się czas oczekiwania, szumne zapowiedzi, podbijanie bębenka) podchodzę z coraz większą dozą niepewności. Z drugiej strony „łobuzy” z Rockstar wskrzeszają kultowego gliniarza. Oj, oj – wszystko mutuje, wirusy, gry – obyśmy tylko nie otrzymali w rezultacie krzyżówki: „Alan Payne” oraz „Max Wake”. Pozdrawiam!
Hmm. . . ja do serii dobrałem się dopiero przy okazji czwórki. I bardzo się zawiodłem. Spodziewałem się killera na miarę mojego ulubionego Metropolis Street Racer z DC, okazało się, że seria mocno wyewoluowała i już nie trafia tak w moje gusta. Może poprzedniczki są bliższe MSR? Kiedyś może sprawdzę. Dlatego do Blur podchodzę zupełnie bez entuzjazmu. Ogólnie cała idea mi się nie podoba. Strzelające do siebie superbryki? To chyba nie dla mnie. Burnoutów nie lubię (Flatouty je zjadają na śniadanie), więc te klimaty średnio mi leżą. Ale ewentualne demo z pewnością ogram. Alan Wake jeszcze pare lat temu był dla mnie 100% must have. Teraz jednak poczekam na recenzje, poczekam aż tytuł się „uleży” i pewnie dorwę, kiedy trochę stanieje. No chyba że recenzenci będą rzucali dychami i dziewiątkami. Czyli podzielam zdanie katmaya, jakoś nie jestem przekonany do tego, czy AW odniesie sukces.
Zgadzam się z TK Blur też do mnie jakoś nie przemawia. Kolorowe, takie tam strzelanie samochodzików.