Red Faction: Guerrilla, najnowsza odsłona cyklu, została wydana w czerwcu bieżącego roku w wersjach na Xboksy 360 oraz PlayStation 3. Już za kilkanaście dni doczekają się jej posiadacze komputerów osobistych (konwersja tworzona jest przez studio Reactor Zero), tymczasem my postanowiliśmy przyjrzeć się edycji na konsolę Microsoftu, recenzując przy okazji pierwszy pełnoprawny dodatek – Demons of the Badlands.
Nowa partyzantka
W RF:G powracamy na Marsa. Po przygodach z pierwszej części nasze wyczyny na Ziemi, przedstawione w sequelu, spotkały się z bardzo mieszanym odbiorem. Żołnierze i dowódcy Earth Defense Force, nasi sojusznicy z „jedynki”, zaczęli nadużywać swoich przywilejów, stając się utrapieniem dla lokalnych górników. Mieszkańcy czerwonej planety zostali zagonieni do prac mimo woli, oddając większość ze zdobytych surowców na potrzeby ziemskich rządów. Nie dziwi więc, że po raz kolejny w głowach wielu z działaczy pojawia się wizja rewolucji. Red Faction zostaje odrodzone.
Bum…
Główny bohater gry, Alec Mason, przybywa na Marsa by zaznać spokoju i skupić się na tym, w czym czuje się najlepiej. Już po pierwszych chwilach orientuje się jednak, że sytuacja w pobliżu jest bardzo nerwowa, a EDF nie przebiera w środkach. Brat Aleca okazuje się być jednym z działaczy partyzantki, jednak nim udaje mu się nakłonić Masona do dołączenia do RF, zostaje zastrzelony przez żołnierzy. Nasz protagonista musi więc zapomnieć o sielance i – wiedziony wizją osobistej wendetty – dołącza do ugrupowania buntowników. Przy wsparciu takich postaci, jak Hugo Davies, Jenkins czy Sam, początkowym celem Aleca jest oczyszczenie pierwszego z kilku sektorów, które zostały wydzielone w drugim domu ludzkości.
Młot w dłoń!
Powiedzmy sobie szczerze: znajdą się osoby, które w Guerrilla doszukiwać się będą głębi, drugiego dna, jednak to, na czym każdy powinien skupić swoją uwagę (i co niewątpliwie zrobi większość) jest system destrukcji otoczenia. Być może i porwie nas historia nowej rewolty na Marsie, jednak każdy, kto po raz pierwszy wcieli się w Masona, zorientuje się po dłuższej chwili, że jedyne co go pochłania, to czynienie wokół totalnej demolki.
Pierw bawi zwykły huk, widok rozpadających się ścian. Potem gracz zaczyna rozważać, które z elementów konstrukcji jest najlepiej zniszczyć, by efekt był bardziej imponujący. W końcu każdy zaczyna wykorzystywać jeden z fragmentów otoczenia by zmienić w pył inny (spadające kominy bywają bardzo zabójcze…).
Nowa świąteczna rozrywka: polowanie na latającego Aleca Masona
Nowe Red Faction stawia tym razem na nieco inne podejście do rozgrywki. Korzystając z mody na sandboksowy gameplay (kojarzony chociażby z serią Grand Theft Auto), Volition Inc. oferuje nam całkowicie otwarty świat, w którym to gracz (mniej lub bardziej) decyduje o obranej drodze. Mars został podzielony na kilka sektorów (z których nazwa pierwszego, Parker, jest miłą aluzją do bohatera pierwszej gry z serii) – każdy z nich musi zostać oczyszczony z sił EDF. Odbywa się to za pomocą kilku typów akcji, które możemy wykonywać w dowolnej kolejności. Są to przede wszystkim zadania związane z głównym wątkiem, jednak potrzeba cierpliwości, by uzyskać quest końcowy dla danego regionu. Każde nasze działanie osłabia wpływy Earth Defense Force, jednocześnie podnosząc morale uciemiężonych górników.
Prowadząc rewolucję
Przychylność obywateli zyskujemy też przez wykonanie różnych wyzwań, walkę z pojawiającymi się patrolami wroga czy np. uwalnianie porwanych. Wszystko to składa się na tzw. Guerrilla Actions, których zakończenie jest w pewnym stopniu wymagane, a które to potrafią w przyszłości ułatwić żywot Aleca. Prócz około dwudziestu głównych zadań wykonujemy misje poboczne, które – choć z początku bawią – potrafią być z kolei utrapieniem dla nas samych. Bywają polecenia pełne akcji (wesołe szarżowanie samochodem z działkiem obrotowym na wyposażeniu), ale i nużące, jeżeli wykonujemy je po raz kolejny (przejazd z punktu A do lokacji B). Nawet po poznaniu całej fabuły możemy ukończyć pozostawione w tyle cele, jednak pamiętać należy, że stają się one wtedy znacznie trudniejsze do zrealizowania. Należy więc zdecydować, jaką kolejność preferujemy (zwłaszcza, że i przy łatwiejszym stopniu trudności gra potrafi dać w kość).
Czekam na pecetową premierę