Przerywniki filmowe są świetne!
Zachodnie serwisy użyły dość interesującego opisu dla HW: gdybyśmy zatrzymali rozgrywkę w Halo 3, przenieśli kamerę kilkadziesiąt metrów nad naszą postać i wznowili zabawę, trafilibyśmy właśnie do Halo Wars. Dla osób, które znają serię, przemierzanie pola bitwy będzie jedynie powrotem w znane realia. Widząc niektóre z maszyn przeciwnika, od razu będą pewni, czego można się spodziewać. I zazwyczaj nie będą to dobre wieści. Gra działa na prostej zasadzie „kamień-papier-nożyce”. Pojazdy naziemne są śmiertelnie groźne dla piechoty, piechota posiada niszczycielskie umiejętności przeciwko pojazdom latającym, a te z kolei potrafią przetrzepać pancerze pierwszym z wymienionych. Jednak nawet mając do dyspozycji latające Szerszenie i Sępy, a posiadając doświadczenie z trylogii Bungie, będzie wiadome, że naziemny Skarabeusz może stanowić dla nas wyzwanie. I choć w grze nie ujrzymy Master Chiefa, z pewnością uśmiechniemy się na widok trójki innych Spartan i tego, jakie zamieszanie wprowadzają w szeregach wroga.
Barwy wojny
Ensemble Studios zdziałało cuda także jeśli weźmiemy pod uwagę stronę graficzną gry. Miałem okazję testować Halo Wars na dwóch telewizorach: zwykłym CRT oraz odbiorniku z obsługą full HD. I w tym drugim przypadku problemem było skupienie się na pomniejszych wydarzeniach, gdy przed oczami widniały wspaniałe, pełne detali batalie. Każda z jednostek, jakie znamy z uniwersum Halo, została zaprojektowana w taki sposób, by z miejsca gracz kojarzył ją z odpowiednikiem z poprzednich odsłon serii. Genialny model zniszczeń, ślicznie wyglądające wybuchy – ilości pracy, jaką włożyli twórcy w dopieszczenie graficzne HW, nie da się opisać. A wszystko to skąpane w przecudnych kolorach, pośród których dominuje dobrze znana zieleń i fiolet.
Choć wszystkie można obejrzeć w sieci
Oddzielny, równie istotny aspekt gry to przerywniki filmowe. Odgrywają one ogromną rolę w rozwijaniu fabuły i utrzymywaniu napięcia, jakie towarzyszy rozgrywce. Twórcy Halo Wars, we współpracy z Microsoftem, stworzyli swoiste mini-dzieła, które rozwijają wątki, na jakie brak jest czasu podczas wykonywania misji, które wprowadzają nowe postaci i sprawiają, że do każdego kolejnego zadania przystępujemy z coraz większym zapałem. I choć fabularnie odstają odrobinę od narracji Bungie, są piękne i zrealizowane z pomysłem. Najciekawsza z cutscenek została zaoferowana graczom przed ostatnią misją. Zobaczenie Spartan w akcji – bezcenne.
Zabijmy kolegę
Seria Halo nieodzownie wiąże się z rozgrywkami sieciowymi. Idąc śladami Bungie, Ensemble Studios przygotowało dla nas przyjemny, całkiem prosty w użyciu tryb multiplayer. Z racji tego, iż testujemy grę przed premierą, rozpoczęcie zabawy z kimkolwiek było wybawieniem. Po premierze, zaraz po zalogowaniu do multi, gra dobierać będzie naszych przeciwników i towarzyszy za pomocą rankingów TrueSkill. Pojawiły się niewielkie opóźnienia w rozmowach głosowych, jednak sama zabawa przebiegała bez większych lagów czy jakichkolwiek problemów technicznych. Należy mieć nadzieję, że w momencie, gdy do zabawy siądą tysiące graczy, stan ten nie ulegnie pogorszeniu.
Gdzie jest Master Chief kiedy go potrzebujemy?
To właśnie w trybie gry wieloosobowej gracze mają możliwość zagrania nie tylko siłami UNSC, ale i The Covenant (trzecia strona, Flood, jest niestety nie dostępna pod żadną postacią). Obie ze stron mają do dyspozycji po trzech dowódców, z których każdy cechuje się odmiennymi charakterystykami. Otrzymują oni inne bonusy, dostęp do różnych jednostek i umiejętności specjalnych. Wybór postaci determinuje sposób, w jaki prowadzimy naszą rozgrywkę. Potyczki możemy toczyć zawsze z taką samą ilością graczy po obu ze stron, przy czym maksymalnie na mapę trafia sześcioro zawodników (a więc do walki staje od jednego do trzech graczy reprezentujących daną frakcję). W sumie wraz z grą udostępniono czternaście, różniących się rozmiarem map. Miłym dodatkiem jest możliwość rozegrania kampanii w co-opie. Pozwala to na wykonywanie zadań pobocznych i zbieranie czarnych skrzynek, które rozszerzają informacje o świece gry. A przy okazji daje szansę, na poprawienie swoich wyników.
Nowy (pierwszy?) król
Demo gry pobrano z Xbox Live już przeszło 2 miliony razy. Jak na razie do Halo Wars otrzymali dostęp dziennikarze, których opinie bywają naprawdę różne. Po przejściu kampanii, rozegraniu kilku potyczek przez sieć mam mieszane uczucia, choć są one bliższe pozytywnemu ocenieniu HW. Fabuła nie powala złożonością, ale jest pełna akcji i trzyma w napięciu. Rozgrywka, choć niezbyt urozmaicona, jest wyśmienicie dostosowana do realiów konsolowych. Multiplayer jest zorganizowany w prosty, przyjemny sposób i z pewnością pokaże pazurki po premierze gry.
Gdyby Halo Wars stanęło w szranki z królującym na pecetach RTSami, to bez wątpienia by przegrało. Ale nie o to chodzi. Jest to produkt stworzony z myślą o Xboksie 360 i to właśnie on staje się królem RTSów na tej konsoli. Z czasem powstaną lepsze produkcje, jednak przez przynajmniej kilka miesięcy recenzowana gra pozostanie bezkonkurencyjna. I chociażby z racji tego, że wrócę do niej niejednokrotnie, należy jej się nawet nieco więcej, niż mocna ósemka. Mamy grę, która jest tym samym dla konsolowych strategii, czym kiedyś było Halo: Combat Evolved dla produkcji FPS. Czekam na więcej.
Historia gier komputerowych pełna jest przykładów błędnych decyzji, które doprowadzały znakomite serie do marnego końca. Wiele z nich poległo na zmianie konwencji czy przeniesieniu danej marki z jednego gatunku do drugiego. Pierwszą nasuwającą się na myśl „ofiarą” takiego działania jest cykl Commandos. Po trzech znakomitych strategiach sztandarowa produkcja Pyro Studios stała się pierwszoosobową strzelanką. I choć wielu doszukało się w niej pozytywnych aspektów, dla większości fanów seria umarła. Nie dziwi więc fakt, iż gracze wstrzymali oddech na wieść o zrobieniu z Halo strategii czasu rzeczywistego.
Oglądałem cutscenki, gameplaye, screenshoty, gamearty itp. z Halo Wars i jestem trochę zawiedziony uproszczeniami jakie wprowadzono. Ale czego mogłem się spodziewać po konsolowej produkcji, drugiego lepszego Mytha? A to całe usilne dostosowanie RTSa do gamepada przyprawia o ciarki na plechach. Przecież to była świetna okazja do wypromowania klawiatury i myszy do grania wśród konsolowców lub jakiegoś innego zaawansowanego kontrolera do trudnych w obsłudze gier. Skutkiem czego być może twórcy mając odpowiedni sprzęt zaczęliby wydawać bardziej złożone produkcje np. strategie, czy choćby gry MMO. Wtedy faktycznie miałbym po co się przesiadać z piecyka na xboxa. A tak po staremu, jakby nie kręcić d. . . z tyłu.
bardzo ładna recenzja. Grałem chwilę w demo i muszę powiedzieć, przyjemnie się grało, dużo fajniej niż w obie części command & conquer które się pojawiły na x360. Cała magia serii Halo polega właśnie na tym że gra jest stosunkowo prosta i stawia przed graczem bardzo dużą ilość akcji i o to chodzi. sensei – jak chcesz klawiatury i myszki to zostań przy komputerze lub superkomputerze, a konsolom zostaw pada.
Nie , nie , nie! Niech w końcu zaczną używać klawiatury i myszki w grach na konsole to zostanę największym fanem konsol. Z reszta kurde, niech będzie i k+m i pad, niech se użytkownik wybierze.
To chyba oczywista oczywistość nie?
Niekoniecznie 😉 Są gry, które od wszystkich dziennikarzy dostają oceny z np. przedziału 8-9/10, a są produkcje, jak właśnie Halo Wars, które dostają i 9, i 6/10 😉 Różnica między ocenami GameSpotu i GameSpy to 30% 😉
Gamespot już dawno się stoczył, vide. nowy wygląd który jest gorszy niż ten stary. Czy ktoś dziś na poważnie traktuje ich oceny? Halo Wars chętnie bym kupił. Demo mi się spodobało, oceny całkiem dobre (nie licząc Gamespot ;p). Jest tylko jedna rzecz która IMO całkowicie skreśla ten tytuł:Cena. Cena sugerowana wynosi 260złHeh – gdyby szukać po „okazyjnych” cenach Killzone 2 i Halo Wars – Killzone 2 jest tańszy średnio o 30-40zł. Przecież to jest ABSURD.
silent – czemu nie lubisz pada? skomplikowany za bardzo czy jak?
Dokładnie, ja trochę taki wiesz mało „mondry” jestem i nie potrafię rozkminić co z tym padem się robi.