Od pewnego czasu słowem najlepiej opisującym kierunek rozwoju naszej ukochanej branży jest casualizacja. Gracze niedzielni opanowali rynek i umysły wszystkich tych, którzy zajmują się grami wideo. To oni, a nie tzw. gamerzy stali się głównym targetem wszystkich obecnych produkcji. Najbardziej widocznym znakiem tego trendu jest olbrzymi sukces konsoli Nintendo, która choć obśmiewana i wytykana palcami z pogardą przez tzw. hardcorowców zamiotła całą konkurencję do tego stopnia, że porównywanie wyników sprzedaży konsoli wielkiego N i dwóch pozostałych next-genów nie ma sensu.
Po ok. 20 latach rozwoju branży dość niespodziewanie twórcy gier odkryli, że poza stosunkowo wąskim i przede wszystkim coraz bardziej wymagającym gronem gamerów, jest znacznie większa grupa, która chętnie sięgnie do swoich portfeli. Pod warunkiem, że w zamian za „martwych prezydentów” otrzyma coś łatwego, miłego i przyjemnego, co nie będzie wymagać od nich zbyt dużego wysiłku. A najlepiej jeśli będzie można się tym bawić całą rodziną. W ten oto sposób narodzili się casuale. Grupa ta dotychczas była ignorowana przez graczy, jednak sytuacja uległa zmianie kiedy rynek zaczął się przeobrażać.
Kiedy branża gier wideo z niszowego, niemalże hobbystycznego zajęcia przeobraziła się w potężną gałąź przemysłu rozrywkowego dla wszystkich stało się jasne, że tym co będzie wytyczać kierunek jej rozwoju jest forsa. A ta jest tam gdzie jest popyt. Nie muszę chyba pisać, że casuali jest wielokrotnie więcej od gamerów. W ten oto sposób branża odrzucając wszelkie sentymenty obrała zupełnie nowy kierunek żeglugi. Wody Niedzielnego Grania wydają się zdecydowanie atrakcyjniejsze niż mroczne Morze Hardcore’u.
Symbolem tego zwrotu są oczywiście The Sims – genialna produkcja Willa Wrighta, która uświadomiła wielu z nas, że kobiety również lubią grać. O niesłabnącej popularności tego tytułu świadczą kolejne dodatki regularnie wypuszczane na rynek.
Zmiany na rynku znamionuje coraz większa obecność tytułów pokroju Wii Music, Guitar Hero czy Cooking Mama. Jednak casualizacja nie ogranicza się do stworzenia nowej kategorii gier. Z każdym rokiem coraz silniej przenika do głównego, hardcorowego nurtu.
To właśnie między innymi dlatego tytuły, w które ostatnio gramy są coraz krótsze. Wszak, żaden niedzielny gracz nie poświęci pół roku na przejście gry pogrywając sobie w nią po kilka godzin w czasie weekendu. Casual to gracz niewierny, skaczący z kwiatka na kwiatek. Jeśli nie uda się go przekonać do danej produkcji bez skrupułów, zdecydowanie szybciej niż hardcorowiec ją porzuci. Dlatego nie należy go drażnić zbyt dużą trudnością, poziomem komplikacji. Gry mają być czystą zabawą, a nie mozolnym przebijaniem się przez skomplikowane menu i mechanikę rozgrywki. Wszystko od samego początku ma być jasne i oczywiste. Gra w tym przypadku nie ma być wyzwaniem jak przed laty, ale raczej interaktywnym filmem, który pozwala się nam rozerwać bez wkładania w to żadnego wysiłku. Dlatego też coraz częściej spotykamy opcję auto-healing. Niedzielnego gracza nie należy straszyć i zniechęcać zbędnym bieganiem po planszy w poszukiwaniu apteczek. Przecież w trakcie takiego rajdu na skraju śmierci może przydarzyć mu się przykra przygoda, która ostatecznie zniechęci go do dalszej zabawy. Zdecydowanie łatwiej zaszyć się w ciemnym kącie i odczekać chwilkę, aż postać sama się uleczy.
Nawet kolorystyka gier dostosowuje się do oczekiwań pogodnej i wesołej gromadki casuali – czego najlepszym przykładem zbliżające się Diablo. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale ewidentne ocieplenie palety barw w najnowszej produkcji Blizzarda nie wzięło się przecież bez powodu.
Dzisiejsze tytuły nie rzucają nam pod nogi kłód, ale starają się nas nie skrzywdzić (tak, zagraj sobie w Ninja Gaiden 2 przyp. Katmay). Robią wszystko, aby zbyt często gracz nie musiał oglądać ekranu ładowania stanu gry. Wszelkiej maści ułatwienia i uproszczenia mają pracować na naszą korzyść. Czy to dobrze? Zależy jak na to patrzeć. Z jednej strony, nawet takie zatwardziałe dinozaury jak ja potrafi zniechęcić sytuacja, w której po raz 158 próbujemy bezskutecznie sforsować umocnienia wroga. Z drugiej strony, siadając do gry oczekuję od niej, że będzie choć starała się być dla mnie równorzędnym przeciwnikiem. Stroną, która zmusi mnie do wysiłku, może czasem nawet wkurzy i poirytuje. W końcu po to ją uruchamiam – dla emocji, które od zawsze towarzyszyły mojemu graniu.
Oczywiście, gry nieustannie ewoluują. Trudno więc oczekiwać, aby ten proces nagle się zatrzymał. Nie ma co też oczekiwać, że wrócimy do epoki lat 80-tych XX wieku, kiedy przechodząc grę na 8-bitowym C-64 trzeba było to zrobić bez save’ów. Młodsi gracze spytają zapewne jak to możliwe? Po prostu trzeba było tytuł opanować do perfekcji, do znudzenia powtarzając kolejne jego etapy. Tak, aby na przejście całości wystarczyły przysłowiowe „trzy życia”. Byli i tacy, którzy zostawiali na noc włączony komputer aby nie musieć wracać do początku następnego dnia. Głowę dam, że wielu z nas, starszych graczy pamięta jeszcze rozkład plansz swoich ulubionych gier i przepis jak je pokonać. Rysowało się ręcznie mapy, zapisywało wskazówki w specjalnie do tego założonych zeszytach. Właśnie tak pokonywało się kiedyś utrudnienia, które stawiali przed nami twórcy.
Dziś funkcja gier uległa zmianie. Coraz rzadziej mają stanowić wyzwanie. Mają natomiast bawić. Sprawiać, że czujemy się dobrze i jesteśmy zrelaksowani.
Jednak czy człowiek, który pokonał Bruce Lee na jednym życiu, albo skończył Giana Sisters i Rick Dangerous, nie wspominając już o Boulder Dashu może świetnie bawić się bez tej dawki adrenaliny, która towarzyszyła rozgrywce w stare, wymagające tytuły? Pewnie tak. Przecież sam obecnie doskonale bawię się siejąc śmierć i zniszczenie w Mercenaries 2, choć i tam gra robi wszystko abym nie ginął zbyt często.
Mimo to wciąż sobie zadaję pytanie jak bym się bawił gdyby nie było tam auto leczenia? Kto wie…
Pociesza jedynie fakt, że wciąż ukazują się tytuły dedykowane dla graczy wymagających czegoś więcej niż tylko łatwej i przyjemnej zabawy. Jak długo tak jeszcze będzie? Czy zostaniemy zepchnięci do jakiejś mrocznej niszy i pokazywani jako przeżytek pewnej epoki w rozwoju komputerowej rozrywki?
A może czas takich jak ja po prostu przeminął, a nasze miejsce zastąpią gotujący emeryci i meblujący swe Simowe mieszkanka niedzielni gracze, dla których gry są już czymś zupełnie innym niż dla nas?
Nienawidzę Simsów a najbardziej nienawidzę teledysków przerabianych na modłę Simsów, sprawdźcie sobie na youtubie umysłowe upośledzenie to pierwsze rzecz przychodząca do głowy.pluję też na telewizor jak widzę reklamę Fify 09 😛
zgadzam sie z Twoim artem Kocie w miliardzie procent. Rowniez zauwazam casualizacje rynku i amse ale to mase ulatwien juz nawet w grach ktore gram od paru lat. Lolejne dodatki np do WoWa powoduaj ze gra sie latwiej, do maksymalnego poziomu dochodzi sie latwo i szybciej, a najlepsze itemy mozna zdobyc w krotszym czasie przy mniejszych srodkach. gdzie czasu 40 osobowych rajdow? eh. . w grach gdzie glownym trybem jest tryb single-player rozwiazanie widzi mi sie jedno: tryb hardcore. bez autozucia, z apteczkami itd. przeciez to proste i bezbolesne w zasadzie dla tworcow gry. modyfikacja paru skryptow. :)fajnym rozwaizaniem ktore zasluguje na pochwale, jest tryb Hardcore w TestDrive Unlimited, gracze arcadowi smialo mykaja swoimi furkami na rowni z graczami z ikonką H przy nicku, ktorzy maja ‚urealnioną’ fizykę jazdy. Wcale nie jest tak zle Kocie, wiekszy rynek to wiecej gier, lepsze ceny bo konkurencja wieksza ;)Bedzie dobrze 🙂
I znów mnie przerobiono na Kota. Jarek Kot w końcu mnie zamorduje, żeby nie mylić Jola z Kotem 😀Lovebeer —> nie mów takich rzeczy, bo jak człowiek nieprzygotowany na taki szok to może zawału dostać. Chcesz mnie mieć na sumieniu?! 🙂Gothel—>na pewno coś w tym co mówisz jest. Jednak myślę że gry szybciej się stają łatwiejsze niż my lepsi – i to jest właśnie casualizacja 🙂
wybacz jolo, bije sie w piers za taka pomylke, wybaczcie koledzy 😉
No dobra zastanówmy się co się stanie z tymi casualowymi graczami gdy już im się znudzą casualowe tytułu i będzie ich odpowiednio dużo żeby opłacało się stworzyć specjalnie dla nich bardziej wymagający tytuł. Zresztą do cholery ja jestem już casualowym graczem, 1h dziennie poświęcę na EVE Online albo na Counter Strike Source (ta druga przechodzi u mnie ostatnio renesans, znowu potrafię posiedzieć parę godzin bez przerwy, ale to tylko dlatego ze mam 2tygodniowa przerwę w pracy). A ta nowa funkcja auto-healing wydaje mi się iście genialnym rozwiązaniem, świetnie się sprawdza jak się gra na wysokim poziomie trudności dla wytrawniejszego gracza jak i na łatwiejszym dla słabszego. Uważam ze np. jeśli byłaby w takim half life 2 to wcale moje odczucia co do tej gry by się nie zmieniły na gorsze, więcej możliwe ze sama gra zyskała by na dynamice. Czasy się zmieniają, ale spokojnie powróci stare gdy znowu hardcorowe pozycje będą na topie itd. Zycie jest sinusoidą, prawie 100lat temu USA przezywały wielki kryzys, i wyszły z niego, teraz po latach dobrobytu kryzys wraca (i bardzo dobrze), taka jest kolej rzeczy. Wiec za przeproszeniem proszę nie biadolić.
Pytanie czy my nie stajemy się casualowymi graczami ze wspomnieniami o dawnych wspaniałych czasach?Po co w handlówkach spisywać ceny towarów we wszystkich miastach. . . przecież mam od tego komputer?Po co mam rysować mapki skoro komp może to robić za mnie, prowadząc przy okazji jak po sznurku do celu questa. Po co sobie życie komplikować szukaniem elementów broni marnując przy tym cały wieczór. Jakby na świecie nie było nic ciekawszego do zrobienia. No i ile można powtarzać jedną misję, którą przejść da się w jeden jedyny sposób który przyjdzie mi poznać (albo i nie) po 5 czy 10 próbie przejścia. Z drugiej strony ile satysfakcji jest z przejścia tej misji, złorzenia superwymiatającego miecza +13, czy z samodzielnego znalezienia w końcu pana X któremu musimy oddać jakąś paczkę. Niestety bywa tak, że czasami te harcorowe elementy powodują, że następnego dnia włączamy inną grę zamiast zmagać się poraz n-ty z jakąś misją, bądź polować na kolejne 100 xmobów i 200 ymobów by złorzyć buty +11. W ten sposób z każdym kolejnym tytułem przechodzimy proces casualizacji, aż narafiamy gre która nie sprawia nam żadnego poblemu, lub wręcz przechodzi się sama 🙂 i rodzi się w nas bunt, że to nie to. . .
Chyba o czymś nie wiem. . . 😉
ozesz w mordeczke jezyka ;p się mi nicki pomylily 😉
hyh,. . tez kiedyś tak miałem 😛 dbrze byłoby, gdyby były nicki w cudzysłowie podane obok nazwiska autora :Pco do tekstu. . . Zarówno w biologii, jak i ekonomii, istnieje pojęcie niszy. To jest takie cuś, co komus wybitnie odpowiada. I dopóki bedzie dość hardcore’owych graczy, tak długo będą powstawały gry hardcore’owe. Zresztą. . . Tyle lat mówiło się o śmierci przygodówek, a te cholery wróciły 😛 PeCet też za nic nie chce zdechnąć. Będzie dużo produkcji dla casuali? Ok. Niech sie bawią. My też zyskamy, bo co ciekawsze pomysły przenikną i do naszej części branży. A i zyskamy tytuły żeby odpocząć od ubijania potwórków czy dla pogrania z dziewczyną w sobotnie popołudnie. Więc nie martwmy się tym, co produkują wydawcy stricte dla pieniędzy – ważne, zeby byli chętni na duże, mięsiste produkcje. Bedzie rynek zbytu, znajdą się sprzedawcy 😉
zaczalem zabawe z grami kiedy owe wyplywaly na wielkie wody 8-bitowcow, razem z nimi dorastalem i razem z nimi odejde ;)a tak powaznie ostatnio zauwazylem niepokojacy objaw u siebie – pierwszy raz w zyciu nie mam pracia na granie. nie chce mi sie po prostu grac – coraz mniej tytulow powoduje ze chce mi sie zarywac nocki (omg nawet cs nie moze mnie zassac :o), nie chce mi sie kierownicy podlaczyc zeby poscigac sie online w lfsa, zamknalem wszystkie subskrybcje w mmorpgi, wiedzmin (jak wiecie) przepadl u mnie po 2 probach gry w niego. . . z jednej strony wierzyc mi sie nie chce ze JA moglbym przestac grac, a z drugiej jakos mi nie szkoda. bo wlasnie branza sama mi pomaga – bo niby czemu mialoby mi byc szkoda tytulu ktory moglbym ukonczyc w 4 godziny ? tak wiec gram coraz mniej, zaczyna mi brakowac ‚zaprawy’ aby pojawiajace sie perelki konczyc tak jak kiedys to robilem (wiecie, te czerwone oczy i chwiejny krok zombie) i. . . zaczynam grac. . . casualowo. i teraz pytanie do wąsiatego – czy to wina wieku czy branzy ze ktos kto ma nabite 3000 godzin na xf mowi ze zaczyna grac casualowo ? mnie szczerze mowiac zaczyna to wszystko powiewac, wole sie isc spotkac ze znajomymi i wypic kilka piw 😉
Nie chciałbym brzmieć jak młody buntownik lubujący się w fatalistycznych wizjach „upadającego rynku”, lub co gorsza stary piernik powtarzający, że „to już nie co to kiedyś” ale. . . Rynek upada i to już nie to co kiedyś :)Czemu ?”Meblarze” [domków w Simsach] psują rynek. To zdarzyło się w wielu branżach. Dla przykładu – fotograficzna. Pogoń za megapikselami spowodowała że za rozsądne pieniądze nie można juz kupić aparatu z małym szumem – matryce o fizyczych wymiarach ziarnka grochu mają gigantyczne rozdzielczości innych się po prostu nie produkuje. Do smaczku jesteśmy „raczeni” przez znajomych fotkami w rozdziałce 3056×2078 „to20jestem20ja20a20to20mój20pies20. JPG”. Kolejne przykłady ? Wszystko. . . wystarczy pójść do sklepu, wybrac dowolną rzecz. . . nie wiem. . wyciskarke do czosnku. . . made in china, złamie sie po 2 tygodniach, nawet jakbyś chciał dobrą. . . i był w stanie wydac z 40 zł. . . nie kupisz już jak kiedyś. . . nikt takiej nie wyprodukuje bo nie znajdzie klientów. . . Czekają nas ciężkie czasy. . .
Ja juz nawet nie pamietam kiedy ostatnio zarwalem trzy, a nawet chociaz dwie nocki z rzedu, siedzac nad jakas gra. Po przeczytaniu tego tekstu, naszla mnie taka refleksja, ze wraz z casualizacja gier, przyszedl w moim zyciu czas na znudzenie sie tym rodzajem rozrywki. I nie, zeby ten caly proces przemiany rynku gier mial jakis na to wplyw, absolutnie. Wszystko to jakby zgralo sie w czasie i nadeszlo w tym samym momencie. Znudzenie przyszlo wraz z wiekiem, a pojawienie sie casuali przynioslo mi chyba bardziej ulge niz stalo sie powodem do zmartwien. Dlaczego? Bo teraz przynajmniej nie musze zalowac, ze omijaja mnie hardocowe tytuly, kiedy ja nie mam czasu na to aby w nie grac. Malo obecnie pojawia sie tytulow, na ktore naprawde warto poswiecic dlugie godziny, a czasami nawet zarwac cala noc, ale ja takze mam juz malo czasu na to, wiec ciesze sie, ze raz na jakis czas wpadnie mi w rece jakis solidny tytul, a jednoczesnie spie spokojnie, bo wiem, ze nastepny taki ciekawy nie pojawi sie predko. Troche egoistyczne, przyznam. Ale tak na dobra sprawe, czy obecne, mlode pokolenie graczy, jest w stanie przejac paleczke po starszych kolegach i stac sie rownie harcorowymi graczami, jak ich starsi bracia, a nawet ojcowie? Mozna powiedziec, ze graczy pokolenia Giana Sisters jest z kazdym dniem coraz mniej, a nowi swoj start zaczynaja przy GranTurismo i Tekken’ach. . co ich tak naprawde obchodzi granie na jednym zyciu i bez save’owania?
A może gry są takie same, tylko my się rozwinęliśmy i faktycznie wymagamy tytułów nieziemsko trudnych? W końcu strzelamy w FPS’ach od wieków, walczymy z zagadkami od lat, prowadzimy zwycięskie kampanie od stuleci. Może staliśmy się na tyle dobrzy, że dawne trudne tytuły to bułka z masłem?
A ja gram nadal. Gram ile tylko mogę. Ponad 20 lat w zawodzie i twardym niczym skała 😉 Czasami też nie chce się odpalić jakiegoś tytułu, ale jak się już zmuszę, to łupię do upadłego (czyli jakieś 2h bo rano do roboty). Też miałem taki okres, w którym myślałem że już wyrosłem z grania. Wolałem iść z kumplami czy koleżankami na browara, pogadać, pośmiać się, obejrzeć sobie jakiś dobry film w kinie itd. Całe szczęście, znalazłem na to doskonałe lekarstwo – ożeniłem się i spłodziłem potomka. Teraz nie mam nawet za bardzo czasu się podetrzeć, więc piwo, spotkania, imprezy i kino mogę zaliczyć od bardzo dawna jako rozrywkę mglistą i nierealną. Co więc robię? HA! Wróciłem do grania i powiem szczerze, że wciągnęło mnie znowu niczym wir w betoniarce. Nie żebym kogoś specjalnie namawiał do tak skrajnie radykalnych kroków jak małżeństwo, ale zawsze to jakiś sposób jeżeli przestaje ci się chcieć grać. 😉
Bo Bartosz KOTarba 😉 ha wpadłeś !!
Nie wiem jak można Jolo z Kotem pomylić. Różnica wyraźna w stylu pisania i redagowania tekstu, że o poglądach nie wpsomnę. Zasad jest taka jak nie wiesz kto tekst napisał a jest on kontrowersyjny i się z nim na pewno nie zgadzasz (z teksetem i autorem) to najpewniej Kot go wytworzył (tekst, nie autora)
Dziwna zasada bo na ogół nie zgadzacie się z Malacarem i jak Azję Tuchajbejowicza chcecie go co raz na tępy pal wbijać. Gratuluję przenikliwości. Ja tam nie wiem czy KOTarba ma inne poglądy niż KOT bez Arba 😉
uhh poczułem się jakby wiekowy starzec pisał jak to drzewiej bywało. To jest tak jak z moim sąsiadem, który frustruje się że w nowych samochodach nie można się dostać do silnika. Lubię po prostu gry bez względu czy łatwe i przyjemne, czy też wymagające bo i te i te mogę znaleźć bez problemów. To że te pierwsze sprzedają się lepiej? No Panie i Panowie któż ma z nas (wiekowi starcy w tym i ja) jeszcze tyle czasu by siedzieć po 5-6 godzin dziennie nad danym tytułem, robota sama się nie zrobi 🙂
Czas gry to zupełnie odrębna sprawa. Wszystko rozchodzi sie jednak o treść. Też nie mam czasu na granie od switu do nocy. Każualizm jednak prowadzi do tego że Fallout IV będzie polegał na pieczeniu placków ziemniaczanych w rytm śpierwanego karaoke a w przerwach umeblujesz swój Valut.
I tutaj kompletnie się mylisz. Konkretne gry są dla konkretnych odbiorców i wciąż będą powstawać tytuły dla graczy hardcorowych jak i tych mniej przejmujących się wyzwaniami. Taka sama sytuacja jest w kinie, tutaj również powstają czysto komercyjne gnioty jak i produkcje dla bardziej wymagającego widza. Problem jest tylko taki że filmowcy i widzowie przyjęli to do wiadomości a niestety część graczy nie potrafi zrozumieć, że są też inne gusta i inny grający wolący czystą rozrywkę bez zbędnych utrudnień. Tak na marginesie dopiero teraz mamy naprawdę niezłe fabuły i bardziej dopracowane dialogi co jeszcze 10 lat temu było niemożliwe a zatrudnianie scenarzystów często było wyśmiewane. Zresztą to wysoka sprzedaż casuali będzie w stanie „zapracować” na bardziej ambitne produkcje danego studia i to rzecz jak najbardziej pozytywna co też nie każdy widzi.
ludzie pamietajacy to o czym myslimy mowiac o hardcore gaming (czyli w zaleznosci od osobnika od grania bez save’ow, do produkcji ktorych ukonczenie wymagalo duzo czasu i duzo umiejetnosci/poswiecenia) dorastaja i przestaja grac. mlodsi juz nie pamietaja tego co dla ‚ortodoksow’ bylo dokktryna tego pojecia, a i oni za kilka lat zaczna sie wykruszac* mainstream ‚hardcorowych’ graczy (teraz pomijam to co mamy z kolei na mysli pod pojeciem casuali) zajmie mlodziez wychowana na doomie3 czy most wanted – mlodziez majaca w glebokim powazaniu tytule bedace chocby prekursorami ich ukochanych serii a co dopiero o klasykach gatunku wspomniec. inna mentalnosc, inne priorytety. dlatego ja osobiscie nie wierze ze gra na tym naszym tytulowym poziomie sie utrzyma. chyba ze * dla garstki tych twardzieli ktorzy jednak dalej beda sie zabawiac po nocach w wieku 50 lat mowiac zonie ze ida rznac w pokera 😉 albo sam ten poziom bedzie reprezentowany online nie tyle przez same produkcje co przez poziom graczy ktorzy niczym my za dawnych lat beda sobie wypalac oczy po nocach ale nie po to zeby w koncu obczaic magiczna kombinacje ruchow pozwalajacych dojsc do i wykonczenia ostatniego bossa ale opanowac do perfekcji timing, refleks i strategie na poszczegolnych mapach. tyle tylko ze taki gaming to pro a nie hardcore 😉
hahaha, przypomniało mi się jak miałem Amigę jakąś i moja matka uwielbiała grać w Setlersy I, ale to była wersja demo i nie można było zapisywać, to też się zostawiało „kompa” na noc :palbo pegasus i Dizzy 😀 „dobra, to dzisiaj przechodzimy dizzy” – i całą rodziną się katowało po 8 godzin 😛 to były lata, faktycznie :D———a co do rozwiązania problemów casuali, to wg mnie powinny tutaj grać główną rolę poziomy trudności gry, ale jeżeli mowa o takim tytule jak ‚cookin mama’ to faktycznie szkoda słów.
Chyba na ich wykopywaniu na radioaktywnych polach 😉
casual to teraz taki „chłopiec do bicia” jak trafia się rozczarowanie to najlepiej zwalić na casualizacje 🙂
poczytaj wyzej – mnie coraz rzadziej trafia sie rozczarowanie, wiec nie musze nic zwalac – po prostu obserwuje i widze co sie dzieje 😉 a nawet gdyby sie zdarzaly te rozczarowania – to chyba casualizacja jest niezlym obiektem do zrzucenia na nia winy, rajt ? czy moze uwazasz ze to (czyli owaz casualizacja) jakis wymysl spowodowany wakacyjnym rozprezeniem ? ;)swoja droga tak sobie mysle i na przykladzie obliviona – badz co badz ‚best choice’ ostatnich lat – pomijajac juz aspekt technologiczny czy graficzny gry – czy zmusza on (oblivion) do jakiegokolwiek myslenia ? czy jest wymagajacy – czy czesto trzeba stosowac opcje load aby ponownie sprobowac zabic tego bad mother****a bo po prostu niezly z niego meches ? czy trzeba laczyc jakies fakty aby rozwiklac zagadke, otworzyc jakies przejscia czy odczytac pergamin ? czy czesto mozna sie w tej grze zaklinowac i wydzwaniac w srodku nocy do kumpla ktory tez gra i robic konsultacje ? tu nawet prostych zagadek z chocby zapadajacymi sie plytami (ala indy) brak – mialkosc, nijakosc, nuda i kompletny brak wyzwan. zaiste najlepszy to crpg ostatnich lat, a casualowosc to wymysl starych prykow ktorzy usta maja pelne sentymentalnych bredni 😉
A jeszcze gorzej wyglada sytuacja w grach MMORPG. Wszystkie te Lineage i produkcje stawiajace na wyglad odbijaja sie gastrycznym odruchem. A ja od 8 lat w Ultime Online – nie ma to jak wyzwania rzucane przez innych graczy – to sie nigdy nie znudzi, a i save’a nie ma.