Na początek słów kilka na temat tego, czym w ogóle Bone jest. Kiedy wpiszecie w wyszukiwarce ten wyraz, pierwsze dwie pozycje na liście wyników zajmą wpisy z Wikipedii. Z pierwszego z nich dowiecie się, że „bone” jest częścią szkieletu kręgowców, jednak nie sądzę żeby zawarte tam informacje was usatysfakcjonowały. Z pewnością klikniecie więc w odnośnik drugi. Bingo! Trafiliście. „Bone” to seria komiksów autorstwa Jeffa Smitha, opowiadająca o przygodach trzech kuzynów – Fone, Phoney i Smileya. Dzięki umiejętnie poprowadzonej opowieści i ciekawym głównym bohaterom cykl ten zyskał sobie fanów na całym świecie i to właśnie na podstawie tego wydawnictwa powstały gry.
Spis treści
„Burmistrz zarządził w szkołach dzień wolny…”
Rozbudowane dialogi są mocną stroną gry
O których teraz słów trochę więcej. Recenzję produktów rozpocznę tradycyjnie od opisu fabuł. W epizodzie nr 1 trzej kuzyni uciekają z Kosteczkowa, po tym jak Phoney narobił sobie wrogów kandydując na burmistrza. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności zaraz na początku odcinka nasi bohaterowie zostają od siebie odseparowani, dlatego waszym zadaniem będzie pomóc każdemu z nich odnaleźć resztę rodziny. Epizod nr 2 to już wyższa szkoła jazdy. Fone Bone próbuje zdobyć względy dziewczyny, która mu się podoba, a Phoney i Smiley za wszelką cenę starają się zarobić trochę pieniędzy. Wbrew pozorom odcinek nie tylko dla playboyów i spekulantów – każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Tyle na temat historii opowiedzianej w epizodach pierwszym i drugim. Scenariusz każdego z nich został bardzo dobrze napisany – w grze nie brakuje nagłych zwrotów akcji i zabawnych dialogów, a całość została utrzymana w kolorowej i wesołej konwencji. Jak przystało na dobrą pod względem fabularnym pozycję, Bone posiada silnie zarysowane portrety psychologiczne postaci: Fone Bone jest typowym everymanem, Phoney Bone majętnym gburem, a Smiley Bone wesołym głuptasem. Koniec z bezpłciowymi typami wykonującymi tylko swoje zadania w rodzaju Jacka Norma z Sinking Island – fabuła i bohaterowie najmocniejszą stroną gry – brawo!
W kwestii zagadek niestety już tak dobrze nie jest. Bone: Wygnaniec z Kosteczkowa należy do coraz szerszego grona produktów, które przechodzą się same. Oznacza to mniej więcej tyle, że szare komórki można w dowolnym momencie gry wysłać na wakacje, a zabawa i tak zakończy się pełnym sukcesem. Sytuacje, w których trzeba chociaż trochę pomyśleć zdarzają się w pierwszym odcinku Bone niesamowicie rzadko i z reguły wymagają ustalenia, czego w obrębie danej lokacji użyć na sobie, żeby rozwiązać dany problem. Osobiście bardzo ubolewam nad takimi uproszczeniami w przygodówkach – zawsze byłem zwolennikiem obgryzania paznokci, nerwicy i długich spacerów, mających na celu znalezienie rozwiązania danego problemu – tymczasem coraz częściej mi się tego nie zapewnia. Jedyną okolicznością łagodzącą w związku z taką prostotą zagadek w Wygnańcu z Kosteczkowa może być chyba tylko to, że dzięki tak niskiemu poziomowi trudności w tytuł ten z powodzeniem mogą też zagrać najmłodsi.
Drugi odcinek pod względem skomplikowania zagadek wypada już na szczęście o niebo lepiej. Poziom trudności Wielkiego Wyścigu Krów jest znacznie wyższy niż w przypadku Wygnańca z Kosteczkowa. Telltale w trosce o to, żeby jednak nikt nie obgryzał paznokci, nie dostał nerwicy ani nie przeziębił się w trakcie zbyt długich spacerów zadbało o rozbudowany system podpowiedzi, dzięki któremu mniej doświadczeni gracze poradzą sobie z zagadkami jak zawodowcy. I wszyscy są zadowoleni.
Dialogi. Jeżeli myślicie, że przygodówki będą się zawsze ograniczały do rozmowy dwóch osób, to się mylicie, oto bowiem Bone umożliwia prowadzenie rozmowy nawet z trzema osobami jednocześnie. Chyba nie muszę opowiadać o korzyściach wynikających z takiego rozwiązania. Ileż to razy przecież zdarzało się, że po przepytaniu osoby A konsultowaliśmy jej wypowiedzi z osobą B, która sugerowała nam coś, o co musieliśmy później spytać A, po czym rozmowa znowu wracała do B i tak w kółko. Po zakończeniu całej serii rozmów nie tylko nie wiedzieliśmy do końca, co też nam te osoby powiedziały, ale też mogliśmy się doliczyć kilkuset bezsensownych kliknięć w lewy przycisk myszy. W tym przypadku nie mamy takich problemów. Czyż życie nie wydaje wam się od razu piękniejsze?
Choć nie wiemy czy można się w nich zakochać
Ale dobrze – trochę chwaliłem, trochę narzekałem, teraz jednak będę krytykował, bo też jest za co. Zacznijmy od pytania skierowanego do publiczności: czego najbardziej nie lubimy w przygodówkach? Chórek całkiem słusznie i bez wahania odpowiada: e-le-men-tów zrę-czno-ścio-wych. No właśnie – wiedzą o tym wszyscy, niestety Telltale albo o tym zapomina, albo nie przyjmuje tego w ogóle do wiadomości. W samym tylko Wygnańcu z Kosteczkowa dwukrotnie występuje skrajnie irytująca scena ucieczki. Na szczęście w przypadku jednokrotnego niewykonania zadania, elementy zręcznościowe można przerwać i dzięki temu uniknąć połamania palców, myszki albo i jednego, i drugiego, niemniej jednak niepotrzebne katowanie przygodówkowiczów tego typu wstawkami rodem z innych gatunków razi i to bardzo.
Kompletnym nieporozumieniem jest też długość poszczególnych epizodów. Wygnańca z Kosteczkowa można spokojnie grając przejść w 2 (słownie: dwie) godziny, a czas wymagany na ukończenie Wielkiego Wyścigu Krów jest tylko trochę dłuższy. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wydawanie produktów w odcinkach wymusza konieczność nieopowiadania całej historii za jednym podejściem, elementarna przyzwoitość wymaga jednak podzielenia fabuły całości na jakieś bardziej etyczne pod względem długości części. Klapa.
To by było wszystko jeżeli chodzi o aspekty czysto techniczne. Z dziennikarskiego obowiązku dodam jeszcze tylko, że gra jest produktem całkowicie liniowym oraz że polskie napisy zostały przygotowane bardzo profesjonalnie i już możemy przechodzić do opisów tego, co widać i tego, co słychać.
„…żeby dzieciaki mogły porzucać w ciebie kamieniami”
Prawdziwy Wiking – Siła 10
Najpierw to, co widać. Grafika w Bone bardzo przypomina tę, znaną już masowemu odbiorcy z przygód Sama i Maxa. Całość została zrealizowana w całkowicie trójwymiarowym środowisku, które niedostatek szczegółów rekompensuje żywymi kolorami i niezwykłym wyglądem obiektów. Osobiście bardzo podoba mi się tego typu rozwiązanie – nikt przecież nigdy nie mówił, że wirtualna rzeczywistość musi wyglądać tak, jak ta rzeczywistość, którą mamy za oknem. Poza tym za moim oknem nie ma studni, w której żyją smoki ani staruszek ścigających się na festynach z krowami.
Dźwięki po raz kolejny tak samo jak w Samie i Maksie rzucają na kolana. Wielki Wyścig Krów jest obok przygód psa i królika, Overclocked oraz eXperience 112 jedną z najlepiej zilustrowanych muzycznie gier, w które miałem przyjemność zagrać w tym roku – ogromne wyrazy uznania należą się kompozytorowi za napisanie tak dobrze pasujących do klimatu gry wesołych kawałków.
Najnowszy superbohater Marvela
Pora na podsumowanie. Udało mi się zrecenzować dwie całkiem dobre gry, których największą wadą jest to, że są obrzydliwie krótkie. Na szczęście każdy epizod kosztuje niecałych 20 złotych, co nie jest jakąś zawrotną kwotą. Oczywiście znacznie bardziej opłacalnym rozwiązaniem wydaje się być zainwestowanie niecałych 80 złotych i otrzymanie aż 6 odcinków Sama i Maksa, trzeba jednak pamiętać o tym, że jak dotąd powstały tylko dwa epizody opowiadające o przygodach Fone Bone’a i jego dwóch kuzynów i że nie trzeba obydwu kupować jednocześnie.
Wniosek? Moim skromnym zdaniem rozłożenie sobie zabawy z serią Bone na dwie raty jest znacznie lepszą opcją na początek od szarpnięcia się od razu na psa i królika – zbadajcie najpierw czy humor, zagadki i rozgrywka Bone wam się spodoba i jeśli okaże się, że zagustujecie w grach Telltale tak samo jak ja, to pewnie chętniej sięgniecie po ich droższy produkt. Osobiście mam szczerą nadzieję, że kiedyś w końcu powstanie trzeci, ostatni epizod przygód Fone Bone’a. Do tego czasu i Wygnańca z Kosteczkowa, i Wielki Wyścig Krów bardzo polecam.
Telltale Games przebojem zaistniało w światku gier komputerowych dzięki przygodom Sama i Maxa. Nie wszyscy jednak wiedzą, że zanim pies i królik wygnali tę firmę na salony, studio to z powodzeniem tworzyło też inne przygodówki – w dodatku także w odcinkach. W ramach uproszczonej retrospekcji recenzujemy dziś dwa epizody serii Bone.