Każdy z nas, zapalonych graczy spędza przy komputerze i grach zapewne dużo czasu. Oczywiście ilość godzina zależy od wieku, obowiązków rodzinnych, tego czy pracujemy czy nie, czy dysponujemy dużą ilością wolnego czasu etc. Abstrahując jednak od tych wszystkich warunków – staramy się spędzać dużo czasu przy grach.
Takie podejście budzi nieraz oburzenie naszych bliskich, którzy przypominają nam, że poza grami istnieje jeszcze świat rzeczywisty. Napominani w ten sposób staramy się kontrolować nasze hobby (czyt. uzależnienie?) i spędzać przy komputerze ilość czasu, którą można by zdefiniować mianem „rozsądnej”. Jednak niestety nie zawsze nasze starania zostają uwieńczone sukcesem.
I tu dochodzimy do owego strasznego zjawiska zwanego na potrzeby tego tekstu Syndromem Jeszcze Jednej Tury ™ (w skrócie SJJT). Objawia się on całkowitą niemożnością odejścia od komputera wywołaną chęcią zobaczenia efektów podjętych przez gracza decyzji lub czystą ciekawością z kategorii tych „co będzie dalej”. Gracz dotknięty tym zjawiskiem sam sobie wmawia, że zaraz zakończy grę, a wykonywane przez niego ruchy są już absolutnie ostatnimi. Niestety po ich wykonaniu i przeliczeniu tury/zaliczeniu poziomu/przejechaniu toru w odpowiednim czasie gra stawia przed graczem kolejne wyzwanie, którego ten nie potrafi zignorować i analogicznie do sytuacji sprzed chwile zaczyna podejmować działania i decyzje dążąc tym samym do zapętlenia SJJT.
Wyjście z takiego cyklu dla samego gracza może być niezwykle trudne i jedynym ratunkiem jest czasami jedynie bodziec zewnętrzny (np. w postaci wkurzonego współmałżonka/rodzica/dziecka), który wyrwie go z SJJT. Wszystkie znane mi przypadki samodzielnego wyjścia z SJJT były wywołane skrajnym wyczerpaniem gracza powodującym najzwyklejsze w świecie przysypianie przy komputerze.
Długość jednorazowego cyklu SJJT nie została określona jednakże wiadomo, że może on trwać nawet kilkanaście godzin (w ekstremalnych przypadkach nawet więcej).
Samo zjawisko SJJT nie jest jak mogłoby wynikać z nazwy przypisane do jednego gatunku gier – czyt. tych turowych. Choć i w nich występuje, jego działanie można właściwie zarejestrować w każdym ze znanych gatunków. Zależnie od gatunku inne są bodźce, które zmuszają nas do kontynuowania zabawy. W grach wyścigowych jest to bez wątpienia wynik – a właściwie chęć jego pobicia. W sportowych – wynik, konieczność rozegrania „jeszcze jednego meczu” aby utwierdzić się w przekonaniu, że jest się niepokonanym. W grach RPG i przygodowych tym co nas popycha do dalszego działania jest najzwyklejsza ludzka ciekawość, którą możecie zaobserwować u siebie również przy czytaniu książek. W strzelankach to oczywiście chęć „zaliczenia poziomu” i zobaczenia co będzie dalej. Najsilniej jednak ten syndrom objawia się w grach rozgrywanych w trybie turowym. Wynika to z faktu, że gry te są z założenia dość skomplikowane. Wydanie odpowiednich komend przez gracza zabiera mu sporo czasu przy czym nie widzi on natychmiastowo efektów swoich działań. Im więcej czasu i wysiłku włoży w podjęcie trafnych decyzji tym większa ciekawość ich rezultatów. Te może jednak zobaczyć tylko w momencie przeliczenia kolejnej tury. Stąd bierze się nieodparta chęć naciśnięcia klawisza opisanego „następna tura”. Oczywiście zrobienie tego pokaże nam nie tylko efekty naszych działań, ale postawi nas przed nowymi problemami…
Czy syndromu SJJT można uniknąć? Z moich obserwacji wynika, że nie. Każdego gracza, który gra choć nieco więcej niż typowy casual problem SJJT wcześniej czy później dopadnie. Zależnie od siły charakteru oraz okoliczności objawy i nasilenie SJJT jest różne dla każdego osobnika. Nie ulega jednak wątpliwości, że dotyczy każdego z nas.
W moim przypadku najsilniejszy atak SJJT zdarzył się w czasie studiów, kiedy z przyjacielem graliśmy w Civilization 3. Skończyło się na całonocnym graniu do świtu pomimo że dnia następnego miały być normalnie zajęcia od 8 rano. Cóż… tym gorzej dla zajęć. Niestety ostatnio syndrom SJJT wraca na fali gry w Football Manager 2008, na szczęście (?) praca jest tu skutecznym czynnikiem powstrzymującym ataki tej choroby.
A czy Wy cierpicie na SJJT? Jak sobie radzicie z atakami? Może macie jakieś metody unikania SJJT? Podzielcie się z nami tymi informacjami!
Przyznaję się bez bicia, że też cieprię na syndrom jeszcze jednej tury. Na szczęście polska rzeczywistość trzyma mnie jeszcze w ryzach. Wg mnie syndrom jeszcze jednej tury wynika głównie z postawy twórców wobec stworzonej gry. Czasami widać po grze że jej twotrzenie sprawiło jej autorom bardzo duzo frajdy. Niestety staje się to szybko zaraźliwe i roznosi się po graczach niczym pożoga. A potem tylko pozostaje jeszcze jedna tura i przysypianie nad klawiaturą. Tylko jedno mnie zastanawia. Czy dobrze jest wogóle próbować radzić sobie z tym syndromem, czy potraktować go jak uśmiech losu w szarej rzeczywistości.
tak wczoraj właśnie myślałem na SJJT. . . 😉 prorok czy co. . ? :DSyndrom ten jest domeną gier naprawdę dobrych. Dopiero wtedy można w całej rozciągłaści ocenić potęgę tego zjawiska. Co gorsza – moze dopaśc każdego gracza mającego kontakt z czynnikiem chorobotwórczym, przy czym są one na tyle różnorodne, że odcięcie sie od wszystkich jest rzeczą zgoła niemożliwą. Czasem odłaczenie się od PESa jest olbrzymim szokiem – niektórzy w to NIE graja! Dla mnei – nei do pomyślenia. . .
Co tam SJJT. . . ma przecież brata, IMO dużo groźniejszego. Nazywa się on Zatracenie Poczucia Czasu (ZPC). Przy SJJT przynajmniej wiemy, że powinniśmy się oderwać 🙂 Tak czy siak dobrze, że oba przynajmniej w pewnym stopniu występują – to dobry wyznacznik jakości gry 🙂 U mnie ostatnio SJJT strasznie zadziałał przy Grid Wars (jeszcze-tylko-jedną-partyjkę, znacie to, nie?)pozdrawiam
Mnie na szczęście syndrom SJJT nie dopada. Mam wytworzone naturalne przeciwciała takie jak SKOP oraz ENUŚ – czyli Syndrom Krańcowego Opadu Powiek i Efekt Nagłej Utraty Świadomości. Przeciwciała te, skutecznie bronią mnie przed w/w syndromem, maja jednak pewien przykry skutek uboczny pod nazwą EWŻNR czyli Efekt Wkur. . . Żony Nad Ranem. Nie raz już zastała mnie śpiącego przy biurku, z malowniczo odbitymi klawiszami na facjacie.
Civilization IV jest grą bardzo złożoną, skomplikowaną, w której występuje wiele zależności, których nie sposób spisać w jednej recenzji. Mimo to, tytuł ten w dalszym ciągu pozostaje przyjaznym dla gracza i może zapewnić doskonałą zabawę nawet tym, którzy w przeszłości nie mieli wiele do czynienia z grami strategicznymi. Tego nie da się opisać, trzeba tego po prostu doświadczyć, do czego wszystkich was serdecznie zachęcam. sam szczerze wole age of empires III. ale mimo wszystko polecam. Daje 7+/10