Stoneloops of Jurassica, bo o nim mowa został wydany w serii Brain College. Nazwa ta pozwala przypuszczać, że recenzowana produkcja ma jakieś walory edukacyjne. Pomimo szczerych chęci nie dowiedziałem się jednak czym mogą one być. Moim zdaniem jedną z nielicznych rzeczy, którą przy niej wyszkolimy to koordynacja dwóch narządów (ręka-oko).
Spis treści
To już było
Prawie jak Zuma
Recenzowany tytuł jest klonem dobrze znanej Zumy. Nieskomplikowane zasady, rządzące rozgrywką można opisać w kilku zdaniach. Gracz kieruje tu „paletką”, która przyciąga i wystrzeliwuje różnokolorowe kule-klejnoty. Te pędzą po mniej lub bardziej zakręconym, nazwijmy go, torze. Gracz musi sprawić, żeby koło siebie ułożyły się przynajmniej trzy kule. Jeśli uda się nam ta sztuka, fragment „węża” wybucha i znika z ekranu. Przegrywamy kiedy choć jeden z klejnotów wpadnie do dziury umieszczonej na końcu toru.
W Zumie skazani byliśmy na łaskę/niełaskę gry, która kierując się swoją cyfrową logiką, obdarowywała nas barwnymi kulami. Rzeczą odróżniającą recenzowaną produkcję od kultowego w niektórych kręgach pierwowzoru jest możliwość wyciągnięcia dowolnego klejnotu z przesuwającego się ogonka. W każdej chwili możemy go również wstrzelić w wybrane przez siebie miejsce. Zadanie ułatwia nam pasek, pokazujący w kulę jakiego koloru aktualnie celujemy.
Za darmo
Tyle że z basenem
Już teraz mogę w zasadzie napisać co jest największą wadą recenzowanej gry. O dziwo jest to jej cena. Za 20 PLN (bez jednego grosza – ciekawe czy ktoś się na to nabiera?) otrzymujemy produkt składający się z 75 plansz. Nawet jeśli nie poświęcimy tej produkcji zbyt wiele czasu, powinniśmy ją ukończyć w kilka wieczorów. Mówię w tej chwili o klasycznym trybie gry, opisanym przed chwilą. Oprócz niego mamy jeszcze tryb strategiczny, w którym „ogonek” przesuwa się tylko kiedy przemieszczamy i strzelamy naszą paletką oraz tryb przetrwania. W tym ostatnim wybieramy jeden z układów, który już przeszliśmy i próbujemy rozbijać toczące się coraz szybciej klejnoty.
W Stoneloops gra się całkiem przyjemnie, ale w pewnej chwili zdamy sobie sprawę, że możemy to przecież robić za darmo! Zuma, a zapewne i jej klony (myślę tu o trybach strategicznych i przetrwania) dostępne są w Internecie, gdzie nie każe się nam płacić za zabawę. Musisz więc czytelniku sam sobie odpowiedzieć czy warto wyłożyć na recenzowany produkt te dwadzieścia złotych.
W pustyni i puszczy
Ja postaram się wymienić jeszcze jego słabe i mocne strony gry City Interactive. Do tych drugich należy oprawa graficzna i muzyczna. Grafika w Stoneloops, choć prosta, jest ładna i kolorowa. Niektórym naszym działaniom towarzyszą kolorowe wybuchy czy srebrne iskierki, fruwające po ekranie. Plusem jest też różnorodność plansz. W trakcie zabawy przemierzymy układy przenoszące nas na pustynię, bagna czy lodowiec.
I bonusami
Nieźle wypada również oprawa audio. Muzyka przywodzi na myśl odległe czasy, w których umiejscowiona jest akcja gry. Jest lekka, przyjemna, wpada w ucho, choć poszczególne kawałki zapewne nie doczekają się wydania na osobnej płycie w formie plików audio. Również wybuchy czy odgłosy towarzyszące używaniu „bonusów” mają odpowiednią moc (deszcz meteorytów). Najsłabiej, choć jest to oczywiście kwestia gustu, wypada tu lektor wykrzykujący co jakiś czas kilka pojedynczych słów. Przypomniał mi on jednak lata młodości i nieskomplikowane produkcje, które przechodziłem w obskurnych budach szumnie nazywanymi polskimi salonami arcade. Dobre i to. Posiadaczy komputerów, które mocą bardziej przypominają kalkulatory niż maszyny do grania, na pewno ucieszą też niewielkie wymagania sprzętowe gry.
Dzidą go!
Miałem też wspomnieć o wadach tej produkcji. Są nimi w moim odczuciu niewykorzystane pomysły. Na jeden mogę przymkną oko. Mam tu na myśli trofea, będące odpowiednikiem tego, co znamy z konsol. Otrzymujemy je za dokonanie czegoś niezwykłego jak chociażby przejście piętnastu plansz pod rząd. Czyżby autorzy gry sami nie wierzyli w jej miodność i chcieli nagrodzić tych, którzy spędzą przy niej więcej niż kilka minut? Jeśli tak, to zastanawia mnie dlaczego trofea nie odblokowują kolejnych bonusów. Uznajmy jednak, że to nic strasznego. Przecież na konsolach też są one tylko i wyłącznie miernikiem naszych umiejętności.
Gra na parę wieczorów
Szkoda tylko, że tego typu atrakcji jest w grze więcej. Mogę tu wymienić domki, które rozbudowujemy po przejściu kilku układów. Niestety cała ta atrakcja sprowadza się do tego, że na statycznym ekranie widzimy jak w naszej chatce pojawia się balkon, basen czy garaż. Na rozgrywkę ten element gry nie ma najmniejszego wpływu. Podobnie jest z prostackimi planszami bonusowymi, które pozwalają nam wykorzystać kilka „super-mocy” w następnym układzie. Ja chciałbym je przenieść do którejś z trudniejszych plansz (choć ciężko się ich doszukać – przechodząc 75 etapów, przegrałem dwa razy), ale niestety albo w grze nie ma takiej możliwości, albo ja nie potrafiłem jej odszukać. Niewielkim plusem są wymienione już przeze mnie „znajdźki”. Mogą to na przykład być dzidy, którymi rozstrzelamy kilka klejnotów, deszcz meteorów niszczący znaczną część znajdujących się na planszy kul czy znak stopu, zatrzymujący przesuwające się „ogonki”. Niestety jest ich zbyt mało, by uznać to za coś, co w znacznym stopniu uatrakcyjni nam zabawę.
Zamiast dużej kawy
Recenzowana produkcja, pomimo tego że jest pozbawiona jakichś większych wad, niestety nie może otrzymać ode mnie wysokiej noty. Jej największą wadą jest niestety to, że trzeba na nią wydać pieniądze, kiedy w sieci za podobne produkcje nie zapłacimy ani grosza. Nie pomagają jej też długość i praktycznie zerowy poziom trudności. Niewielkie wymagania i niezła oprawa audio-wideo nie są w stanie uratować produktu, któremu przyznaję ocenę 5/10. W zasadzie mogę go tylko polecić rodzicom, szukającym czegoś niezbyt skomplikowanego dla swoich pociech oraz osobom mającym na zbyciu 20 PLN, które chcą przeznaczyć na lekki i przyjemny tytuł. Graczy, którzy nie chcą się rozstawać z pieniędzmi odsyłam natomiast do darmowej Zumy.
Rodzime City Interactive jest dość płodnym wydawcą. Co miesiąc na rynek trafia kilka produkcji, sygnowanych logiem firmy. Choć zazwyczaj pozytywnie zaskakują ceną, to nie zawsze idzie ona w parze jakość. Przez ostatnie parę miesięcy zrecenzowałem kilka shooterów firmy, ale jakiś czas temu otrzymałem coś zupełnie innego. W me ręce wpadła ich najnowsza gra zręcznościowa.
Chyba kupię to ciotecznemu rodzeństwu w prezencie
Zuma to całkiem tak jak Chińskie smoki. W sumie te klejnoty dinozaura to też. Taktowałbym to raczej jako mini-grę.
eh. . . Przede wszystkiem to nie jest gra stworzona przez City Interactive tylko przez polskie studio Codeminion ( http://codeminion. com/). Po drugie większość wymienionych wad gry wynika ze specyfikacji gry. Ta gra została stworzona jako gra Casual( http://www.igda. org/casual/IGDA_Casual_Games_W. . . _2008. pdf) – wiec wszelkie sprawy takie jak trofea, rozbudowywanie domków, prostota rozgrywki wynika z faktu że jest to gra Casual. Pod względem wykonania i jakości – grę należy ocenić bardzo wysoko, oczywiście w zestawieniu z innymi grami tego typu. A co do tego, że „a podobne produkcje nie zapłacimy ani grosza” też nie mogę się zgodzić. Podobnych produkcji jest sporo to fakt ( http://www.bigfishgames. com/download-games/gen. . . pper.html) ale za nie zapłacimy podobne pieniądze co za StoneLoops (9. 99$ a jeszcze nie tak dawno było to 19. 99$).
Ribelus – polecam jeszcze raz przeczytać tekst. Tym razem ze zrozumieniem. Pierwsze zdanie recenzji wyjaśnia, że City jest wydawcą gry. Stąd gra City. Nie widzę tu błędu. Prostota rozgrywki wynika prawdopodobnie z lenistwa albo pośpiechu autorów. Czy casual czy nie – gracz po wydaniu pieniędzy na dany tytuł powinien otrzymać produkt przemyślany i dokończony. Zresztą zespół Codeminion najwyraźniej sam zauważył wpadki wymienione w recenzji, bo poprawił je w swojej kolejnej produkcji, której recenzję przeczytasz niebawem na Valhalli. Możesz się zgadzać albo i nie, ale z faktami nie ma co dyskutować. Pod koniec tekstu masz link do darmowej Zumy. Takich przykładów można podać prawdopodobnie dziesiątki jeśli nie setki. Krótko mówiąc czepiasz się chłopie. I to na siłę.
a wiec. . . Przeczytałem tekst przed napisaniem komentarza, w sumie myślałem że ze zrozumieniem. No ale dla pewności przeczytałem go jeszcze raz – tekst nie długi wiec nie było problemu. Co do tematy „gra City Interactive”, to owszem można tak powiedzieć – jest to gra wydana przez tą firmę. Być może przez fakt że często określenie „kolejna gra od City Interactive” kojarzone jest z grą słabej jakości postanowiłem wspomnieć o autorach z Codeminiom. Myślę że na to zasługują. Co do reszty niestety nie mogę się zgodzić. Prostota, pewne rozwiązania gameplay’owe wynikają nie z lenistwa autorów a z pewnych narzutów gatunkowych. Gry casual typu MarblePopper jak i większość gier casual sprzedawanych na portalach typu BigFishGames, PopCap, RealArcade, Reflexive i wielu innych skierowane są do trochę innej grupy docelowej. Są to głównie kobiety w w wieku 20-30 lat. W związku z tym gra nie może być zbyt trudna, musi sprawiać przyjemność właśnie takiej grupie docelowej. Wszelkiego typu mechanizmy nagród, rozbudowywania domków wynikają z konieczności stałego nagradzania gry odbiorcy. Gry typy casual (nie mylić z grami casual na konsolach) to po prostu troszkę inna dziedzina gier i oceniając je należy używać trochę innych kryterium oceny. Co do kwestii ceny. Większość gier casual sprzedawana jest aktualnie w cenie 9. 99$. Jeszcze kilka miesięcy temu było to 19. 99$. W Polsce sytuacja z tymi grami jest ogólnie rzec biorąc problematyczna. Wymieniona powyżej cena za gry tego typu jest jak na Polskę wysoka. Właściwie jedyną okazją na gry casual w sensownej na nasze warunki cenie są różnego rodzaju „gazetki”, które na cd-kach umieszczają zbiory gier za 9. 90zł. Osobiście 20zł za grę tego typu bym nie dał, ale to raczej z racji że nie przepadam za tym gatunkiem. Być może jest to drogo za tego typu grę (tego bronić nie zamierzam), uważam jednak, że lepiej mieć taką opcję niż wybór pomiędzy 9. 99$ a „torrentem”. Podlinkowana przez Ciebie Zuma (chyba że coś źle kliknąłem) to nie wersja darmowa tylko 80min trial. Oczywiście formalnie rzecz biorąc znajdą się jakieś bezpłatne klony Zumy (chociażby różnego rodzaju wersje flashowe), ale myślę że nie o to chodzi. To trochę tak jak niektórzy uważają gry studia The Behemot za „prawie jak darmowe flashówki”. Niby to samo ale moim zdaniem różnica jakości spora. A na koniec. Tak – czepiam się, ale raczej nie na siłę. Trochę w grach casual pracowałem, myślę że jako takie rozpoznanie mam – dlatego też wytknąłem rzeczy, które moim zdaniem należało wytknąć.
Ribelus – pozwolisz, że będę cytował Twoje wypowiedzi – łatwiej się dzięki temu połapiemy.
Można tak powiedzieć i dlatego użyłem takiego skrótu myślowego. Myślę zresztą, że Valhallę odwiedzają osoby, które wiedzą, że City jest li tylko wydawcą tej produkcji. Jeśli nie, to zawsze można o coś spytać w komentarzach albo zerknąć na ramkę po prawej stronie tekstu. Czy gry City kojarzone są ze słabą jakością? Nawet jeśli tak, to każda ich produkcja ma u mnie na wejściu, że tak to ujmę „czystą kartę” – nie zakładam, że jest zła i nie zakładam, że jest dobra. Wszystko wychodzi w praniu/testowaniu.
Uważam, że się mylisz i jeszcze raz podkreślę, że Codeminion najwyraźniej też zauważył, iż w ich produkcji czegoś brakuje. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w grze Ancient Quest of Saqqarah (o której pisałem w poprzednim komentarzu) niedociągnięcia opisane przeze mnie w tej recenzji zostały poprawione. „Elementy dekoracyjne” zostały rozbudowane i nie są już tylko ozdobnikiem a czymś, co ma wpływ na rozgrywkę? To jest właśnie nagradzanie gracza. To, co zaprezentowano w Stoneloops pozostawia jedynie uczucie niedosytu.
Jak sam mówisz, w sieci można znaleźć darmowe gry podobne albo takie same jak Stoneloops. Dlatego też uważam, że wydawca narzucił na ten tytuł zbyt wysoką cenę. Rozumiem, że wszystko kosztuje, ale w tym przypadku doszedłem do wniosku, że 19,99 PLN to trochę za dużo. Zauważ jednak, że nie napisałem, iż nikomu gry nie polecam. Wręcz przeciwnie – wymieniłem osoby, którym mogę tę grę w takiej cenie polecić. Po raz kolejny powołam się na jeszcze nieopublikowany tekst, ale recenzja Saqqarah pokaże, że można stworzyć tytuł, który jest w większym stopniu wart tych dwudziestu złotych niż Stoneloops. Aha, żeby nie było. Ocena 5. 0 nie jest oceną złą o czym zdaje się zapominamy.
Recenzent powinien wytknąć rzeczy, które jego zdaniem na to zasługują. To też zrobiłem w tej recenzji.