Zabolało mnie także, że moi podkomendni z powodzeniem potrafią wychylać się zza ściany czy drzewa, kiedy to nasz bohater takiej umiejętności nie posiada. Na całe szczęście umiejętność skoku została rozdzielona po równo. Nikt nie potrafi tego robić.

Polska jesień

Braki w Sztucznej Inteligencji Dragon Rising nadrabia świetną oprawą audiowizualną. Znany z gier wyścigowych silnik EGO może i nie generuje krajobrazów rodem z Crysisa, ale śmiało stwierdzam, że stosunek jakości do wymagań sprzętowych w tej produkcji to absolutna światowa czołówka. Ukształtowanie terenu i zasięg wzroku rzędu trzydziestu pięciu kilometrów robi wrażenie. Nie są to tylko puste liczby. Wystarczy wejść na jakieś wzniesienie, by przekonać się o mocy tego silnika. Większość budynków na wyspie możemy niszczyć, zostawiając po nich jedynie kupkę gruzu lub kilka ścian i świetnie wyglądający dym. Zbombardowanie małej wioski bezpowrotnie niszczy wszelką zabudowę.

Romantyczna wojna

Oczywiście, jest też miejsce na usprawnienia: przydałyby się kratery tworzone przez moździerze i artylerię większego kalibru. Najbardziej boli jednak kompletne wyludnienie wyspy. Twórcy gry tłumaczyli się, że wszyscy mieszkańcy zostali ewakuowani. Cóż, musiała to być szybka i skuteczna ewakuacja, skoro zdążyli zabrać ze sobą wszystkie meble, obrazy, firanki, psy, krowy i tapety ze ścian. Na wyspie są tylko Amerykanie i Chińczycy oraz, okazjonalnie, jakieś ptaki, które dają o sobie znać jedynie świergotem.

Absolutnym mistrzostwem są za to wszelkie animacje ruchu. Przeładowanie broni to majstersztyk, a załadowanie LAWa czy Javelina to osobna, genialna animacja. Uzbrojenie jest odwzorowane z dbałością o najdrobniejsze szczegóły. W trybie single niestety nie wykorzystuje się całego arsenału. Z niecierpliwością czekałem na jakąś snajperską misję, ale kiedy w moje ręce w końcu trafił ciężki Barrett 82A1, to zadanie ukończyłem bez nie oddając ani jednego strzału. Zbyt jasne są też misje nocne. Czerń zastąpiono tu hollywoodzkim błękitem, przez co używanie noktowizora staje się całkowicie zbyteczne.

Świetnym animacjom towarzyszy równie dobra oprawa dźwiękowa. Miło posłuchać jak hałasuje nasz ekwipunek po przeskoczeniu przez murek, a odgłosy broni, rykoszetów i świst przelatujących koło ucha pocisków to klasa sama dla siebie. Świetnie zrealizowano komunikowanie się z naszymi żołnierzami.

W zależności od tego, jak daleko od nas są, komendy wydajemy im za pomocą radia, krzykiem lub szeptem. Intensywnie promowana symulacja rozchodzenia się dźwięku jest nieco przereklamowana. Albo jego prędkość uległa nagłemu zmniejszeniu, albo ludzie z Codemasters nie do końca dopracowali ten element.

Kooperuj

Marna sztuczna inteligencja szybko zmusi nas do szukania partnerów do rozgrywki w trybie kooperacji. Z innymi ludźmi gra się naprawdę znakomicie, choć dość ciężko o poważnych zawodników, którzy rozumieją, że współdziałanie się opłaca. Szkoda, że zabrakło opcji Split Screen i serwerów dedykowanych. Sytuacja poprawiła się po premierze w Europie, ale nadal często poza przeciwnikiem musimy radzić sobie głównie z lagami.

Ceny paliw zaraz pójdą w górę

W trybie dla wielu graczy przewidziano jeszcze dwa typy zabawy. W Infiltracji jeden zespół musi wysadzić dany obiekt, w czym stara się przeszkodzić druga drużyna. Ostani tryb to Annihilation, czyli klasyczny zespołowy deathmatch. Maksymalny rozmiar drużyn to szesnastu zawodników. A teraz wyobraźmy sobie ponad trzydziestu graczy na jednym serwerze, postawionym na łączu o prędkości dwóch megabitów… Tak, lagi są całkiem spore. Jeśli szybko nie pojawią się jakieś serwery dedykowane, to nie wróżę Dragon Rising zbyt długiego żywota w sieci, zwłaszcza, że kampania dla pojedynczego gracza jest śmiesznie krótka. Za pierwszym podejściem, na normalnym poziomie trudności udało mi się ukończyć wszystkie jedenaście misji w (uwaga!) cztery i pół godziny, z czego jedną szósta poświęciłem na powtarzanie ostatniego, irytującego checkpointu w misji kończącej grę. W trybie multiplayer w końcu możemy skorzystać z szerszej gamy pojazdów z helikopterem na czele.

Ostatni dzień walk

Mimo, że recenzja ta w dużej mierze wygląda jak spis żali i narzekań, to nie można odmówić najnowszej produkcji Codemasters tego specyficznego uroku pola walki, który przyciąga do monitora na długie godziny. Jeśli przejdziemy do porządku dziennego nad kilkoma wadami, to Dragon Rising potrafi oczarować. Szturm na wioskę, w której ukryli się zestrzeleni piloci, atak na lotnisko, udane pozbycie się śmigłowca wroga… Operation Flashpoint nie celuje już w niszę, nie zadowoli ortodoksyjnych fanów ArmA, ale cała reszta utonie w gęstym klimacie i będzie się tu po prostu dobrze bawiła, a czy nie o to w końcu chodzi?

Druga odsłona tego taktycznego symulatora pola walki to doskonały przykład na to jak zmieniły się świat i rynek gier komputerowych od czasu wydania jego pierwszej części. Po pierwsze – Amerykanie odbijają wysepkę z rąk Chińczyków na prośbę Rosjan. Kto to widział? Po drugie – wysepka ta jest pełna ropy. Po trzecie, najważniejsze – gra uległa sporym uproszczeniom i ciężko oprzeć się wrażeniu, że nie jest to już hardcore’owy symulator pola walki, a jedynie bardzo udana próba podrobienia tego typu produkcji.

Plusy

Minusy

[Głosów:0    Średnia:0/5]

7 KOMENTARZE

  1. Gra ma wymaganie odpowiednie do jakości wyświetlanej grafiki. Nie jest to szczyt programistycznego artyzmu, więc sprzęt klasy średnio dobrej (jakiś 260GTX i 2 GB RAMu pozwoli odpalić grę na wszystkich możliwych detalach w 1920×1200). Jeśli masz słabszą maszynę – nie będzie problemu w dostosowaniu, opcji graficznych jest cała masa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here