„Chcę kontynuacji!!”, „Kiedy następna część?”, „Dawać sequela!” – znacie te teksty? Pewnie, że tak. Sami nie raz wykrzykiwaliśmy tego typu żądania.
Grając w dobrą grę mam zawsze dylemat. Z jednej strony trzyma mnie ona przy komputerze, przez co szybko zbliżam się do jej zakończenia, z drugiej strony nie chcę aby przyjemność jaka płynie z tej zabawy szybko się kończyła. Dlatego też oglądaniu napisów końcowych towarzyszy u mnie dziwna mieszanka satysfakcji z ukończenia przygody i smutku związanego z rozstaniem z bohaterami gry. Na szczęście dość szybko tą dziwną mieszankę uczuć zastępuje pragnienie kontynuacji. Tak miałem w przypadku Baldur’s Gate, Max Payne, Deus Ex, Planescape Torment, Diablo, Beyond Good & Evil, Shogun: Total War i wielu wielu innych produkcji. Szczęśliwie dla nas rynek gier wideo jak każda branża rozrywkowa nie znosi próżni, a sukces gry prawie zawsze oznacza rozpoczęcie prac nad jej kontynuacją. Wprawdzie wciąż czekam na kontynuację Planescape Torment (niedoczekanie…) czy Beyond Good & Evil (coś ucichło…), ale większość gier faktycznie otrzymała swoją drugą czy nawet kolejne części. I tu pojawia się problem – bo rzadko kiedy kontynuacja spełnia oczekiwania graczy. Dlaczego?
Wielu odpowie (i pewnie będzie miała częściowo rację), że to wina twórców, którzy chcą zbić szybko kapitał na popularności pierwowzoru. Faktycznie wiele kontynuacji pełnych niedoróbek, kalkujących schematy z oryginału jest potwierdzeniem takiej tezy. Jednak czy zawsze nasze niezadowolenie jest efektem partactwa i pazerności twórców? Niezupełnie. Potok pretensji i oskarżeń płynącej ze strony graczy opiera się najczęściej na krytykowaniu tego, co zaproponowano w mieszanym z błotem tytule. Mało kto (jeśli w ogóle ktokolwiek) sili się na własne propozycje, alternatywne dla tych przedstawionych w grze. Ogień krytyki przygasa kiedy pada konkretne pytanie – co Ty byś zaproponował w zamian? Z tego można wyciągnąć wniosek, że o ile często krytykujemy kontynuacje, rzadko sami potrafimy zdefiniować co się powinno w nich znaleźć. Oczekiwania graczy sprowadzają się najczęściej do truizmu – ma być co najmniej tak dobra jak oryginał. Ale co to oznacza „dobra kontynuacja”?
Czy dobrą kontynuacją byłby mocno rozbudowany mission pack? Czy gdyby jego poziom fabularny i długość odpowiadała podstawce i gdyby w tytule wstawiono dwójkę zamiast jedynki to odezwaliby się oburzeni wielbiciele elektronicznej rozrywki? Pewnie tak. Wielu krzyczałoby, że to granda i oszustwo. A ja wbrew pozorom byłbym zadowolony. Bo skoro podstawka była ok., to dlaczego nie chcieć tego więcej? Oczywiście w granicach rozsądku. Optymalną opcją jest kontynuacja, która wnosi do serii coś nowego – nowe jednostki, rozwiązania, mechanikę gry. Dla wielu warunkiem koniecznym w sequelu jest poprawa grafiki. Uświadomiłem to sobie czytając dyskusję pod zaprezentowanym niedawno gameplayem z Bioshock 2 gdzie niektórzy narzekali na brak widocznych zmian w oprawie wizualnej gry. Zgadzam się, że zmiana w tej kwestii jest mile widziana, ale czy naprawdę konieczna? Należałoby zadać pytanie czy jest możliwe zrobienie dobrej kontynuacji nie modyfikując grafiki, zakładając, że ukaże się ona na tyle szybko aby oprawa wizualna pierwowzoru nie była uznawana za archaiczną. Wielu graczy nie akceptuje takich rozwiązań.
Inną kwestią jest radykalizm postaw niektórych graczy i brak otwartości na innowacje. W myśl tej filozofii niektórzy chcieliby, aby kolejne części gry były wierną kopią pierwowzoru, a każda zmiana (nawet najdrobniejsza) dyskwalifikuje nowe dzieło. Ci ortodoksi krzyczą najczęściej najgłośniej, postulując „powrót do korzeni” czy też oskarżając twórców o zszarganie świętości oryginału. Wystarczy wspomnieć dyskusje nt wprowadzenia w trzeciej odsłonie Fallouta perspektywy pierwszej osoby jakby ten fakt miał zadecydować o tym czy tytuł ten będzie dobry fabularnie czy też nie. To, że ostatecznie nie spełnił on oczekiwań wielu wynika raczej z zaburzonego balansu RPG/FPS, nie z samego faktu wykorzystania tej czy innej perspektywy.
Jakie więc mają być kontynuacje? Innowacyjne czy wierne pierwowzorom? Mają skupiać się na ciekawej fabule czy może przede wszystkim na udoskonaleniach technicznych (grafika, dźwięk)? Czy potraficie określić czego oczekujecie od nadchodzących kontynuacji zanim jeszcze ich twórcy opublikują pierwsze informacje na ich temat czy należycie do grona wiecznie niezadowolonych?
Kiedy czytam o planowanej kontynuacji jakiegoś tytułu, to znacznie łatwiej jest mi wskazać rzeczy, których nie chciałbym w niej zobaczyć. Pewnie dlatego, że coraz częściej widzę je w zapowiedziach ;-). Grafika nie ma dla mnie większego znaczenia. Kiedy wyszedł Fallout 2 to zupełnie nie przeszkadzało mi, że wygląda praktycznie tak samo jak jedynka. Wprowadził to, czego oczekiwałem – nielimitowany czas gry, większy świat, większą liczbę zadań pobocznych, łatwiejsze zarządzanie NPC-ami, ciekawą fabułę powiązaną z pierwowzorem. Było widać pewien rozwój. Mówią, że kto stoi w miejscu, ten się cofa i jakkolwiek nielogicznie by to brzmiało, to coś w tym jest. Od kontynuacji oczekuję przede wszystkim wyciągnięcia wniosków z części poprzedniej. Jeśli coś się nie sprawdziło, to należy to zmienić bądź usunąć. We wszelakiej maści strategiach czy cRPG istotna jest liczba opcji/możliwości – stopień komplikacji musi wzrosnąć, AI musi się poprawić itd. Musi być widoczny jakiś postęp. „Więcej tego samego” jest dla mnie doskonałą definicją dodatku/mission packa, ale nie kontynuacji. A fabuła? Tu wiem tylko, że ma być dobra ;-). Przecież gdybym dokładnie wiedział jaką chcę fabułę, to gdybym ją dostał też nie byłbym zadowolony. W fabule potrzebne jest pozytywne zaskoczenie, a sam siebie przecież swoim pomysłem raczej nie zaskoczę, prawda? W każdym razie nie chcę poraz kolejny w Falloucie wychodzić z wioski/schronu na poszukiwanie czegoś/kogoś, nie chcę poraz kolejny ratować świata przed inwazją kosmitów/złowieszczą korporacją. Chcę czegoś nowego i nie mi płacą za to, żeby to wymyślić ;-).
W ciągu ostatnich kilku lat byłem dwa razy niezadowolony z jakości kolejnej części znanej marki. Mowa o TES IV i Far Cry 2. A teraz na horyzoncie jawi się kontynuacja będąca moim zdaniem klasycznym przykładem dojenia marki, która odniosła sukces finansowy. Mowa o wspomnianym w felietonie Bioshocku 2. Nie wiem jakie zawiłości fabularne musi 2K Marin wymyślić by usprawiedliwić powrót do Rapture ale wiem jedno: Bioshock był jedną, zamkniętą historią, która miała zakończenia nie pozostawiające miejsca na kontynuowanie historii.
Jeśli twórcy chcą wydać dobrego sequela to też nie mogą czekać za długo, bo oczekiwania rosną i rosną i w zasadzie nie jest możliwością im sprostać. Mam dużo obaw co do max’a payne’a 3. A Planescape był dla mnie wspaniały i niesamowity. Lepiej niektórych gier nie szargać marnym sequelem bo tylko kaleczy legendę. Są gry w które chętnie bym zagrał ponownie, lecz z racji archaicznej grafiki już się nie da. Bardzo bym się cieszył jakby wydali wznowienie z odświeżoną grafiką i elementami jak np. :Stronghold z 1993 roku czy Master of Magic. Nie mówiąc już o X-wing czy Tie Fighter.