Seria Devil May Cry cieszy się wśród hardkorowych graczy ogromną popularnością. Trzy pierwsze części wydano na konsolę Sony Playstation 2, a w 2006 roku twórcy postanowili uraczyć pecetowców Edycją Specjalną Devil May Cry 3: Dante’s Awakening. Niestety konwersja z PS2 nie była zbyt udana. Niewygodne sterowanie oraz przede wszystkim bardzo słaba jak na komputerowe standardy oprawa wizualna sprawiła, że DMC3 nie został przyjęty przez graczy z entuzjazmem. Czy wydana właśnie na naszym rynku czwarta odsłona kontynuuje dobrą passę Capcomu (całkiem niezły Lost Planet PC) i zrywa z niechlubną tradycją „słabych konwersji”. Może w końcu będziemy mogli napisać, że mamy naprawdę udaną, pecetową odsłonę konsolowego przeboju?
Spis treści
Zwie się Nero
Nasz emo
W czwartej odsłonie Devil May Cry na początku wcielamy się w postać młodzieńca o imieniu Nero. Dla fanów serii, przyzwyczajonych do Dantego może to być minus, ale już po kilku minutach odkryjemy smutną prawdę – „nowy”, główny protagonista prawie niczym nie różni się od pyskatego syna demona Spardy, którego mogliśmy poznać w poprzednich częściach DMC. Na otarcie łez warto przypomnieć, że Dante odgrywa w tej historyjce niepoślednią rolę. Na początku jednak jest naszym przeciwnikiem. W końcu zamordowanie jego świątobliwości Sanctusa na oczach wiernych członków Zakonu Miecza (do którego należy i Nero) musi zostać pomszczone. W takich niesprzyjających okolicznościach przyrody zawiązuje się fabuła Devil May Cry 4, a Dante po raz pierwszy staje się… negatywnym bohaterem opowieści ściganym przez naszego dzielnego Nero. Oczywiście fabuła nie jest tak prosta jak nam się z początku wydaje. Wątki są pogmatwane i nie wszyscy z pozoru wrogowie są nimi w istocie, a rozmodlony Zakon czczący Demona o imieniu Sparda (który swego czasu stanął po stronie światłości i uratował ludzkość przed zakusami piekła) niekoniecznie stoi po stronie hmm… prawości. Zresztą jak w każdej grze z serii DMC, klasyczny, manichejski podział na Dobro i Zło jest dosyć płynny i niejednoznaczny. I to nawet nie dlatego, że jedną z potężniejszych broni Nero jest diabelskie ramię, które ani chybi należało do jakiegoś paskudnego diabła… no, ale nie zdradzajmy wszystkiego.
Więcej o fabule i mechanice rozgrywki możecie dowiedzieć się z recenzji konsolowego DMC. Ja dodam tylko, że podczas zabawy mniej więcej w połowie gry wcielimy się także w Dantego. Tak więc fani tego (anty)bohatera powinni być usatysfakcjonowani. Szczególnie, że walczy on w dobrze znanych starym wyjadaczom stylach walki. Problem polega na tym, że posiadacze komputerów PC mogą troszeczkę obejść się smakiem. Dlaczego? Jeśli na stanie nie mamy joypada to zabawa w Devil May Cry 4 może naprawdę doprowadzić do łez.
Klawiatura płacze
Zabawy na placu
Aby zagrać w pecetową wersję hitu ze stajni Capcom trzeba, jak Nero, posiadać Ramię Diabła (będę posługiwał się terminologią z polskiego wydania DMC), albo wyhodować sobie trzecią rękę. Normalny człowiek nie jest w stanie obłożyć klawiatury. Po prostu zabraknie nam palców. Oczywiście bardzo łatwo jest powiedzieć „użyj pada”, ale przecież kupując grę nie dostajemy kontrolera w pakiecie, a proszę mi wybaczyć, ale chyba nie każdy posiadacz komputera PC ma jakiegoś joypada. Tak więc przeżywając katusze zmusiłem się do próby przejścia choćby jednej misji za pomocą klawiatury. Mówiąc delikatnie… było to praktycznie awykonalne. Być może zbyt dużo czasu spędziłem nad konsolową wersją gry, ale naprawdę skapitulowałem po trzydziestu minutach ślepego walenia w klawisze. Po prostu! W przygody Nero i Dantego naprawdę nie da się grać bez porządnego, najlepiej Xboksowego kontrolera. To pierwsza przestroga dla tych, którzy zamierzają zainteresować się czwartym Devil May Cry w wersji na PC. Na szczęście dalej jest już z przysłowiowej górki.
Same zalety
Nero
Capcom od pewnego czasu stosuje bardzo miłą dla graczy zasadę, iż wydaje swoje hity także na platformę PC. Mogliśmy już zagrać w całkiem niezłego Lost Planet: Extreme Condition, a nawet doczekaliśmy się ostatnio edycji rozszerzonej (Colonies). To naprawdę pocieszające, że japoński gigant branży gier pochylił się nad rynkiem komputerów osobistych i postanowił o niego zawalczyć. Niestety nie ma róży bez kolców. Devil May Cry 4 w wersji na PC pojawił się w pół roku po konsolowej premierze. W naszym pięknym kraju nawet nieco później. Co dostajemy na otarcie łez?
Biją się
Przede wszystkim konwersja na blaszaki jest wykonana naprawdę wzorowo. Zanim jednak przejdę do aspektów wizualnych i technicznych z kronikarskiego obowiązku należy wspomnieć o maleńkich bonusach czekających nas w DMC 4 PC. Przede wszystkim tryb „Turbo”. Po jego zaaplikowaniu gra staje się jeszcze bardziej dynamiczna. Mamy też dodatkowy poziom trudności. Dzięki niemu ujrzymy na ekranie niezliczoną liczbę, wręcz hordę przeciwników różnej maści. Być może niektórym wyjadaczom przypadną te opcje do gustu. Ja nie polecam – gra jest wystarczająco dobra bez tych takich udziwnień. No, ale „jakiś” bonus jest. Wszystko to jednak blednie kiedy przyjrzymy się oprawie wizualnej.
Czwarta odsłona Devil May Cry została wykonana wzorowo.Jest ładnie…
Grafika w najnowszym Devilu jest całkiem dobra – takie mniej więcej stwierdzenie padło w konsolowej recenzji tego dynamicznego slashera. Trudno się z tym nie zgodzić. Projektanci poziomów wykonali swoją pracę wzorowo. Poszczególne plansze są ciekawe, różnorodne, wycyzelowane i bogate w detale. A jak to wygląda na PC? Jeszcze lepiej. W porównaniu do wersji na konsole Xbox 360 i Playstation 3 grafika w blaszakowej konwersji jest po prostu lepsza. Nie na tyle, aby wywołać u konsolowców zazdrość – po prostu twórcy gry bardzo trzeźwo uznali, że skoro już będzie pecetowy DMC 4 to należy wykorzystać zalety sprzętu. Co zatem dostaliśmy? Świetnej jakości tekstury. Możliwość grania w naprawdę wysokiej rozdzielczości. Dość powiedzieć, że gra wygląda po prostu świetnie. W dodatku to wszystko nie zostało okupione ogromnymi wymaganiami sprzętowymi.
Przepraszam czy tu biją?
Wymagania niewielkie!
Wymagania sprzętowe najnowszej odsłony DMC 4 są prawdziwą niespodzianką. Dodam od razu, że miłą. Gra nie jest „zasobożerna” chyba, że dla kogoś jest minusem potężna instalacja (gra zajmuje prawie osiem gigabajtów na dysku twardym) poza tym wymagania co do naszego kochanego piecyka są relatywnie skromne. Ja grałem w Devil May Cry 4 na komputerze wyposażonym w dwurdzeniowy procesor AMD, dwa gigabajty pamięci ram i kartę graficzną Radeon X1950 PRO. Muszę przyznać, że miałem spore obawy czy mój sprzęt przypadkiem nie zapłacze. Ze wszystkimi opcjami ustawionymi na maksimum i w rozdzielczości 1280×1024 gra działała bardzo płynnie. Dość powiedzieć, że w benchmarku, który znajdziemy w menu głównym DMC 4 (to kolejna nowość w stosunku do konsolowego oryginału) ilość wyświetlanych klatek na sekundę oscylowała w granicach 40-50. Byłem naprawdę pozytywnie zaskoczony.
Nero po polsku
i nadal się biją!
W naszym pięknym kraju przygody Dantego i Nero w wersji na PC dostaliśmy w polskiej, kinowej wersji językowej. Trzeba przyznać, że tłumaczenie jest całkiem przyzwoite i z pewnością pomoże w poznawaniu meandrów fabuły czwartego Devil May Cry. Niestety nie ustrzeżono się kilku błędów. Ot na przykład jeden ze stylów walki Dantego – Sword Master, został przemianowany na „Miecznika”. Rozumiem, że określenie szermierz nie występuje w słowniku tłumacza? Miejscami widać też, że ekipa polonizująca nie do końca zna bogate uniwersum DMC.
Koniec bajki
Cóż mogę dodać na koniec? Mam bardzo niemiłe doświadczenie z konsolowymi hitami w wersji na komputery osobiste. Zresztą tak z ręką na sercu powiedzcie – kto ich nie ma? Tym razem jestem po prostu… zadowolony. Czwarta odsłona Devil May Cry została wykonana wzorowo. Jest tylko jedno, zasadnicze pytanie – czy posiadaczom pecetów ten tytuł przypadnie do gustu? Capcom zrobił wszystko aby tak się stało. Teraz już sami musicie rozważyć we własnym sumieniu czy warto. Jeśli lubicie tego rodzaju gry, a nie macie w domu konsoli to pecetowa odsłona DMC 4 powinna Was w pełni usatysfakcjonować. Oczywiście jeśli dokupicie niezbędnego joypada!
Nareszcie po kilku miesiącach oczekiwań Capcom wydał czwartą odsłonę Devil May Cry na poczciwych pecetach. W naszym pięknym kraju dostaliśmy grę w rodzimej wersji językowej. Czy warto zainteresować się tą wersją przygód Nero i Dantego? Wersje na konsole Xbox 360 i Playstation 3 były nad wyraz udane. Czas sprawdzić jak grzmocenie po grzbietach paskudnych demonów wygląda na blaszakach.
ja naprzyklad gram na klawiaturze i gra sie calkiem nie zle ,chociaz ze inne czesci devila gralem wylacznie na ps2 a w 4 gralem wylacznie na pc i tylko na klawiaturze i jestem mile zadowolony i nmie brakuje mi palców na klawisze :>
Cieszy postawa Capcomu, który po pierwszych, delikatnie mówiąc, skopanych konwersjach, podszedł do tematu poważnie, i teraz PeCeciaże mogą się cieszyć grą na równych zasadach jak brać konsolowa. Sam chciałbym, ale nie zagram, przynajmniej do czasu upgrade’u blaszaka.
Gra mi się bardzo podobała. Grafika, nowa postać, muzyka wszystko na wysokim poziomie. Ja jeśli chodzi o „DMC” wolę grać na padzie. Polecam!
Za niskie wymagania szacun dla Kapkoma. Znaczy że na moim tymczasowym 8600GT dam radę 🙂 http://www.valhalla.pl/img.php?id=62835Za tyle miesięcy spóźnienia baty dla Kapkoma. Też grałem w pecetową 3 część i to mnie będzie prześladować do końca kaczuchowego żywota. A ktoś mi powie po ile chodzi PeCowy diaboł?
Grałem w konsolowego, ale cieszę się, że na PC jest przyzwoita wersja. Nie jestem zazdrośnikiem. Pady są tanie szarpnąć się można bez żalu.
Co to znaczy dobra konwersja, w sumie ta gra udowodniła mi że dx10 nie jest wcale takim niewypałem na jaki wygląda, średnio 30/50 fps więcej w tłocznych sytuacjach pod dx10 w stosunku do 9c i średnio około 200 fps w wysokiej rozdziałce/af16 i ze wszystkimi ulepszaczami na max, po prostu mnie zamurowało jak to zobaczyłem. Podobno to takie COD4 ma dobrą optymalizację :P, albo jak to teraz przyrównać takiego assasina c. do devila4, obie są z konsoli a przepaść wydajnościowa
Przeszedłem grę na klawiaturze i bardzo dobrze mi sie grało, pewnie wygodniej by było biegać na analogu a nie strzałkach. Ale samo wykonywanie kombosów na klawiszach jest naprawdę proste. Dobra konwersja, niskie wymagania, dobra grafika, no i sama gra świetna!. . na koniec powiem ze Nero spodobał mi się nawet bardziej od Dantego
Ja zawsze gry wymagające 3 ręki traktuję jako wyzwanie! Nie mam joypada i wiem, że większość tytułów najpierw próbowałbym wałkować na klawiaturze. Chociaż muszę przyznać, że taki Tomb Raider: The Angel of Darkness pokonał mnie przy pierwszym poziomie. Nie dałem rady bez gałek.
No nie wiem to nie są gry na peceta w takie produkcje gra się na konsolach, ale dobrze, że capcom nie pokpił sprawy. Za to zawsze czapki z głów.
Widziałem u kolegi. Graficzne rzeczywiście wygląda bardzo dobrze
Kupiłem na prezent ale musiałem sprawdzić 😉 i chodzi nawet jako tako na moim laptopie
Ja gram na klawiaturze od poczatku i NIE MA komba, ktorego nie potrafilbym wykonac, w dowolnym momencie gry niezaleznie od ustawienia kamery! Ja na padzie nie moge ogarnac pzryciskow, a w przypadku tej gry to juz wogole lepiej grac na klawce. . . Jedyna gra, w ktora wole grac na padzie to Street Fighter 4 xD. . .
A ja wam powiem, że próbowałem grać na klawce i to mnie pokonało. Może wykonasz na niej kombinację kilku ciosów, ale z akcjami rodem z przerywników filmowych już ciężej (no, chyba, że pauzujesz grę co 5 ciosów:)) DMC po prostu nie jest przeznaczone do gry bez joy’a. Oprócz tego konwersja jest genialna. Szkoda, że nie dopracowano DMC3 na peceta, bo przy niej (w wersji na PS2) czwórka jest co najwyżej meh, jak to mówią na IGNie.