Doceniam Activision i Bobby’ego Koticka. To może niefortunny początek recenzji ponieważ od razu nastawia do mnie negatywnie część czytającego „elektoratu”. Nie można jednak zaprzeczyć, że to pod rządzącego ciężką ręką B.K zarządzana przez niego firma wyrosła na największego wydawcę gier komputerowych na świecie. Activision jest na fali wznoszącej od czasu fenomenu jakim okazał się Call of Duty 4: Modern Warfare. Ryzykowne zerwanie jednej z najsłynniejszych serii gier z klimatem II wojny światowej okazało nad wyraz lukratywne. Ogromny sukces drugiej części w ubiegłym roku tylko potwierdziło dobry kierunek w którym podążała ta seria. Dobry z rynkowego punktu widzenia. Warto to podkreślić.
Sama gra? Nigdy nie byłem fanem MW. Należę do pokolenia graczy, którzy cenią sobie przede wszystkim tryb singleplayer. Nie przemawia do mnie argument, że to hołubiona ponad wszelką miarę sieciowa rozgrywka jest „koniem pociągowym” tej serii. Siłą rzeczy Modern Warfare, a w szczególności dwójka wzbudzała we mnie mieszane uczucia. Pod względem fabularnym poprzedniczki Black Ops są, mówiąc delikatnie, bardzo słabe. Nigdy nie podobały mi się „generic military shooters”, które opanowały świat od czasu, gdy Xbox 360 stał się główną platformą dla gier typu First Person Shooter, a ich głównym odbiorcą został średnio rozgarnięty nastolatek zza wielkiej wody. Bo nie oszukujmy się. Gry pokroju Call of Duty: Black Ops są kierowane do osób w wieku 14 -18 lat. Stylistyka, szybki i chaotyczny sposób narracji. Do tego ta widoczna na każdym kroku, rozdęta do granic możliwości egzaltacja supremacją Stanów Zjednoczonych na polu militarnym i tak dalej. To wszystko plus włożone przez Activision grube miliony dolarów sprawiają, że dziś recenzuję grę, którą w dniu premiery kupiły miliony. I nie powinienem tego pisać – grę, która w ogóle nie potrzebuje recenzji, opinii mediów. Najnowsza odsłona Call of Duty jest medialnym behemotem impregnowanym na krytykę. Cokolwiek by nie napisać o tej produkcji, to nie będzie to miało znaczenia – ludzie i tak Black Ops kupią.
Spis treści
Casus umierającego peceta
Stali czytelnicy Valhalli znają już mój stosunek do Call of Duty: Black Ops, który wyraziłem dosadnie w felietonie w dniu premiery gry. Nie sądziłem jednak, że zrecenzowanie wersji na platformę PC uniemożliwią mi problemy techniczne z którymi borykałem się przy okazji tej gry. Nie będę wdawał się w szczegóły – możecie o nich poczytać w Internecie. Pecetowa odsłona Call of Duty: Black Ops potrafiła skakać nawet na potężnej konfiguracji sprzętowej, ludzie donosili, że w pewnych momentach BO wykorzystuje sto procent mocy procesora i tak dalej. Kłopoty nie ominęły także trybu zabawy w sieci. Mówiąc wprost, przez kilka dni od oficjalnej premiery komputerowe wydanie najważniejszej gry tego roku było prawie niegrywalne. Ta sytuacja jasno pokazuje jak bardzo w ostatnich latach zmienił się rynek gier. Black Ops na PC to tylko formalność, zaryzykuję nawet stwierdzenie, że Activision mógłby się spokojnie bez tej wersji obejść. W końcu i tak najwięcej zielonych banknotów ze sprzedaży przyniesie wersja na konsolę Xbox 360 oraz Playstation 3. Jak to będzie z wersją na Nintendo Wii – nie wyrokuję.
Ta smutna konstatacja może się niektórym nie podobać, ale takie są fakty. W dniu w którym pojawił się Black Ops można spokojnie powiedzieć, że PC jako maszyna do gier uległ kolejnemu stopniowi rynkowej degradacji. Degradacji z rozmysłem. Activision jest – jak każdy wielki wydawca – przede wszystkim nastawiony na zysk i poświęca swoją uwagę tam, gdzie leży forsa.
No, ale dosyć tych smutnych wywodów. Call of Duty: Black Ops dostał po kilku dniach kilka łatek i w końcu mogłem schować konsolowy joypad do szafy i zagrać w FPS’a tak jak Bóg przykazał – w tandemie z myszką i klawiaturą.
Chuck Norris się chowa
Protagonistą Black Ops jest Alex Mason. Mason to agent do specjalnych poruczeń. Ma w sobie geny Chucka Norrisa, Arnolda S i Jamesa Bonda na dokładkę. Niestety naszego bohatera poznajemy w dość przykrych okolicznościach przyrody – przykutego do krzesła podczas przesłuchania. Z ekranów głównego menu wita nas schorowana twarz Breżniewa, prezydent Kennedy oraz gestykulujący swoim zwyczajem Nikita Chruszczow. Tak rozpoczyna się nasza przygoda.
W trybie dla pojedynczego gracza czeka kilkanaście misji, które rzucą nas w różne zakątki świata. Fabuła została skonstruowana tak, że przez znakomitą większość czasu bierzemy udział w interaktywnych retrospekcjach. Po prostu Mason podczas przesłuchania przypomina sobie wydarzenia z przeszłości, które doprowadziły świat na skraj zagłady. Jakżeby inaczej…
Lobotomia mózgu, albo dlaczego fabuła Black Ops jest głupia
Chcecie żebym to napisał prawda? Niektórzy będą kontent, znajdą się pewnie tacy, których to oburzy. A więc nie owijając w bawełnę napiszę wprost: fabuła Call of Duty: Black Ops to obraza rozumu. Najgorszy, a może najlepszy(?) przykład tego jak bardzo gry wideo nie dorosły do tego, aby traktować to medium poważnie na równi z literaturą i filmem. Oburzeni? To dobrze. Zapewne czytaliście już niejedną recenzję tej gry. Ja również. Wiele osób nie potrafi o nowej grze Activision napisać coś negatywnego. Rozumiem to. Ten tytuł onieśmiela. Miliony sprzedanych sztuk oszałamiają. Ba! Czasem zastanawiam się, czy może jednak to ja jestem w błędzie? Kiedy jednak przeszedłem Black Ops dwukrotnie (pierwszy raz na konsoli, a potem na PC) to jednak będę stał na pozycji, że mamy do czynienia z fabularną wydmuszką opakowaną w medialny szum zagłuszający zdrowy rozsądek. Dodajmy do tego zupełnie zbędną dawkę przemocy, którą charakteryzuje się ta gra. Co mam na myśli? Proszę mnie dobrze zrozumieć. Nie jestem przeciwnikiem brutalnych, spływających posoką gier. Przemoc w kinie, literaturze, a także w grach traktuję jako jeden z ważnych środków ekspresji. Tu drobna uwaga – jeśli serwowana na ekranie dawka przemocy jest tylko środkiem, a nie celem w samym sobie to jestem na tak. Niestety w Black Ops mamy festiwal bezsensownej przemocy. Teatralnie bulgoczący żołnierze Wietkongu wijący się z odstrzelonymi kończynami to tylko preludium do podrzynania gardeł śpiącym przeciwnikom i tak dalej. A co powiecie na interaktywną scenę tortur – z biciem i wpychaniem odłamków szkła w usta przesłuchiwanego? Oczyma wyobraźni już widzę te amerykańskie nastolatki z Xboksowym joypadem w dłoniach skaczące z uciechy na kanapie, krzyczące „wow” przy każdym ciosie.
Pierwsza z bodajże piętnastu misji jaką zaserwowali nam panowie z Treyarch rzuca nas na Kubę. Mamy 17 kwietnia 1961 roku. Zaczyna się zatem poważnym gruchnięciem, czyli słynną pechową inwazją w Zatoce Świń przygotowaną przez CIA. Nasz bohater wraz z dwójką towarzyszy ma zadanie specjalne. Nie zdradzę za bardzo fabuły, ponieważ już i tak ten wątek Black Ops jest szeroko omawiany w mediach. Naszym zadaniem jest zamordowanie samego Fidela Castro. Dość powiedzieć, że nie wszystko idzie po naszej myśli, a fabuła zaczyna nabierać tempa.
No właśnie. Tempo. Nowa odsłona Call of Duty, podobnie jak poprzedniczka oraz konkurencyjny Medal of Honor popędza nas batem niczym pastuszek biedną kozę do zagrody. W jednej chwili strzelam do El Comandante na gorącej Kubie. Sekundy później tłukę się po mordzie z Wiktorem Reznowem, postacią znaną z poprzedniej gry Treyarchu, czyli World at War. Mija pięć minut i z towarzyszami niedoli z Gułagu w Workucie pędzę z nożem w dłoni aby usiec radzieckich strażników. Ledwo odetchnąłem, a już muszę niczym Arnold Schwarzenegger z minigunem w łapach przechodzić przez główną bramę siejąc pożogę i rozpylając wokół ołów z rozgrzanej lufy. Już nawet nie pytam skąd w miejscu katorgi więźniów politycznych znalazł się w szafce kosiarz dżungli. Grając w Black Ops nie ma czasu na takie rozważania. Misję przerywa… przesłuchanie. W końcu to co widzimy na ekranie to retrospekcyjna spowiedź naszego bohatera. Fabuła się rwie, a my lecimy dalej. Biedny Alex Mason jest niczym naszprycowana Alicja w Krainie Czarów spadająca w króliczą norę… pełną gówna. Fabularnego gówna. I proszę się nie oburzać na to dosadne określenie. Pewne rzeczy należy nazywać po imieniu.
Jest takie powiedzenie, że im dalej w las, tym więcej drzew. W przypadku Call of Duty: Black Ops im dalej tym więcej oparów absurdu. Gra rzuci nas do Wietnamu. Przeprowadzimy atak na kosmodrom Bajkonur. Damy się we znaki mieszkańcom Hong Kongu. Trafimy też na tajemniczą wyspę. Nie ma sensu wymieniać wszystkich miejsc w które przenosi nas opowieść Alexa. Co jeszcze?
Przeżyjemy mrożący krew w żyłach rajd motocyklowy i polatamy śmigłowcem. A wcielając się w inną postać (nie jedną) przyjdzie nam z pokładu Blackbirda koordynować tajną akcję CIA.
Ruskie bajki…
Proszę czytelników o wybaczenie, ale nie zdradzę więcej z tego co możecie się spodziewać po tej grze. Ogólnie fabuła Black Ops to opowiastka zahaczająca o końcówkę II wojny światowej. Ot mamy radzieckiego generała-renegata, który wraz z pozbawionym moralności niemieckim oficerem przez lata przygotowywali atak biochemiczny na Stany Zjednoczone. W to wszystko jakimś cudem zamieszany jest Mason (sami odkryjcie dlaczego), Fidel Castro, Wiktor Reznow, sekretarz McNamara, i tak dalej. Do tego dorzućcie jeszcze uwielbianą przez Amerykanów spiskową teorię dotyczącą zabójstwa Kennedy’ego, którą Black Ops też delikatnie porusza i macie obraz tego zwariowanego kogla-mogla zaserwowanego nam w Call of Duty: Black Ops.
A to wszystko pod nosem wielkiego Białego Niedźwiedzia. Kilka akapitów wyżej napisałem o tym, że Black Ops to kolejna gra w bezwstydny sposób gloryfikująca amerykańską machinę wojenną. W Black Ops przekroczyło to już granice zdrowego rozsądku. Przypominam, że fabuła gry obejmuje okres między 1961, a 1968. Gramy zatem w czasach w których Stany Zjednoczone drżały przed militarną potęgą ZSRR. W szkołach dzieciakom kazano w przypadku ataku jądrowego chować się pod ławkami, a obydwa mocarstwa niemalże nacisnęły na swoje guziki atomowe. Jak to wygląda w nowym Call of Duty? W Black Ops „Ruskie” to takie miłe, pocieszne misiaki. Centralna Agencja Wywiadowcza bez pukania włazi z buciorami w domenę Matuszki Rassiji kiedy chce i jak chce. Kilku agentów szarżujących na kosmodrom Bajkonur? Tego nie wytrzymałby nawet film sensacyjny kategorii B, albo pulpowa powieść szpiegowska. To niestety norma w tej produkcji. To samo w Wietnamie. Pierwsze wrażenie z jednej z misji wietnamskiej są porażające. Amerykańcy żołnierze nakryci płachtami brezentu leżący szeregiem i czekający na transport do domu. W oddali klucz Huey’ów. Coś wspaniałego. Chwilę potem zamieniamy się w maszynę śmierci rozwalającą wszystko i wszystkich. Klimat i czar wojennej beznadziejności pryska. Kto zauważy, że opisywana scena jest żywcem wyrwana z Forresta Gumpa – jest nawet ta sama piosenka dobiegająca z radia: „Fortunate Son”. Tylko kto to zauważy? To jak rzucanie (nielicznych w tej grze) pereł przed wieprze.
Czasem są momenty…
Byłbym nieuczciwy gdybym nie wspomniał, że w Call of Duty Black: Ops są momenty genialne. Atak na Fidela Castro to po prostu czysta adrenalina. Jednakże to jedna z misji w Wietnamie najbardziej przypadła mi do gustu – gdy cichaczem, z nożem w dłoni mordujemy żołnierzy Wietkongu. A już prawdziwym majstersztykiem jest rajd po rzece. W powietrzu krążą helikoptery, my strzelamy szaleńczo. Z głośników sączy się Sympathy For The Devil z repertuaru The Rolling Stones. Zresztą zobaczcie to sami. Obraz mówi więcej niż tysiąc słów.
Zgadza się! Na Black Ops nie żałowano zielonych banknotów. Takich zapierających dech w piersi momentów jest więcej. Niestety te „momenty” mające więcej ze stylistyki krzykliwego klipu rodem z MTV nie ratują nowego Call of Duty jako całości. To smutne. Szczególnie, że za stronę fabularną tej gry (jako zatrudniony konsultant) odpowiada David S. Goyer. Nie kojarzycie? Ten utalentowany scenarzysta ma na koncie takie kinowe produkcje jak: Batman Początek, Mroczny Rycerz, czy Dark City z Kieferem Sutherlandem. Najwidoczniej guru z Hollywood miał troszkę słabszy dzień dumając nad fabularnym aspektem Black Ops. Wielka szkoda.
Co widzimy i słyszymy
Co można napisać o oprawie wizualnej CoD:BO? Jest to kolejna gra, która cierpi na tym, że głównymi platformami do grania w roku pańskim 2010 są konsole Xbox 360 i Playstation 3. Oczywiście Black Ops najlepiej wygląda na komputereach PC. Najlepiej nie znaczy jednak, że dobrze. Nie znęcając się za bardzo mogę napisać, że gra wygląda poprawnie graficznie. Efekty środowiskowe i świetlne są niezłe. Te ostatnie pięknie maskują fakt, że mamy do czynienia z silnikiem pochodzącym jeszcze z czasów pierwszego Modern Warfare. A jeśli ktoś zapyta to tak – Black Ops wygląda nieco lepiej od Medal of Honor. Nie spodziewajcie się jednak żadnych fajerwerków.
Dzięki niezbyt wyrafinowanej grafice Black Ops ma dość niskie wymagania sprzętowe. Twórcy zalecają bardzo skromną kartę graficzną. Do gry w nowego Call of Duty wystarczy już taki wiekowy sprzęt jak Radeon X1950 Pro, lub GeForce 8600GT. Gra wymaga jednak całkiem silnego procesora – CoD: BO lubi wielordzeniowe procesory. No, ale bez przesady dwurdzeniowy Athlon X2, czy staruszek Core2Duo w zupełności wystarczą do przyjemnej zabawy.
Słowa uznania należą się natomiast muzyce i oprawie dźwiękowej. Szczęk przeładowanej broni, odgłosy dżungli plus dynamiczna muzyka sprawiają, że Black Ops na dobrych słuchawkach to prawdziwa przyjemność dla uszu. Szczególnie, że to co czytamy w polskiej wersji językowej można skwitować krótko – LEM.
Polski język, trudna język
Nie wiem jak mam napisać to w taki sposób, aby rodzimy dystrybutor nie pozwał mnie do sądu? Jak mam nie znieważyć w tym tekście firmę, która od lat nie powinna funkcjonować na tym rynku? Firmę, która o koronę największego polonizacyjnego patałacha branży dzielnie staje w szranki z Cenegą Poland i na ogół „wygrywa” w cuglach? Może po prostu kilka przykładów? Już na początku zabawy dostałem M16 z cytuję: „wieloma dodatkami”. Jakość tłumaczenia tej gry sprawia, że muszę zadać pytanie, czy za tę robotę biorą się językowi ignoranci nie znający nie tylko angielskiego, ale w dodatku ledwo operujący naszą piękną mową? Prawdziwą tragedią jest tłumaczenie w trybie sieciowej rozgrywki. Naprawdę nie wiem co to jest rozgrywka pionowa, a Tomahawk to cytuję: Zabójcza broń miotana, którą można rzucić, a następnie odzyskać. Także menu opcji jest dla mnie zagadką. Ustawienia dźwięku doprowadziły mnie do furii. Konia z rzędem temu kto powie mi, czy mój zestaw głośników w systemie 2.1 to układ laptop lub małe głośniki, czy może jednak duże głośniki zewnętrzne. Jedni powiedzą, że tak, a inni, że nie. Ostatecznie kiedy już niemal wpadłem w furię, a wzrok miałem zaćmiony wybrałem opcję słuchawki.
A to co z nich dobiegało do mych uszu to, jak już wcześniej napisałem, prawdziwy majstersztyk. Bobby Kotick i jego brygada nie szczędzili również pieniędzy na gwiazdorską obsadę. W Call of Duty: Black Ops usłyszymy takie gwiazdy jak: Ed Harris, Ice Cube, a w roli Masona usłyszymy Sama Worthingtona, którego możecie kojarzyć z roli w filmach Avatar oraz Starcie Tytanów. W skórę Wiktora Reznowa kolejny raz wcielił się niesamowity Gary Oldman.
Po sieci bracie…
Jak na razie obraz nowej odsłony Call of Duty nie jest zbyt różowy. Na szczęście opcja sieciowej rozgrywki jest naprawdę wyśmienita. W sumie wystarczy, że napiszę jedno – wróciły serwery dedykowane. Choć raz po fali krytyki sprzed roku (pamiętacie?) Activision ugiął się pod presją fanów serii. Mamy oczywiście rozwój postaci, ale największa zmiana to dodanie ekonomii, czyli tak zwanych punktów CoD za które można kupić na przykład broń, albo wykupić atut dający nam większą odporność na obrażenia od ładunków wybuchowych. Mamy też system hazardu. Ot możesz na przykład założyć się z innym graczem, że będziesz np. na pierwszym miejscu w rankingu. W „grze o kasę” wpisowe to 500 punktów CoD. Są też wyzwania premiowane punktami doświadczenia. Ot na przykład jeśli zrobimy pięć headshotów to zyskamy pedeki.
W sumie mamy dziewięć trybów sieciowej zabawy na czternastu mapach. Generalnie w multi BO bawiłem się lepiej niż podczas sieciowania w Medal of Honor. Z kronikarskiej rzetelności warto jeszcze wspomnieć o trybie Zombie dla 1-4 graczy. Rozgrywka jako Kennedy z Fidelem u boku? Bezcenne doświadczenie.
Zabić Kota!
Co mogę napisać na koniec? Że dobrze się bawiłem w Call of Duty Black Ops, a świetny tryb sieciowej rozgrywki niweluje wady kampanii dla pojedynczego gracza? Nie. Nie mogę tego napisać bo byłoby to wierutne kłamstwo. Nowa gra od Activision naprawdę sprawiła mi ogromny zawód. Pod względem fabularnym tytuł ten zmęczył mnie i znudził. Kampania singleplayer, którą można przejść w 4, do 7 godzin jest bardzo słaba. Spektakularna owszem, ale przy okazji głupawa ponad wszelką miarę. Niektórzy mówią, że tryb dla pojedynczego gracza w CoD: BO jest bombastyczny. Ja twierdzę, że jest po prostu idiotyczny.
Black Ops jaskrawo pokazuje, że gry z gatunku First Person Shooter idą w złą stronę. Ja doceniam to, że tytuł ten to największa premiera w historii przemysłu rozrywkowego, ale nie podoba mi się, że kierunek w którym to wszystko zmierza. Kiedyś napisałem, że nie lubię się stresować podczas grania. Black Ops nie tylko nie stresuje – Black Ops prowadzi za rączkę. W tej grze, podobnie jak w Medal of Honor nie zgubisz się na mapie. Brudną robotę mogą praktycznie odwalić partner, lub partnerzy plus reszta wojaków z naszej bandy. Gracz zamienia się w małpę patrzącą na – nie przeczę – spektakularne, czasem efekciarskie ruchome obrazki.
Apoteoza głupoty
To w takim razie ja już wolę iść do kina. Nie dość, że taniej, to jeszcze mój mózg nie zostanie zlasowany potężną ilością kretynizmów rojących się w Call of Duty: Black Ops na każdym kroku. Największy hit tego roku. Największe otwarcie. Największe zyski. Szkoda, że do tego wszystkiego… jedna z najgłupszych gier w historii elektronicznej rozrywki.
Tylko jakie to ma znaczenie? Skoro TO i tak się sprzedaje na potęgę?
Jarosław Kot powrócił z Afganistanu w Medal of Honor tylko po to, aby przenieść się w czasie do lat 60. Spotkał tam Kennedy’ego, McNamarę, a także komendanta Fidela Castro i Zombiaki. W międzyczasie uratował świat choć stwierdził, że raczej wolałby nauczyć się jazdy na monocyklu. Tak właśnie opisał swoją przygodę z Call of Duty: Black Ops. Zapraszamy do recenzji.
Dobra recenzja i ciesze sie, ze Black Ops trafil w rece Kota. Black Ops zdecydowanie nie dla mnie. Ja sie zabralem drugi raz za Dragon Age. Mialem juz jedna postac w polowie przygody ale pozniej gra poszla na polke i totalnie zapomnialem co sie dzialo wiec zaczalem od nowa, tym razem magiem. Jednak swietna gierka i akurat czas przypomniec sobie co i jak zanim wyjdzie dwojeczka.
Oj Kocie 🙂 Ty się po prostu nie znasz na grach, ani nawet na rozrywce 🙂 LOL. Widziałeś recenzję na Onecie? 9. . . słownie „dziewięć” punktów na 10 możliwych. Arcydzieło. http://gry. onet.pl/5311,88825,,Call_of_Duty_Bl. . . enzja.htmlSzkoda, że nikt się pod tym nie podpisał, bo. . . siara by była, rodzina zhańbiona na 20 pokoleń. A jaka ocena użytkowników? 5,5 punkta, przy ponad 2 tys. głosów. Nie mam nic do komercji, ale to jest robienie swoich czytelników /żeby nie być wulgarnym/ w ch. . . a!
Oj zgadzam z twoją recenzją lecz mam 2 ale, te setki tysięcy wylewających się wrogów tworzy wysoki poziom trudności, a to plus. W kategorii bezmyślna nawalanka ta gra zaszłaby wysoko. Po drugie na maksymalnie najwyższych ustawieniach nie miałem absolutnie żadnych problemów więc nie wiem skąd ta uwaga. Ogólnie grafike uważam za bardzo dobrą więc nie rozumiem. Jaką waszym zdaniem gre powinienem kupić żeby zobaczyć tą MEGA nowoczesną grafike?
Kocie, gratuluję ci recenzji wreszcie ktoś trzeźwo spojrzał na tą grę, ocena w pełni zasłużona. Właśnie dla tego lubię ten portal, bo recenzje pisane są z głową, a 9 i 10 nie są rozdawane pierwszemu lepszemu crapowi.
Jak to? Sam Fidel sie podpisał ;D
UU długa fajna recka. Lubię was czytać. Pieknię wystrzelaliście po mordzie ten HIT te wideo też pasują. Czy zagram w BlackOps? W MW2 nie grałem i dobrze mi z tym. W przeciwieństwie do Kota Modern Warfare 1 mi się nie podobał. W ogóle uważam, że najlepsze CODy to 1-3 i ewentualnie WaW. I zgadzam się że jest efekciarsko. Jezu po tych trzech wideo powiedziałbym łał chcę w to zagrać. Tyle że to prawda i tak ludzie będą to kupować ale ale po pierwszych recenzjach z wysokimi ocenami na zachodzi pojawiły się np niższe nawet niż u was np 2,5/5 itd.
No proszę jak sobie dorabia na emeryturze. 😀
Z tej recenzji wynika, że chociaż raz moja przeogromna niechęć do wszystkiego co komercyjne się przydała. Zaoszczędziła czas i pieniądze. Super 🙂
To dlatego taka wysoka ocena. Gdyby ta gra była tylko na PS3 to byłoby góra 6 😛
Chyba ta kula, ktora trafila Fidela miedzy oczy poprzestawiala mu klepki, skoro gre ocenil na 9/10. W sumie jak tylko przeczytalem wstep do „recenzji”, ze gra „otarla sie perfekcje”, czy jakos tak, to malo nie udusilem sie ze smiechu. Ocene przemilcze, zreszta jak caly ten growy „portal”. Wiecej tam nie wchodze, procz chwili gdy bede mial ochote poprawic sobie humor. Valhallowa recenzja konkretna, a najwazniejsze, ze prawdziwa. Czytajac taki tekst od razu widac, ze gre recenzuje prawdziwy gracz z krwi i kosci, a nie jakis bot, ktory pisze swoj belkot pod okreslona przez kogos stojacego nad nim ocene.
Wniosek: Kot potraktował Blak Opsa z „bota”.
W duchu liczyłem, że historyjka w Bo będzie lepsza niż w MW2 a tu proszę to samo again and again.
Jedyne co jest prawdą w grach serii COD to, że historię piszą zwycięzcy. W pierwszej misji MW2 ekipa czeka na nalot który ma zniszczyć masę wrogich żołnierzy z RPGami po drugiej stronie zniszczonego mostu. . . wszyscy wiedzą, że nadleci. . . po co strzelać? Jak już wszystkich się zabije, wystrzela co do kuli i granata banda randzersów wbiega na most ładuje się do „gazików” i odlicza. . . . 10,9. . . kolesie wyjmują komórki i nagrywają jak na drugim brzegu za chwilę upadnie cała dzielnica. . . . te komórki są bezcenne. . . za resztę podziękował i za COD Babola też. . .
Dlaczego siergiej się nie chwalisz, że dostałeś rólkę w BlakOpsie? 😀 😀 😀 http://www.valhalla.pl/img.php?id=101298
Dobre, dobre 😉 Po prostu byłem trochę zajęty machaniem tym kilofem 😉
Ponioslo Cie troche, pewnie z frustracji ze gra sprzeda sie tak swietnie. Najglupsza gra w historii? Jakbys nabral troche dystansu i to przemyslal to pewnie z tysiac glupszych gier by sie znalazlo, prawda?Nie moge sie tez zgodzic z ocena fabuly. Oczywiscie, nie ma tu juz znanej z pierwszych 2 czesci atmosfery wojny i bohaterstwa. Tam zwykle bylismy czescia wiekszego oddzialu, frontalne ataki mogly byc uzasadnione. Teraz to juz prawie James Bond. Masz tez racje kiedy piszesz o absurdach wystepujacych w grze – dodam jeszcze, ze jedna z misji zaczyna sie gdy jestesmy z kolega w niewoli i gramy w rosyjska ruletke, wiec mamy za chwile zginac, a zdazymy jeszcze sie z tej niewoli wydostac, zabijajac po drodze 50 przeciwnikow, potem wykrasc helikopter i przeleciec nim do obcej bazy zabijajac po drodze setki wrogow i niszczac 3 wrogie smiglowce, zeby wreszcie zaatakowac frontalnie ukryta w skalach baze wroga. To wszystko z kolega, we dwoch. Irytuje tez fakt, ze nasz glowny bohater ma okazje zabic Fidela, spotkac sie z Kennedym, posiedziec w rosyjskiej niewoli, powalczyc w Wietnamie itp. itd. Troche duzo jak na jednego czlowieka. Jednak misje sa jakos fabularnie uzasadnione, nie zawsze zreszta gramy Masonem. Fabula potrafila mnie tez zaskoczyc, rozwiazanie zagadki w ostatnich 2 misjach jest ciekawe, nie spodziewalem sie czegos na tyle ambitnego w produkcji badz co badz masowej. Od czasow pierwszych Codow, ktore fabuly jako takiej nie mialy (po prostu kampanie dla poszczegolnych narodow), to chyba najlepsza kampania w CoD (choc w WaW nie gralem). Baqrdziej wkurza masowe oskryptowanie gry, sytuacje w ktorych nie mozesz ruszyc z miejsca, bo gra odbiera Ci kontrole. Nie mozesz np. w danej chwili biegac albo nie mozesz strzelac itp. Albo nie mozesz sie oddalic od reszty kompanow na 10 metrow, bo zawalisz misje. Jest taki moment, w ktorym zabiles nozem Rosjanina i masz ukryc jego cialo. Jedyne co mozesz robic to naciskac W (tzn. ruch do przodu) przez kilka chwil do czasu az Mason dotrze z cialem w wyznaczone miejsce. Po jaka cholere mam naciskac to W? To gra nie mogla juz sama zalatwic to za mnie, skoro i tak nie mozna zrobic nic innego?Wkurza tez to ze wrogowie atakuja zazwyczaj wlasnie mnie. Mimo iz obok sa zazwyczaj koledzy, wrogowie potrafia ich olac i zaatakowac glownego bohatera. Zdarza sie ze nasi ludzie i wrogowie przebiegaja obok siebie wzajemnie sie ignorujac. To wkurza, ten blad istnieje w CoDach juz od pierwszej czesci. Dla mnie gra zasluguje na 7,5 – 8/10 powiedzmy. Nie jest tak dobra jak mowia recenzje swiatowe, ani tak zla jak mowi Kot. To nie jest przypadek ostatniego Medal of Honor. Warto tez zauwazyc, ze kampania solowa to kilkanascie misji, ktore zajely mi ok. 6-7 godzin przy pierwszym przejsciu. To lepiej niz wiekszosc FPSow, ktore ostatnio wychodza.
Nie Heniu nie frustruje bo i niby dlaczego? Poza tym, że dziwuje mnie fakt tak dobrej sprzedaży to jak napisałem w powyższym tekście doceniam fakt, że Activision i CoD sprawia, że elektroniczna rozrywka się rozwija. Fakt ogromnej premiery, miliony sprzedanych egzemplarzy itd. został zauważony przez media głównego nurtu i to jest dobre pod wieloma względami. Złe jest to, że. . . no zapytaj sam siebie w duchu. . . czy chcesz aby tak wyglądały gry FPS?
Fabuła. . . fabuła jest przepakowana absurdami. Oczywiście można znaleźć dziesiatki gier z równie, o ile nie głupszą fabułą. . . sęk w tym, ze należy spojrzeć na kontekst. W grze mamy lata 60 i ta cała otoczka jest totalnie absurdalna i absolutnie niewiarygodna. Amerykańscy chłopcy atakujący Bajkonur? W takiej konwencji to w następnej misji Marsjanie mogliby atakować Biały Dom. . . Jak widzę też wspomniałeś o Bondzie :). Black Ops jest tak absurdalny, że gdyby był filmem, albo książką to oglądający wyszedłby z kina po kwadransie, a czytelnik cisnął książkę w kąt. Na chwilę wrócę do Medal o Honor bo też o nim wspomniałeś. MoH jest krótszy, ale kampania single, jest bardziej kameralna i po przejściu CoD:BO jeszcze bardziej zyskała w moich oczach. BO ma świetny tryb multi. Gdyby jeszcze singiel dorównywał mu choć w połowie. Mam nadzieję, że plotki o „Modern Warfare” w kosmosie okażą się prawdą. Bo setting SF bardziej pasuje do bajeczek jakie serwuje nam ActivisionNa koniec jeszcze jedno. Treyarch był tak leniwy, że nawet nie sprawdził, czy w 1963 (misja na Bajkonurze) był już dostępny HK M5. Nie był, ale co tam 😀 Skoro już Amerykanie w latach 60 wchodzą do ruskich jak chcą to i mogą mieć PM wyprodukowany ze 3 lata później. Przykłady niekompetencji można mnożyć.
No tak tylko, wystarczy sobie wyobrazic ze gramy nie tyle w realistyczna gre wojenna tylko wlasnie w takiego Bonda. W Bondzie mielismy faceta, ktory potrafil zagryzc rekina, mielismy baze lotow kosmicznych we wnetrzu wulkanu itd. itp. i nikt nie ma do tych filmow o to pretensji. I nagle okazuje sie, ze Black Ops w takiej konwencji calkiem sie sprawdza i nie ma znaczenia np. czy dana bron mogla w danej chwili istniec, czy tez nie (nad gadzetami Bonda tez sie zbyt gleboko nie zastanawiamy, prawda?).
to jak oglądam słaby film w TV to mam sobie wyobrażać, że jest dobry?
Wiem, marudzę, ale. . . utalentowany scenarzysta filmowy. Filmowy to słowo klucz. Niestety, doświadczenia, nawet najlepszego, z filmu nie da się przełożyć 1 do 1 na świat fabuły gier komputerowych. To jeden z powodów, dla których gry nadal kuleją w tym temacie w porównaniu z innymi mediami (czemu, mimo wszystko, nie zamierzam zaprzeczać gdyż byłoby to po prostu głupotą z mojej strony). Po prostu nie ma ludzi, którzy rzeczywiście potrafiliby robić fabułę gier (są nieliczni, którzy względnie potrafią, ale i tak rzadko kiedy wykorzystywany jest potencjał interaktywności. . . zresztą, to dłuższy temat), a zamiast uczyć się to robić podpatrujemy/podkradamy scenarzystów filmowych. . . A to zupełnie inna zabawa. Tak od strony środków wyrazu jak i narzędzi. Z tego właśnie względu zawsze z ogromnym dystansem podchodzę do nazwisk wielkich scenarzystów, czy innych ludzi filmu lub książki, widniejących czasem w napisach końcowych (lub wręcz krzyczących z pudełek) gier. Inna sprawa, żeby już być całkiem fair (choć nie liczę, że nikt się ze mną w sprawie powyższych twierdzeń nie pokłóci :P), że scenarzysta napisał to, co mu kazali napisać. . . I pewnie dumny z tego nie jest (mam nadzieję), ale jeść trzeba ;). A jeśli chodzi o samą grę. . . Do tytułów tego rodzaju nawet z kijem nie podchodzę. Nie kupię, nie pożyczę, nie wezmę do ręki będąc w Empiku. Za bardzo cenię sobie swoje zdrowie psychiczne.
Owszem, zastanawiamy, i właśnie dlatego osobiście kompletnie nie trawiłem Bondów przed Danielem Craigiem. Po prostu nawet przy bardzo dużej dawce dystansu i/lub alkoholu filmy, jak dla mnie, kompletnie nie trzymały się kupy i co 10 sekund miałem „oh sure”-effect. Przy obecnych mam go co 30 sekund — to postęp. Z tego samego powodu nie oglądam horrorów — nigdy nie potrafię wyłączyć mózgu na tyle, żeby uznać to, co widzę jest chociaż minimalnie prawdopodobne. Wiecie natomiast co bym chętnie zobaczył? Parodię takich gier jak MoH czy CoD. Odwołując się do Bondowskich analogii, coś w klimatach Austina Powersa, ale oczywiście również w formie gry. Choć z drugiej strony nie wiem, czy te produkcje nawet na to zasługują. . .
Humor w grach bardzo trudno osiągnąć 🙁
Nie grałem w nowego CoD-a, natomiast chciałem się odnieść do kilku rzeczy nadmienionych w dyskusji.
To musi być naprawdę wręcz nawet nie absurdalny, co po prostu surrealistyczny 😉 Die Hard 4 oglądało dość sporo ludzi i, co niesamowite, duża część z nich odebrała ten film pozytywnie – ludzie lubią takie bezmyślne odmóżdżacze. Moje granice pojmowania nie sięgają tak daleko, by wyobrazić sobie co takiego mogło wymyślić Treyarch, żeby głupotą przebić scenę z myśliwcem nad estakadą w czwartej Szklanej Pułapce. Strącenie helikoptera samochodem i wybuchające komputery to też „klasa” 😉 Co do książek – Robert Ludlum też ma całkiem szerokie grono czytelników. Nawet pomimo tego, że naprawdę ciężko przymknąć oko na niektóre absurdy. Także chyba Kocie trochę nie doceniasz ludzkiej tolerancji na bezsens 😉
Horror to podgatunek fantastyki. Z natury rzeczy więc nie potrzebuje niczego prawdopodobnego według naszej miary realizmu i stosowanie tego jako kryterium oceny jest błędem i od razu przywodzi mi na myśl krytykowanie 300 za historyczne nieścisłości. Wszystko super, ale to adaptacja komiksu, nie aspiruje nawet do miana historycznego filmu. Chyba, że mówimy o prawdopodobieństwie wystąpienia pewnych zachowań, typu czarny charakter zawsze idzie szybciej niż jego ofiara biegnie (choć to raczej element thrillerowy) albo w promieniu 10 kilometrów od miejsca złowrogiego wydarzenia nie ma ani jednego działającego telefonu. No ale chyba nie jest z filmowymi horrorami tak źle, żeby takie absurdalne klisze był elementem każdego z nich, prawda?
Obczaj sobie Eat Lead: The return of Matt Hazard. Niestety, wykonanie ponoć dużo gorsze niż sam zamysł 😉
kloperfield – nie musisz sobie tego wyobrazac. Po prostu nastawiaj sie na Black Ops tak jak nastawiasz sie np. na Gwiezdne Wojny – tzn. bez zastanawiania czy cos jest realne czy nie, przyjmujemy ze „Moc” istnieje i ogladamy. W skrajnym przypadku mozna uznac ze Black Ops toczy sie w alternatywnej rzeczywistosci inspirowanej historia lat 60.
Austin Powers? Obejrzałem niedawno całą trylogię, i jedynka jeszcze jako tako może śmieszyć. Później chyba tylko gagi z cieniami mnie wprawiły w dobry nastrój. Ale reszta. . . Paaanie daj pan spokój. Ale z pierwszym zdaniem się zgadzam. Powstała świetna gra parodiująca Bonda (No One Lives Forever). W tym roku „Deathspank” sparodiował gry RPG. Przydałoby się coś lżejszego*, a nie tylko chóry,trąbki i mężni potomkowie Chucka Norrisa z powiewającą flagą amerykańską w tle. *Także na PieCa 🙂
Patrząc przekrojowo na cały ten gatunek to w każdym okresie znajdą się dobre filmy. I nie ma znaczenia czy jest to „Dracula”, „Halloween” czy „Hellraiser”. Wiele rzeczy, które się tam dzieją nie można racjonalnie wytłumaczyć, ale nie odbiera im to wartości. Gdyby chcieć wszystko tak równać, jak proponujesz coppertop, byłoby bardzo nudno :).
Jak zwykle czytało się super. Tak jak napisałem pod felkiem Nie kupię, ale pożyczyłem od kumpla w wersji na PS3. Oszczędziłem trochę grosiwa. Przejście Singla zajęło mi 5 godzin z lekką górką. Historyjka żenada. to trzeba zobaczyć żeby uwierzyć. Nawet koncowa scena to mega, mega żenada. siergiej ale odłóż na bok Szklaną Pułapkę 😉 Black Ops miał opowiadać o tajnych operacjach CIA a opowiada o niezbytajnym sikaniu na podwórku Rosjan przez amerykańskie krasnoludki. Kot o Bajkonurze już pisał a to tylko wisienka na torcie fabułki Bo. Uwierz, że w żadnym filmie o Bondzie nie było takiego skomasowania bzdur na metr kwadratowy jak w Codzie. Przed premierą black Ops ponoć protestowały organizacje skupiające byłych wojaków z Wietnamu i wcale się nie dziwię. Jak amerykański wnuczek pogra w Bo to potem pójdzie do dziadzia i zapyta jak mogli przegrać tę wojnę? Przecież taka ta Chłameryka cacy była.
@SiergiejDzięki za podsunięcie tego Eat Lead. Trochę zniechęciłeś uwagą o wykonaniu, ale może i tak sprawdzę ;). Jeśli chodzi o horrory, to może trochę źle się wyraziłem. Miałem na myśli prawdopodobieństwo w sensie trzymania się kupy, nazwijmy to, spójności. Choć z drugiej strony na większości horrorów, jakie widziałem ziewałem (albo padałem ze śmiechu, choć raczej to pierwsze) również ze względu na brak możliwości zaistnienia określonej sytuacji w rzeczywistości. Z tego samego powodu nie trafiają do mnie filmy o zombie, kosmitach. . . kosmitach zombie. Z podobnego powodu odbiłem się kompletnie od Mass Effect. To samo mam z Gwiezdnymi Wojnami czy jakimikolwiek innymi przejawami fantasy (chyba nikt nie ma wątpliwości, że SW to jest fantasy, prawda?). Fantastyka fantastyką, ale lubię kiedy stoi na fundamencie solidniejszym niż spuszczona z cugli fantazja twórców. Ale, chyba trochę zboczylimy z tematu 😛
Łojejku, to był przykład odnoszący się do Bonda ;). Choć ja tam lubię — to jedyna sytuacja, w której trawię absurd tego kalibru — kiedy sam siebie nie stara się traktować poważnie.
O to to to to. Mało rzeczy jest gorszych w temacie fabuły niż tego rodzaju kaszana doprawiona patosem. Zresztą, nie będę się wyflaczał nad tematem — Kot napisał już co było do napisania.
Cóż, dla mnie byłoby znacznie ciekawiej ;D. Ale, przecież nikomu nie odmawiam prawa do niższego progu „suspension of disbelief”. U mnie jest on po prostu cholernie wysoki (albo niski, zależy jak na to patrzeć ;)). Oczywiście zdarzają się wyjątki ale raczej wtedy, kiedy, jak wspomniałem, samo dzieło nie stara się wyglądać za poważnie.
A mogę uwierzyć na słowo? Please. . . ? 😉
Wszystko jasne. Każdy niech uprawia swoją część ogródka jak uważa ;).
Wiem, ale pozwoliłem sobię na małą dygresję. Swoją drogą, szkoda że Mel Brooks nie tworzy nic nowego. Ten to potrafił zrobić parodię.
Lord Vader vel. Kot musi użyć ciemnej strony mocy http://warkitty. com/wp-content/uploads/2008/12. . . 00×534. jpg
Czytało się ze smakiem plus dla autora. Ja tak jak napisałem pod felietonem o Codzie. W Black Ops bawiłem się nieźle ale przejście tej gry w mniej niż 5 godzin uważam za k. . . . skandal. Gdyby nie multi to zwróciłbym do sklepu.
Fajnie się czytało chociaż czasem bogate słownictwo autora tej recenzji mnie przytłaczało te wszystkie protagonisty surpemacje retrocośtam. Ta recenzja jest kompletnie różna pod każdym względem od np recy na stronie www cdaction
Mam nadzieję że to tylko prowokacja – jeśli tak to kiepska, jeśli nie- pozdrawiam.
Przynajmniej nie napyskowałeś z tego powodu :DA powinieneś napisać coś o niekompetencji autora i tym że jest do dupy albo coś. tomikku wiesz za bardzo się rzucasz z niewiadomego powodu i naprawdę używasz zbyt mocnych słów. Kot w ogóle nie powinien odpisywać na twój komentarz tylko dać /ignore.
To dobrze glorian, przynajmniej własne słownictwo ubogacisz. Na tym to polega.
Kilku zdaniowy akapit traktujący o trybie, który przykuje graczy na setki godzin do krzeseł/foteli? Drogi recenzencie, masakra. Nawet zgodzę się z krytycznym podejściem do singla, w którym kwiatków można znaleźć dużo więcej, ale potraktowanie po macoszemu jednego z najlepszych obecnych trybów multiplayer na PC jest dla mnie niewybaczalne. Tej grze należy się przynajmniej kilka tłustych akapitów o rozgrywkach sieciowych.
Polecam dyskusję pod recenzją GTA IV. Od siebie dodam tak: Recenzja nie jest opisem wszystkiego jak leci niestety Internet faktem nieograniczonej przestrzeni i zdegenerował tę formę do gównianego blogowego wpisu, lub rozwlekłego opisu i dziś mamy takie aberracje jak recenzję jednej gry podzielonej na recenzje 1 trybu single i 2 trybu multi. O czym to miałbym ci napisać oprócz przekazania kilku ważnych(bo tym jest recenzja) -a nie wszystkich ciurkiem – informacji miałbym po kolei wymieniać i opisywać mapy? A może zdać relację z kilku godzin rozgrywki (relacja też jest formą dziennikarską, inną niż recenzja) i tak dalej i tak dalej. Owszem mógłbym napisać dwie „recenzje” single i multi ba! Dostałym za każdą stawkę jak za pojedynczą recenzję więc byłbym do przodu o parę groszy
A co tu pisac o multi? Jest identyczny jak w poprzednich grach z serii i w pozycjach konkurencyjnych, typu Bad Company czy Medal of Honor. Delikatne niuanse zostaly przeciez wyszczegolnione w recenzji. Zreszta dobrze widac, ze gracze CoD nie dbaja o tresc nowej pozycji z serii. Kupili miliony kopii mimo ze gra jest wlasciwie ciagle tym samym z wiekszym numerkiem. Juz wiecej nowosci znajdziesz w pozycjach typu FIFA. Jak autor recenzji takze uwazam, ze tryb single w tej grze zostal zaprojektowany dla kompletnych nieudacznikow i zwyczajnych glupkow. Inaczej tego nie da sie okreslic. Takiego stopnia absurdu i zdebilenia ze swieca szukac w innych pozycjach. Nawet gry typu Terrorist Takedown maja lepsze uzasadnienie przedstawionych wydarzen i sa 10 razy bardzej realistyczne. Mialem nieprzyjemnosc przejscia pierwszej misji w BO i od pierwszych sekund bylo „O RLY, WTF”. Co do trybu multiplayer, to nie nazwalbym go jednym z najlepszych na swiecie. To ze obecnie statystyczny gracz lubi pozycje ktore nie wymagaja duzego wysilku umyslowego nie oznacza, ze sa one nagle wartosciowe od strony merytorycznej. Sa zdecydowanie lepsze pozycje, ktore nie pluja ci w twarz od pierwszej sekundy obrazajac przy tym twoja inteligencje. Obecnie, w moim odczuciu, jedna z najlepszych gier sieciowych w podobnej konwencji co BO jest Armed Assault 2. Problem w tym, ze przecietny gracz nie bedzie w stanie ukonczyc pierwszej misji na easy, bo ta gra wymaga myslesnia na kazdym kroku i prawdziwej czujnosci. A nie jak w BO, biegniemy sobie jak Rambo i trup sie sciele dziesiatkami od naszych groznych spojrzen.
Przykro mi to stwierdzać z taka bezwzględnością, lecz nazywanie recenzowania trybu sieciowego w grze pokroju Call of Duty, (która to notabene – czy recenzujący tego chce, czy nie – stała się na przestrzeni lat PRZEDE WSZYSTKIM shooterem sieciowym), „opisem wszystkiego jak leci” jest dla mnie obnażeniem niezwykłej wręcz ignorancji recenzenta. Absolutnie nie chcę Cię obrazić, czy też urazić, lecz w związku z powyższym, uważam, że nie jesteś odpowiednią osobą recenzującą ten tytuł, lub recenzja ta powinna nazywać się „Kot agentem – recenzja Call of Duty: Black Ops SINGLEPLAYER”. Już na samo opisanie róznic między poprzednimi wersjami CoD można poświęcić kilka zawierających wiele wartościowych informacji zdań. Tak, widzę, że napisałeś, że nie jesteś fanem MW i tryb sieciowy nie jest dla Ciebie najważniejszy już na początku recenzji. Tym prostym trickiem zrzuciłeś z siebie odpowiedzialność za napisanie kompleksowej recenzji NAJWAŻNIEJSZEGO trybu tej gry – multiplayer. A może po prostu brak Ci ku temu kompetencji? Mam nadzięję, że recenzja trybu multiplayer znajdzie się jeszcze na łamach Valhalli, która to, swego czasu będąca moim ulubionym serwisem o grach, zaczyna, niczym pozbawiony napędu statek, dryfować w stronę mielizny. EDIT: Może argumentem potwierdzającym wyżej wymienione „peany” na cześć multiplayer w CoD będzie dla Ciebie fakt, że są całe rzesze ludzi, którzy kupując tę grę nawet nie odpalają trybu single player – mam taki, niewinny przykład w domu w postaci mojej żony.
glorian jest młody, niech się uczy tego słownictwa – lepiej z recenzji Kota niż z CDA ;]
Jeśli wierzyć temu co jest napisane w profilu, jest tak młody jak i ja jestem, a takich problemów nie miałem. . . Ehhhhhhhhhhhhh. . .
I to jest po prostu smutne. . . Z drugiej strony, skoro tak to po co nas tym singlem straszą? Do roli tutka i tak zdecydowanie lepiej nadaje się zwykła mapa z botami. @GlorianZdaje się, że drugi raz zdarza Ci się być przytłoczonym wyrafinowanym słownictwem (a w tej roli supremacja i protagonista, o zgrozo. . . ) pojawiającym się w valhallowym tekście. Ja się dołączam do rady Twilitekida — korzystaj, ucz się, przyda Ci się ;).
Tym bardziej, że tym razem mamy do dyspozycji m. in. „Combat Training”, czyli stylizowane na sieciowe rozgrywki z botami, które można przeprowadzać przy udziale znajomych, o czym recenzent zgodnie z doktryną unikania „opisów wszystkiego jak leci” również nawet nie wspomniał. PS. To jest smutne. . .
Akurat ta cześć COD od czasu 4 wydaje mi się w singlu najgorsza, za single dał bym 6+/10. Przyznam jednak że „tomikku” ma racje, gdzie w recenzji wrażenia z trybu online bo to jak by nie było esencja poprzednich kilku części wiec jak by recka nie pełna :). Tak czy inaczej mamy obraz tego jak tą grę odbiera osoba oczekująca dobrego singla, czyli w tym względzie COD wogóle nie opłaca się kupić
tomikku wzruszyła mnie twoja historia. Tak czułem, że skończy się to czym na granicy bluzgu i fochami. W ogóle nie powinienem odpisywać na to coś. Co najwyżej napisać, żebyś bo ja wiem. . . pocałował mnie w. . .
To był przykład podany na szybko. Więc może rozwinę myśl – jak napisałem już chyba X razy recenzja NIE JEST opisem wszystkiego. Odsyłam do definicji czym jest recenzja sensu stricto. Zapomniałeś jeszcze o jedno strzelić mi focha – nie napisałem prawie nic o dostępnych w BO broniach. Skandal po prostu.
Pierwsza zasada nie kłam! Jak już obrażasz to zrób to i nie pisz, że jest inaczej. Oczywiście, że chcesz mnie obrazić. Mnie natomiast poniekąd obraża, a raczej męczy fakt, że człowiek, któy nie wie czym jest recenzja zaczyna rzucać we mnie słownym kałem. Twoje zarzuty z technicznego punktu widzenia są tylko subiektywnymi pretensjami. A wiesz może nie jesteś odpowiednią osobą do czytania tej recenzji ;). Masz absurdalną odpowiedź na absurdalny zarzut.
Powtórzę bo nie łapiesz – recenzja nie jest opisem. Ja rozumiem, że 99% ludzi nie rozumie w czym tkwi różnica, ale to nie powód żebyś na mnie charał flegmą.
Nie jestem li tylko fanem słabych gier. Zabronisz mi? Tak na początku recenzji napisałem CO JEST DLA MNIE JAKO RECENZENTA WAŻNE może ci się to nie podobać, ale wypraszam sobie te twoje kalumnie, które ty nazywasz argumentami.
Nie galopuj bo się zagalopujesz. Na BO w single wydano miliony dolarów. Zatrudniono gwiazdy Hollywood pierwszej wielkości. Na ścieżce dźwiękowej są tacy giganci jak The Rolling Stones, a ty mi ględzisz non-stop o trybie sieciowym. Tryb sieciowy jest ważny, jest w Call of Duty fenomenem, ale nie z mojego, „opisywacza-recenzenta” punktu widzenia (a recenzja to subiektywna, selektywna opinia pragnę zauważyć) i nie jest to powód żeby jakiś typ z Internetu mi pyskował. Potrafi to do ciebie dotrzeć, czy wolisz rozdzierać koszulinę? I jeszcze jedno „kompleksowa recenzja” to niemalże oksymoron. Ale jak już napisałem nie wiesz czym jest recenzja więc rozwijać tematu nie będę bo szkoda mi klawiatury.
Ziewwww. Kolejny raz odsyłam do definicji recenzji. Przy okazji zanim kogoś będziesz próbował obrazić znajdź sobie definicję słowa „niekompetencja” bo nie jest nią fakt, że jakiś bubuś jest niezadowolony, że nie opisałem mu tego i owego. Ja wiem, że mówię do ściany, ale warto spróbować.
Nie pojawi się. Proponuję abyś już w tym momencie poszedł sobie poderżnąć żyletką nadgarstki z rozpaczy
Dlaczego każdy kto przychodzi komuś z nas napyskować na koniec zatroskany pisze, że V to jego ulubiony serwis? To staje się nudne.
Twoim jedynym argumentem jest charanie na mnie flegmą z dezynwolturą typową dla internetowego trola. Nic poza tym. Dlatego nie mam zamiaru traktować cię jak poważnego dyskutanta tylko jak kogoś z animozjami i tyle. Chcę żebyś ten akapit przeczytał ze dwa razy żebyś sobie przyswoił. Zapewne zaraz mi napiszesz jaki to jestem dla ciebie niedobly i chamski 😀 Nie krępuj się.
Mam n-ty raz powtórzyć czym jest recenzja i nie czuję się zobligowany do opisywania gry od A do Z tylko dlatego, że jakiś koleś strzela mi focha w komentarzu?
No prawdziwy dramat.
@quatrix, przyznał się kiedyś że ma 15 lat.
Przesadzacie, „Tomasz (?)” mógł dodać wiecej smaku do swojego komentarza ale trudno nie podzielić jego opinii. O wrażeniach w MP skrobnąć mimo wszystko należało. Opisu broni itp. , to uważam można pominąć, ale MP, rdzeń rozgrywki w produkcji która i tak jest kojarzona z MP? to tak jak bym ocenił Quake 3 arene na podstawie trybu gry z botami w singlu :). Pominę fakt że mi nawet MP w przypadku tej gry nie podszedł i wciąż ocenił bym grę słabo, ale niestety takie już niecne zadanie recenzenta, opisać jej Gł atuty :). Piszę to nie by dopiec autorowi tego tematu ale by recki w jego wydaniu stały się lepsze, samo zaś bezkompromisowe ocenianie aspektów gry w jego wykonaniu bardzo już mi się podobało i w tym aspekcie oby tak dalej :). W końcu ktoś powiedział o tej serii coś co należało, chciał bym przeczytać w wydaniu Pana Kota recke GT5 czy też wielu innych potężnie zapowiadających się produkcji 🙂
Główny rdzeń? Zależy dla kogo. Dla mnie np multi w tej grze mógłby nie istnieć ;]
Tyle, że wtedy aż strach pomyśleć jaką ocenę by gra dostała:)Edit. : Może mi się tylko wydaje, ale piosenka Stones’ów niezbyt mi tam pasuje. . .
wersja PC ssie, szkoda ze nie ma tego co konolowac. . Olewają nas strasznie!
Po patchu podobno jest odrobine lepiej. Mam dwoch kumpli ktorzy w to graja na multi i jakos tam sobie radza. Ale faktycznie problemy techniczne sa szokujace i zwyczajnie zenujace. Ewidentnie widac ze Activision ma gdzies graczy i liczy sie dla nich tylko kasa.
Hah recka dłuższa niż sama kampania w grze. . . nawet jakbym kupił tą gre gdzieś za 50zł to i tak bardziej opłaca mi sie kupić 2 bilety do kina płacąc 30zł a rozrywke mam podobną bo obejrzenie dwóch filmów zajełoby mi tyle co przejście black opsa, oczywiście jest multi, ale od tego jest dużo lepszy, bad company 2. Reasumując CoD WaW, modern warfare 2, black ops to singleplayerowe gnioty z niezłym multi
Właśnie skończyłem Black Opsa i muszę przyznać, że całkowicie zgadzam się z Kotem – świetna recenzja. Dorzucając ostatnie słowo do dyskusji o fabule, ponieważ ktoś tu wspomniał o tym, że klimat jest bondowski i faktycznie inaczej tego nazwać nie można. Tylko, że tutaj sprawa ma się nieco inaczej. Jak idę do kina na Bonda to mi nie przeszkadzają wybuchające bełty, fakt, że bohater pływa, skacze, strzela, lata i świetnie wygląda w garniturze. Ale jak idę na „Sumę wszystkich strachów”, „Polowanie na Czerwony Październik”, „Karmazynowy przypływ” czy choćby zimnowojenne „K19” to ja nie chcę, żeby bohater robił to co powyższe. Chcę, żeby był człowiekiem, żołnierzem i radził sobie w dość ekstremalnych warunkach. Nie wiem jak Wy, ale poprzednie CODy jakoś mi bardziej leciały Clancym niż Flemingiem.
e tam gra jest świetna czekam na MW3